Stawianie granic

Wiedza, która może pomóc, gdy boli dusza...

Moderator: Moderatorzy

Onawkacie
Posty: 11
Rejestracja: 19 maja 2019, 4:03
Płeć: Kobieta

Stawianie granic

Post autor: Onawkacie »

Słucham konferencji x. Marka Dziewieckiego i odkrywam nowy wymiar miłości, wymagającej i twardej. Jest to dla mnie coś nowego i trudnego. Jak Wy to robicie? Jak się tego uczycie i w tym wzrastacie? Widzę, że to może dotyczyć nie tylko małżonka ale i dzieci i tych, którzy nas ranią. Porozmawiamy na ten temat?
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Stawianie granic

Post autor: rak »

Temat jest ciekawy, ale też trudny i niejednoznaczny, więc może z mojej strony przedstawię najpierw jak ja widzę granice.

Pierwsza trudność to jest definicja granicy i określenia kto ponosi konsekwencję jej postawienia.

Często mówi się skrótowo o stawianiu granic komuś innemu, np. żeby zmienił swoje zachowanie - mi wydaje się, że bardziej praktyczne byłoby określenie stawianie granic czyjemuś krzywdzącemu zachowaniu wobec naszej, albo swojej osoby, gdzie to my nie oglądając się, czy ta osoba zmieni zachowanie, czy nie stawiamy granicę na dalsze interakcje, a granica to jest nasze świadome odseparowanie się od zła, więc akcja i jego konsekwencje są po naszej stronie, choćby dlatego, że to my mamy świadomość zła a nie druga strona.

Największa trudność wydaje mi się jest właśnie w tej świadomości. Co jest tym złem, a co jest niewygodą, naszymy zachciankami lub wyrobionymi w trakcie długiego życia oczekiwaniami. Wymaga to dosyć dogłębnego poznania siebie, swojej przeszłości, wyuczonych mechanizmów działania. W skrócie najpierw powinniśmy się nauczyć dojrzale kochać siebie, zanim zabierzemy się za stawianie granic zachowaniom innych ludzi, inaczej mogą one często być wygodnymi manipulacjami poglębiającymi nasze wewnętrzne problemy.

Dodatkowa trudność polega na naszych możliwościach i sile do zaangażowania się w ograniczanie zła, np. kiedy nie mamy siły na opieranie się złu i się od niego izolujemy, np. żeby się wzmocnić i nie pogłębiać problemów (stawianie muru), a kiedy kiedy mimo trudności chcemy ograniczyć zło i własnym wysiłkiem i wyrzeczeniami czynić dobro (stawianie elastycznych granic). Nie uważam żadnego z tych podejść za złego, zależy od naszej aktualnej kondycji i możliwości kontaktu z drugą osobą.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Stawianie granic

Post autor: Nirwanna »

Bardzo zgadzam się z tym, co pisze rak :-)

Natomiast zgadzając się co do zasady tej:
Największa trudność wydaje mi się jest właśnie w tej świadomości. Co jest tym złem, a co jest niewygodą, naszymy zachciankami lub wyrobionymi w trakcie długiego życia oczekiwaniami. Wymaga to dosyć dogłębnego poznania siebie, swojej przeszłości, wyuczonych mechanizmów działania. W skrócie najpierw powinniśmy się nauczyć dojrzale kochać siebie, zanim zabierzemy się za stawianie granic zachowaniom innych ludzi, inaczej mogą one często być wygodnymi manipulacjami poglębiającymi nasze wewnętrzne problemy.
ja jednak zrobiłam, czy też wciąż robię trochę inaczej. Coraz bardziej dojrzałe kochanie siebie wiąże się u mnie jednocześnie ze stawianiem granic. W pewnym momencie się dowiedziałam, ze stawiam je SOBIE. Inaczej mówiąc, coraz dojrzalej kochając siebie, coraz pewniej widzę, gdzie leżą moje granice, i skuteczniej je komunikuję. Jednocześnie staram się akceptować moją słabość i grzeszność, więc gdy w tym stawianiu granic gdzieś coś zawalę (czyli np. wejdę w manipulację), to nie jest już dla mnie tragedia, tylko chęć uczenia się na błędach i wyciągania wniosków. Wychodzi różnie. Ale chęć jest ;-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Stawianie granic

Post autor: nałóg »

Granice....... bardzo ciekawy i bardzo ważny aspekt życia każdego człowieka.
Tak jak pisze "rak" jednym z ważniejszych aspektów jest określenie czym jest "granica".
Tak na szybko wg mnie to cienka i wiotka linia podziału pomiędzy tym co dobre dla mnie i tym co dobre dla mojego otoczenia.
I tu uwaga: tak ja , jak i moje potoczenie mogę/że inaczej interpretować pojęcie granicy i to wirtualne jej posadowienie.
Jako , że najlepiej znam te zagadnienia z własnego podwórka to odniosę się do granic w uzależnieniu . Wchodząc dość systematycznie w uzależnienie tak ca z 15 lat uważałem że ja mam prawo do tego aby się napić, no bo stres, bo sukces , no bo przecież wszyscy piją , bo pije za swoje..... i to było takie systematyczne, powolne przesuwanie swoich granic na coraz większy obszar pozwalania sobie na picie. W międzyczasie było nadmierne picie i jego konsekwencje (kac,ból głowy, przemowy do sedesu ) tłumaczone np.; zaszkodziło mi coś.
Stosunkowo krótkotrwałe konsekwencje dla mnie i rodziny (foch żony, ciche dni). W miarę postępu uzależnienia zaczęły się ciągi , picie w ukryciu, wypieranie się wobec bliskich że piłem, i tu już zaczęły być naruszane już dość wyraźnie granice moich bliskich. Zawalanie różnych spraw zawodowych, rodzinnych.
Ostania faza uzależniania to ciągi i cierpienie. I tu pojawiają się granice mojej wydolności fizycznej jako picia...... przymus picia powodował ogromny ból a aby zniwelować ten ból podsuwał alkohol. Zamknięty krąg zjeżdżający po równi pochyłej. Bóg postawił mi granice bólu i cierpienia....tak fizycznego jak i emocjonalnego. Pokazał mi tez granice poprzez postawienie na mojej drodze innego ,trzeźwego alkoholika.
Granicą życia i śmierci było pić i umrzeć, lub przestać i żyć.
Cudem wybrałem ŻYĆ a konsekwencją tego było odstawić alkohol. Tu zadziałał Bóg i w ciągu jednej nocy zabrana mi został obsesja picia.
Konsekwencją tego został wytyczona mi granica: wywalić alkohol z domu, unikać miejsc gdzie się pije , brać udział w mityngach.
Powrót czyli samowolne przekroczenie granicy z powrotem do alkoholu równa się z ogromnym prawdopodobieństwem przedwczesnej śmierci.
Mój wybór i świadoma rezygnacja z alkoholu. To jest dla mnie GRANICA życia i śmierci.
No tak..... i tu najlepiej dla mnie byłoby aby w moim otoczeniu nikt nie pił alkoholu. Lecz moja współmałżonka, nasi przyjaciele i rodzina nie są alkoholikami i maja prawo do wypicia lamki wina czy drinka. A alkoholizm jest moim problemem.
Egocentrycznie , egotycznie narusza to moje granice.
Mam wyjście...... mogę nie uczestniczyć w spotkaniach.....mogę uczestniczyć do momentu gdy nie odczuwam dyskomfortu przebywania z ludźmi którzy "sączą" lampkę wina przez wieczór i wyjść w momencie gdy zaczyna mi to przeszkadzać. Nie mam prawa naruszać granic mojej współmałżonki czy znajomych do jej/ich prawa do wypicia alkoholu i wymuszać na nich całkowita abstynencję.
Moja granica kończy się tam gdzie zaczyna się obszar i granica innych i albo ten wspólny obszar jest akceptowalny dla stron albo świadomie nie wchodzimy we wspólny obszar.
CDN
PD
ODPOWIEDZ