lena50 pisze: ↑06 sty 2019, 22:18
Nie zamierzasz,ale nieustannie przekonujesz....niestety.
Nie przekonuję. Przedstawiłam swój sposób widzenia depresji i przecież nikomu nie wpieram, że ma go uznać za swój.
Nawet bym tematu depresji nie kontynuowała gdyby nie wpis agaton po którym poczułam się wywołana do tablicy.
Z niczym co tutaj piszę nikt zgadzać się nie musi. Moje opinie to efekt kulkunastu lat obserwacji mojej mamy, środowiska w którym wzrastałam ( po 13 latach gdy odwiedziłam strony rodzinne zastałam ten sam widok: pijaństwo, narkomania, brak pracy, bezbozność, brak poczucia swojej wartości i tożsamości, brak perspektyw, brak woli walki o swoje życie), oraz osób których już na tym świecie nie ma (samobójstwo) albo żyją w poczuciu bezradności i blisko granicy zycia i smierci (konkubina mojego ojca).
Nic na nich nie spadło jak grom z jasnego nieba ale w taki sposób poprowadzili swoje życie, iż cięzko udźwignąć tego skutki, plus brak kontaktu z samym sobą i brak perspektyw które zawróciłyby ich z tej drogi marazmu i rzekomego życia.
Dopóki nadałam sens zycia mojemu ojcu , pokazałam, że mozna zyć inaczej : każdego dnia wysiłkiem woli ale i praktykowaniem wiary stawał się silniejszy i zdolny do życia dla innych. Podobnie z moją mamą: potrafiłam się wczuć w jej świat (nie zgadzam się z opinią że brak mi empatii i wrażliwości bo zawsze byłam nakierowana na innych) i mobilizować ją do walki. Miała swojego czasu problem by wyjść poza ściany domu a udało mi się skłonić ją do przyjazdu 200 km do wnuków. Sama się pzrekonała, ile jest w stanie zrobić, jesli przestanie się koncentrować na sobie, swoich dolegliwosciach i ciagle powtarzanej przez lekarza prowadzacego tezie, że w takim stanie ma jedynie pilnować brania leków. Nadzór lekarski , sztampowe gadki nie dajace pacentowi nadziei na wyjście z problemu i bezmyslne pzrepisywanie leków nie są żadnym leczeniem. Farmakologia może wspomagać w jakiś sposób proces zdroweinia pacjenta ale nigdy nie zastapi szukania przyczyny problemu i motywowania do życia pełną piersią.
Nie mowiąc już o skutkach ubocznych kilkunastoletniego brania chemicznych medykamentów : żaden lekarz nie przyzna, że kolejne nawarstwiaąjące się dolegliwości i schorzenia u pacjenta to być może efekt faszerowania organizmu lekami. Nie wspomnę już o uzaleznieniu od antydepresantów których branie eliminuje w człowieku wolę wyjścia z choroby i zdrowienia bo przecież pigułka ma to załatwić. Człowiek dochodzi do stanu, że lekarz w jego oczach to niemal bóg któremu nalezy bezwględnie ufać i powierzać bezrefleksyjnie swoje życie.
agaton pisze: ↑07 sty 2019, 0:58
Nie czuję się na siłach rozmawiać z kimś , kto jest ekspertem na podstawie jednego czy dwóch przykładów;
Po pierwsze w niczym się ekspertem nie czuję (wyraziłam tylko swoje zdanie do którego mam prawo) , po drugie moje obserwacje i bliskie doswiadczenia dotyczą ni ejednej osoby, a po trzecie z tego co piszesz, TY ekspertem w dziedzinie depresji też nie jesteś więc nasze poglądy to słowo przeciwko słowu.
Ty wysłuchałąś zwierzeń ludzi po depresji czy w trakcie (dla mnie oczywiste jest że mówią to co mówią, moja mama też uważa swoją chorobę za najcięższą ze wszystkich....a że mi dzieci zmarły i zmagałam się z innymi róznymi problemami i doswiadzceniami to nie wazne....depresant widzi tylko siebie i swój ciężar) i ja również z podobnymi ludźmi miałam kontakt.
I powiedz mi co to za choroba, co to za lekarz i co to za diagnozowanie pacjenta skoro na podstawie jego słów orzeka depresję i wypisuje połowie ludzi danej wioski recepty na antydepresanty? Sama potwierdzasz że zdarzają się wyłudzenia rent to pytam jeszcze raz: jakie są namacalne i autentyczne , nadajace się do potwierdzenia dowody i przesłanki do orzeczenia depresji i renty?
Mimo, że mówisz do mnie z pozycji lekarza i deprecjonujesz moje doswiadzcenia i wnioski (też widzę tu sporo pychy i arogancji) ja nie mam jakiegoś nabożeństwa do lekarzy i podchodzę do nich z dystansem i zdrowym rozsadkiem .....szczególnie do tych którzy nie są w stanie zobaczyć róznicy między zachorowaniem na raka i na depresję. I nie traktują człowieka holistycznie czyli : biorąc pod uwagę jego ciało, psychikę, duszę, ducha i historię życia.
lena50 pisze: ↑06 sty 2019, 19:47
Uważam,że między doświadczyć depresji osobiście,a być tylko jej świadkiem.....jest różnica.
Ja nie patrzyłam na moją mamę zza szklanej szyby. Jej stan psychiczny i duchowy rzutował na moje życie i zdrowie. Byłam bezpośrednim odbiorcą jej stanu życia jako dziecko.
Sugeruję głębsze spojrzenie by zobaczyć w tej całej historii depresantów ich dzieci nad którymi się nikt nie rozczula bo to one muszą sobie jakoś radzić ze skutkami depresji rodzica by ich dziecięca konstrukcja nie została w sposób drastyczny zachwiana i zniszczona.
Dlatego nawet wtedy gdy straciłam dwoje dzieci wiedziałam, że muszę zyć dla pozostałych i to w taki sposób by ich sobą nie obciążać ale dać im to co im się słusznie należy. A patzrąc na puste łóżeczko miałam ochotę wydrapać zimnej ziemi ciało mojego syna i przykryć je kołdrą. Każde trudne doświadzczenie i każda ludzka tragedia może stać się poczatkiem depresji i bezsensu życia dlatego trzeba podjąć walkę o siebie i innych.
Z mojej strony to wszystko co chciałam powiedzieć.