Rozważania adwentowe o. Macieja Konenca

Pomogła Ci jakaś modlitwa? Któryś ze Świętych jest Ci szczególnie bliski?...

Moderator: Moderatorzy

Ukasz

Rozważania adwentowe o. Macieja Konenca

Post autor: Ukasz »

Od o. Macieja Konenca, byłego, wieloletniego opiekuna wrocławskiego ogniska Sycharu, otrzymałem następującą wiadomość:
Dzielę się kilkoma myślami na Adwent. Można je słać jak najdalej
Załącznik zawierał tekst z owymi "kilkoma myślami".
Sądzę więc, że umieszczenie tutaj w całości tych rozważań będzie dobrą realizacją zachęty o. Macieja.
Czas Adwentu
Słowo Adwent pochodzi od łacińskiego słowa adventus – przyjście,
nadejście, zbliżanie się. Czas Adwentu rozpoczyna nowy rok kościelny. Jest to
okres obejmujący cztery kolejne niedziele przed Uroczystością Narodzenia
Pańskiego. Co roku liczba dni Adwentu jest inna. Dlatego najbardziej prawidłową
odpowiedzią na pytanie: jak długo trwa Adwent? jest odpowiedź: 4 niedziele (co
wcale nie oznacza, że 4 tygodnie). Okres ten rozpoczyna się zawsze w niedzielę
między 27 listopada a 3 grudnia, natomiast kończy się Wigilią Bożego Narodzenia
24 grudnia. Obejmuje więc ruchomą liczbę dni od 22 do 28 dni. W tym roku 2019
czas Adwentu rozpoczynamy pierwszą niedzielą tj. 1 grudnia.
Dwie części okresu Adwentu
Część pierwsza
Pierwsza część tego czasu trwa od pierwszej niedzieli Adwentu w tym roku
od 1 do 16 grudnia i ma przygotować nas na paruzję – czyli ostateczne przyjście
Jezusa Chrystusa przy końcu czasów (por. Ap 22,20). To jest najbardziej właściwe
znaczenie Adwentu, że tak powiem "prawdziwy Adwent" – oczekiwanie na
rzeczywiste przyjście Jezusa Chrystusa w chwale, na końcu czasów. To jest
właśnie to, co tak popularnie nazywamy "końcem świata" a tak naprawdę, właśnie
na to czekamy i do tego się przygotowujemy. Pozwólcie, że zapytam: czy
rzeczywiście na to czekamy? ...i do tego się przygotowujemy? Tak przeżywamy,
co roku czas Adwentu? W takiej gotowości? W oczekiwaniu?
Wcale nie jest to tylko takie mówienie czy pisanie o "końcu świata", ale jest
to rzeczywistość na jaką wszyscy z utęsknieniem czekamy. Z pomocą w tym
czasie przychodzi nam jak zawsze Liturgia. Czekamy, oczekujemy, aż stanie się
faktem to, co wyznajemy podczas każdej Eucharystii po przeistoczeniu. Na słowa
kapłana: "Tajemnica wiary", ogłaszamy i wyznajemy, że "Chrystus umarł,
zmartwychwstał, i powróci" lub innymi słowami: "Głosimy śmierć Twoją Panie
Jezu Chryste, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i czekamy na Twoje powtórne
przyjście w chwale". Tak, naprawdę, właśnie na to czekamy: na powtórne
przyjście Chrystusa na ziemię – w naszym przypadku dokładnie do naszego
miasta – do Bytomia. Czekanie na to wydarzenie – to jest nieustający nasz
Adwent!
Natomiast rzeczywistość jaka nas otacza, szczególnie ta materialna, to
wygląda mniej więcej tak: proza życia codziennego, pośpiech, zagonienie, brak
refleksji nad sprawami duchowymi, praca i wydajność tej pracy, pogoń za
pieniądzem, już od dawna chodzące po mieście "mikołaje" czy "śnieżynki" (bywa,
że i renifery) z reklamami czy "anioły" z opłatkami (czyste robienie biznesu),
dźwięk dzwoneczków sań, dające się słyszeć melodie kolęd we wszystkich
galeriach, konsumpcja, gonienie za prezentami, choinką, różnego rodzaju
kiermasze, jarmarki, przeceny, oferty, (wszystko wymieniłem? czy coś
pominąłem? Jak czegoś zapomniałem – dopowiedzcie sobie sami...) czyli ten
świat, skutecznie jak widać odciąga nas od rzeczywistości, jaka naprawdę przed
nami.
A przeżywanie Adwentu to zupełnie co innego, powiedzielibyśmy nie z tego
świata; adwent to oczekiwanie na powtórne przyjście na ziemię Jezusa Chrystusa
Pantokratora i bycie gotowym na to z Nim realne spotkanie. To jest
najprawdziwsze i najbardziej właściwe, głębokie znaczenie czasu Adwentu. I jak
widać zupełnie nie przystoi, temu co na zewnątrz widać, temu co nas otacza. Kto
wie czy nie czytacie o tym, jakby o jakimś wydarzeniu "bajkowym" czy fantasy,
albo jakieś Science fiction, że mówi się, że podobno ma przyjść Pan Jezus i na
Niego czekamy. Czyż nie? Jak daleko odbiega rzeczywistość ta materialna, ta,
która nas otacza, konsumpcyjna od duchowej? Jak wielka jest przepaść pomiędzy
tymi dwoma światami?!
Dobrze, że z pomocną w tym czasie Adwentu, dalej przychodzi nam Liturgia
szczególnie Eucharystia. Konkretnie fragment z 1 prefacji adwentowej potwierdza
charakter eschatologiczny tego czasu przygotowania do ostatecznego przyjścia
Chrystusa, do paruzji, kiedy modlimy się słowami: "On przez pierwsze przyjście w
ludzkiej naturze spełnił Twoje odwieczne postanowienie, a nam otworzył drogę
wiecznego zbawienia. On ponownie przyjdzie w blasku swej chwały, aby nam
udzielić obiecanych darów, których z ufnością oczekujemy".
Na to Jego pierwsze przyjście, jak nas poucza historia, niewielu oczekiwało.
Tak trochę jakby oczekiwali a nie czekali; jakby to czekanie było uśpione, tak
jakby byli gotowi na jego przyjęcie a jednak nie. Oczekiwali na Mesjasza a jednak
nie czekali, nie byli gotowi, bo pozajmowani byli swoimi ważnymi sprawami. Jak
czytamy w Ewangelii: nie było dla Niego miejsca w gospodzie (zob. Łk 2,7);
przyszedł do swojej własności a swoi Go nie przyjęli (J 1,11). Takie było pierwsze
przyjście Jezusa na ziemię. Nie było ani rewelacji, ani żadnej sielanki, a wręcz
przeciwnie wielkie rozczarowanie Jego najbliższych Matki Bożej – Maryi i św.
Józefa (Łk 2, 7). Możemy sobie zadać pytanie: a jak Jezus Chrystus przyjdzie ponownie
czy będziemy lepsi od tamtych? Czy tego ponownego Jego przyjścia – daj Boże –
my że rzeczywiście oczekujemy? Jesteśmy na nie gotowi?
Dalej trwając w tekstach Liturgicznych i korzystając z 3 Modlitwy
Eucharystycznej po Przeistoczeniu kapłan modli się tymi słowami: "Wspominając,
Boże, zbawczą mękę Twojego Syna, jak również cudowne Jego
zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, oraz czekając na powtórne Jego
przyjście, składamy Ci wśród dziękczynnych modłów tę żywą i świętą Ofiarę".
Moi Drodzy: jakby samo nasuwa się pytanie: czy my to jeszcze słyszymy?
"czekając na powtórne Jego przyjście" czy rozumiemy i rzeczywiście tym
żyjemy? Czy ta rzeczywistość nas jeszcze dotyka? I są to pytania, które nie mogą
pozostać bez odpowiedzi, nad którymi nie możemy przejść obojętnie!
Jeszcze jeden ważny moment podczas każdej Eucharystii, modlimy się
takimi słowami po modlitwie "Ojcze nasz..." a przed przekazaniem sobie znaku
pokoju: "Wybaw nas, Panie, od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem.
Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzechu i bezpieczni
od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela,
Jezusa Chrystusa". Na co brzmi odpowiedź całego Kościoła: "Bo Twoje jest
królestwo i potęga, i chwała na wieki". Także w tym miejscu stawiam pytanie: Czy ta
rzeczywistość, o której mowa w czasie Eucharystii, przenika nas do głębi? Czy
aby nie daliśmy się już owemu "zamętowi" zniewolić i pochłonąć? Czy nasze uszy
i nasz duch, jeszcze słyszymy tę modlitwę, czy jesteśmy jej świadomi? Wydaje
się, że warto wziąć na poważnie pod rozwagę, gdzie tak naprawdę jesteśmy, i czy
nie przyzwyczailiśmy się do bezrozumnego uczestniczenia w tym co święte? Czy
nasze serce pełne jest owej nadziei na przyjście Pana? "Bo Twoje jest królestwo i
potęga, i chwała na wieki". Rzeczywiście tak jest? Jezusowe Królestwo, w którym
żyjemy? Jesteśmy przekonani o tym właśnie, że w tym Królestwie my się
poruszamy?
W jednym miejscu w Ewangelii, św. Łukasz kończy takim trochę
niepokojącym zdaniem, pytaniem do refleksji dla nas: "Czy jednak Syn
Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" (Łk 18,8). Czy znajdzie
wiarę? Jak uważacie? Co tak naprawdę się z nami dzieje? Na co pozwoliliśmy
temu światu – co z nami uczynił?!
Pozwólcie, że sparafrazuję: "Tak Bóg umiłował ten świat (ten, w którym
żyjemy, ten w którym toczy się nasza codzienność), że Syna swego
Jednorodzonego dał, aby, każdy kto ma wiarę w Jezusa nie zginął, ale aby miał
życie wieczne" (por. J 3,16). Co to znaczy mieć wiarę, przez co się ona objawia?
Co w nas z tego pozostało? Jezus za ten świat oddał życie, a ten świat nas
"prawie zjadł", zawładnął nami i kształtuje po swojemu. Co się z nami stało!? Na
co pozwoliliśmy?
Niech te pytania doczekają się odpowiedzi godnej Jezusa Chrystusa. Za
odpowiedzią nich pójdzie działanie.

Część druga
Druga część Adwentu od 17 do 24 grudnia to już bezpośrednie
przygotowanie się do Uroczystości Narodzenia Pańskiego. W tym przygotowaniu
naszego ducha także bardzo pomaga nam Liturgia. Podczas Eucharystii doniośle
brzmią słowa ostatniego proroka Starego Testamentu św. Jana Chrzciciela:
"Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki" (Mk 1,3).
W pierwszej części jak i drugiej adwentu, uczęszczamy na msze św. zwane
roratami. W drugiej części Adwentu, bywa że jest Nowenna do Dzieciątka Jezus.
Nowenna – czyli nabożeństwo podczas Mszy św. odprawiane przez dziewięć
kolejnych dni, które bezpośrednio poprzedza Uroczystość Narodzenia Pańskiego.
W całym czasie adwentu, śpiewamy odpowiednie pieśni adwentowe, choćby taką,
którą słyszałem i zapewne i Wy znacie:
"Gotujmy drogę Panu
Prostujmy ścieżki Jego
Przemieńmy swoje życie
Odwróćmy się od złego".
Między innymi tak przygotowujemy nasze serca do prawdziwego spotkania
z Jezusem. Moi Drodzy dobrze przeczytaliście słowa tej pieśni adwentowej? Nic
Was nie zastanowiło? Przeczytajmy ponownie a może i kilka razy! Czyż nie jest to
bezrefleksyjne czy wręcz głupie, niedorzeczne – nie wiem jak opisać swoje
oburzenie, kiedy słyszałem tę pieśń. Pytam, o co w niej chodzi: mamy
"przygotować drogę dla Pana i prostować Jego ścieżki"? Przecież Jego ścieżki i
drogi są proste, i nie potrzeba niczego prostować! To nasze drogi są krzywe,
wyboiste i kręte. Nasze życie bywa pokręcone i pogmatwane, takim je niekiedy
czynimy, czyż nie? Mamy przygotowywać się na spotkanie ze Zbawicielem przez
prostowanie naszych dróg. Nie wydaje Wam się, że bezrefleksyjnie śpiewamy
takie pieśni? Specjalnie tak śpiewamy, czyniąc błąd w śpiewie, aby zachować
właściwą "rymowankę"?! Czy dlatego, aby pozostał rym: "Prostujmy ścieżki Jego
- Odwróćmy się od złego"; "Jego – złego", fałszujmy rzeczywistość i śpiewamy
bzdury? Pożal się Boże!
Jak Jezus ma przyjść do tak bezrefleksyjnych Swoich Dzieci. Ale na całe
szczęście dla nas, że przychodzi. Tylko jak wygląda to nasze bycie gotowym na
spotkanie się z Nim, nasze przygotowanie, prostowanie dróg, "odkręcanie" tego,
co może już tak dawno, tak "poskręcane, pogmatwane, wyboiste...", że aż sami
tego nie widzimy (bo się przyzwyczailiśmy!), a przecież mamy Mu ułatwić
przyjście do nas. Zachęcam oczywiście, aby śpiewać Jezusowi ale poprawnie i
żyć tak jak śpiewamy: "Gotujmy drogę Panu, prostujmy ścieżki Jemu,
przemieńmy swoje życie, odwróćmy się od złego". To jest nasze przygotowanie
się!
Jeszcze raz chciałbym zwrócić uwagę na słowa Liturgii, szczególnie na
pierwszą prefację o Bożym Narodzeniu, która zachęca nas do umiłowania rzeczy
niewidzialnych. Kapłan modli się tymi słowami: "abyśmy poznając Boga w
widzialnej postaci, zostali przezeń porwani do umiłowania rzeczy niewidzialnych".
Słowa tej prefacji, kierują nas na rzeczywistość niewidzialną, mówią o jej
umiłowaniu. Jak bardzo wyobcowaliśmy się z tej rzeczywistości – niewidzialnej.
Jak mało miejsca rzeczywistość niewidzialna zajmuje w naszym życiu. Jezus
Chrystus, Bóg, druga osoba Trójcy Przenajświętszej, przyjął ludzkie ciało, podjął
nasz ludzki los; upodobnił się do człowieka, Bóg przyszedł do człowieka, wręcz
stał się człowiekiem. Można powiedzieć Bóg-Człowiek, przyjął ludzką postać. Oto
Boże Narodzenie staje się wielkim podniesieniem natury ludzkiej; skoro Bóg tak
bardzo siebie uniżył, rodząc się jako dziecko – o ileż przez to wywyższył godność
człowieka! I to wszystko uczynił dla nas, dla Ciebie, dla mnie. Czy tak naprawdę
rozumiemy, co uczynił Bóg, co czyni Bóg dla mnie? Jak to jest wielkie! Jezus
"podzielił się" swoją boskością z człowiekiem. Zaczerpnijmy i my z boskości
Jezusa do naszego życia, prośmy o to, aby do Niego się upodobnić, jak On
upodobnił się do nas. Jak Bóg stał się Człowiekiem, spróbujmy w naszym życiu
przejąć jakąś cechę Bożą, naśladować Boga, aby upodobnić się do Niego. Czy to
w łagodności, czy przez zrozumienie innych, czy w cierpliwości, czy jakiej cesze
jaka jest nam potrzebna i błagajmy o nią a z pewnością nam tego Bóg udzieli.
Znaczenie Adwentu
Adwent, to czas radosnego i pobożnego przygotowania się do spotkania z
Panem. Nie jest to jednak okres pokutny jak Wielki Post (tak bywało kiedyś!).
Warto jednak powziąć stosowne postanowienia, wzmacniające naszą wolę, mając
na względzie słowa Pana Jezusa choćby te: "uważajcie na siebie, aby wasze
serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten
dzień nie przyszedł na was znienacka; jak potrzask" (Łk 21,34). Co prawda,
ostrzeżenie to, dotyczy Dnia Sądu, ale czyż nie pasuje to idealnie do obecnego
czasu, i trosk doczesnych czasu przed Bożym Narodzeniem?
Adwent to taki czas, kiedy staramy się zrobić miejsce dla Boga w swoim
sercu. Oznacza, to ni mniej ni więcej, tylko aby przyglądnąć się swemu sercu i
wyrzucić z niego to, co zbędne, co przypałętało się z biegiem czasu, to co
gromadziliśmy może od długiego czasu, jak to się mówi taka "przydajka", bo może
się przydać a tak właściwie nie przydaje się do niczego, tylko zaśmieca wręcz
"zagraca" i jesteśmy rzeczywiście ociężali tymi zbędnymi rzeczami.
Obecnie cały czas trwania Kościoła można nazwać "nieustannym
Adwentem"; oczekiwaniem na wypełnienie się czasów. Obecnie przecież
pielgrzymujemy, jesteśmy w drodze, w oczekiwaniu. Nigdy nie wolno nam
"przespać tego czasu", ani zagasić lampy naszych sumień. "Bądźcie gotowi!" –
jak mówi Słowo Boże (Łk 12,40). Niech nasza "lampa adwentowa", nasz lampion,
nasze czuwanie, zawsze nam świeci przypominając naszą gotowość na spotkanie
z Panem (por. Mt 25,1-13).
Natomiast oczywiste jest, że Boże Narodzenie będziemy przeżywać na tyle,
na ile godne i solidne było nasze przygotowanie się w Adwencie. Takie święta
jakie przygotowanie!
Niech Czas Adwentu będzie dla nas czasem większej modlitwy i refleksji,
czasem, w którym uczynimy jakieś postanowienie adwentowe, czasem, który
przybliży każdego z nas do Chrystusa. Owocności duchowej na ten czas.
o. Maciej Konenc SJ
ODPOWIEDZ