żona nikt i nic
: 13 lut 2020, 9:45
Witam serdecznie,
wiem, że nie jestem sama, nie ja jedna ostatnia, taka porzucona, zawiedziona żona. Tylko jak w głowie i sercu poukładać tak wielkie rozczarowanie jakie zafundował drugi człowiek? mąż po 20 latach odchodzi, nie może już więcej, nie daje rady, jest wypalony, nie kocha i może nigdy nie kochał, tylko tyle, albo aż tyle słyszałam każdego dnia. W końcu rozwód, z murem ciężko było walczyć. Zresztą o co? o uczucia, o miłość? jak w nim nie było już nic... Dziś po trzech miesiącach od rozwodu mąż oświadczył że już się z kimś spotyka, ot banalne zwyczajne życie. A ja? dziwnie spokojna z bólem rozdzierającym wynikającym z przekonania że to było już wcześniej, że zwykła niechęć i brak miłości miało już swoje imię... Nie czuję złości i nienawiści. Czuję totalną pustkę po człowieku, pustkę rozgoryczenia i zawiedzenia. Nie chcę mieć z nim kontaktu, nie widzieć nie słyszeć, nie tworzyć w głowie historii. Powłóczę nogami każdego dnia, nie umiejąc się pozbierać , nie znajdując radości. Żal mi uciekającego czasu na żal i rozpacz ale to silniejsze ode mnie. Jak się pozbierać? jak nie upatrując w drugim człowieku nadziei na radość? wiem, że nie jestem sama przeżywająca podobne rozczarowanie, może ktoś ma ochotę podzielić się swoim doświadczeniem w układaniu i radzeniu sobie już po.
pozdrawiam Każdego Czytającego, spokojnego czasu życzę.
wiem, że nie jestem sama, nie ja jedna ostatnia, taka porzucona, zawiedziona żona. Tylko jak w głowie i sercu poukładać tak wielkie rozczarowanie jakie zafundował drugi człowiek? mąż po 20 latach odchodzi, nie może już więcej, nie daje rady, jest wypalony, nie kocha i może nigdy nie kochał, tylko tyle, albo aż tyle słyszałam każdego dnia. W końcu rozwód, z murem ciężko było walczyć. Zresztą o co? o uczucia, o miłość? jak w nim nie było już nic... Dziś po trzech miesiącach od rozwodu mąż oświadczył że już się z kimś spotyka, ot banalne zwyczajne życie. A ja? dziwnie spokojna z bólem rozdzierającym wynikającym z przekonania że to było już wcześniej, że zwykła niechęć i brak miłości miało już swoje imię... Nie czuję złości i nienawiści. Czuję totalną pustkę po człowieku, pustkę rozgoryczenia i zawiedzenia. Nie chcę mieć z nim kontaktu, nie widzieć nie słyszeć, nie tworzyć w głowie historii. Powłóczę nogami każdego dnia, nie umiejąc się pozbierać , nie znajdując radości. Żal mi uciekającego czasu na żal i rozpacz ale to silniejsze ode mnie. Jak się pozbierać? jak nie upatrując w drugim człowieku nadziei na radość? wiem, że nie jestem sama przeżywająca podobne rozczarowanie, może ktoś ma ochotę podzielić się swoim doświadczeniem w układaniu i radzeniu sobie już po.
pozdrawiam Każdego Czytającego, spokojnego czasu życzę.