Bławatek pisze: ↑22 gru 2020, 12:00
Contesempre, ja też często upadam, na codzien wydaje mi się, że jestem silna, że nie mając wpływu na "głupie" decyzje i działania męża, sama ogarniam życie i syna, ale niestety wystarczy taki tydzień jak ostatnio gdy skumulowało nam się wiele spraw związanych z nauką, a mąż zadowolony z życia niestety nie pomoże, bo czasu nie ma, bo nie umie. Z bezsilności płakałam po nocach, ale brałam się w garść bo szkoda mi marnować życie sobie i synowi. Mąż się kiedyś może zreflektuje, ale już nic nie będzie takie samo. Ja i syn będziemy inni. Wczoraj też miałam popsute popołudnie, bo mąż zadzwonił i jak zawsze musiałam "żebrać" o jego spotkanie z dzieckiem - powinien znaleźć czas w pierwszy dzień, ale co będzie za te kilka dni to nie wiem.
Na święta mam plan - odpocząć po tych trudnych miesiącach (w końcu), mam kilka książek do poczytania, a i w internecie jest jeszcze wiele konferencji, których nie słuchałam, na pewno też ciągle nie będę siedzieć w domu - wyjdę na spacer. Zagram też z synem w jakieś gry lub zobaczymy jakiś film, bo ostatnio mało czasu miałam dla niego.
Jak mi już tak bardzo smutno, źle, ciężko to słucham "List od Boga do ..." w internecie jest kilka filmików. Polecam
Tylko z Bogiem możemy przetrwać ten trudny dla nas czas.
Wczoraj mąż przyjechał do mnie, zostawić mi dokumenty bo umówiłam się z księdzem w sądzie kościelnym. Bardzo chciałam "dobrze wypaść" przy mężu co skutkowało tym, ze nie wiedziałam jak się do niego odezwać. Wymiana zdań na temat metryki i aktu śluby, życzenia w drodze do drzwi. Dla mnie pół dnia stresu, wielkich oczekiwań itp a po jego wizycie, mam wrażenie, że on się cieszy z tego, ze ja chcę zbadać ważność tego małżeństwa, ze idę mu na rękę, wyświadczam przysługę. Po jego wizycie, pojechałam do kościoła.
Dziś jestem już w stanie łaski uświęcającej.
Od wakacji zaniedbałam modlitwy i msze święte, z czystego lenistwa rzecz jasna ale tłumaczyłam się pandemią, przecież każdy to rozumiał a ja rozmawiam z Bogiem przed snem, wiec to wystarczy... Kolejna rzecz, która mnie powstrzymywała to wstyd przed Bogiem i strach, bo próbowałam się z kimś spotykać, jednak nie potrafię się tej relacji oddać. Bałam się ale czytając tu Wasze wpisy na temat sakramentów odważyłam się przestąpić próg kościoła.
Serce mi pękało podczas kazania, kazania o utraconej miłości. Łzy cisnęły mi się do oczu nie tylko dlatego, że mój mąż utracił miłość do mnie ale i dlatego, że słowa kazania bardzo mnie zawstydzały. Stanęłam za filarem, schowałam sie by nikt mnie nie widział i wsłuchiwałam się kiedy ksiądz mówił, ze w dzisiejszych czasach żyje się w przekonaniu, ze jak się utraciło miłość to można ją znaleźć gdzieś indziej, kiedy wspomniał jeden z najpiękniejszych cytatów Ojca Świętego, zacisnęło mnie w środku: człowiek szuka miłości bo w głębi serca wie, ze tylko miłość moze uczynić go szczęśliwym. W pierwszej chwili myślałam "tak to Twoja kara, nie przypadek" w kolejnej myślałam ile bym dała by mąż był w tym samym kościele i słuchał tego, kiedy ksiądz opowiada historię miłości. Nie mogłam oddychać pełną piersią i nie umiem nadal, jakiś ciężar nie pozwala mi na to, wdechy są głębokie ale każdy wydech, sprawia mi ból, nie mogę wypuścić powietrza do końca. Słuchając historii o 30 latach małżeństwa o tym jak ludzie dziś odchodzą od Boga i zastępują sobie sakramentalnych małżonków kimś innym, o tej ciemności życia bez Boga, miałam ochotę stamtąd uciec. Ogromny ból w środku. Kolejny sen z udziałem męża, kolejny poranek z nim w głowie. Coraz bardziej dochodzi do mnie, że prawdopodobnie jestem DDA z osobowością zależną. Gdyby ktoś trę diagnozę potwierdził, zrozumiałabym skąd moje problemy. Zdałam sobie sprawę, że moje małżeństwo było zbyt stereotypowe, że potrzebowałam opiekuna, który poprowadzi mnie przez życie za rączkę, wskaże drogę a ja od czasu do czasu zrobię dramę i będzie ok. Problem w tym, że mój mąż także jest DDA i nie mając w domu dobrych wzorców, nie potrafił być moim opiekunem. Ja szukałam wsparcia, ojca, którego Zabrakło mi dość wcześnie, szukałam tego co zostało mi odebrane w dzieciństwie. Stąd moja relacja z kowalskim, dawał mi to wszystko, w relacji z nim czułam się w końcu ważna, doceniana, wspierana, mogłam zwrócić się z każdym problemem i zawsze otrzymywałam należytą pomoc. Natomiast w relacji z mężem ja byłam kowalskim. Dawałam z siebie to czego ja sama potrzebowałam ale nie otrzymując tego samego w zamian, oczekiwałam takich samych zachowań w moją stronę i otrzymywałam je od kowalskiego zamiast od męża. Wiele bym dała by się cofnąć, by wiedzieć to wszystko wtedy, by mój mąż to wiedział. Moje życie potoczyłoby się inaczej, dziś wyglądałoby inaczej. Dziś wiem jak sobie z tym radzić, wtedy nie wiedziałam, ze mam problem.
Wyłączam się całkowicie na czas świąt, życzę Wam pogody ducha, spokoju, radości, miłości i zrozumienia. Błogosławionych Świąt!