Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Nirwanna »

Yyyy - wg mnie ani dobrze ani źle, tylko całkiem inaczej... Ale takie rozkminki to chyba jednak nie na forum publicznym. To bardzo delikatne i intymne sprawy, i jednak właśnie do przyglądania się w relacji ze wspólnotą i kierownikiem duchowym w realu.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
tomko
Posty: 43
Rejestracja: 29 kwie 2020, 15:38
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: tomko »

Dziękuję za odpowiedź
contesempre
Posty: 216
Rejestracja: 08 sty 2020, 20:42
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: contesempre »

Ruta pisze: 29 sty 2021, 19:49
Mi bardzo cieżko było myśleć o sobie dobrze i mieć do siebie szacunek po tym jak traktował mnie mąż i traktuje dalej i powiem to z pełną świadomością, dzięki temu mężczyźnie, z którym sie spotykam, odbudowuje to. Odbudowuje poczucie własnej wartości i szacunek do siebie, określam sztywne, nieprzekraczalne granice a przez przestrzeganie ich, rośnie poczucie mojej warości.
Rozumiem to - i także myślałam o tym, że to mógłby być sposób dla mnie na odbudowanie poczucia własnej wartości. Aż doszłam do wniosku, że nie widzę powodu, by odbudowywać swoją wartość w oparciu o jakiegokolwiek mężczyznę. Po co mam dwa razy popełniać ten sam błąd?
Cytuję tylko to bo kolejny raz przekręcasz coś co napisałam, źle mnie zrozumiałaś albo nie chcesz zrozumieć i starasz się przekonać do swojego. Ja nie odbudowuje swojej wartości w oparciu o mężczyznę. Przeczytaj jeszcze raz co napisałam. Odbudowuję je stawiając konkretne granice i przestrzegając ich a stawiam te granice także w tej relacji.
To tak jak w tym powiedzeniu "Jeśli sama nie bedziesz miałą do siebie szacunku to nikt go do Ciebie nie będzie miał". Mam szacunek do siebie i przez to ten mężczyzna go do mnie też ma ale to nie jego zasługa i na oparciu o niego nie poprzestaję. Do reszty nie będę się odnosić bo to będzie powtarzanie tego co już pisałam.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Ruta »

contesempre pisze: 02 lut 2021, 7:57 Cytuję tylko to bo kolejny raz przekręcasz coś co napisałam, źle mnie zrozumiałaś albo nie chcesz zrozumieć i starasz się przekonać do swojego. Ja nie odbudowuje swojej wartości w oparciu o mężczyznę. Przeczytaj jeszcze raz co napisałam. Odbudowuję je stawiając konkretne granice i przestrzegając ich a stawiam te granice także w tej relacji.
To tak jak w tym powiedzeniu "Jeśli sama nie bedziesz miałą do siebie szacunku to nikt go do Ciebie nie będzie miał". Mam szacunek do siebie i przez to ten mężczyzna go do mnie też ma ale to nie jego zasługa i na oparciu o niego nie poprzestaję. Do reszty nie będę się odnosić bo to będzie powtarzanie tego co już pisałam.
Contesempre,
nie jest moim zamiarem przekonywanie cię do mojego. To "moje" jest głupie - i postępowanie według tego mojego doprowadziło mnie do tego punktu w życiu w którym jestem. Ja już nie chcę iść po mojemu, najlepsze momenty w życiu miałam zawsze wtedy gdy trzymałam się Jego drogi, a nie swojej. I teraz z Jego pomocą wygrzebuję się powoli ze wszystkiego co zawaliłam - i mimo, że sama sobie na to zasłużyłam, to dostaję pomoc.

Jestem najlepszym przykładem, że wchodzenie w jakąkolwiek relację kiedy jest się potłuczonym, nie ma się pewności siebie, poczucia własnej wartości, prowadzi z czasem do dużych zranień. I że budowanie swojej wartości w relacji nie jest rozwiązaniem. Ja i mój mąż bardzo się kochaliśmy, byliśmy wierzący, dojrzali n atyle, by być świadomi, czym jest małżeństwo, wierność, odpowiedzialność za rodzinę. Jednak każde z nas było poranione i każdemu brakowało w jakiś obszarach poczucia własnej wartości.
To nie znaczy wcale, że nie powinniśmy byli wchodzić w relację, zawierać małzeństwa. Nie powinniśmy byli wpadać na pomysł łatania sobie tych swoich zranień i braków nawzajem. Gdybyśmy wspólnie zawierzyli to Bogu - nasza historia potoczyłaby się inaczej. Wciąż mamy szansę, Bóg się od nas nie odwraca. I tu zgubiła nas pycha - wobec Boga. Bo choć chcielismy iśc z Nim i wira była dla nas ważna, to wyznaczyliśmy obszary, w których chcieliśmy żyć po swojemu i realizować swoje plany, według własnych pomysłów co jest dobre, a co jest złe.

Daleka jestem też od namawiania cię do tego, abyś do końca życia była sama. Ja na chwilę obecną bardzo mocno kocham męża, mimo jego postępowania, absolutnie wykluczam w sercu możliwość badania nieważności małżeństwa. Obecnie moje rozeznanie MOJEJ sytuacji jest takie, że najlepszym rozwiązaniem i dla mnie i dla męża i dla naszej rodziny, będzie pozostawanie przeze mnie w wierności małżeńskiej. Oraz naprawienie siebie w tym, co wymaga naprawienia. Nie w oparciu o jakiegokolwiek człowieka i nie w relacji z jakimkolwiek człowiekiem - ale w relacji z Bogiem, przez prowadzenie Maryi.
A co dalej? Mam nadzieję, że niezależnie od postawy męża pozostanę w wierności, bez zadawania pytań, bez żalu. Z nadzieją w sercu, że moja relacja z mężem może zostać któregoś dnia uzdrowiona. Ale tego nie wiem. Po ludzku, mierzony tyko na własne siły taki zamiar jest niewykonalny.
contesempre
Posty: 216
Rejestracja: 08 sty 2020, 20:42
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: contesempre »

Ruta pisze: 06 lut 2021, 9:52 Jestem najlepszym przykładem, że wchodzenie w jakąkolwiek relację kiedy jest się potłuczonym, nie ma się pewności siebie, poczucia własnej wartości, prowadzi z czasem do dużych zranień. I że budowanie swojej wartości w relacji nie jest rozwiązaniem. Ja i mój mąż bardzo się kochaliśmy, byliśmy wierzący, dojrzali n atyle, by być świadomi, czym jest małżeństwo, wierność, odpowiedzialność za rodzinę. Jednak każde z nas było poranione i każdemu brakowało w jakiś obszarach poczucia własnej wartości.
To nie znaczy wcale, że nie powinniśmy byli wchodzić w relację, zawierać małzeństwa. Nie powinniśmy byli wpadać na pomysł łatania sobie tych swoich zranień i braków nawzajem. Gdybyśmy wspólnie zawierzyli to Bogu - nasza historia potoczyłaby się inaczej. Wciąż mamy szansę, Bóg się od nas nie odwraca. I tu zgubiła nas pycha - wobec Boga. Bo choć chcielismy iśc z Nim i wira była dla nas ważna, to wyznaczyliśmy obszary, w których chcieliśmy żyć po swojemu i realizować swoje plany, według własnych pomysłów co jest dobre, a co jest złe.
Ostatni raz Ci odpowiadam bo już nie mam sposobu na walke z wiatrakiem. Z Tobą.
Wiem co usiłujesz zrobić ale nie uda Ci się to.

NIE RUTO, NIE BUDUJĘ SWOICH WARTOŚCI W OPARCIU O RELACJĘ ANI W OPARCIU O MĘŻCZYZNĘ! Napisałam, ze odbudowuje swoje wartości POPRZEZ STAWIANIE GRANIC I TRZYMANIE SIĘ ICH TAKŻE W RELACJI.
gdzie zwrot także znaczy także a nie tylko. Więc znaczy to, ze trzymanie się granic w relacji jest jedną z części składowych a nie główną składową. Jasne?

I opisywanie mi tego jak to wyglądało w Twoim przypadku nie sprawi, że uznam iż u mnie jest tak samo, bo nie jest. Wiem w jaki sposób odbudowuje swoje wartości i nie łatam sobie zranień relacją. Zranienia sobie załatałam pracą nad sobą na terapii.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Ruta »

Contesempre,

Przykro mi, że postrzegasz tą sytuację, naszą rozmowę jako walkę. Po prostu blisko mi do poglądów Pavla - wchodzenie w relację, gdy ma się w sobie zranienia i/lub nieuporządkowaną sytuację małżeńską przynosi kłopoty. Moje spojrzenie wzięło się z moich doświadczeń życiowych. Dlatego dzielę się tym, co ja przeżyłam.

Moje doświadczenie mówi mi zresztą, że największym problem wcale nie było wejście w trudną relację z człowiekiem, ale to, że w ten sposób powoli straciłam dobrą relację z Bogiem.

Contesempre, nie będę już więcej pisać w tym obszarze, odnosić się do tej części rozważań, rozmyslań, czy refleksji - zarówno w odniesieniu do twojego życia, jak i ogólnie takich sytuacji. Nie chcę byś miała poczucie bycia naciskaną, manipulowaną, czy wręcz, że toczy się między nami jakaś walka.

Pozdrawiam cię serdecznie,
Ruta
contesempre pisze: 08 lut 2021, 8:25
Ruta pisze: 06 lut 2021, 9:52 Jestem najlepszym przykładem, że wchodzenie w jakąkolwiek relację kiedy jest się potłuczonym, nie ma się pewności siebie, poczucia własnej wartości, prowadzi z czasem do dużych zranień. I że budowanie swojej wartości w relacji nie jest rozwiązaniem. Ja i mój mąż bardzo się kochaliśmy, byliśmy wierzący, dojrzali n atyle, by być świadomi, czym jest małżeństwo, wierność, odpowiedzialność za rodzinę. Jednak każde z nas było poranione i każdemu brakowało w jakiś obszarach poczucia własnej wartości.
To nie znaczy wcale, że nie powinniśmy byli wchodzić w relację, zawierać małzeństwa. Nie powinniśmy byli wpadać na pomysł łatania sobie tych swoich zranień i braków nawzajem. Gdybyśmy wspólnie zawierzyli to Bogu - nasza historia potoczyłaby się inaczej. Wciąż mamy szansę, Bóg się od nas nie odwraca. I tu zgubiła nas pycha - wobec Boga. Bo choć chcielismy iśc z Nim i wira była dla nas ważna, to wyznaczyliśmy obszary, w których chcieliśmy żyć po swojemu i realizować swoje plany, według własnych pomysłów co jest dobre, a co jest złe.
Ostatni raz Ci odpowiadam bo już nie mam sposobu na walke z wiatrakiem. Z Tobą.
Wiem co usiłujesz zrobić ale nie uda Ci się to.

NIE RUTO, NIE BUDUJĘ SWOICH WARTOŚCI W OPARCIU O RELACJĘ ANI W OPARCIU O MĘŻCZYZNĘ! Napisałam, ze odbudowuje swoje wartości POPRZEZ STAWIANIE GRANIC I TRZYMANIE SIĘ ICH TAKŻE W RELACJI.
gdzie zwrot także znaczy także a nie tylko. Więc znaczy to, ze trzymanie się granic w relacji jest jedną z części składowych a nie główną składową. Jasne?

I opisywanie mi tego jak to wyglądało w Twoim przypadku nie sprawi, że uznam iż u mnie jest tak samo, bo nie jest. Wiem w jaki sposób odbudowuje swoje wartości i nie łatam sobie zranień relacją. Zranienia sobie załatałam pracą nad sobą na terapii.
contesempre
Posty: 216
Rejestracja: 08 sty 2020, 20:42
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: contesempre »

Ruta pisze: 08 lut 2021, 9:12 Contesempre,

Przykro mi, że postrzegasz tą sytuację, naszą rozmowę jako walkę. Po prostu blisko mi do poglądów Pavla - wchodzenie w relację, gdy ma się w sobie zranienia i/lub nieuporządkowaną sytuację małżeńską przynosi kłopoty. Moje spojrzenie wzięło się z moich doświadczeń życiowych. Dlatego dzielę się tym, co ja przeżyłam.

Moje doświadczenie mówi mi zresztą, że największym problem wcale nie było wejście w trudną relację z człowiekiem, ale to, że w ten sposób powoli straciłam dobrą relację z Bogiem.

Contesempre, nie będę już więcej pisać w tym obszarze, odnosić się do tej części rozważań, rozmyslań, czy refleksji - zarówno w odniesieniu do twojego życia, jak i ogólnie takich sytuacji. Nie chcę byś miała poczucie bycia naciskaną, manipulowaną, czy wręcz, że toczy się między nami jakaś walka.

Pozdrawiam cię serdecznie,
Ruta
problem w tym, że nie piszesz swoich rozważań i przemyśleń, tylko głównie piszesz tak, jakbym była Twoim odbiciem lustrzanym, popełniała dzis Twoje błędy a w przyszłości miała myśleć tak jak Ty, tylko już teraz. I mowa tu nie o relacji tylko o odbudowywaniu własnych wartości, które twierdzisz odbudowuje poprzez relację z tym mężczyzną a Pavel stwierdził, że ten owy mężczyzna mówi o sobie dobrze bo chce zaplusować a tak w ogóle to jest be bo się pakuje w życie z rozwódką i jest on niepoukładanym, nieodpowiedzialnym, niedojrzałym i w ogóle wszystko na nie.. Wierutne bzdury. I do tego się odnosiłam a nie do Twoich refleksji czy życia. Nie miałam na myśli żadnej walki, walka z wiatrakiem to było raczej paralela, takie powiedzenie, które świetnie się tu komponowało bo odpowiadałam Ci kolejny raz, że moje wartości nie są odbudowywane w oparciu o relacje i mężczyznę.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Pavel »

contesempre pisze: Pavel stwierdził, że ten owy mężczyzna mówi o sobie dobrze bo chce zaplusować a tak w ogóle to jest be bo się pakuje w życie z rozwódką i jest on niepoukładanym, nieodpowiedzialnym, niedojrzałym i w ogóle wszystko na nie.. Wierutne bzdury.
Ja tam jednak bym stwierdził, że to twoja interpretacja mojego wpisu :)

Tak bardzo skrótowo lecąc po kolei:
Nie bardzo kojarzę mężczyzn którzy na początku relacji przedstawiają się w złym świetle.
Takich którzy nie eksponują zalet i nie ukrywają wad. Wyrozumiałych bardziej niż są, to samo tyczy zrozumienia, dialogu, inicjatywy, zaangażowania i tak dalej i tak dalej.
Dotyczy to generalnie i kobiet. Tak mamy w okresie zauroczenia/zakochania/wstępnej fascynacji. I to jest normalne.

Dopiero czas, życie odsłania faktyczne oblicze osoby z którą mamy do czynienia.
Będąc osobą doświadczoną, dojrzałą, z wiedzą o tych obszarach można jednak z kolei wyłapywać szczegóły które teoretycznie są nieistotne, a które mogą być „kodem źródłowym”.

Widzisz Conte, ja pisałem o sobie w analogicznej sytuacji, nie o twoim nowym partnerze (czy jak tam go określasz, bez urazy).
Pisałem to na podstawie refleksji które przyniosło życie. Pisząc z pozycji osoby która (niestety długo po czasie który można określić optymalnym) nabyła wiedzę, zmieniła bazę danych, dojrzała, zrozumiała pewne sprawy. Która przez swoje „wiem lepiej” niemal nie rozwaliła życia sobie i dzieciom które na świat powołała.

Przecież oczywiste, że wtedy tak o sobie nie myślałem, mężatka z którą się wtedy spotykałem - również. Podejrzewam, że ona nawet wciąż myśli o tym jak wtedy ;)
Ba, ja postrzegałem siebie wtedy jako naprawdę rozważnego i odpowiedzialnego gościa. Zdecydowanie bardziej niż wskazywał mój ówczesny „przebieg”. Miałem wtedy 24 lata.
Kwestia pychy i otoczenia, ponad które faktycznie pod tymi względami się mocno wyróżniałem. Między innymi dlatego, że akurat takiej jakości otoczenie w swoim pogubieniu przyciągałem.

A czy to wierutne bzdury...przekonasz się za rok, dwa czy pięć ;)
Przypominam, że w analogicznym czasie swego narzeczeństwa czy też znajomości męża (pamiętam, że to długa znajomość, czytam jednak te posty ;) ) tak samo byś się obruszyła na takie oceny/dywagacje.

Nie jesteś pod tym względem wyjątkowa, też tak miałem. Gdybym usłyszał takie Czy podobne słowa przed ślubem, obruszyłbym się. A wyszło jak wyszło, w dodatku dziwne byłoby gdyby wyszło inaczej. I obseruję, że to bardzo powszechne, nawet nagminne.
I to nawet nie jest takie tragiczne. Widać taka nasza poraniona natura.
Ważne co po tym się stanie. Co z tym zrobimy.

Geniusze uczą się na cudzych błędach.
Mądrzy ludzie na swoich.
Głupcy nie uczą się wcale.

Może jestem pyszny, ale umiejscawiam się generalnie między drugą i trzecią kategorią. O pierwszą czasem „szurnę”, ale to tak rzadkie przebłyski, że na szybko nie potrafię nawet jednego przywołać. Czyli geniuszem nie jestem :(

Jakoś do tej pory wolałem się zazwyczaj potłuc samodzielnie, spróbować po swojemu.
Dopiero po wyczerpaniu wszelkich mi znanych sposobów postanowiłem skorzystać z mądrości bardziej doświadczonych.
Tak było z moim kryzysem małżeńskim.
O dziwo podobny schemat powtórzyłem będąc już po kryzysie w temacie ogrodnictwa. Cztery lata po swojemu, dopiero teraz korzystam z doświadczeń tych którzy „zjedli zęby” w tym temacie.

Przy okazji, tak na przyszłość, bo nieco wątpię, że aktualnie jest to możliwe.
Gdy opadną już twoje emocje, proponuję ci przeczytać twój cały wątek.
Zobaczyć jak na przestrzeni całego czasu zmieniało się twoje myślenie, cele.
Zobaczyć czy przypadkiem nie powielasz teraz pewnych mechanizmów i zachowań swojego męża.
Nie, że 1:1. Po swojemu i w swoich indywidualnych okolicznościach.
Ale jak wspomniałem, to raczej propozycja zadania „na kiedyś”.
W wolności oczywiście :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: renta11 »

Czy musicie tak namolnie napominać i grozić prawie piekłem?
Dajcie już spokój dziewczynie.
Jeśli nie wiecie, co autor miał na myśli, to zapytajcie autora. A jeśli autor pisze, jak jest, to może warto dać mu wiarę? A nie przekonywać namolnie, że nowy partner to jest be, to musi się skończyć źle, a autorka marnie zginie, bo grzeszy. I że autor nie wie, co czuje, co myśli i co pisze, bo wy wiecie lepiej.
Każdy ma swoje życie do przeżycia, i swoje relacje z Bogiem, i swoje wybory i ich konsekwencje.

contesempre

Dobrze, że nie dajesz sobie w kaszę dmuchać. Nie mnie oceniać, co będzie dla Ciebie lepsze, jakie wybory.
Warto jednak pozostawać w bliskości z Bogiem, bo nawet jeśli grzeszymy to tym bardziej potrzebujemy właśnie Boga.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Ruta »

contesempre pisze: 09 lut 2021, 8:09 problem w tym, że nie piszesz swoich rozważań i przemyśleń, tylko głównie piszesz tak, jakbym była Twoim odbiciem lustrzanym, popełniała dzis Twoje błędy a w przyszłości miała myśleć tak jak Ty, tylko już teraz. I mowa tu nie o relacji tylko o odbudowywaniu własnych wartości, które twierdzisz odbudowuje poprzez relację z tym mężczyzną a Pavel stwierdził, że ten owy mężczyzna mówi o sobie dobrze bo chce zaplusować a tak w ogóle to jest be bo się pakuje w życie z rozwódką i jest on niepoukładanym, nieodpowiedzialnym, niedojrzałym i w ogóle wszystko na nie.. Wierutne bzdury. I do tego się odnosiłam a nie do Twoich refleksji czy życia. Nie miałam na myśli żadnej walki, walka z wiatrakiem to było raczej paralela, takie powiedzenie, które świetnie się tu komponowało bo odpowiadałam Ci kolejny raz, że moje wartości nie są odbudowywane w oparciu o relacje i mężczyznę.
Contesempre, nie sądzę, że jesteś moim lustrzanym odbiciem. Choć widzę w tobie kilka swoich własnych cech - a w zasadzie dwie: upór i potrzebę sprawdzania wszystkiego na własnej skórze. Jeśli masz w sobie tych cech podobne nasilenie co ja, to nikt cię nie przekona do niczego. Mam też swoje hasła przewodnie - spróbuję i sprawdzę. Mam nadzieję, że Bóg nie gniewa się na mnie bardzo mocno za te moje cechy, aczkolwiek pracuję nad pokorą i posłuszeństwem. Ale by do tego dojść potrzebowałam 40 lat zbierania batów od życia, często na własne życzenie. W moim przypadku nie jest to zła metoda bym dojrzewała i mimo narowów generalnie zmierzała w dobrym kierunku - raczej przy moim uporze jedyna możliwa.

Są takie "gupie owce", co nie potrafią iść ze stadem, ani nawet za pasterzem, gotowe warczeć na psa pilnującego stada, które tylko sobie własnych dróg szukają. Ma to swoje zalety, bo jak owce wpadają w owczy pęd - to mi nie grozi, że popędzę z nimi. Jak pasterz jest wilkiem w owczej skórze - no to też mam spore szanse, że uniknę problemów. Po prostu potrzebowałam jeszcze uznać, że jest taki jeden Pasterz, któremu mogę zaufać i niekoniecznie muszę sprawdzać samodzielnie każdą ścieżkę i każdą dolinę. Bo ten Pasterz prowadzi mnie od razu dobrą drogą na żyzne doliny. Po co więc mam błąkać się po bezdrożach. Kiedyś, gdy byłam młodsza, bezdroża wydawały mi się nęcące, atrakcyjne, pociągały mnie - bo każde mogło prowadzić we wspaniałe miejsce. No ale żadne tam nie prowadziło. Jak setny albo i tysięczny raz to "odkryłam" to włączyło mi się myślenie. Zmęczyłam się też tym wszystkim i poraniłam, co mnie na tych bezdrożach spotkało. Nie zawsze zasłużenie - ale nie da się ukryć, że to swoją własną decyzją byłam czasem w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu i z nieodpowiednimi ludźmi. Więc teraz robię co mogę, by stać się ufną owieczką, a w zasadzie nie ja - to Pasterz opatruje mi rany, odkarmia mnie, tuli, troszczy się - więc jak tu nie stać się ufną?

Nie czuj się urażona, jeśli mylę się w ocenie. Znamy się tylko z pisania. Wiele niuansów wtedy umyka, jest niedostępnych. Ale wiedz, że mam do ciebie dużo sympatii. I ani trochę nie mam ochoty przemawiać cię na swoje. Choć chcę zachęcić cię do ostrożności i refleksyjności, bardzo łatwo się bez tego poranić - mi tego brakowało zupełnie. Oraz do trzymania się Boga - oddalalnie się od Niego boli bardziej niż cokolwiek innego. Mogę jeszcze narobić w życiu mnóstwo głupot, bo jestem wciąż głupia i nadal we mnie więcej hardości niż pokory, i dalej napędza mnie to moje "sprawdzam". Ale tej jednej głupoty będę strzec się ze wszystkich sił - by unikać wszystkiego co może mnie oddalić od Boga. Nie tyle boję się Boga, co boję się ponownej Jego utraty w moim życiu.
contesempre
Posty: 216
Rejestracja: 08 sty 2020, 20:42
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: contesempre »

Pavel pisze: 09 lut 2021, 11:35 Tak bardzo skrótowo lecąc po kolei:
Nie bardzo kojarzę mężczyzn którzy na początku relacji przedstawiają się w złym świetle.
Takich którzy nie eksponują zalet i nie ukrywają wad. Wyrozumiałych bardziej niż są, to samo tyczy zrozumienia, dialogu, inicjatywy, zaangażowania i tak dalej i tak dalej.
Dotyczy to generalnie i kobiet. Tak mamy w okresie zauroczenia/zakochania/wstępnej fascynacji. I to jest normalne.

Dopiero czas, życie odsłania faktyczne oblicze osoby z którą mamy do czynienia.
\

A czy to wierutne bzdury...przekonasz się za rok, dwa czy pięć ;)
Przypominam, że w analogicznym czasie swego narzeczeństwa czy też znajomości męża (pamiętam, że to długa znajomość, czytam jednak te posty ;) ) tak samo byś się obruszyła na takie oceny/dywagacje.

\

Przy okazji, tak na przyszłość, bo nieco wątpię, że aktualnie jest to możliwe.
Gdy opadną już twoje emocje, proponuję ci przeczytać twój cały wątek.
Zobaczyć jak na przestrzeni całego czasu zmieniało się twoje myślenie, cele.
Zobaczyć czy przypadkiem nie powielasz teraz pewnych mechanizmów i zachowań swojego męża.
Nie, że 1:1. Po swojemu i w swoich indywidualnych okolicznościach.
Ale jak wspomniałem, to raczej propozycja zadania „na kiedyś”.
W wolności oczywiście :)
Po kolei: pisałam juz wcześniej, ze nie jestem zafascynowana, zauroczona ani zakochana :P a kolejna kwestia to taka, że to nie jest początek relacji bo ja tego człowieka znam od lat, ze wszystkimi jego wadami i zaletami włącznie ;) więc zakładanie z góry dla nas typowego scenariusza, czy nawet Waszego własnego - tutaj się nie sprawdzi.

Wierutne bzdury - jak powiedziałam, tak będę tego sie trzymać i nie obruszałabym sie wcześniej gdybyś tak napisał o moim mężu bo to nie jest początek relacji :lol: gdyby to był faktycznie początek to przyznałabym Ci rację, znam stan zauroczenia ale nie trwam w nim w tej relacji. Uwierz mi Pavle, że nie idę czyimiś schematami, nie powielam zachowań męża i nie bronie tego "partnera", ja go po prostu znam i wiem co o nim mogę powiedzieć i czego się po nim spodziewać.

Nie muszę czytać watku. Wiem co się zmieniło. Zmieniło się nie tylko myślenie i cele. Zmieniłam się ja. W końcu nie jestem idiotką, która wierzy w powrót męża i płacze w poduszkę wymyślając co rusz to nowy sposób udowodnienia mu miłości, modlącą się o nasze małżeństwo, o rozwiązanie węzła, który łączy go z kowalską. Zmieniła się moja psychika, już nie jestem głupiutką, tępą i głuchą na zdradę męża, nie wypieram już z siebie, że tego się nie da uratować. Już nie bronię go przed innymi za wszelką cenę. Odcięłam się od męża i wcale nie przy pomocy innego mężczyzny. Ja już się z tym pogodziłam po tym jak w sądzie powiedział, ze mnie nie kocha. Od tamtej pory postanowiłam zmienić swoje życie i je zmieniam. Nie oglądam się za siebie, nie będę już wybaczać bo moje 77 razy wybaczeń zostało wyczerpane, nie będę szła w kilku by go napominać, ze robi źle bo choćby armia za mną stała on nie usłucha. Robię swoje, żyje, pracuję, uczę się, rozwijam, modlę. Nie zamknęłam furtki ale to też nie znaczy, że będę taka jak kiedyś. Stałam się silniejsza, dostrzegam kiedy ktoś mnie rani i odcinam się od takich relacji. Jeśli mąż zechce to naprawiać, pisałam już - nie widzę i nie będę stwarzać przeciwwskazań na siłę. Ale to nie znaczy, że będę tylko siedzie i czekać, odkładając na bok siebie i swoje życie.
Zwyklaosoba
Posty: 477
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Zwyklaosoba »

tomko pisze: 31 sty 2021, 9:02 Pozwolę sobie wtrącić i zapytać. Poproszę o odpowiedź kogoś mądrzejszego ode mnie. A czy przypadkiem Jezus nie był fundamentalistą? Tzn chodzi mi o to że konkretnie wskazywał rób to będziesz żył rób tamto umrzesz. Pewnie robił to doskonale i z największą miłością a nie tak jak grzeszni zwykli ludzie. Ale wracając do sedna. Czy mówienie żeby coś rozważać w swoim sumieniu tzn subiektywnie nie jest myśleniem protestanckim.? Chodzi mi o to że np mogę uznać że np. Drugi związek niesakramentalny jest pełen miłości, wzajemnego oddania, szacunku itd. I również mogę uznać że Bóg tego chce czyz nie? A no i wszystko kończy się na tym "przekonamy się w dniu swojej śmierci" i będziemy sądzeni z miłości. Jasne każdy ma swoja drogę i z tym się w zupełności zgadzam. Nie wiem może się mylę ale nauczanie KK opiera się na tym że oczywiście mamy słuchać swojego sumienia ale równocześnie weryfikować je z Doktryna. A odnośnie do stwierdzenia renty11 że nie wie czy nauczanie KK jest jedyne i właściwe no wg mnie i wg znowu nauczania KK takie jest z założenia bo gdyby nie było no to chyba na nic nauka, moralność i postępowanie wg jego wskazań. Takie mam rozważania. A i jeszcze jedna sprawa. Też mam ok 30 lat po ślubie 4 cle życie przede mną i co dalej? Samotność do końca życia? Brak żony, dzieci, wnuków rodziny.? No nie chce tak. To niesprawiedliwe. Zrobiłem ile mogłem. Czekać czy czy "umówić" się z Bogiem na rozmowę po śmierci a na razie sprubowac być szczęśliwym na ziemi z kimś innym? Wiem może upraszczam zbytnio. Mam nadzieję że w moim myśleniu nie ma zbyt dużych błędów. Jeżeli tak to poproszę o ich wskazanie. Z Bogiem
@Tomko jak tam twoje myślenie ,też mam około 30 lat i wojenke wytoczoną mi przez męża ,zdradę ,odejście ,procesy w sądzie i myśli... Co z moimi marzeniami ,chęcią posiadania dziecka z mężem ,czy powinnam odpuścić ? Czuje obecność Boga w moim życiu niemalże w każdej chwili, ochronę i błogosławieństwo, pomaga mi ,pomimo, jestem słaba i często jakoś tam upadam, nie chodze co niedziela do kościoła ,modlę się mocno ale teraz to bardziej trzymanie się Boga kurczowo niż np. rozważania różańcowe, które kilka miesięcy temu były, były to długie modlitwy i dużo dawały, teraz mam krótkie ale dają też równie dużo. Nie wiem co dalej robić..mąż nie wierzy w jakiekolwiek możliwości powrotu, jest zrezygnowany ,walczy ale raczej nazwałbym to rzucaniem się z beznadziei do najgorszych kroków ,nie widzę u niego radości, żal ogromny i szukanie winowajcy - przypisywanie mi winy, nie czuje że to malznestwo było niewazne, ale co jeśli mój mąż tak czuje ? Myślę od kilku tygodni czy nie zaprosić męża na rozwód z księdzem w kwestii ważności malznestwa, może żąda mu jakieś pytania, może coś ruszy... Moz coś zapali albo zgasi.
tomko
Posty: 43
Rejestracja: 29 kwie 2020, 15:38
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: tomko »

Skoro zostałem zacytowany to odpowiem. Przez ostatnie 2 lata kryzysu sporo zmieniło się w moim myśleniu. To tak. Jeżeli chcę się zbawić co jest rzeczą najważniejszą nie podlegającą żadnym negocjacjom to mam pełnić Wolę Bożą i tyle. Jak to robić przekazuje KK a nie moje własne przemyślenia. Odchyły w jedną bądź drugą stronę są niebezpieczne. Życie sakramentalne i tyle. No niestety bardzo często to wybór między tym co łatwe a tym to słuszne i dobre. Moja żona odeszła od Kościoła bo twierdzi że jej tego nie potrzeba I że swoim zachowaniem tylko ją do tego przekonałem. Na tym polega wolna wola. Choćbyśmy nie wiem jak długo się modlili i prosili to nawet Bóg nie może jej naruszyć i sprawić że dana osoba się nawróci co nie znaczy że nie warto. Czasem zadaje sobie pytanie czy moje nawrócenie nie mogło przyjść wcześniej np. Przed ślubem? To dziś może byłbym szczęśliwym mężem i ojcem a na pewno bardziej świadomie wybrałbym żonę. A może tylko przez takie wydarzenia jakiego obecnie doświadczam mogłem się "obudzić". Obecnie relacje z żoną mam poprawne czasem nawet bardzo dobre. Po prostu czekam. Może coś się wydarzy a może nie. Nie ja o tym decyduje. "Jezu Ty się tym zajmij" I tyle.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: ozeasz »

contesempre pisze: 15 sty 2020, 22:03 Contesempre a raczej sempre con te z włoskiego znaczy "zawsze z Tobą" - co też odzwierciedla moje uczucia do męża.
Contensempre czy Twój nick na dzień dzisiejszy jest spójny z Twoją obecną mentalnością?
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Ruta »

Tomko,
Chcę ci napisać, że bardzo przyjemnie czytało mi się twój post i dziś go sobie przeczytałam jeszcze raz i na pewno nie ostatni raz. Tyle w nim spokoju, takiego wewnętrznego. Poczułam się zbudowana. Dużo pracy włożyłeś w siebie i mnóstwo buntu przepracowałeś.

Piękne świadectwo rozwoju miłości małżeńskiej i potęgi sakramentu małżeństwa. Tak to odbieram.

Jesteś w jakimś ognisku? Warto, jeśli nie jesteś. Duża pomoc w naszej sytuacji. I mnóstwo frajdy.

Pozdrawiam cię serdecznie. Pomodlę się w twojej intencji, z podziękowaniem.
tomko pisze: 10 wrz 2021, 8:24 Skoro zostałem zacytowany to odpowiem. Przez ostatnie 2 lata kryzysu sporo zmieniło się w moim myśleniu. To tak. Jeżeli chcę się zbawić co jest rzeczą najważniejszą nie podlegającą żadnym negocjacjom to mam pełnić Wolę Bożą i tyle. Jak to robić przekazuje KK a nie moje własne przemyślenia. Odchyły w jedną bądź drugą stronę są niebezpieczne. Życie sakramentalne i tyle. No niestety bardzo często to wybór między tym co łatwe a tym to słuszne i dobre. Moja żona odeszła od Kościoła bo twierdzi że jej tego nie potrzeba I że swoim zachowaniem tylko ją do tego przekonałem. Na tym polega wolna wola. Choćbyśmy nie wiem jak długo się modlili i prosili to nawet Bóg nie może jej naruszyć i sprawić że dana osoba się nawróci co nie znaczy że nie warto. Czasem zadaje sobie pytanie czy moje nawrócenie nie mogło przyjść wcześniej np. Przed ślubem? To dziś może byłbym szczęśliwym mężem i ojcem a na pewno bardziej świadomie wybrałbym żonę. A może tylko przez takie wydarzenia jakiego obecnie doświadczam mogłem się "obudzić". Obecnie relacje z żoną mam poprawne czasem nawet bardzo dobre. Po prostu czekam. Może coś się wydarzy a może nie. Nie ja o tym decyduje. "Jezu Ty się tym zajmij" I tyle.
Zablokowany