Czy jest nadzieja?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Mont Blanc
Posty: 33
Rejestracja: 22 kwie 2018, 8:12
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Czy jest nadzieja?

Post autor: Mont Blanc »

Witajcie.
To mój pierwszy post na forum, ale podczytuje Was już od paru miesięcy. Nie bardzo wiem, jak dobrze opisać moja sytuację bez podawania zbyt wielu szczegółów. Ale spróbuję.

Małżeństwem jesteśmy od 8 lat, mamy 2 małych dzieci. Związek niesakramentalny (ślub cywilny), mąż obcokrajowiec, nie mieszkamy w Polsce. Problemy zaczęły się przede wszystkim po narodzinach dzieci. Mąż wiecznie nieobecny w domu (praca), ja zmęczona sama z dziećmi (nie pracuję poza domem). Ja skupiona na dzieciach, ale też uwieszona na mezu (masz mi zapewnić szczęście! ), wykończona psychicznie, z bardzo mała jego pomocą, z wiecznymi pretensjami i zalami. Mąż uciekajacy w prace i pasje, uwieszony na swoich rodzicach, nie potrafiący podjąć sam bez nich decyzji, niedojrzały. No i tesciowie, chętni do pomocy, ale żyjący tylko naszym życiem i chcący o wszystkim decydować, mieszkający 2 kroki od nas (moja cała rodzina mieszka daleko w Polsce).

Od mniej więcej roku - półtora, kryzys w dużym nasileniu, obydwoje nakrecani wzajemnymi pretensjami nie potrafiliśmy rozmawiać. Parę miesięcy temu mąż, nie informując mnie o tym, złożył wniosek o separację, później wyprowadził się do rodziców. Od 2 miesięcy jesteśmy oficjalnie w separacji, mąż nadal mieszka u swoich rodziców, wydaje mi się, że nie ma kowalskiej. Po prostu na ten moment nie był w stanie dłużej trwać w tym związku.

Na ten moment nie myśli nawet o powrocie, jakiś czas temu powiedział, że "może kiedyś, za rok lub dwa", ale nie wiem, na ile są to jego odczucia, a na ile słowa rzucone ot tak, żebym mu dala spokoj. Do tego twierdzi, że on nic nie zawinił.

Ja na początku popełniłam oczywiście chyba wszystkie możliwe błędy, błagam, prosiłam, groziłam, awanturowalam się. Az przypadkiem trafiłam na Was i listę Zerty. Pracuje intensywnie nad sobą, chyba wiem, jakie błędy popelnilam i co powinnam naprawić. Modlę się i słucham rekolekcji.

Ogólnie teraz dogadujemy się dobrze, tzn o prawie wszystkim rozmawiamy na spokojnie i często jest bardzo miło, ale kiedy wchodzimy na temat opieki nad dziećmi, mąż natychmiast zaczyna się spinać (jedno z dzieci nie chce zostawać z nim same i strasznie płacze, on się nie przejmuje i twierdzi, że się przyzwyczai). Od jakiegoś czasu chodzimy na mediacje rodzinne dotyczące dzieci, ja miałam nadzieję na terapię małżeńska, ale maz nie chce o tym slyszec.

Mam nadzieję na uratowanie naszego małżeństwa. Tylko czy jest na to szansa?

Dwie rzeczy wiem na pewno: mąż jest niewierzący, bez szans na nawrócenie. Na odcięcie pepowiny od rodziców również nie na szans.
jacek-sychar

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: jacek-sychar »

Witaj Mont Blanc na naszym forum.

Tak, Mont Blanc jest wysoką górą, ale na szczęście do ośmiotysięczników jeszcze mu sporo brakuje. Mam nadzieję, że i tak będzie z Twoim kryzysem. ;)

Ty właściwie wszystko już wiesz (o zachowaniu anonimowości, o pracy nad sobą), to chyba pozostaje Ci życzyć wytrwania w pracy nad sobą i szybkich pozytywnych rezultatów. :D
Mont Blanc
Posty: 33
Rejestracja: 22 kwie 2018, 8:12
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Mont Blanc »

Dziękuję.
Mont Blanc, choć to nie osmiotysiecznik, może być równie niebezpieczną górą. Oby tak nie było w moim przypadku ;-)
Mont Blanc
Posty: 33
Rejestracja: 22 kwie 2018, 8:12
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Mont Blanc »

Widzę, że mój wątek wzbudził ogromne emocje😉

Cały czas zastanawiam się, jakie pokazać mężowi, że się staram, że mi zależy i że pracuję nad sobą, skoro nie mieszkamy razem i rzadko mamy okazję dłużej ze sobą przebywać. Z drugiej strony, mam się od niego "odwiesic" i pokazać, że sama daje radę. Jak znaleźć równowagę?
Mąż nie szuka kontaktu, na chłodno i z kalkulacja podchodzi do tej sytuacji. Jest uprzejmy i pomocny, ale tak, jak w stosunku do każdego chyba by się zachował.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: marylka »

Witaj Mont Blanc . Sytuacja Twoja o tyle jest skomplikowana przynajmniej wg mnie, ponieważ
- Twój mąż jest niewierzący. Takie małżeństwa są szczególnie trudne, gdyż nie ma wspólnego odniesienia do religii, życia duchowego, wychowania dzieci według wspólnie wyznawanych wartości. Nie macie ślubu kościelnego, więc nie przystępujesz do Sakramentów Świętych, które dałyby Ci siłę, moc w życiu codziennym
- Twój mąż jest obcokrajowcem - nie macie wspólnych korzeni, historii, może być, że przywiązanie męża do rodziców wynika z jego rodzimego kraju /tak jest np. we Włoszech czy Turcji/
- przebywasz za granicą - nie masz rodziny obok siebie, więc zrozumiałe jest, że bardziej "wisisz " na mężu, jego rodzinie i przyjaciołach. Czujesz się samotna...

Ja myślę,.......wszyscy -zaczynamy najpierw od siebie. U Ciebie to szczególnie jest ważne. Zanim zaczniesz myśleć o mężu i jego ewentualnym powrocie powinnaś przemyśleć gdzie jesteś, czy jesteś szczęśliwa, czy to jest Twoje miejsce na ziemi. Jak wychowujesz dzieci czy zgodnie z zasadami, które sama wyznajesz? Jakie są te zasady? Czy są Bogu miłe?
Myślę, że wiele pracy przed Tobą. Każdy z nas tak ma, ale Ty ze względu na wymienione okoliczności - musisz wiele czasu na to poświęcić. Masz możliwość porozmawiać z kimś Tobie bliskim w realu? Ksiądz/przyjaciel/może ktoś bliski z Polski?
Nie powinnaś być sama, a mam wrażenie, że jesteś bardzo samotna. I nie dziwię sie.
Pozostaje z modlitwą.
Mont Blanc
Posty: 33
Rejestracja: 22 kwie 2018, 8:12
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Mont Blanc »

Dziękuję Ci Marylko za Twoje przemyślenia.
Przede wszystkim - moje miejsce na ziemi, mój dom jest tam, gdzie moja rodzina (mąż i dzieci). Tęsknię za Polską, rodziną i przyjaciółmi, ale przyzwyczaiłam się do życia tutaj i nigdy nie rozważalam powrotu do ojczyzny (choćby ze wzgledu na prace meza). Niemniej zawsze wynikal z tego pewien brak równowagi w naszym zwiazku - to ja dla męża zostawiłam wszystko (prace, rodzinę, znajomych...) i w pewnym sensie liczyłam na jakąś "rekompensatę" z jego strony. Chyba niesłusznie, skoro to była moja świadoma i niewymuszona decyzja.
Na szczęście mam tutaj przyjaciół, na których pomoc mogę zawsze liczyć. Jednak w weekendy, kiedy dzieci są z mężem, jest mi ciężko - to czas, który wszyscy spędzają z rodziną, a ja jestem sama.
I masz rację - znaczna część naszych konfliktów wynikała z różnic kulturowych, szczególnie jeśli chodzi o wychowanie dzieci. I ja, skoro spędzałam z dziećmi większość czasu, uzurpowalam sobie prawo do decydowania (mąż był zdecydowanie "niedzielnym tatą").
Jeśli chodzi o wiarę, przyznaję, że i u mnie bywa z tym różnie, na zasadzie wzlotów i upadków. Niemniej tutaj nie dochodziło do konfliktów - udawalo nam się zawsze znaleźć rozwiązanie.
Myślę, że mój problem polega przede wszystkim na tym, że starałam się na siłę zmienić męża. Za późno zrozumiałam, że zmiany należy zacząć od siebie. Bardzo przemówiło do mnie stwierdzenie, że czasem lepiej jest mieć relację niż rację.
Wiem jednak, że ślub, choć cywilny zawierałam z zamiarem na całe życie. Myślę, że mam determinację i siłę, by o to zawalczyć. Tylko, skoro ze strony meza nie ma checi, czy to wystarczy?
Mont Blanc
Posty: 33
Rejestracja: 22 kwie 2018, 8:12
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Mont Blanc »

Moja historia jest wybitnie niemedialna, czy nierokujaca i nie zostawia najmniejszej nadziei, skoro nie ma żadnego odzewu? ;-) Oby to pierwsze!
Przeczytałam tu mnóstwo mądrych wypowiedzi mądrych ludzi, ale liczyłam na odniesienie się do mojej konkretnej sytuacji. Może dlatego, że związek niesakramentalny jest Wam trudniej?
Niemniej, będę tu nadal zaglądać, bo dajecie mi mnóstwo siły i wiary. Wśród "rzeczywistych" znajomych nikt chyba do końca nie rozumie, dlaczego tak chcę walczyć o moje małżeństwo. I chyba nikt nie wierzy, że się uda :-(
jacek-sychar

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: jacek-sychar »

Mont Blanc

Im Ty więcej piszesz, tym więcej w nas otwierasz furtek.
Czasami nie piszę, bo nie czuję danego wątku, danej sytuacji. To może być powód.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: ozeasz »

Kiedyś zdałem sobie sprawę że kryzys jest po coś ,wskazuje on że trzeba podjąć refleksję nad tym co do niego doprowadziło ,znaleźć korzenie ,ale też może stanowić oś nawrócenia , w historii Izraela ciągle można znaleźć kryzysy które ogólnie zaznaczają słabą lub ,nieistniejącą relacje z Bogiem ,Tym który nas pierwszy umiłował .

Może to takie szturchnięcie Taty ,z zamiarem powiedzenia "obudź się" ,"dokąd idziesz" ?

Na pewno źródłem prawdziwej miłości jest Bóg ,więc i w małżeństwie , czy człowiek wierzy czy nie wierzy czerpie on swoją miłość od Dawcy miłości ,za to sakrament to znak Jego świadomej dla człowieka obecności i gwarancja pomocy w Jego dziele jakim jest związek mężczyzn i kobiety .

Skoro Jego dzieło to i Jego zasady , więc też świadomość że nie mój plan na życie a Jego ,nie moje wyobrażenie a Jego wizja ,dopiero wtedy istota małżeństwa zaczyna się urzeczywistniać .

Dla mnie celem życia staje się ,(bo od początku tak nie miałem) nie moje osobiste szczęście tu na ziemi ,a wspólne zbawienie małżonków , mimo separacji ,rozwodu ,nowego związku współmałżonka ,mimo że mój plan na szczęście małżeńskie upadł ,mocno wierzę w to że On wykorzysta właśnie to całe cierpienie ,trud , poświęcenie nie wyłącznie dla mnie ,ale dla nas - małżonków , temu się poddaje przyjmując to co niesie każdy dzień .
Świadectwo które równie dobrze mogłoby być opowiedziane przeze mnie , jest dla mnie potwierdzeniem , że nie jestem sam na tej jakże trudnej i wymagającej drodze i tu mogę znaleźć wsparcie nie odwracając się tyłem do wartości które są dla mnie istotą życia .
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Mont Blanc
Posty: 33
Rejestracja: 22 kwie 2018, 8:12
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Mont Blanc »

Tak, jestem przekonana, że ten kryzys ma jakiś cel. Ze tak nie mogło wyglądać dalej nasze życie. Za dużo było w nim niezrozumienia, cierpienia, obojętności. Co więcej, gdzieś w głębi serca jestem wdzięczna mężowi za te separację, bo inaczej nigdy byśmy nie wyszli z tej sytuacji, która sami sobie zafundowalismy.
Tylko ja naprawdę nie wiem, co teraz robić, jak postępować. Tak, musze pracować nad sobą, długa droga przede mną. Jednak cały czas mam nadzieję, że mąż wróci, i to mi daje siłę do walki. Ale przecież wcale nie musi tak być.
Zawsze to ja byłam ta z bardziej emocjonalnym podejściem do życia, z uczuciami na wierzchu (przynajmniej w stosunku do męża, bo do innych osób, szczególnie które mało znam, jestem zdecydowanie bardziej zdystansowana i wycofana). Chciałam wszystko przegadać, omówić, przekonać do swoich racji. Mąż z tych wycofujacych się, unikajacy konfrontacji, nie mający pretensji, ale robiący wszystko po swojemu.
I tak chyba wyglądało nasze małżenstwo - ja napieralam, on się wycofywal. Ja chciałam pomocy i wsparcia, on chciał spokoju. I teraz znowu ja walczę , on chce być zostawiony w spokoju. Co robić? Przecież chyba nie mogę odpuscic
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: ozeasz »

Mont Blanc pisze:I tak chyba wyglądało nasze małżenstwo - ja napieralam, on się wycofywal. Ja chciałam pomocy i wsparcia, on chciał spokoju. I teraz znowu ja walczę , on chce być zostawiony w spokoju. Co robić? Przecież chyba nie mogę odpuscic
Logika podpowiada że skoro ta metoda nie przynosi efektów ,należy ją zmienić , już sama podjęłaś refleksję nad tym i doszłaś do takich wniosków(że nie działa) . Oczywiście to nie maszyna , która wykonuje daną operację po naciśnięciu przycisku , więc może się okazać że żadna metoda nie zadziała ,ale nie warto się zrażać zaraz na początku ,przed podjęciem jakichkolwiek działań .

Z własnego doświadczenia wiem że to co widzisz ,odbierasz to cześciowo subiektywna rzeczywistość ,u mnie to wynikało , do dziś w mniejszym stopniu wynika, z zaniżonego poczucia wartości , uznawania siebie za kogoś gorszego od innych ,wychowania - rodziny pierwotnej , wcześniejszych zranień , małej samoświadomości itd. to są niejako okulary w których postrzegam krzywo świat ,więc i interakcje z otoczeniem ,ich jakość , z tego wynikają .
Dopóki moja percepcja się nie zmieni (a jest założenie że jest skrzywiona) wszystko inne będzie tego wynikiem .
Ja skorzystałem z warsztatów 12 kroków które w dużym stopniu zredukowały moje "skrzywienie" ,pozwoliły mi się odnaleźć .
To nie tak że teraz jestem idealny ,bardziej to wygląda tak , że teraz mogę na siebie i innych popatrzeć w sposób bardziej rzeczywisty ,widząc nie tak mocno skrzywiony obraz .

To jak z lornetką ,jak patrzę wg jakiś nastawień ,ostrości i obraz jest zamazany ,wysnuwam fałaszywe wnioski ,na ich podstawie podejmuje chybione działania , po poprawie nastaw ,ostrości ,ja jestem ten sam ,obiekt jest ten sam ,zmieniła się optyka która pomaga popełnić mniej błędów ,lepiej ocenić sytuację , podjąć bardziej konstruktywne działania i osiągnąć bardziej wymierne korzyści .

W tym wszystkim mam świadomość że nie jestem sam ,jest Bóg który mnie wspiera i ludzie z podobnymi doświadczeniami ,na różnych etapach rozwoju kryzysu ,lub po , więc kopalnia wiedzy ,a odpowiedzialność za działania i ewentualne zmiany i tak ponosi każdy z nas w swoim życiu ((( choćby wynika to z tego , że każdy tu pojawiający się ze swoją wersją - "danymi" ,dostaje informacje zwrotną bazującą na tych "danych " ,jeśli one są nieprawdziwe , w sensie - "skrzywione" to i uzyskane wyniki będą miały błąd z reguły))),z tego należy sobie zdać sprawę ,że jest to ,ja to tak nazywam "operacja na otwartym sercu. " Pozdrawiam serdecznie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Mont Blanc
Posty: 33
Rejestracja: 22 kwie 2018, 8:12
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Mont Blanc »

Dziękuję Ci bardzo za odpowiedź. Rzeczywiście, krótko i logicznie - jak metoda nie działa, należy ją zmienić ☺
Tylko na jaka?

I dalej - z subiektywna rzeczywistością tez trafiłeś. Ja również mam niskie poczucie własnej wartości, zawsze czułam się gorsza, brzydsza, nudniejsza, mniej inteligenta... i w stosunku do męża - miałam zawsze poczucie, że nie "zasluzylam" na niego. No i - samospelniajaca się przepowiednia - w końcu mnie zostawił. I chociaż walczę o nasze małżeństwo, z tyłu głowy jest zawsze mysl: miał rację, że odszedł.

Dzis mam ciężki dzień, tak po ludzku widzę, że chyba nie ma nadziei.
Ale z Boża pomocą wszystko jest możliwe.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: ozeasz »

No to już wiesz , poprawić myślenie o sobie , wiele osób tutaj o tym już pisało , zająć się sobą , rozwinąć pasje , może jakies nowe pola sie odkryją , znaleźć ludzi którzy Cię będą wspierali ... konstrukktywnie przełożyć siły na efekty , nie izoluj się , nie rozdrapuj ran , szukaj pozytywów w każdej sytuacji , wykorzystuj słabości i upadki do tego by się rozwijać a nie dobijać :D
Po prostu zajmij sobą tak by poprawić jakość swojego życia , skup się na dzieciach również na ich potrzebach , jak się odwiesisz od męża może "uwolniony" wróci chętniej.
Może zainwestuj w relacje z Bogiem jeśli odczuwasz zbytnie oddalenie itd.
To tak po krótce , jeśli zmienisz myślenie na swój temat , uniezależnisz szczęście , radość , wartość od męża , może to zmieni przy okazji Wasza relację.
I uwierz w to że jesteś piękną, wartościową , jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną kobietą , taką Cię stworzył Ojciec, tak jest, więc to złe pojęcie ( moim zdaniem) "zasługuje" na kogoś , bo każdy jest w oczach Boga drogi , bez wyjątku.
Życzę Ci wytrwałości i pokoju każdego dnia, pozdrawiam Cię serdecznie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Mont Blanc
Posty: 33
Rejestracja: 22 kwie 2018, 8:12
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Mont Blanc »

Staram się odwiesic od męża, zajmować się sobą, pracować nad soba. Ale po tylu latach skupiania się nad rodziną to trudne. Gdy dzieci są z mężem, jest mi zwyczajnie smutno i pusto. Ale walczę z tym, wyszukuje sobie zajęcia, chodzę do kościoła, "dogadzam" sobie. I jednocześnie odliczam godziny do powrotu dzieci.
Długa i wyboista droga przede mną.
Dziękuję Ci Ozeasz za dobre słowo.
jacek-sychar

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: jacek-sychar »

Mont Blanc
Ja zostałem z najmłodszym synem po odejściu żony. Starsze dzieci pojawiały się zawsze u mnie w okolicach ich matur. W końcu zostałem sam. Około 5 lat po odejściu żony. Pierwszy miesiąc był straszny. Puste mieszkanie, nie było dla kogo gotować. Ale po miesiącu to minęło. Teraz syn znowu wrócił do mnie. A, tak, matura. :lol:
Ale coś mówi, że zostanie na stałe. Zrozumiał, że ten groźny ojciec, to nie kazał mu się uczyć za karę, tylko dla jego dobra.

Wszystko ma swój czas. Również czas nauki życia samemu.
Trzymaj się.
A kościół i dogadzanie sobie na pewno w Twojej sytuacji nie będą złe. ;)
ODPOWIEDZ