Ukasz pisze: ↑31 sty 2020, 21:37
Ruto, przeczytałem chyba wczoraj ostatnie kilka stron Twojego wątku, które pojawiły się od mojej poprzedniej wizyty tamże. Miałem wrażenie, że większość z tego, co tam piszesz, jest mi bardzo bliskie. Mógłbym całe akapity przekleić tutaj i odpowiadałyby temu, jak widzę siebie i moje małżeństwo.
Ukasz pisze: ↑30 sty 2020, 22:01
pielęgnować w sobie obraz jasnej strony jej osoby
Ruta pisze: ↑31 sty 2020, 17:26
Czemu sądzisz, że trzeba pielęgnować jasny obraz małżonki?
Zwróć uwagę na delikatną różnicę między dostrzeganiem jasnej strony obrazu a postrzeganiem obrazu jako jasnego. Pielęgnuję w sobie obraz jasnej strony mojej żony, bo ten ciemniejszy sam się narzuca i nie wymaga pielęgnacji. Tego drugiego nie neguję, nie wypieram. Po prostu pamiętam o tym, że jest coś jeszcze. Równie prawdziwe, choć teraz mniej się odsłania. Sądzę, że w ten sposób ten mój obraz jest pełniejszy, bliższy prawdy, a nie dalszy. Pomaga mi to bronić się przed emocjami, które łatwo się budzą i zapuszczają korzenie, skłaniają do radykalnych działań, rewanżu (nie zawsze uświadamianego), karmią poczucie krzywdy itd. Sądzę, że dzięki temu - żeby zacytować Ciebie - moje reakcje są bardziej adekwatne do sytuacji. Również pozostałe cele, które Ty przypisujesz urealnieniu obrazu męża, przybliżam właśnie w ten sposób. Wydaje mi się, że całkiem skutecznie.
Ruta pisze: ↑31 sty 2020, 17:26
kim mój mąż naprawdę jest i jaka jest jego obecna postawa
Te dwie rzeczy staram się zawsze wyraźnie oddzielać. Postawa może być jednoznacznie zła, wymagać negatywnej oceny. Człowiek, osoba - nigdy. Nie doszukuję się na siłę dobra w postępowaniu żony, jeśli go nie widzę, choć równocześnie nie chcę przegapić nawet okruchów, jeśli już są, a tym bardziej rzeczy większych. Chodzi raczej o to, że moja żona jako dziecko Boże jest w swojej najgłębszej istocie dobra, nawet bardzo dobra, i nie musi zasługiwać na moją miłość dobrymi uczynkami. Kocham ją taką, jaka jest.
No tak, jasna strona, to zdecydowanie nie to samo co jasny obraz. Myślę sobie nad tym, co napisałeś. Ja na pewno długo bardzo długo pielęgnowalam jasny obraz. Teraz staram się dostrzec realny obraz, co na razie idzie mi nie najlepiej, ale już przynajmniej nie doklejam mężowi świetlistej aureoli, zawsze jakiś postęp
Co do pielęgnacji jasnej strony, wszystko w moim mężu jest dla mnie jasną stroną, to jak mówi, co mówi, jak się porusza, jak patrzy, w jaki sposób widzi różne sprawy, kim jest, jaki jest wobec innych osób, jak się wścieka, jak się cieszy, jakie ma sny, jak się modli, jak jest zakłopotany, jak się martwi, jak zajmuje się dzieckiem, jak rozmawia - mogłabym go chłonąć i cieszyć się nim bez przerwy i bez przerwy go odkrywać.
Co do ciemnych stron - wszystkie które na razie potrafię dostrzec wiążą się albo z nałogiem - bo pod wpływem substancji i pornografii mój mąż autentycznie zmienia się w inną osobę, jego reakcje są inne, wszystko w nim jest wtedy inne. Niektóre wiążą się też z jego mamą - to co się dzieje między nimi jest destrukcyjne, choć nie potrafię wskazać na czym to polega i jak działa. Ale jego mama potrafi zmienić reakcje męża równie skutecznie jak narkotyk, ona potrafi nawet zmienić sposób w jaki coś widzi. Mąż cieszy się wyjazdem na wakacje, dwie rozmowy z mamą, by widział w tym niepotrzebny wydatek. Mąż cieszy się, że uda się nam opłacić mój wyjazd, żebym mogła odpocząć po leczeniu, jedna rozmowa z mamą i na pewno jadę z kochankiem, albo żeby znaleźć kochanka, no i wydaję niepotrzebnie pieniądze. Mąż cieszy się moją nową pracą, wspiera mnie, jedna rozmowa i zaczyna się zamartwiać, że teraz będę wpychać go pod pantofel i będzie musiał więcej robić w domu (to o tyle abstrakcyjne, że zwykle dzielilismy obowiązki a mnóstwo rzeczy robiliśmy po prostu razem). Mężowi jest przykro, że się upił i zachowywał nieodpowiedzialnie, jedna rozmowa z mamą i słyszę że ma do tego prawo, a ja się czepiam nie wiadomo czego...
Miało być nie o tym, ale chyba musiałam się wyżalić i to z siebie wyrzucić. Przepraszam za rozbudowaną dygresję...
Chodzi o to, że nie widzę ciemnych stron męża - bo według mnie płyną one albo z dziwnej relacji z mamą, w której ona potrafi mężem sterować, albo z odurzenia i pozostałych reakcji na substancje lub ich odstawienie lub myślenie o nich.
W moich oczach mój mąż jest wciąż ideałem. Nie ma ciemnych stron. Wiem, że to niemożliwe i tylko dlatego potrafię stwierdzić, że mój obraz odbiega od rzeczywistości.... No chyba, że miałam wyjątkowe szczęście i wyszłam za mąż za mężczyznę idealnego, bez was i nieskazitelnego charakteru, najbardziej męskiego że wszystkich mężczyzn, najbardziej fascynującego - a tylko uwikłanego w trudną relację z mamą, a raczej z rodzicami, co przyczyniło się do rozwoju uzależnień (o tym jestem przekonana, bo mąż we wszystkie uzależnienia wszedł w młodym wieku). Rzecz w tym, że ja naprawdę dopuszczam taką możliwość...