Wiedźmin pisze: ↑04 sty 2020, 14:42
Ruta pisze: ↑04 sty 2020, 14:17
Myślę sobie, że granice można stawiać tylko sobie
[...]
Pracuję akurat nad mądrym postawieniem granic mężowi [...]
Choć sugerujesz, że jestem niekonsekwentna... to nie jestem. Jak sam zauważyłeś, język jakim się posługujemy jest w kwestii granic nieprecyzyjny.
Ale postaram się doprecyzować, przyjmując za dobrą monetę Twoją wypowiedź - czyli, że niezbyt precyzyjnie wyłożyłam, co miałam na myśli, a nie że wytykając mi niekonsekwencję miałeś zamiar grą słów zdyskredytować to, co chciałam przekazać.
Zwykle ludzie przestrzegają elementarnych zasad i współpracują ze sobą oraz starają się nie tworzyć zagrożenia dla innych. Wtedy nie ma potrzeby podnoszenia kwestii granic, ani ich obrony. Gdy jednak ktoś te reguły łamie i przekracza te granice, pozostając przy moim przykładzie - mój mąż podejmując próby kontaktu z dzieckiem w stanie odurzenia - pojawia się potrzeba obrony.
Gdy ktoś łamie granice, pojawia się w nas reakcja, zwykle jako emocja. To może być gniew, lęk, złość, zakłopotanie, zastydzenie, agresja, bezradność. To takie czujniki łamania granic. I czasem pojawia się potrzeba podjęcia takich działań lub przyjęcia takiej postawy, które czyjeś destrukcyjne działanie
wobec mnie zastopują. Wtedy stawiam granicę komuś, nie zgadzając się na to, aby moją granicę łamał. Ale moim celem jest tylko wytyczenie i obrona mojej granicy. I nic poza tym. Nie wykraczam poza chęć obrony siebie, nie próbuję zmieniać czyjegoś myślenia, postępowania. Działam we własnym imieniu j swoją rzecz.
Aby to zilustrować:
1. Proszę dzieci, żeby zachowywały się cicho, ponieważ potrzebuję spokoju, aby wykonać pracę versus proszę o to samo, bo uważam że dzieci powinny być ciche i spokojne (czyli chcę by dostosowały się do moich wyobrażeń).
Pierwsza postawa dotyczy mnie, druga mojego przekonania o tym, co dzieci powinny.
2. Proszę szefa o urlop, bo chcę odpocząć czy mam jakieś swoje sprawy versus ta sama prośba, żeby mu wykazać, że jak mnie nie będzie, to będzie mu trudniej (czyli chcę tą drogą coś uzyskać, np. więcej docenienia).
3. Nie wpuszczam odurzonego męża do domu, bo nie chcę czuć się zagrożona versus nie wpuszczam, żeby on się zmienił, otrzeźwiał i poczuł źle albo nawet ukarany.
Przy pierwszej postawie, gdy moje działania płyną z osobistej motywacji i moich granic jestem na równi z tymi których o coś proszę lub wobec których działam. W wielu przypadkach jest też pole do negocjacji: będziemy cicho, ale potem pobawisz się z nami, dokończę projekt i wezmę urlop chwilę później, dam mężowi klucz do szopy, żeby nie spał na dworze.
Przy drugiej postawie nie ma pola do negocjacji, bo ja wiem jak ma być, startuję z pozycji rzeczywistej lub urojonej przewagi, mam też w głowie reakcję lub zmianę jaką chcę wywołać - i gotowość do nasilenia moich działań a nawet do podjęcia odwetu, gdy reakcja będzie inna niż się spodziewam.
Zauważyłam też, że jeśli moja prośba, żądanie czy cokolwiek z tej kwestii nie płyną z moich granic, a bardziej z chęci wpływu na innych, dzieją się różne nieprzyjemne rzeczy: napotykam opór, sposób w jaki się odnoszę do innych jest zupełnie inny. Gdy nie bronię granicy, tylko chcę wpłynąć na innych nie czuję się pewna swojego, więc moja postawa jest znacznie bardziej "mocna", czyli agresywna.
Te różnice wydają się z początku subtelne, choć wcale takie nie są. Gdy się to złapie, potem jest o wiele łatwiej. I niezmiernie ułatwia to relacje z innymi, każdy lubi czuć się szanowany. A gdy mądrze i pewnie stawiasz granice, okazujesz szacunek. To jak wiaze się to z szacunkiem na razie pojmuję bardziej intuicyjnie, więc jeszcze nie umiem tego ułożyć i dokładnie wyjaśnić.
Gdy więc bronię swoich rzeczywistych granic i nawet stawiam je komuś, to nikogo nie ranię i nie krzywdzę. I jestem o wiele skuteczniejsza.