Teraz tak myślę, że rozumiem tą kwestię. Ale może ja tez jestem DDA. Bo poczułam sie odrzucona w jednej sytuacji on się poczuł odrzucony w drugiej. I tak powstała wojna. Tylko co teraz? Też moje zaufanie padło bo odwalił jedną akcję przez którą dochodziliśmy do siebie 2 dni. Ja wparowalam w czytanie o toksycznych związkach zastanawiając się czemu tak mnie to ruszyło, czemu taki ma na mnie wpływ. Odpowiedź znalazlam w wielozadaniowości opisanej w "jak nie krzyczeć na swoje dziecko". Nie zdążyłam jednak zastosować nic więcej poza postawieniem mu granicy, że o dziecku nie rozmawiamy przy dziecku. Mając już kowalską i kierując niechęć w moją stronę nawet tym tekstem mnie odbił gdy zagadałam o oglądanie zabawek na komórce i pokazywanie dziecku (ma już dużo, nawet za dużo zabawek). Wycofałam się skoro jest to temat nie przy dziecku dla niego, ale wyczułąm, ze tylko chce "zastosować moją broń przeciwko mnie".
Tylko jak jego odrzucenie ma się do tego że od początku to ja bardziej zabiegałam o związek? To on odchodził pierwszy. To on nie chciał terapii par, miałam często poczucie, że on nie chce by nam się udało.
Ale to też bywało lenistwo z mojej strony. Jasne, lepiej żeby ktoś mi pomól go zrozumieć, ale nawet mu dałam i porozumienie bez przemocy, i miej odwagę kochać - żebyśmy mogli razem to przepracowywać. On tego nie ruszył i poszedł do kowalskiej. Czemu ja przestałam to ruszać? Czemu wdałam się w tą wojnę?
I skoro ma kowalską to czy mam prawo chociażby wyjaśniać z tym to że nie to chciałam? Pewnie i tak nie będzie już nawet chcial słuchać.
Wkurza mnie, że na mnie nie czeka. Po prostu. Ja chcę się zmienić, dla siebie ale i dla tworzenia z nim zdrowego związku. Ale on na mnie nie czeka. Co mam zrobić z wiedzą jaka posiąde o małżeństwie jeśli nie będę już nigdy z nim?