Dramat

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Dramat

Post autor: Pavel »

Nirwanna pisze: 24 lut 2021, 19:39
Nowiutka pisze: 24 lut 2021, 11:33 Porozumienie czytałam, na bieżąco jestem z poradnikami dot. dzieci. Tylko nie zakładałam żeby na dorosłym stosować metody dziecięce (co więcej raczej spełzają na niczym - albo mam dwie lewe ręce albo mam antyksiążkowy przypadek. Chociaż jak moja terapuetka powiedziała jak metoda zadziałała na kilka dni to już jest sukces).
Nie ma komunikacji innej dla dzieci, innej dla dorosłych. Jest komunikacja dobra albo zła. Jaka ona jest - Ty decydujesz. W sensie - pracujesz nad nią lub nie.
Nowiutka pisze: 24 lut 2021, 11:33 2 psychologów mi powiedziało, że nie da się pracować nad relacją bez relacji.
Z punktu widzenia pracy psychologa, który z klientem zawiera kontrakt - mieli rację. Ale tylko z tego punktu widzenia. Poza tym punktem widzenia - to piramidalna bzdura.
Da się pracować nad relacją bez relacji, średnio licząc połowa Sycharu to robi. Skutecznie.
Chodzi o zdrowienie i naprawienie siebie, im głębsze zdrowienie, tym większa umiejętność tworzenia poprawnych, zdrowych, budujących i szczęściodajnych relacji. Testować i uczyć się można we wszystkich relacjach, bliskich i dalszych, poczynając od relacji z Bogiem i samym sobą. Po pewnym czasie wytrwałej pracy bywa, że okazuje się, że i ze współmałżonkiem relacja się poprawia, choć się nad nią nie pracowało.
W punkt.
Podpisuje się pod tymi słowami rękoma, nogami i czymkolwiek się jeszcze da.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Szthur
Posty: 51
Rejestracja: 06 lis 2020, 22:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Dramat

Post autor: Szthur »

-Praca nad sobą i dla siebie a nie żeby współmałżonek zobaczył
-Modlitwa która wycisza i uspokaja emocje. A wierz mi Etna przy mnie wymiękała
-Pogódź się z tym że Sama nie dasz rady i proś Tatę o pomoc bo w końcu jest Was/Nas Troje w małżeństwie
To na dzień dobry...i na całe życie...
I ważne dla mnie... Tata się nie obrazi jak "nakrzyczysz" na Niego. On zrozumie, wybaczy, pocieszy... Bezpieczniej Jemu niż drugiemu człowiekowi 😉
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Myślałam, żeby za NVC wziąć się w ramach moich rodziców, poćwiczyć na mojej matce - ale nie miałam na to ostatecznie czasu. Myślę też sobie, że obecnie to nawet nie chodzi o przeciążenie co przebodźcowanie - nawet jeśli miałabym czas to nie zawsze mi się cokolwiek chce. Nawet pomyślałam w czasie gdy miałąm wahania co do męża, że umiem jakby tylko jedną relację naraz (ja-dziecko, nie czułam siły i czasu aby jeszcze dawac 100% ja-mąż (szczególnie,że on się średnio pchał do tego) w tym samym czasie). Praca też na mnie działa pod kątem zmęczenia materiału (praca z klientem - ale mocno proceduralna, więc działam raczej jak robocik i stale zdartą płytą). Miałam zryw czy z klientami nie uczyć się empatii ale nie ta branża (niepotrzebnie potem wysłuchiwałam historii życia).
Co do nowenny i innych modlitw. Jak tworzyć relację z Bogiem? Gdzieś mi mignęło, żeby być z Bogiem na codzień chodziażby przy zmywaniu naczyń. Czy chodzi o to by skupić się na modlitwie wykonując inne czynności? Jak do "Ważności" modlitwy ma się fakt, że ciągle mi coś przerywa (np. dziecko zagaduje mimo, że miał puszczoną bajkę na czas inhalacji), że słuchająć i modląc się w myślach wypakowanie naczyń ze zmywarki. Krótkie modlitwy spoko, ale godzinną nowennę ciężko gdzieś czasem zmieścić. Rozkład na mniejsze części nie wypalił - testowalam dużo wcześniej i podział na 3 części (rano, południe, wieczorem) i na tyle ile się dało (np. teraz 2 części a potem dokończę). Wbrew życiu ja muszę mieć "blok systematyczny" i zająć się tym w konkretnym czasie w całości, ale konkretny czas nie zawsze jest spokojny.
Ja pracuję nad sobą dla siebie (ciągle mam w głowie, że juz kiedyś część oskarżeń męża słyszałam w poprzednich związkach i chcę to rozkminić). Ale też żeby mąż widział. No przecież jeśli to we mnie jest problem to chcę pokazać, że mi zależy. Tylko nie macham chorągiewkami, bo i tak nie patrzy w tę stronę. A teraz będzie jeszcze mniej okazji by to widział.
Szthur
Posty: 51
Rejestracja: 06 lis 2020, 22:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Dramat

Post autor: Szthur »

Relacja z Ojcem
Cześć dziękuję że pozwoliłeś otworzyć mi oczy na tyle wcześnie że zanim zacznę swoje obowiązki zdążę odmówić Pompejanke. Sorki za wczoraj że Ci dowołałem ale widziałeś że moje kochanie zrobiło sobie ze mnie worek treningowy i w ogóle ciężki wieczór...
Potrzebuje szybkiej i bezpiecznej trasy na mój wyjazd da rade?
Stromy podjazd lód na drodze "no to jedziemy Ojciec" a u celu "jak żeś mnie wywiózł na górę to pomóż zjechać"...
Podziękuj za zielone światło, za nie rozbite naczynia wkładane do zmywarki... Pomyśl że każde uderzenie serca to Jego sygnał że Cię kocha.
To się nie da pyk i masz. To się buduje. Trudniej mi to wychodzi w domu ale w pracy dużo czasu sam z kierownicą...
Dla mnie to jest relacja... Mało książkowa ale moja 😉
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Jak przeglądałam historie ludzi, ktorzy do siebie wrócili, trafiałam na takie, gdzie uciekli do innych związków (rutyna, zdrada). Czy zdarzaly się powroty ludzi, którzy od siebie uciekli w samotność i potem tworzyli inne związki? Uspokoiłam się nieco ale wciąż po ludzku widzę, że nie ma już żadnych szans.
A modlitwy mi nie idą, dziś próbowalam 2 razy pompejanke, raz mi wszystko przerywało jak wczoraj, drugi raz raczej jej po prostu słuchałam.
Myślicie, że może też być coś w tym, że modlę się gdy gonię męża, a w relacji nie bardzo? Czy przez to, że w relacji się tego nie nauczyłam Bóg może mi go wiecznie trzymać za daleko żebym się modliła?
Po szczerej rozmowie z mężem o ktorej wspominałam wcześniej, i rozpoczęciu modlitw, i temu, że mam luz (do jutra urlop) mocno ruszyłam (tak mi się wydaje) z dalszą pracą nad sobą. Jakby mnie blokowało zawieszenie sprawy z mężem (ten brak rozmowy).
Czy ja mam prawo chcieć jego powrotu? Czy nie jestem psem ogrodnika?
Na ile mieć wgląd na jego winy (przeszle - zrzuciłam na niedojrzałość, zranienie) teraźniejsze - znów mi pokazal, że żadne jego slowo wobec mnie nie zostało spełnione (niby nie chciał deklarować ale powiedział, że nie wyobraża sobie seksu z inną, odbijałam piłeczkę żeby nie narobić sobie nadziei i nie być naiwną, on zasugerował, że jest to swego rodzaju deklaracja. gdy się tulilismy spytałam co jeśli nam nie wyjdzie, odparł, że pójdziemy na terapie par. I co. I jak zapętliliśmy się w automatyczne reakcje zranień (on foch, ja grzmoty i osaczanie) to sobie znalazł inną. Cóż warte jest jakiekolwiek jego słowo? Obraził się, że zastanawiałam się (on usłyszal, że uznałam) nasze małżeństwo za nieważnie zawarte - a nie walczy o nie i poszedł do innej. Jak śmiesz się obrażać skoro masz je głęboko gdzieś?

Co do relacji z Ojcem. W modlitwie czy to takie "gadanie do siebie"/w myśli, tylko skierowane do Boga nie do siebie?
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Co myślicie o intencjach? Ja pytałam zwykle, drążyłam co autor ma na myśli, mąż mi gadał (jak jeszcze gadalismy ze sobą) że mam patrzeć na czyny nie wnikać w motywacje. Do dziś nie rozumiem. Dla mnie motywacje są tym co jest esencją komunikatu. Można rzucić w kogoś śnieżką, ale to od motywacji zależy czy było to na złość by zranić czy niewinna zaczepka, która była błędem. Motywacje są dla mnie esencją komunikatu - a on mnie za to ganił. Czy ja się w czymś mylę?
Myślę, że wielokrotnie zraniłam go w lojalności - wciąż przeżywa ten pozew mimo że to on nie chciał rezygnować (po 1 mediacjach chciałam wycofać pozew, on stwierdził, że on chce orzeczenia potrzebuje by sobie to poukładać). Napisałam więc głupim błędem - smsa o tym, by nam dał jeszcze szansę, że modlę się za nas i że dam mu siłę (mówił że nie ma już na to sił)(chociaż myślę, że Bóg raczej może mu dać siłę, ale musiałby zadziałać przeze mnie bo on się chyba jeszcze bardziej wycofal od kościoła). Mimo, że też mam świeżą ranę.
Od dnia pozwu ciągle szuka innej. Jak raz z synem nocował w jakieś święto (ja wyszłam) miał też taki jeden żel pod prysznic. I jak luźno zagadałam że używa coś co mu kiedyś kupiłam to powiedział, że skoro mnie odpowiadało to pomyślał, że innym też będzie odpowiadać. Przed falstartem spotkał się z dwiema laskami. Falstart zakońćzył się związkiem z inną. Przed seksem byla dziwnie-miła rozmowa gdzie mówił, że nie chce składać deklaracji ale nas do siebie ciągnie i tego nie da się ukryć, więc blokowałam się bo ja potrzebuję deklaracji. W końcu powiedział, że to że nie widzi seksu z inną jest swego rodzaju deklaracją. Przytulanie, całowanie. Zlękniona zapytałam co jak nam nie wyjdzie, a on powiedział, że pójdziemy na terapię par. Potem stojąc w drzwiach mówił, że nie wie ile mu zajmie jego terapia czy 5 miesięcy czy 5 lat i nie wie czy nie znajdzie innej w tym czasie. Myślałam, że mówi to przez to że uważa że traktuję go jak własność (nie jestem twój nie osaczaj mnie). Albo myśli o tym odległym terminie. Następnego dnia było łóżko, miesiąc później już wszystko nieaktualne i wojenka zakończona nowym związkiem. Byłam naiwna. Czuję się jak dziwka. Po prostu mnie przeleciał bez zobowiązań. Jak zaczynaliśmy naszą znajomość okłamał mnie, że już kogoś miał (a był prawiczkiem - dowiedziałam się po roku seksu). Jak byłam w ciąży oglądał porno - czułam się na wskroś zraniona, odrzucona.
Nie zdziwiłabym się jakby z nią to już też robił.
Żadnego słowa wobec mnie nie dotrzymał.
Szthur
Posty: 51
Rejestracja: 06 lis 2020, 22:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Dramat

Post autor: Szthur »

Tak masz prawo chcieć jego powrotu. Tak masz prawo modlić się o to. Tylko czy jesteś na to gotowa... Może Tata wie lepiej i prowadzi Cię tą drogą żebyś stanęła na własnych nogach i gdy będziesz gotowa mężowi pomóc otworzy Jego serce... Tata prowadzi czasem niepojętymi drogami. Samemu chciałbym mieć kochającą mnie żonę... A może Tata wie że jeszcze nie czas, może żona mnie kocha na swój sposób, może nasze jutro już nie będzie razem a obok siebie...
Nie wiem. Staram się przyjąć co mam i w tym kochać. Tata wie czego mi trzeba i modlę się o to żeby "dał ile trzeba plus bonusik żeby było ciut łatwiej"
Relacja... Zacząłem "telefonem do Nieba" ale każdy po swojemu 😉
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Proszę módlcie się ci którzy mają o niebo lepszą relację z Bogiem niż ja. Wbrew powszechnym zaleceniom zasypałam telefonami z przeprosinami i smsami. Uznałam, że może on tego bardziej oczekiwać niż ciszy - w sensie przyznania się do mojej winy, błędów, wyjaśnienia. Zagadałam podczas jego rozmowy z synem przez telefon czy mogę potem do niego zadzwonić w tej sprawie bo chcę pogadać. Zapytał czy nie wolę rozmowy face to face. Da mi znać. Pod koniec słyszałam u niego domofon ale żadnych znanych głosów w tle. I zrobiłam najgłupszą z możliwych rzeczy - zadzwoniłam potem ugadać się czy jutro możemy pogadać i czy ona jest u niego. Pewnie jeśli cokolwiek z szans było wlaśnie to zabiłam :( ale myślałam, że zawału dostane. Poszlam znów automatem. Jak przestać działać/myśleć/mówić automatycznie? Przepłakałam 3doby, boje się czy i kiedy porozmawiamy i ile będę dochodzić do siebie. A może jest jeszcze nadzieja? Zmuszanie nic nie da, ma wolną wolę, jednak mam nadzieję go jakoś jednak przekonać...
Piszę i przeżywam jak jakaś nastolatka. Jak sobie z tym poradzic?
Szthur
Posty: 51
Rejestracja: 06 lis 2020, 22:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Dramat

Post autor: Szthur »

Różnie sobie z tym radzą.
Spakuj w pudełko i odeślij do nieba niech Tata się tym zajmie bo Ty nie masz sił i nie wiesz jak to zrobić.

Przeżyj to. Przejdź przez te emocje i odkryj co jest pod nimi, co tak na prawdę Cię boli w tym wszystkim. Znajdź źródło... U mnie nasze powroty w kryzysie zazwyczaj rozbijały się o seks. Bo ja strasznie chciałem a żona w ogóle. Powrót wyglądał jak trzymanie granatu przez jednego a zawleczki przez drugiego i tylko impuls, nawet złe spojrzenie odpalało wybuch. Przyszedł dzień gdy po jakiejś konferencji zacząłem szukać co mnie tak bardzo boli, czemu tak bardzo walczę o łóżko... Wiesz seks seksem ale mnie cholernie brakowało bliskości. Takiej codziennej bliskości. Przytulenia, pocałunku, spojrzenia "jestem tutaj" a tego nie było. Jedynie w nocy mogłem "ukraść"... I bum... następne ciche tygodnie...
I dalej tego nie ma. Wręcz spytałem żonę czy się mnie brzydzi bo zero do potęgi... Ale ja wiem czego mi brakuje i już sama wiedza mnie uwolniła. Sama wiedza co mam w środku pomaga sobie z tym radzić. To nie lekarstwo bo brak jest ale bardziej panuje nad sobą i nad nim. Znalazłem źródło i robię tak żeby nie wyszło z koryta, żeby powódź emocji mnie nie porwała.
Diagnoza zajęła mi pół roku. Regulacja strumienia trwa nadal
U mnie to pomaga. Zazwyczaj...

Widzisz u Ciebie "akcja" w postaci głosów w tle wywołała "reakcje" telefon czy kowalska tam jest. Zabrakło "pauzy" i to na co nie masz wpływu (ona u męża) przez brak pauzy dało Ci dodatkowy problem czy dojdzie do rozmowy z mężem i jak się potoczy. A śmiem twierdzić że masz problemów dość żeby sobie nie dokładać. Ja jestem analitykiem i siadł bym nad tym co teraz napisałem rozważając chociaż kilka wersji jak nie dołożyć problemu w przyszłości. Bo znając życie przyjdzie kolejny taki "test"
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Szthur pisze: 26 lut 2021, 21:44 Różnie sobie z tym radzą.
Spakuj w pudełko i odeślij do nieba niech Tata się tym zajmie bo Ty nie masz sił i nie wiesz jak to zrobić.

Przeżyj to. Przejdź przez te emocje i odkryj co jest pod nimi, co tak na prawdę Cię boli w tym wszystkim. Znajdź źródło... U mnie nasze powroty w kryzysie zazwyczaj rozbijały się o seks. Bo ja strasznie chciałem a żona w ogóle. Powrót wyglądał jak trzymanie granatu przez jednego a zawleczki przez drugiego i tylko impuls, nawet złe spojrzenie odpalało wybuch. Przyszedł dzień gdy po jakiejś konferencji zacząłem szukać co mnie tak bardzo boli, czemu tak bardzo walczę o łóżko... Wiesz seks seksem ale mnie cholernie brakowało bliskości. Takiej codziennej bliskości. Przytulenia, pocałunku, spojrzenia "jestem tutaj" a tego nie było. Jedynie w nocy mogłem "ukraść"... I bum... następne ciche tygodnie...
I dalej tego nie ma. Wręcz spytałem żonę czy się mnie brzydzi bo zero do potęgi... Ale ja wiem czego mi brakuje i już sama wiedza mnie uwolniła. Sama wiedza co mam w środku pomaga sobie z tym radzić. To nie lekarstwo bo brak jest ale bardziej panuje nad sobą i nad nim. Znalazłem źródło i robię tak żeby nie wyszło z koryta, żeby powódź emocji mnie nie porwała.
Diagnoza zajęła mi pół roku. Regulacja strumienia trwa nadal
U mnie to pomaga. Zazwyczaj...

Widzisz u Ciebie "akcja" w postaci głosów w tle wywołała "reakcje" telefon czy kowalska tam jest. Zabrakło "pauzy" i to na co nie masz wpływu (ona u męża) przez brak pauzy dało Ci dodatkowy problem czy dojdzie do rozmowy z mężem i jak się potoczy. A śmiem twierdzić że masz problemów dość żeby sobie nie dokładać. Ja jestem analitykiem i siadł bym nad tym co teraz napisałem rozważając chociaż kilka wersji jak nie dołożyć problemu w przyszłości. Bo znając życie przyjdzie kolejny taki "test"
Mojemu mężowi też tego brakowało, ale przez prawie 2 lata nawet nie podaliśmy sobie ręki. Zaznaczyłam mu to w tedy, żeby nie osaczał, że potrzebuję powoli, rozmowy i też tych zwykłych gestów. Pierwsze przytulenie w czasie tej miłej rozmowy przed zblizeniem - tyle muru już stworzyłam aby uwolnić się emocjonalnie na tyle by iść dalej żyć - jakbym tuliła kogoś obcego, nie że obojętnosć tylko to takie sztuczne i pełne spiecia było, że ciało musiałoby się dopiero nauczyć go na nowo. Zwykłe przytulenie! W dodatku poza tym zblizeniem tak na codzień w ogóle na siebie bez dziecka nie trafialiśmy a przy dziecku zbytnio nie chciałam nowych gestów pokazywać (nie chciałam mu mieszać póki nie poskładamy - i tak ma przez nas zryte dzieciństwo) chociaż pare razy widział i za rączkę jak szliśmy i buzi jak tata dał (a potem to ja muszę żyć z tym jak wytłumaczyć mu, że nie tata nie będzie nocował, że nie nie weźmiemy się za ręce - on ledwo zaczął chodzić i mówić ale miałam wrażenie, że już nas swatał jakbym nie tylko ja sobie narobiła nadziei, a potem ja muszę i z jego bólem umiejętnie sobie radzić). Jakbyśmy poszli na randkę to może inaczej by było. Kto wie. Miałabym wiecej czasu do przemyśleń, nie byłoby może takich niedomówień.

Myślicie, żeby za tą sytuację przeprosić? Raz mu już sms napisałam, że to było niewłaściwe i że przepraszam. Zostawić to tak jak jest czy wyjaśniać sytuację skąd takie głupie pytanie? Zwykle wyjaśniam.... Tak samo poprosiłam go by rozmowa jeśli mialaby mnie mocno boleć bo sobie narobiłam nadziei (założenie odrzuzcenia) to jakby mógl jak najszybciej. W domyśle wiem, że najszybciej dla niego (on ma być gotowy ale i nie przekładać niepotrzebnie) ale sobie myślę, że znów zly dobór słów i jak empatia jak myślę tylko o sobie (a chciałam tylko nie rozwlekać mojego cierpienia).

Na rozmowę pomyślałam wziać różaniec i trzymać go w ręce (modlę się bez różańca w ręku obecnie w parze z modlitwami online) - jest to na tyle niecodzienne że powinno mnie pilnować. Innych pomysłów nie mam. I co jak nie będę mieć go przy sobie lub nie będę przygotowana na taką ewentualność? Wiem, że powinnam być po prostu uważna, ale przy moim tempie życia / temperamencie (bo może wcale nie mam takiego chaosu tylko ja więcej nie udźwignę) stałę bycie w gotowości i ważenie każdego słowa jest conajmniej masochistyczne. A moze to byłoby lepsze? Więcej "widzę" jak nie pracuję. Jak wrócę do pracy to znów będzie cieżej. Nawet nie wiem gdzie był ten błąd w którym tą wojnę zaczęliśmy - a nałożyło się na to przedszkole po pandemii (adaptacja), odpieluchowanie (strasznie się stresuje bo już nawet przedszkle traci cierpliwosć - a dziecko ma presję na to), niepewność (zastanawiam się czy nie był nerwowy troszkę przez to, że nie wiedział co o tym myśleć że nagle tata jest częściej (raz nocowal), inaczej się do mamy zachowuje, jakby nieprzyzwyczajony). To wszystko wpłynęło na relację moją z dzieckiem (okiełznanie go) i przez to hamulce mogły mi puścić (brak uważnosci, zmeczenie materialu). Tego jest po prostu za dużo.

A co mnie boli najbardziej? Głęboko we mnie siedzi "seks dopiero po ślubie" (mhm... :lol: ) "tylko z tym jedynym", gdzie jak ogarniałam sie już w trakcie separacji zmieniłam w odbudowie wartości na "tylko dla tego, który traktuje mnie właściwie". Czasem myślę co by było jakby nie magia pierwszego doswiadczenia (podobno to mocno scala - jakbyśmy poczekali czy tak byśmy się szarpali? czy dotarlibyśmy przed ołtarz?). Nie czytałam 5 języków miłości (ale mam już zakupiony) ale mocno myślę, że u mnie działają słowa. Wkurza mnie tamto zblizenie, bo i tak mnie sobie odpuścił (ten jedyny) i nie było szczerych rozmów, bycia sam na sam, poznawania, zodbywania, tych malych gestów (jak w żartach zagadywał drugi raz odbiłam od razu "a może trzeba ze mną chodzić"). I to mu chyba ostatnio udało mi się przedstawić. Do mnie to ciągle trzebaby było gadać: upomnieć, jeśli blądzę, poprosić wprost jeśli czegoś oczekuje (w sensie jak zapomne zapytać "co mogę dla ciebei zrobić" - dlaczego po prostu nie powie? ja z tym nie mam problemów może poza formą..). Chce wsparcia niech powie jak a niech nie czepia się że go nie daję. (swoją drogą już na naukach przedmałżeńskich a nawet wcześniej miałam wrażenie że jesteśmy na odwrót :lol: podobno to baby każą się domyślać a ja bardziej techniczna on społeczny i mówiący niewprost :lol: o ile mówi). Dlatego też przyczepiłam się jego deklaracji, dlatego chcę rozmawiać, wszystko zrozumieć, pisać z nim (często mówił że go zalewam sms - nawet jak nie zalewam tj. naprawde ograniczam). Nad nim jeszcze rozkminiam ale na pewno lojalność go mocno boli (jej brak jaki mu pokazalam w furii wpisujać wszystkie brudy w pozew - chciałam wymusić na nim pracę nad sobą, chciałam też by ktoś poddał ocenie czy ktoś jest winny bo on całkowicie się wypierał wszystkiego - jak gdzieś moze już wspomniałam dzis potrafi nazywać rzeczy po imieniu ale nadal go boli, że to zrobiłam - mógł pójść w wojenke i obsmarować mnie, podjął wątpliwą jedną próbę (mógł byc to atak, mogło to być odparcie) w wymianie pism i na tym się skończyło).
A co mnie boli w całej tej sytuacji? To, co już tłumaczyłam mojej przyjaciółce - to po co ślub jeśli traktujemy go jak zwykle chodzenie ze sobą? Dla mnie istotna jest przysięga jako złożenie obietnicy, że nawet jeśłi poszliśmy po bandzie i nie umieliśmy wypełnic zawsze możemy się nauczyć kochać. I boli mnie odpuszczanie. Dojrzalam do pracy nad zwiazkiem i chcę mu udzielić empatii (nie wiem czy dam rade) może tym uzyska siły by chcieć (bo twierdzi, że nie ma już sił). Tylko moje komunikaty są sprzeczne - chcę mu udzielić empatii a myślę o sobie takimi wpadkami....
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Caliope »

Nowiutka pisze: 26 lut 2021, 20:51 Proszę módlcie się ci którzy mają o niebo lepszą relację z Bogiem niż ja. Wbrew powszechnym zaleceniom zasypałam telefonami z przeprosinami i smsami. Uznałam, że może on tego bardziej oczekiwać niż ciszy - w sensie przyznania się do mojej winy, błędów, wyjaśnienia. Zagadałam podczas jego rozmowy z synem przez telefon czy mogę potem do niego zadzwonić w tej sprawie bo chcę pogadać. Zapytał czy nie wolę rozmowy face to face. Da mi znać. Pod koniec słyszałam u niego domofon ale żadnych znanych głosów w tle. I zrobiłam najgłupszą z możliwych rzeczy - zadzwoniłam potem ugadać się czy jutro możemy pogadać i czy ona jest u niego. Pewnie jeśli cokolwiek z szans było wlaśnie to zabiłam :( ale myślałam, że zawału dostane. Poszlam znów automatem. Jak przestać działać/myśleć/mówić automatycznie? Przepłakałam 3doby, boje się czy i kiedy porozmawiamy i ile będę dochodzić do siebie. A może jest jeszcze nadzieja? Zmuszanie nic nie da, ma wolną wolę, jednak mam nadzieję go jakoś jednak przekonać...
Piszę i przeżywam jak jakaś nastolatka. Jak sobie z tym poradzic?
Nowiutka, cofnęłaś się daleko wstecz, poczytaj Miłość potrzebuje stanowczości". Ja przestałam rozmawiać i to było najlepsze co mogłam zrobić. Nie prosiłam, nie płakałam oprócz dwóch razów, gdzie mąż od razu zażądał rozwodu. Nigdy nie przeprosiłam, bo musielibyśmy przepraszać siebie nawzajem, bo obie strony są winne kryzysu, nie jedna. Najlepiej zająć się sobą, wyciszyć się, zrobić dużo dla siebie samej. Może terapia, mi bardzo pomaga od 12 lat, jak mam problem idę po pomoc.
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Caliope pisze: 27 lut 2021, 1:18 Nowiutka, cofnęłaś się daleko wstecz, poczytaj Miłość potrzebuje stanowczości". Ja przestałam rozmawiać i to było najlepsze co mogłam zrobić. Nie prosiłam, nie płakałam oprócz dwóch razów, gdzie mąż od razu zażądał rozwodu. Nigdy nie przeprosiłam, bo musielibyśmy przepraszać siebie nawzajem, bo obie strony są winne kryzysu, nie jedna. Najlepiej zająć się sobą, wyciszyć się, zrobić dużo dla siebie samej. Może terapia, mi bardzo pomaga od 12 lat, jak mam problem idę po pomoc.
WIem, że się cofnęłam, wisze na nim. To przez to że zaangażowalam się bo liczyłam że się uda. Ostatecznie wysłalam mu smsa z pelną litanią (to o czym chciałam pogadać). Tak w razie jakby do rozmowy miało nie dojść (sama nie wierzę że mógłby mi dać szanse mimo nadzieji). I teraz spróbuję się odwiesić...
Rozmawiałam dziś z terapeutką i będziemy to podejmować. Bo nie umiem się rozstawać, nie umiem przestać mieć nadziei i pozwolić mu sobie życie układać. Chcę z nim budować zdrowy związek ale muszę przyjąć do wiadomości, że może nie chcieć.
Nie chcę być psem ogrodnika, a trochę tak to teraz wygląda. Każdy ma inny pogląd na małżeństwo być może mąż nigdy nie zakładał, żeby naprawiać to do śmierci - ma prawo ułożyć sobie życie jak chce. Będę pracować z nią nad tym jak się z tym pogodzić...

Ja mu wybaczyłam. On nie ma sił. Już nie pamiętam czy się wzajemnie przepraszaliśmy ale możliwe, że tak. Chcę go przeprosić i spojrzeć empatycznie chociażby dlatego, że jego wciaż boli (nienawiść) ja wybaczyłam, on zawsze powtarzał, że mam problem z przepraszaniem - chcę by przestał mnie tak postrzegać, bo ja naprawdę zawalilam, on też, ale jak odpowiadam tylko za siebie tak i za swoje winy tylko odpowiadam. Za moją część problemu i moją część przeprosin. Oboje walczyliśmy ze sobą i oboje mówiliśmy że mamy prawo. Nie mamy. Jak to piszę myślę o przeprosinach jak o miłości - możesz przeprosić nawet jeśli mąż nie przeprasza.

Naiwność? Gdzie są granice między miłością a niewłaściwą postawą? A są jakieś? Sama postawa wybaczania, trwania w małżeństwie gdzie inna strona dawno inne życie ma dla innych może też być naiwnością tak jak przepraszanie za swoje czyny niezależnie czy były reakcją na coś, niezależnie czy ktoś nas przeprosił. Może za bardzo odpływam i coś mylę?
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Gabriela Bossis ON i ja - czytał ktoś, polecacie?
Boje się ze Bóg mi zabrał go bo nie stawiałam Boga na 2 miejscu tylko z męża zrobiłam bożka. Nawet w nowennie nie umiem się skupić ciągle myślę o nim. Pomijając fakt że wszystko mi przeszkadza i nawet nie wiem czy się nie gubię w dziesiątkach. Gdzieś znalazłam aby w każdym działaniu postawić Boga na pierwszym miejscu. jak to zrealizować? Np. przy ogarnianiu domu?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Caliope »

A po co siebie przepraszać? po co tkwić w poczuciu winy, znów szukać zachowań, sytuacji które były. Ja wybaczyłam i zostawiłam przeszłość za sobą, jest tu i teraz. Granice są wtedy jak się samemu sobie postawi i nie robi nic na siłę, daje przestrzeń, nie błaga i nie prosi. Żyje się swoim życiem, a małżonek może być obok lub nie, jego decyzja,to jest dojrzała miłość w wolności.
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Caliope pisze: 27 lut 2021, 19:23 A po co siebie przepraszać? po co tkwić w poczuciu winy, znów szukać zachowań, sytuacji które były. Ja wybaczyłam i zostawiłam przeszłość za sobą, jest tu i teraz. Granice są wtedy jak się samemu sobie postawi i nie robi nic na siłę, daje przestrzeń, nie błaga i nie prosi. Żyje się swoim życiem, a małżonek może być obok lub nie, jego decyzja,to jest dojrzała miłość w wolności.
Siebie że samej sobie to będę musiała jeszcze wybaczyć że znów zawalilam. Jemu wybaczyłam.
Tteż staram się wyznaczać granice w duchu coś co nie stoi w sprzeczności ze mną. Tu chodzi raczej o pewne olsnienie nie biczowanie się. Wiedziałam ze go zranilam ale teraz widzę jak. Bo to nie byl tylko konflikt. Wywalalam na niego pomyje a sama nie dotrzymalam ani jednej składowej przysiegi - nie umialam kochac, wiernosc pod względem stawania za nim, po jego stronie... Gdzie bym nie poszła (terapia, sąd, konsultacja z księdzem, nawet tu) wychodzę chyba na ofiarę. Piszę prawdę bo to się naprawdę wydarzyło i prawdę o swoich uczuciach, jednak to tylko jedna składowa. On ma podstawy mnie nie chcieć, co więcej obawiam się czy jeśli byłyby podstawy do stwierdzenia nieważności nie było by go z mojej strony - czy ja się nadaję do związku? Chcę mu dać to czego nie umiałam wcześniej, trochę jak krzywdziciel krzywdzonemu bo nawet jeśli on też mnie zranil to ja jego zranilam.
To nie z poczucia winy. Nie wiem jak to określić. Chcę go wesprzeć w jego bólu?
Chcę się zmienić, wiem ze bez dzieci tez jest rozwój ale mój syn dużą rolę odegral bo zaczęłam otwierać oczy dopiero w przeżywaniu wychowania (szczególnie uderzyło mnie kwestia autonomii a mialam (mam nadzieję ze już nie mam) po matce problem z kontrolą innych było to mocno nieświadome i doznałam szoku jak trudno jest mi dać dziecku autonomię zgodnie z pozytywną dyscypliną). Także nadal nie miał prawa do pewnych zachowań ale zaczynam dostrzegać dlaczego dawał sobie to prawo. Moglam być naprawdę prowodyrem przez brak pewnych umiejętności a on nie umiał sobie poradzić ze względu na swoje braki i poszedł w inne zachowania. Ale on byl najbliższy przysiędze tak na codzien w rutynie życia, przynajmniej tak teraz to zaczynam postrzegać. Mimo bardzo kiepskiej jakości modlitwy (stale przerywana przez coś/kogoś) nie wiem czy nie doznałam łaski. Może moje urojenia? Ale podczas jednej z modlitw to wszystko zobaczyłam. Zobaczyłam go w innym świetle. Dostrzegłam chyba go. Puściłam sobie potem znaczenie przysięgi i zrozumiałam. Tylko co teraz? Jedyne co mi przyszło do głowy to rozmowa z empatią wobec niego. Nie dostałam jeszcze sygnału i nie wiem czy robiłby to dla siebie czy dla mnie czy żeby to zakończyć. Może do rozmowy nie dojdzie nie zdziwiłabym się niestety...
Pytanie czy poprzednie słowa w modlitwie (aby go odpuścić sobie, bo szans już nie ma) były też zesłane czy to tylko mój strach...
ODPOWIEDZ