Nirwanna pisze: ↑18 lut 2021, 6:11 Elwiro, to wszystko to są bardzo prawidłowe stwierdzenia.
Jest jednak pewien fundament - żebym mogła oddać moje ja, moje życie, potrzebuję najpierw posiadać siebie i posiadać swoje życie. Potrzebuję pokochać siebie, dopiero potem będę w stanie pokochać drugiego człowieka. Dopiero gdy posiadam siebie, dysponuję sobą, mogę oddać siebie w wolności drugiemu człowiekowi.
Tam w tym nagraniu jest zdanie "Panie Jezu, pokazuj mi jak ją/jego kochać". Absolutna racja. Jezus zanim umarł, był wśród ludzi w postawie tak na maksa wolnej, że można się od Niego tylko uczyć. Zgodził się wydać się na śmierć dopiero wtedy, gdy pokazał nam jak kochać w wolności. W tym co robił - konsultował się tylko z Ojcem, i tylko Jego słuchał.
Dopiero gdy oddaję siebie w wolności, gdy z radością mówię Bogu "tak, biorę mój krzyż", wtedy jest to autentyczne chrześcijańskie branie krzyża. Jeśli robię to z postawy "muszę" - to jest to cierpiętnictwo, a nie miłość chrześcijańska.
Jasne, że jest to cały czas proces, dorastanie do tej postawy miłości w wolności, ale ważny jest ten kierunek: ku miłości, a nie ku cierpiętnictwu.
Zauważ, że nie mówię "maluj się" albo "nie maluj się", "zostaw męża" czy "nie zostawiaj męża". To wszystko byłoby tak naprawdę tym samym, co robi Twój mąż - sterowaniem Tobą, abyś była bezwolną wykonawczynią jego pomysłów. Nie o to chodzi.
Tu chodzi o Twoją prawdę o Tobie, o Twoje serce, aby mogło i umiało kochać tego męża, którego sobie wybrałaś. Bo teraz nie kochasz ani siebie ani jego. Teraz idziesz w kierunku "święty spokój", który jest jak najbardziej diabelskim wynalazkiem.
Rozumiem Cie, tylko że gdybyśmy byli jak Chrystus doskonali to nie była by potrzebna przysięga małzeńska, tak chyba to tłumaczył ks. Dziewiecki, ze czlowiek nie jest Bogiem wiec musi być przysiega aby sie potem jek trzymać. A przysiegelam w sposob wolny, teraz chce tylko to wypelnić. Oczhwiscie uczac sie kochać madrzej i prackwać nad sobą, aby nie być tylko marionetka.
Małżenstwo nadal jest nierozerwalne, ale oczywiście przypadkówkó przemocy czy alkoholizmu nie należy tolerować i od męża odejść czasowo az się zmieni.
To ze zyjemy w kulturze rozwodów nie znaczy ze jest to dobre. Dla mnie ludzie zyjacy w kolejnhcj zwiazkach, ktorzy tez niby sa z pozoru szczesliwi są wewnetrznie zmiarzdzeni. Bo grzech nie daje szczęscia.Teraz czasy się zmieniły. Łatwiej na zewnątrz powiedzieć, że w małżeństwie się nie układa.
Moj maz przed slubem tez troche przedstawiał sie w lepszych barwach, jednak wszystkie jego wady i tak wyszly, (ludzie az tak grać nie potrafią), wiec wybór był mój.Ja też tak wychowywana byłam więc przyjęłam z pokorą, że mam trudnego męża ( niestety przed ślubem mąż "grał" innego siebie) i starałam się tak działać, aby nam wszystkim było jak najlepiej.
Na czym polega taka terapia? Czy psycholog daje jakieś ćwiczenia i zadania do wykonanka aby pracować nad sobą? Określił jakiś plan działania? Może można to jakoś onlonne robić choć przy malym.dziecku raczej nie dam rady.
tak myślałam, a teraz chodzę na terapię bo już nie wiem czy moje myślenie o malzeństwie, roli męża, żony jest wściwe czy wręcz przeciwnie to myślenie męża jest dobre.
Dlatego proponowałem Elwirze terapię - jak najwcześniej jej by się udało pójść, bo ja zmarnowałam kilka lat życia.