Jak nie zwariować?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Paprotka »

Maly1612 pisze: 19 lis 2020, 22:25 Chciałbym jeszcze się z wami czymś podzielić. Żona umówiła notariusza bym się z zrzekł na nią mieszkania. Ogólnie mieszkanie było zakupione przed ślubem na mnie i cały czas mieliśmy zrobić z niej współwłaściciela, ale w natłoku obowiązków gdzieś o tym zapomnieliśmy. Teraz już nie chce wspolwlascicielstwa tylko darowizny. Wiem, że teraz nie myśli "trzeźwo" więc dla jej komfortu psychicznego podpisze te papiery. Mi to nie robi różnicy, bo dalej mamy wspólnotę majątkową, płaciliśmy opłaty i kredyt z mojego konta itp więc w razie rozwodu mógłbym się bronić, ale i tak bym się nie bronił gdyż nawet jeśli niestety do tego dojdzie, to ja i tak nie chce żadnego podziału majątku, spłacania siebie itp. Zabrałem swoje rzeczy osobiste, mi to wystarczy. Nie rozumiem tylko jednego. Jeszcze w sierpniu mieliśmy tyle planów, tyle marzeń, kupę fajnych rozmów i spędzania czasu razem. To nie jest tak, że piłem i wszystko było złe. Pracuje na zmiany, więc piłem zazwyczaj jak już wszyscy spali. Czasem się zdarzało, że wypiłem np 3, 4 piwa jak już dzieci poszły spać, a my przed tv. Oczywiście były wpadki dosyć nawet częste, że piłem z sąsiadami na podwórku po pracy i później w domu. Gdy nie było alkoholu, żona była szczesliwa, gdy było go nie dużo też było ok. Tylko cały czas ją meczyly moje takie drastyczne upijanie się, że np poszedłem na działkę i usnalem na podłodze czy coś w tym stylu. Naprawdę nie wiem skąd nagle taka nienawiść. Nagle traktuje mnie jak nie powiem kogo, że zabiorę jej wszystko, co powiem to jest złość. Stąd właśnie wnioskuję, że ktoś ją podburza. Będę się modlił również za nią, za odzyskanie zmysłów i zdrowego rozsądku. Nie wiem jak można przekreślić małżeństwo w dwa miesiące, bez takiej prawdziwej walki, widząc, że teraz zachowuję się inaczej, widać że chcę i że mi zależy. Widać też było moje zaangażowanie w terapię, w próby rozmów No i oczywiście moją abstynencję. Rozumiem trzymać na dystans i obserwować, ale nie zacząć nienawidzieć i przestać myśleć. Moja żona jest silna i niezależna kobieta na kierowniczym stanowisku. Zawsze myślała zdroworozsądkowo. Każdy dzień, każdy wydatek, każdy przychód - wszystko miała zaplanowane co do minuty czy grosika. Nagle zachowuje się jak mała rozkapryszona dziewczynka. Wybaczcie za wywód, ale strasznie się zdenerwowałem gdy sobie to wszystko przypomniałem.
To ,ze mówiła o planach ,czy się uśmiechała, buła mola to nie znaczy ,ze była szczęśliwa. Nawet w bardzo przemocowych związkach bywają chwile „szczescia” ale to nie jest argument.
Ja w swoim małżeństwie tez takie miałam choć miłości nie było. Był taki moment ,ze mój mąż czekał na wyprowadzkę a ja odczytywałam jako znak i usilnie robiłam plany.
Pamietam jak siedzieliśmy z winem na tarasie i rozmawialiśmy o tym gdzie kto chciałby pojechać na wakacje i ,ze w przyszłym roku trzeba jabłoń wyciąć. Jakby nic się nie działo ale to tylko gra pozorów.
Co do samego alkoholizmu. U mnie w rodzinie są takie osoby. Zniszczyły rodzine i wszelkie reakcje. Są tez tzw „mniejsi” alkoholicy. Wujek znowu zaczął pic bo go sytuacja w kraju stresuje... ale on dużo nie pije przecież...
W pracy tez miałam kontakt z takimi ludźmi a bardziej mój mąż.
Wiec nie wiem ,czy jeśli żona nie wróci można winić potencjalnych kochanków ,czy koleżanki.

Co do samej terapii to proponuje to robić dla siebie , swojego zdrowia i życia. Masz tez dzieci ,którym alkoholizm zniszczy życie.
Wielu alkoholików trafia do szpitala na własne życzenie. Najczęściej po urazach głowy. Bywa ,ze giną lub zostają w stanie wegetatywnym. Rodziny cierpią, szczególnie dzieci , rodzice i rodzeństwo. Żony bywa ,ze się poczuwają ale nikt z personelu id nich tego nie oczekuje.
Wątroby w razie czego tez Ci nikt nie przeszczepi.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13320
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Nirwanna »

Paprotko, dałabyś radę poprawiać post z literówek przed wysłaniem go?
Z literówkami ciężko się czyta, czasem naprawdę trzeba dłuższą chwilę poświęcić na domyślenie się "co autor miał na myśli".
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta »

Paprotka pisze: 21 lis 2020, 9:54 To ,ze mówiła o planach ,czy się uśmiechała, buła mola to nie znaczy ,ze była szczęśliwa. Nawet w bardzo przemocowych związkach bywają chwile „szczescia” ale to nie jest argument. (...)
Najczęściej po urazach głowy. Bywa ,ze giną lub zostają w stanie wegetatywnym. Rodziny cierpią, szczególnie dzieci , rodzice i rodzeństwo. Żony bywa ,ze się poczuwają ale nikt z personelu id nich tego nie oczekuje.
Wątroby w razie czego tez Ci nikt nie przeszczepi.
Paprotko, wydajesz mi się w tym poście taka zgorzkniała... i jest w nim taki fatalizm, zrobiło mi się przykro, gdy go przeczytałam. Ja myślę, że za zasłoną tego świata jest Miłość, Miłość Boża i że Ta Miłość jest wręcz zasadą tego świata. Jest więc obecna we wszystkich naszych relacjach, nawet tych naznaczonych przemocą, a nawet ludzką nienawiścią. W każdej relacji jest Miłość, my tylko nie umiemy po nią sięgać, nie potrafimy też często jej dostrzegać.

Czytałam kiedyś, wiele lat temu poruszające świadectwo kobiety Immaculée Ilibagizy, która przeżyła tragiczne zdarzenia w Rwandzie (Ocalona, by mówić). Poruszające świadectwo, bo w centrum niewyobrażalnego zła, cierpienia i zamętu ta kobieta rozwinęła piękną i silną więź z Bogiem i zaczęła w niej płynąć Boża Miłość. Miłość, która pozwoliła jej zobaczyć w okrutnych oprawcach dzieci Boga, Miłość która pozwoliła jej wybaczyć to, co wydaje się po ludzku niewybaczalne. Gdy czytałam, jej świadectwo wydawało mi się niewyobrażalne, niemożliwe nawet - a jednak poruszyło mnie na tyle, by inaczej spojrzeć na osoby, które mnie skrzywdziły.

Mnóstwo ludzi na tym świecie się gubi, nie okazuje miłości małżonkom, odchodzi, niszczy swoje rodziny, wpada w alkoholizm, ginie. Wiele rodzin doświadcza w związku z tym cierpienia. Jednak nawet w tych rodzinach zdarzają się takie okruchy szczęścia, chwile, gdy ludzie się uśmiechają, są razem, są blisko. Moja rodzina pochodzenia była bardzo poraniona, a jednak pamiętam takie chwile. Moja obecna rodzina jest doświadczona bardzo mocno, a jednak także mamy takie dobre chwile, gdy jest uśmiech i szczęście.

Wielu alkoholików ginie, ale wielu się ratuje, nawraca i są dla swoich rodzin znacznie większym oparciem, niż osoby bez ich doświadczeń. Znam piękne świadectwo, żony, która się poczuła - i przyjęła do siebie do domu alkoholika, gdy był już ciężko chory i umierał. I umarł w domu, przy żonie i dzieciach, otoczony miłością i opieką. Ten alkoholik, tak surowo oceniony przez ciebie, wcześniej bardzo swoją żonę zranił, odszedł, miał romans, zostawił dla kochanki żonę i dzieci. A jednak żona przyjęła go z miłością i troską i szacunkiem. Ten alkoholik był mi bliski - był bardzo poranionym, ale bardzo wrażliwym i pięknym wewnętrznie człowiekiem. Znaliśmy się parę lat, z czego większość przypadła na jego chorobę - a jednak dostałam od niego troskę, bezinteresowne wsparcie, trochę takiego mądrego ojcostwa, którego mi brakowało. Dzięki żonie i jej pięknej postawie jego dzieci nie znienawidziły go - i mogły swojego ojca kochać. Gdy z jego córką znalazłyśmy już po jego śmierci w jego rzeczach obrazek z Matką Boską, zapaliła się w nas nadzieja, że jego dusza może zostać ocalona, że szukał. Jest jedną z tą dusz, za które się modlę z wiarą o zbawienie i prośbą o to, by sam sobie potrafił wybaczyć, na mocy Miłości, jaką obdarzała go jego rodzina.

Znam też alkoholika, któremu przeszczepiono wątrobę. Pił całe życie. Jest całkiem dobrym dziadkiem dla swoich wnuków.

Ci alkoholicy, ci kórych spotykasz w pracy, ten wujek i inni - to są ludzie. Boże Dzieci. Pogubione i poranione. Łatwo ich osądzać, łatwo mówić gorzkie słowa, wymówki. Łatwo wskazywać na zniszczenie jakie powodują. Trudniej dostrzec te okruchy dobra, które także dają. Jasne, wielu z nich jest w tak złym stanie, że są już tylko jak wściekłe psy i ranią, ranią, ranią - trzeba się wtedy izolować, by nie zostać pogryzionym. Ale lepiej nie oceniać. Za tym wszystkim często kryje się ogromne cierpienie.

Mały 1612, przepraszam, że rozpisałam się w Twoim wątku. Trzymaj się terapii i Boga, będzie dobrze :)
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Ruta każdy wpis zawiera coś cennego, więc nie przepraszaj, bo to ja powinienem podziękować
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope »

Paprotka pisze: 21 lis 2020, 9:54
Maly1612 pisze: 19 lis 2020, 22:25 Chciałbym jeszcze się z wami czymś podzielić. Żona umówiła notariusza bym się z zrzekł na nią mieszkania. Ogólnie mieszkanie było zakupione przed ślubem na mnie i cały czas mieliśmy zrobić z niej współwłaściciela, ale w natłoku obowiązków gdzieś o tym zapomnieliśmy. Teraz już nie chce wspolwlascicielstwa tylko darowizny. Wiem, że teraz nie myśli "trzeźwo" więc dla jej komfortu psychicznego podpisze te papiery. Mi to nie robi różnicy, bo dalej mamy wspólnotę majątkową, płaciliśmy opłaty i kredyt z mojego konta itp więc w razie rozwodu mógłbym się bronić, ale i tak bym się nie bronił gdyż nawet jeśli niestety do tego dojdzie, to ja i tak nie chce żadnego podziału majątku, spłacania siebie itp. Zabrałem swoje rzeczy osobiste, mi to wystarczy. Nie rozumiem tylko jednego. Jeszcze w sierpniu mieliśmy tyle planów, tyle marzeń, kupę fajnych rozmów i spędzania czasu razem. To nie jest tak, że piłem i wszystko było złe. Pracuje na zmiany, więc piłem zazwyczaj jak już wszyscy spali. Czasem się zdarzało, że wypiłem np 3, 4 piwa jak już dzieci poszły spać, a my przed tv. Oczywiście były wpadki dosyć nawet częste, że piłem z sąsiadami na podwórku po pracy i później w domu. Gdy nie było alkoholu, żona była szczesliwa, gdy było go nie dużo też było ok. Tylko cały czas ją meczyly moje takie drastyczne upijanie się, że np poszedłem na działkę i usnalem na podłodze czy coś w tym stylu. Naprawdę nie wiem skąd nagle taka nienawiść. Nagle traktuje mnie jak nie powiem kogo, że zabiorę jej wszystko, co powiem to jest złość. Stąd właśnie wnioskuję, że ktoś ją podburza. Będę się modlił również za nią, za odzyskanie zmysłów i zdrowego rozsądku. Nie wiem jak można przekreślić małżeństwo w dwa miesiące, bez takiej prawdziwej walki, widząc, że teraz zachowuję się inaczej, widać że chcę i że mi zależy. Widać też było moje zaangażowanie w terapię, w próby rozmów No i oczywiście moją abstynencję. Rozumiem trzymać na dystans i obserwować, ale nie zacząć nienawidzieć i przestać myśleć. Moja żona jest silna i niezależna kobieta na kierowniczym stanowisku. Zawsze myślała zdroworozsądkowo. Każdy dzień, każdy wydatek, każdy przychód - wszystko miała zaplanowane co do minuty czy grosika. Nagle zachowuje się jak mała rozkapryszona dziewczynka. Wybaczcie za wywód, ale strasznie się zdenerwowałem gdy sobie to wszystko przypomniałem.
To ,ze mówiła o planach ,czy się uśmiechała, buła mola to nie znaczy ,ze była szczęśliwa. Nawet w bardzo przemocowych związkach bywają chwile „szczescia” ale to nie jest argument.
Ja w swoim małżeństwie tez takie miałam choć miłości nie było. Był taki moment ,ze mój mąż czekał na wyprowadzkę a ja odczytywałam jako znak i usilnie robiłam plany.
Pamietam jak siedzieliśmy z winem na tarasie i rozmawialiśmy o tym gdzie kto chciałby pojechać na wakacje i ,ze w przyszłym roku trzeba jabłoń wyciąć. Jakby nic się nie działo ale to tylko gra pozorów.
Co do samego alkoholizmu. U mnie w rodzinie są takie osoby. Zniszczyły rodzine i wszelkie reakcje. Są tez tzw „mniejsi” alkoholicy. Wujek znowu zaczął pic bo go sytuacja w kraju stresuje... ale on dużo nie pije przecież...
W pracy tez miałam kontakt z takimi ludźmi a bardziej mój mąż.
Wiec nie wiem ,czy jeśli żona nie wróci można winić potencjalnych kochanków ,czy koleżanki.

Co do samej terapii to proponuje to robić dla siebie , swojego zdrowia i życia. Masz tez dzieci ,którym alkoholizm zniszczy życie.
Wielu alkoholików trafia do szpitala na własne życzenie. Najczęściej po urazach głowy. Bywa ,ze giną lub zostają w stanie wegetatywnym. Rodziny cierpią, szczególnie dzieci , rodzice i rodzeństwo. Żony bywa ,ze się poczuwają ale nikt z personelu id nich tego nie oczekuje.
Wątroby w razie czego tez Ci nikt nie przeszczepi.
Przykro się to czyta, jestem trzeźwa od 12 lat, wiele się dowiedziałam o sobie i innych, nie mam poczucia winy, tak wyszło i do tego były potrzebne 12 kroków. Na ostatniej terapii wyznając kim jestem spotkałam się z nienawiścią i nikt po zajęciach nie chciał ze mną rozmawiać. Jestem jedną z osób które w porę się opamiętały zanim założyły rodzinę. A Bóg kocha wszystkich i ma dla nich drogę mniej lub bardziej wyboistą.
Mój ojciec zmarł na marskość wątroby ,niewydolność nerek, ogólną degradację organizmu,
jemu wątroby by nie przeszczepili. Do przeszczepu potrzebny jest zdrowy organizm ,oczywiście oprócz wątroby i alkoholikom też robią, ale tylko jak się leczą.
Nie ma mniejszych i większych alkoholików, to jest po prostu choroba.
Ewuryca

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ewuryca »

Paprotka pisze: 21 lis 2020, 9:54
Maly1612 pisze: 19 lis 2020, 22:25 Chciałbym jeszcze się z wami czymś podzielić. Żona umówiła notariusza bym się z zrzekł na nią mieszkania. Ogólnie mieszkanie było zakupione przed ślubem na mnie i cały czas mieliśmy zrobić z niej współwłaściciela, ale w natłoku obowiązków gdzieś o tym zapomnieliśmy. Teraz już nie chce wspolwlascicielstwa tylko darowizny. Wiem, że teraz nie myśli "trzeźwo" więc dla jej komfortu psychicznego podpisze te papiery. Mi to nie robi różnicy, bo dalej mamy wspólnotę majątkową, płaciliśmy opłaty i kredyt z mojego konta itp więc w razie rozwodu mógłbym się bronić, ale i tak bym się nie bronił gdyż nawet jeśli niestety do tego dojdzie, to ja i tak nie chce żadnego podziału majątku, spłacania siebie itp. Zabrałem swoje rzeczy osobiste, mi to wystarczy. Nie rozumiem tylko jednego. Jeszcze w sierpniu mieliśmy tyle planów, tyle marzeń, kupę fajnych rozmów i spędzania czasu razem. To nie jest tak, że piłem i wszystko było złe. Pracuje na zmiany, więc piłem zazwyczaj jak już wszyscy spali. Czasem się zdarzało, że wypiłem np 3, 4 piwa jak już dzieci poszły spać, a my przed tv. Oczywiście były wpadki dosyć nawet częste, że piłem z sąsiadami na podwórku po pracy i później w domu. Gdy nie było alkoholu, żona była szczesliwa, gdy było go nie dużo też było ok. Tylko cały czas ją meczyly moje takie drastyczne upijanie się, że np poszedłem na działkę i usnalem na podłodze czy coś w tym stylu. Naprawdę nie wiem skąd nagle taka nienawiść. Nagle traktuje mnie jak nie powiem kogo, że zabiorę jej wszystko, co powiem to jest złość. Stąd właśnie wnioskuję, że ktoś ją podburza. Będę się modlił również za nią, za odzyskanie zmysłów i zdrowego rozsądku. Nie wiem jak można przekreślić małżeństwo w dwa miesiące, bez takiej prawdziwej walki, widząc, że teraz zachowuję się inaczej, widać że chcę i że mi zależy. Widać też było moje zaangażowanie w terapię, w próby rozmów No i oczywiście moją abstynencję. Rozumiem trzymać na dystans i obserwować, ale nie zacząć nienawidzieć i przestać myśleć. Moja żona jest silna i niezależna kobieta na kierowniczym stanowisku. Zawsze myślała zdroworozsądkowo. Każdy dzień, każdy wydatek, każdy przychód - wszystko miała zaplanowane co do minuty czy grosika. Nagle zachowuje się jak mała rozkapryszona dziewczynka. Wybaczcie za wywód, ale strasznie się zdenerwowałem gdy sobie to wszystko przypomniałem.
To ,ze mówiła o planach ,czy się uśmiechała, buła mola to nie znaczy ,ze była szczęśliwa. Nawet w bardzo przemocowych związkach bywają chwile „szczescia” ale to nie jest argument.
Ja w swoim małżeństwie tez takie miałam choć miłości nie było. Był taki moment ,ze mój mąż czekał na wyprowadzkę a ja odczytywałam jako znak i usilnie robiłam plany.
Pamietam jak siedzieliśmy z winem na tarasie i rozmawialiśmy o tym gdzie kto chciałby pojechać na wakacje i ,ze w przyszłym roku trzeba jabłoń wyciąć. Jakby nic się nie działo ale to tylko gra pozorów.
Co do samego alkoholizmu. U mnie w rodzinie są takie osoby. Zniszczyły rodzine i wszelkie reakcje. Są tez tzw „mniejsi” alkoholicy. Wujek znowu zaczął pic bo go sytuacja w kraju stresuje... ale on dużo nie pije przecież...
W pracy tez miałam kontakt z takimi ludźmi a bardziej mój mąż.
Wiec nie wiem ,czy jeśli żona nie wróci można winić potencjalnych kochanków ,czy koleżanki.

Co do samej terapii to proponuje to robić dla siebie , swojego zdrowia i życia. Masz tez dzieci ,którym alkoholizm zniszczy życie.
Wielu alkoholików trafia do szpitala na własne życzenie. Najczęściej po urazach głowy. Bywa ,ze giną lub zostają w stanie wegetatywnym. Rodziny cierpią, szczególnie dzieci , rodzice i rodzeństwo. Żony bywa ,ze się poczuwają ale nikt z personelu id nich tego nie oczekuje.
Wątroby w razie czego tez Ci nikt nie przeszczepi.
A ja rozumiem Paprotke. Alkoholizm jest chorobą ale nie można zaprzeczać faktom ze niszczy on życie ludzi i rodzin. Alkoholizm mojego męża zdecydowanie zniszczył mi życie, minęło kilka lat od rozwodu, i poukładałam sobie już wiele ale nigdy nie będzie takie jak być powinno. Codziennie muszę wybierać, żyć sama bez rodziny i dzieci czy żyć w grzechu, a jestem młoda. Mężowi wszystko wybaczyłam, modlę się nadal za niego, bo chyba już tylko ja wierze że gdzieś na dnie jego serca są jakieś pokłady dobroci. Ale to nie zmienia faktów że kiedyś wybrał alkohol zamiast mnie, miał kilka lat i kilka szans i za każdym razem wybrał alkohol. I jest to powszechny problem, alkoholicy niszczą ludzi dookoła siebie. Kiedy weszłam w chorobę wspóluzależnienia wydobyła ona ze mnie najgorsze cechy, mam kilka terapii za sobą i wiem że to jeszcze nie koniec. Podziwiam postawę alkoholików którzy stają w prawdzie o sobie i chcą walczyć z choroba.
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Paprotka »

Ruto nie rozumiem Twojej wypowiedzi i jak się odnosi do tego co napisałam ?
Przypisałas mi intencje ,czy postawę ,której w mojej wypowiedzi nie ma.
Fatalizm ? Nie. Realizm ale bez oceny. To ostrzeżenie raczej. Do szpitala codziennie trafia wiele osób pod wpływem lub po ciągu z urazami. Również kobiety i to wykształconych. Kobiety ,które potrafiły przez okno wyskakiwać jak rodzina zamykała je ,żeby nie szły pic. To są realne dramaty dzieci, które trwają.
Choć muszę się przyznać ,ze 2 osoby oceniam bardzo negatywnie i to się nie zmieni. I tak , alkohol zniszczył im życie i nie ma co tego ukrywać. Kiedyś ówczesny mąż (już nie żyje) mojej cioci latami znęcał się nad nią i dziećmi. Jej gehenna skończyła się jak dorosłe dzieci zabrały ja w momencie kiedy wujek rzucił w nią tasakiem.
To ,ze kuzyni maja szczęśliwe rodziny bez alkoholu i wykształcenie jest wyłączna zasługa cioci.
A drugi wujek który jeszcze żyje w pijackim szale chciał dziadka nożem ugodzić. Do tej pory pamiętam wstyd kuzynek kiedy wujek na tyłku wracał po pracy z promilami.
I co chce jeszcze raz podkreślić poza tymi 2 osobami nie oceniam w żaden sposób osób chorujących na alkoholizm ,bo to nie moja tragedia.
Stad cieszy mnie ,ze Maly1612 postanowił podjąć leczenie i mam nadzieje ,ze robi to przede wszystkim dla siebie bo tylko to da gwarancje ,ze nie wróci do picia gdyby żona nie będzie chciała powrotu.
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Paprotka... Co do mnie, to robię to dla siebie w 97 procentach. 2 procent dla dzieci i 1 procent dla żony. Przestałem się zadręczać myślami co czuje, co robi, czemu tak a nie inaczej. Miałem weekend z dzieciakami i znowu zdałem sobie sprawę, że nie warto zaprzątać sobie głowy domysłami, tylko skupić się na sobie i gdy są moje skarby to w 100 procentach na nich. Dotarło też przy okazji, że moje dzieci nie potrafią (i nie chcą za bardzo) się modlić. Dlatego postanowiłem gdy są u mnie nauczyć ich modlenia rano i wieczorem. Aniele Boże... Myślę, że ta modlitwa jest w ich zasięgu, chociaż wiem, że dzięki mojej babci (bardzo gorliwej chrześcijanki) w wieku mojego syna płynnie operowałem modlitwami typu Wszechmogący Boże na niebieskim tronie... W wieku 7 lat byłem ministrantem, który codziennie był w kościele by służyć. 4 lata później wydarzyło się coś co mną zachwiało, ale nie jest to temat na forum. Na 3-4 lata zniknąłem z kościoła, zmieniłem towarzystwo, olałem naukę. Nikt w tamtym czasie nie zainteresował się mną, nie pytał, nie chciał znać prawdy. Następnie dochodziłem do siebie. Wróciłem do posługi ministranta, ale moja wiara już nie była taka jak wcześniej.

Jesli chodzi o alkohol to ja już wiem, że strasznie zmienia świadomość, postępowanie, uczucia. Wiem jak potrafi zagłuszyć własne ja. Tylko to też nie jest tak, że zdrowy, kulturalny człowiek bez agresji wpadnie w rytm alkoholowy i zacznie bić żonę, czy też latać za kimś z siekierą. Uważam, że ta agresja jest już w tych ludziach a alkohol jest tak jakby wyzwalaczem. To tak jak z wychowaniem wilka czy innego dzikiego zwierza. Może być potulne jak baranek, ale gdy przyjdzie coś niespodziewanego, coś tylko chwilę zmieni świadomość, wychodzą instynkty i takie prawdziwe ja. Tylko znowu z drugiej strony uważam, że to też nie do końca jest jakby winą tych ludzi, tacy się nie urodzili. Wpływ na to ma wiele sytuacji przede wszystkim z dzieciństwa, które z wiekiem i też właśnie dzięki takiemu wyzwalaczowi jak alkohol, wychodzą z głębokiego ukrycia i gdzieś coraz bardziej się utrwalają. Takie jest moje zdanie, nie mogę go poprzeć żadnymi badaniami, książkami, artykułami, gdyż nigdy nie zagłębiałem się w ten temat. Wiem co ja czuję, gdy patrzę na siebie z boku i analizuje swoje życie krok po kroku. Nie ufam do końca ludziom, za to świetnie ich oceniam tak na pierwszy rzut oka a po czasie gdy ich poznam (myśli zostawiam z boku bo zawsze mogę się mylić w końcu nie ocenia się książki po okładce) zazwyczaj moja intuicja się sprawdza. Później wracam wstecz, żeby znaleźć sytuację kiedy przestałem ufać i zamykać się w sobie. Kiedy mogło to się zmienić i co miało na to wpływ. Następnie kiedy zaczęło się nasilać. Naprawdę mam taką jasność umysłu teraz, tak idzie wszystko połączyć, nie po to by szukać wymówek tylko po to by dać sobie szanse na naprawienie tego itp.

Życzę wszystkim udanej niedzieli, z Bogiem.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta »

Paprotka pisze: 22 lis 2020, 18:56 Ruto nie rozumiem Twojej wypowiedzi i jak się odnosi do tego co napisałam ?
Przypisałas mi intencje ,czy postawę ,której w mojej wypowiedzi nie ma.
Fatalizm ? Nie. Realizm ale bez oceny. To ostrzeżenie raczej. Do szpitala codziennie trafia wiele osób pod wpływem lub po ciągu z urazami. Również kobiety i to wykształconych. Kobiety ,które potrafiły przez okno wyskakiwać jak rodzina zamykała je ,żeby nie szły pic. To są realne dramaty dzieci, które trwają.
Choć muszę się przyznać ,ze 2 osoby oceniam bardzo negatywnie i to się nie zmieni. I tak , alkohol zniszczył im życie i nie ma co tego ukrywać. Kiedyś ówczesny mąż (już nie żyje) mojej cioci latami znęcał się nad nią i dziećmi. Jej gehenna skończyła się jak dorosłe dzieci zabrały ja w momencie kiedy wujek rzucił w nią tasakiem.
To ,ze kuzyni maja szczęśliwe rodziny bez alkoholu i wykształcenie jest wyłączna zasługa cioci.
A drugi wujek który jeszcze żyje w pijackim szale chciał dziadka nożem ugodzić. Do tej pory pamiętam wstyd kuzynek kiedy wujek na tyłku wracał po pracy z promilami.
I co chce jeszcze raz podkreślić poza tymi 2 osobami nie oceniam w żaden sposób osób chorujących na alkoholizm ,bo to nie moja tragedia.
Stad cieszy mnie ,ze Maly1612 postanowił podjąć leczenie i mam nadzieje ,ze robi to przede wszystkim dla siebie bo tylko to da gwarancje ,ze nie wróci do picia gdyby żona nie będzie chciała powrotu.
Paprotko, nie chciałam Cię urazić.
Dlaczego fatalizm? Odebrałam twoją wypowiedź tak: żona małego nie była szczęśliwa, nawet jeśli się uśmiechała. Miłe chwile w przemocowych związkach nie są szczęściem a "szczęściem". Alkoholicy niszczą rodziny. Jeśli żona małego nie wróci do niego - to nie będzie to wina potencjalnych kochanków czy koleżanek (w domyśle raczej tego jak postępował mąż - przynajmniej tak to odebrałam ja). Terapię trzeba prowadzić dla siebie, bo jak żona nie wróci, to się wszystko posypie. Alkoholicy giną z powodu urazów lub doprowadzają się do stanów wegetatywnych, niszczą rodziny. Nikt nie oczekuje, że jak będą w złym stanie to się ktoś nimi zajmie, i przeszczepu też im nikt nie zrobi.

To brzmi dla mnie fatalistycznie. Zarówno jeśli chodzi o wizję rodzin przechodzących poważne trudności (chyba coraz mniej lubię słowo "patologiczne") - w których nie ma szczęścia, uśmiechu, radości, a jak jest to nie jest to prawdziwe. Jeśli chodzi o losy alkoholików - to z kontekstu wynika, nie piszesz tego wprost, ale wynika według mnie dość wyraźnie - że alkoholicy sami sobie są winni i w pełni usprawiedliwione jest nie zajmowanie się nimi i pozostawienie ich swojemu losowi.

Dlatego napisałam, że alkoholicy są ludźmi. Każdy człowiek, nawet w najgorszym stanie, zasługuje na szacunek, a także na opiekę (także medyczną), troskę i miłość. W każdym takim człowieku, choćby upadł najbardziej i najbardziej się upodlił, wciąż tli się ta iskra Boża i każdy ma szansę na miłosierdzie. Ratują się czasem osoby, o których nikt by nie powiedział, że mają jakiekolwiek szanse - mało tego, te osoby zaczynają żyć pięknie i wartościowo. Mamy nawet paru takich świętych, a nawet więcej niż paru.

Dlatego napisałam też, że nawet bardzo poranione rodziny mają swoje chwile szczęscia, radości i bliskości. Wiem o tym, sama tego doświadczam. To są te Boże iskry. Małe kruche cuda.

Co do motywu podejmowania terapii - wiem, że powszechnie panuje pogląd, że trzeba terapię mieć "dla siebie", bo inaczej nic z tego. To nie do końca prawda - jeśli podejmujemy terapię manipulacyjnie - np. żeby żona wróciła - to wtedy rzeczywiście taka terapia nie będzie skuteczna - nawet jeśli żona wróci. Jeśli jednak podejmujemy terapię z miłości do żony, do dzieci - po to by być lepszym rodzicem, małżonkiem - nie jest to manipulacyjne, płynie z własnych wewnętrznych potrzeb, i wtedy nie ma znaczenia czy ta żona wraca czy nie. Mało tego, gdy wtedy relacje się pogarszają - a najczęściej w trakcie terapii czasowo się pogarszają - nie ma to wpływu na przebieg terapii, szczególnie na jej przerwanie i powrót do picia (czy innych zachowań związanych z nałogiem).
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Witam. Już było, ze mną trochę lepiej psychicznie aż tu nagle dostałem zdjęcia świąteczne z sesji na której byliśmy już w październiku. Zdjęcia wyszły super. Wszyscy tacy uśmiechnięci - prawdziwa magia świąt przed świętami. Niestety w prawdziwe święta, to wszystko będzie nieważne...
nałóg
Posty: 3328
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: nałóg »

Mały...... wiesz co jest dziś.....wiesz co było wczoraj..... to "wczoraj" miało wpływ na to co jest "dziś"........ jutra nie ma bo jutro to dziś ...tylko jutro.
Nie wiesz jakie będą Św. Bożego Narodzenia...... bo nie możesz wiedzieć ....możesz coś kreować.....pisać scenariusze.
To co robisz dziś może mieć wpływ na święta, bo myśli i słowa maja moc sprawczą
Szukaj złotka a nie błotka a zdecydowanie zwiększasz szansę na znalezienie złotka....... jak nie w te święta to może w kolejne?

PD
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope »

Maly1612 pisze: 22 lis 2020, 19:37 Jesli chodzi o alkohol to ja już wiem, że strasznie zmienia świadomość, postępowanie, uczucia. Wiem jak potrafi zagłuszyć własne ja. Tylko to też nie jest tak, że zdrowy, kulturalny człowiek bez agresji wpadnie w rytm alkoholowy i zacznie bić żonę, czy też latać za kimś z siekierą. Uważam, że ta agresja jest już w tych ludziach a alkohol jest tak jakby wyzwalaczem.
Maly1612 z tym że agresja jest uśpiona w każdym człowieku, to się nie zgadzam. Zmiany w mózgu, jego degradacja z zanikiem szarej masy to efekt działania alkoholu. Dopóki nie będzie mocnego oddziaływania na mózg ,człowiek nie będzie agresywny, trzeba wejść w 4 fazę choroby, by doświadczyć takich przykrych rzeczy dla otoczenia. Znam ludzi, którzy wyszli na prostą i utrzymując abstynencję są super ludźmi, spokojnymi i radosnymi.
Ty też możesz, a plusem jest, że leczenie i abstynencja pozwalają na cofnięcie degradacji organizmu.
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

nałóg pisze: 23 lis 2020, 13:29 Mały...... wiesz co jest dziś.....wiesz co było wczoraj..... to "wczoraj" miało wpływ na to co jest "dziś"........ jutra nie ma bo jutro to dziś ...tylko jutro.
Nie wiesz jakie będą Św. Bożego Narodzenia...... bo nie możesz wiedzieć ....możesz coś kreować.....pisać scenariusze.
To co robisz dziś może mieć wpływ na święta, bo myśli i słowa maja moc sprawczą
Szukaj złotka a nie błotka a zdecydowanie zwiększasz szansę na znalezienie złotka....... jak nie w te święta to może w kolejne?

PD
Dzieki. Ja to rozumiem wszystko tylko sami wiecie jak to jest. Rozum inaczej, serce inaczej. Przy żonie staram się być silny, wesoły. Sam już taki nie jestem. Jestem mocno uczuciowym facetem, który boi się to pokazać drugiej osobie. Z drugiej strony nie boję się płakać i nie wstydzę się tego. Mam nadzieję, że do świąt będę miał coś ciekawszego do napisania. Napewno będą to inne święta. Może nie z rodziną ale napewno z Bogiem
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Paprotka »

Ruta pisze: 22 lis 2020, 19:41
Paprotka pisze: 22 lis 2020, 18:56 Ruto nie rozumiem Twojej wypowiedzi i jak się odnosi do tego co napisałam ?
Przypisałas mi intencje ,czy postawę ,której w mojej wypowiedzi nie ma.
Fatalizm ? Nie. Realizm ale bez oceny. To ostrzeżenie raczej. Do szpitala codziennie trafia wiele osób pod wpływem lub po ciągu z urazami. Również kobiety i to wykształconych. Kobiety ,które potrafiły przez okno wyskakiwać jak rodzina zamykała je ,żeby nie szły pic. To są realne dramaty dzieci, które trwają.
Choć muszę się przyznać ,ze 2 osoby oceniam bardzo negatywnie i to się nie zmieni. I tak , alkohol zniszczył im życie i nie ma co tego ukrywać. Kiedyś ówczesny mąż (już nie żyje) mojej cioci latami znęcał się nad nią i dziećmi. Jej gehenna skończyła się jak dorosłe dzieci zabrały ja w momencie kiedy wujek rzucił w nią tasakiem.
To ,ze kuzyni maja szczęśliwe rodziny bez alkoholu i wykształcenie jest wyłączna zasługa cioci.
A drugi wujek który jeszcze żyje w pijackim szale chciał dziadka nożem ugodzić. Do tej pory pamiętam wstyd kuzynek kiedy wujek na tyłku wracał po pracy z promilami.
I co chce jeszcze raz podkreślić poza tymi 2 osobami nie oceniam w żaden sposób osób chorujących na alkoholizm ,bo to nie moja tragedia.
Stad cieszy mnie ,ze Maly1612 postanowił podjąć leczenie i mam nadzieje ,ze robi to przede wszystkim dla siebie bo tylko to da gwarancje ,ze nie wróci do picia gdyby żona nie będzie chciała powrotu.
Paprotko, nie chciałam Cię urazić.
Dlaczego fatalizm? Odebrałam twoją wypowiedź tak: żona małego nie była szczęśliwa, nawet jeśli się uśmiechała. Miłe chwile w przemocowych związkach nie są szczęściem a "szczęściem". Alkoholicy niszczą rodziny. Jeśli żona małego nie wróci do niego - to nie będzie to wina potencjalnych kochanków czy koleżanek (w domyśle raczej tego jak postępował mąż - przynajmniej tak to odebrałam ja). Terapię trzeba prowadzić dla siebie, bo jak żona nie wróci, to się wszystko posypie. Alkoholicy giną z powodu urazów lub doprowadzają się do stanów wegetatywnych, niszczą rodziny. Nikt nie oczekuje, że jak będą w złym stanie to się ktoś nimi zajmie, i przeszczepu też im nikt nie zrobi.

To brzmi dla mnie fatalistycznie. Zarówno jeśli chodzi o wizję rodzin przechodzących poważne trudności (chyba coraz mniej lubię słowo "patologiczne") - w których nie ma szczęścia, uśmiechu, radości, a jak jest to nie jest to prawdziwe. Jeśli chodzi o losy alkoholików - to z kontekstu wynika, nie piszesz tego wprost, ale wynika według mnie dość wyraźnie - że alkoholicy sami sobie są winni i w pełni usprawiedliwione jest nie zajmowanie się nimi i pozostawienie ich swojemu losowi.

Dlatego napisałam, że alkoholicy są ludźmi. Każdy człowiek, nawet w najgorszym stanie, zasługuje na szacunek, a także na opiekę (także medyczną), troskę i miłość. W każdym takim człowieku, choćby upadł najbardziej i najbardziej się upodlił, wciąż tli się ta iskra Boża i każdy ma szansę na miłosierdzie. Ratują się czasem osoby, o których nikt by nie powiedział, że mają jakiekolwiek szanse - mało tego, te osoby zaczynają żyć pięknie i wartościowo. Mamy nawet paru takich świętych, a nawet więcej niż paru.

Dlatego napisałam też, że nawet bardzo poranione rodziny mają swoje chwile szczęscia, radości i bliskości. Wiem o tym, sama tego doświadczam. To są te Boże iskry. Małe kruche cuda.

Co do motywu podejmowania terapii - wiem, że powszechnie panuje pogląd, że trzeba terapię mieć "dla siebie", bo inaczej nic z tego. To nie do końca prawda - jeśli podejmujemy terapię manipulacyjnie - np. żeby żona wróciła - to wtedy rzeczywiście taka terapia nie będzie skuteczna - nawet jeśli żona wróci. Jeśli jednak podejmujemy terapię z miłości do żony, do dzieci - po to by być lepszym rodzicem, małżonkiem - nie jest to manipulacyjne, płynie z własnych wewnętrznych potrzeb, i wtedy nie ma znaczenia czy ta żona wraca czy nie. Mało tego, gdy wtedy relacje się pogarszają - a najczęściej w trakcie terapii czasowo się pogarszają - nie ma to wpływu na przebieg terapii, szczególnie na jej przerwanie i powrót do picia (czy innych zachowań związanych z nałogiem).
Nie poczułam się urażona tylko chciałam sprostować ,że większości osób pozostających w nałogu nie oceniam. Mogę się czasem dziwić wyborów pewnej drogi ,czy partnera. Pewnie rodzina ma na to duży wpływ.
A co do fatalizmu to jeszcze raz napiszę to jest realizm. To tak jakbyś uważała ,że zdjęcia na paczkach papierosów niepotrzebnie starszą. Będziesz palić nałogowo papierosy możesz dostać raka płuc, krtani i będziesz umierać cierpiąc.
Nie twierdzę też ze nie można z tego wyjść. Są osoby na tym forum ,które są tego przykładem. Piszę to nie ,żeby zdołować Małego ale ,żeby nie bagatelizował sprawy zarówno jeśli chodzi o alkohol jak i postawę żony. Miałam wrażenie ,że za niechęć żony do ratowania małżeństwa będą zaraz posądzane koleżanki lub ewentualny kolejny mężczyzna a nie lata nałogu.
I czy uważam ,że alkoholicy są sami winni pewnych sytuacji ? W pewnym sensie tak. I też nie ma tu negatywnej oceny jeśli nie zrobi krzywdy innym ludziom. Ale zdarza się ,że ludzie po alkoholu wsiadają za kierownicę i powodują wypadki. Po alkoholu doznają urazów ,których normalnie nie doznaliby.

Caliope tylko do pewnego momentu po odstawieniu używek organizm się regeneruje. Mózg osoby będącej w wielokrotnych ciągach po pewnym czasu zanika i nie odbuduje się. Po wielokrotnych urazach podobnie. Osoby takie mają demencję i tego już żadne leczenie nie cofnie. Wątroba dopóki nie ma marskości w miarę się regeneruje. Ale później pojawiają się objawy ,które postępują i zagrażają życiu.

I podkreślę to jeszcze raz, to nie jest fatalizm ;)
nałóg
Posty: 3328
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: nałóg »

Paprotka, a Ty piszesz z własnego doświadczenia? Czy tzw obserwacji? Oczywiście że alkoholizm jest chorobą śmiertelną i nie uleczalną..... oczywiście że alkohol niszczy wątrobę, mózg, nerki, przełyk,serce u pijącego. Oczywiście że alkoholik poprzez swoje picie powoduje że jego rodzina staje się neurotyczna b.często, że rodzina jest chora na tzw „chorobę okienną” bo wyglada czy alkoholik wróci?w jakim stanie,czy będzie się awanturował?czy pójdzie spać.Jestem alkoholikiem...... czy sądzisz że ja chciałem nim zostać?”
Uzależnienie od substancji w swoich schematach działa podobnie jak od zachowań...... niewielu kryzysowców zdaje sobie sprawę ze swojego udziału w kryzysie..... czy chcieli tego? Nie sądzę..... w ogromnej większości „ kryzysowycy” nie zdawali sobie sprawy z tego że kreują też kryzys( wg swojego w nim udziale).Dopiero praca nad sobą i zgoda na nią pokazuje te postawy, zachowania będące takim „piciem na sucho”.
Czy chcieli tego? Nie..... czy alkoholik, narkoman, hazardzista,seksoholik planuje zostanie takim „ popaprańcem”? Nie sądzę......
ODPOWIEDZ