Temat Umiłowana79

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Umiłowana79 »

Mary M
To też w sumie dla mnie kierunek do ogarnięcia, jak wobec jego odsuwania się zabiegać o odwołanie rozwodu, skoro z prawnego punktu widzenia czas i odsuwanie się męża gra na moja niekorzyść, bo już trudno udowodnić, że więzi są. Skoro to ja zabiegam o to żeby chociaż kontakt z dziećmi był utrzymany. A dzieci ciągle tęsknią i czekają na tate z coraz większym żalem w sercu. I to jeszcze pewnie do mnie bo tata jest na chwilę, a ja się go jeszcze ciągle czepiam. Jak z tym się zmierzyć.

Mąż twierdzi że ma kontakt, a kontakt jest znikomy, pod moim naciskiem, on twierdzi że z dziećmi się nie rozwodzi tylko że mną, jego z codziennego życia dzieci nic nie interesuje, a ja przez jego postawę nabieram coraz większej niechęci do niego i trudno mi panować nad sobą w jego obecności, co kończy się wyrzutami, przytykami a w najlepszym razie olewką z mojej strony. Kiedyś były totalne ataki słowne, teraz są tylko ataki słowne.

Zastanawiam się też czy ewentualne regulowanie kontaktów czy też innych spraw nie wzbudzi w nim wściekłości i większej niechęci do mnie że znowu narzucam swoją wizję. Moge zabrzmieć teraz jak współuzależniona czy uwieszona, że martwię się o jego delikatna i krucha konstrukcje, ale nie o to chodzi.

Sęk w tym, że jako kochająca żona powinnam przyjąć jego wolę i puścić go wolno, bo kocha się w wolności, a ja tu fikam, zmuszam do nierozwodzenia się ze mną, kiedy ma mnie serdecznie dość, burze jego wolna wizję kontaktów z dziećmi wg jego chęci i jeszcze śmiem chcieć alimentów jakich chce. Wychodzę na wredną, mściwą babę, która stoi mu na drodze do wymarzonej wolności i radości z nią związanej. I jak moge byc ta kochająca kobieta skoro na ostatniej prostej ma drift i ciągłe schody ode mnie a nie drogę do wolności.
Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Umiłowana79 »

Marylka,
Trafiłaś w 10.nie mam wyjścia i mam wszystko ogarniane. Lata doświadczeń kiedy mąż wyjeżdżał w delegacje. Czuje sie tym już zmeczona. Ciąży mi odpowiedzialność za wszystko. Staram się już wiele spraw odpuszczać.

Wstyd mi przed dziećmi że teraz słowo ojca jest nic nie warte. Kiedyś tak nie było. Wiedziałam, że jak on coś powiedział to tak było a jeśli nie, to musiał być ważny powód. Po zdradzie wszystko się posypało.

Tak, zarzucał mi że o wszystkim muszę decydować. Pytałam o jego zdanie wiele razy. Nie dostawałam odpowiedzi, a nie zawsze był czas żeby czekać w nieskończoność. Nie raz był komentarz co go to obchodzi, że on się nie zna, że czego chce od niego, a ja i tak pytałam, po czym się dowiedziałam że ciągle musi być moje na wierzchu. Jak się urzadzalismy, to sama wszystko musiałam ogarnąć z malenstwem przy boku. On miał swoje ważne sprawy, robiłam co swoje, a jemu i tak było źle. Zmusiłam go wręcz, żeby wybrał do jednego pomieszczenia to co chce wg własnego upodobania. Żeby nie gadał, że wszystko urządziłam po swojemu. Znowu było źle, ale wybrał. Przekazałam majstrowi co on chce. On przy tym był. Nie zgłaszał sprzeciwu. Jak już wszystko zostało zrobione, to stwierdził że to miało być inaczej, aż majster do niego powiedzial-przeciez byłeś przy tym i czemu nic nie powiedziałeś?

On jest teraz w takim stanie że nie wie co ma że sobą zrobić. Stwierdził że jemu jest dobrze jak jest. Z dala ode mnie, bez trosk dnia codziennego i bez zgiełku domu z ludźmi. Że ciągle coś ktoś chce i ja się o wszystko czepiam.

Mamy koty, 2szt, dzieci mają swoje pasje, zajęcia dodatkowe:basen, język, bieganie, rysowanie itp itd. Dbam żeby miały ruch w interesie. Pisałam już że w weekend dzieci miały swoich gości że tata w odwiedzinach nie wiedział co ma że sobą zrobić.
Ja mam problem, bo lubię ludzi, towarzystwo. Nie będę spraszac obcych, a dzieci będą się zastanawiać kto to jest. Sąsiedzi wpadają rzadziej, wiadomo, mało kto umie się odnaleźć w tej sytuacji. Jak chce coś dla siebie samej zorganizować to jest to niepewne, bo dzieci są ciągle w domu, a wizyta ojca nie jest aktualnie komfortową w domu.

Jeśli nie wystąpię z regulowaniem kontaktów to on będzie robił co będzie chciał, a ja że zmęczenia zejde na zawał i że zgryzoty, bo presja że jestem we wszystkim sama potwornie mnie przygniata.

Moje nastawienie że oczekuje ze ojciec zadba o dzoeci wynika z tego, że wstyd mi za to że ojcu dzieci już nie chcą wierzyć, co syn wprost powiedział mu, ale nie wiem czy to na niego wyplynelo. On nie rejestruje tego co się dzieje, co się do niego mówi. On tylko chodzi i trajkocze, że no przecież wszystko moja wina, że ja to samo zło.
I co mam mu powiedziec na to? W przypływie ludzkich odruchów powiedziałam mu że nie że wszystko twoja wina, tylko podejmujesz źle decyzje, że wszystko można zmienić. I tak pewnie wszystko powiedziałam źle.

Wiem że on tak przechodzi kryzys wieku średniego. Pare lat temu swierdzil że jakoś go nie cieszy wizja 40tki.

Ma zimna narcystyczna matkę, dla której uczucia innych to nic. Obrażanie, ciche dni, bierna agresja to u niego była norma. Deprecjonowanie uczuć tak samo. Wymyslanie mnóstwa trudności, problemów, brak umiejętności dostrzeżenia tego co dobre.

Marylko piszesz zostaw go-czyli zgodzić się na rozwód? Dałam mu przestrzeń od dawna, bo od dawna nie nocuje w domu.
Boje sie że przez rozwód stracimy mieszkanie, bo nie będzie mnie stać żeby go spłacić, a uważam że w tej sytuacji dzieciom należy się ostatnia deska bezpieczeństwa w postaci naszego mieszkania. Jak pytam ile chce za rezygnację z praw do mieszkania to zaczyna gadać że musi sam kupić mieszkanie, że potrzebuje ileś tam procent na kredyt i resztę. A jak pytam o procent z jakiej kwoty, to do dziś się nie dowiedziałam. Mieszkanie to na ten moment moja największa zmora, że przez jego fanaberie, będę musiała się gimnastykować. Noe wiem co w tym temacie przyjąć.pewnie powinnam oddać to Bogu, ale boje się że doprowadzę do zaniedbania. Powiedziałam mu że do mieszkania zawsze może wrócić jeśli nie będzie wciągal dziecka w granie. Nic nie zareagował.

Nie jestem święta, absolutnie, mój cięty język swoje potrafi. Jednak co by nie było - ostoja w postaci domu powinna być nie tykalna. Myślałam że poczuje się do tego. Ale oczywiście jak on by mógł to odpuścić.

Mam taki chaos w głowie.
Co to znaczy wg Ciebie zostaw go, Marylko? Nie dzwonie, nie pisze, nie śledzę, tylko walczę z tym rozwod owym potworem.
Ty pewnie nie musialas się borykać ze sprawami w sądzie...
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: MaryM »

Umiłowana79 pisze: 19 paź 2020, 13:08 Mary M
To też w sumie dla mnie kierunek do ogarnięcia, jak wobec jego odsuwania się zabiegać o odwołanie rozwodu, skoro z prawnego punktu widzenia czas i odsuwanie się męża gra na moja niekorzyść, bo już trudno udowodnić, że więzi są. Skoro to ja zabiegam o to żeby chociaż kontakt z dziećmi był utrzymany. A dzieci ciągle tęsknią i czekają na tate z coraz większym żalem w sercu. I to jeszcze pewnie do mnie bo tata jest na chwilę, a ja się go jeszcze ciągle czepiam. Jak z tym się zmierzyć.

Mąż twierdzi że ma kontakt, a kontakt jest znikomy, pod moim naciskiem, on twierdzi że z dziećmi się nie rozwodzi tylko że mną, jego z codziennego życia dzieci nic nie interesuje...........

Zastanawiam się też czy ewentualne regulowanie kontaktów czy też innych spraw nie wzbudzi w nim wściekłości i większej niechęci do mnie że znowu narzucam swoją wizję. Moge zabrzmieć teraz jak współuzależniona czy uwieszona, że martwię się o jego delikatna i krucha konstrukcje, ale nie o to chodzi.

Sęk w tym, że jako kochająca żona powinnam przyjąć jego wolę i puścić go wolno, bo kocha się w wolności, a ja tu fikam, zmuszam do nierozwodzenia się ze mną, kiedy ma mnie serdecznie dość, burze jego wolna wizję kontaktów z dziećmi wg jego chęci i jeszcze śmiem chcieć alimentów jakich chce. Wychodzę na wredną, mściwą babę, która stoi mu na drodze do wymarzonej wolności i radości z nią związanej. I jak moge byc ta kochająca kobieta skoro na ostatniej prostej ma drift i ciągłe schody ode mnie a nie drogę do wolności.
Kochana, jestem wciąż trochę nieokrzesanym uczestnikiem forum, wciąż otwierającym ze zdumienia oczy na cudzą mądrość. Błądzącym po omacku w poszukiwaniu ukojenia, które z Bożym wsparciem przychodzi. Kiedy piszesz, to widzę siebie- ogrniętą, towarzyską babkę, która...doznała wstrząsu anafilaktycznego po mężowskiej ucieczce. Mogę Cię pocieszyć, że nie jesteś sama, ze mnóstwo kobiet zmaga się z niemal identycznym scenariuszem... tak, jakby małzonkowie mieli ten mityczny microchip, który wg urban legend producenci sprzętu instalują, by się RTV i AGD po kilku latach wysypywało... No wysypał im się system... nie kocham, mam dość tego (?) życia, chcę coś poczuć, chcę inaczej, ciebie nie chcę, chyba nawet nie kochałem . A ja/Ty reanimujesz aplikację starymi metodami. Część z nas przechodziła fazę "jaki on głupi, jak mu dogadam po raz 100 to zrozumie, nie może być aż taki głupi, by nie zrozumieć" To nie głupota, to ....pustka. Brak Boga, wartości, prawdziwej miłości, sensu życia. W pustce jest za to miejsce na pokusy, radosne wzorce kolegów, którzy ułożyli sobie życie z kolejną kobitą i rechoczą na spotkaniach, że zmienili model .... Nie zmienisz postawy męża, chociażbyś przeczytała wszystkie podręczniki psychologii. On sam musi zderzyć się ze swoją pustką, swoimi prawdziwymi potrzebami. Może zmięknie, a może nie? Mój ewidentnie narcystyczny mąż był głuchy podczas spazmów i podczas rozsądnej rozmowy. Oszalejesz, gdy będziesz nieustannie podążać za jego tokiem myślenia, gdy będziesz analizować co mogłaś, co powinnaś. To i tak nic nie zmieni, a osłabniesz. Puść to oznacza- rob swoje w spokoju. Po to nam lista Zerty. Źeby siebie ogarnąć. Jesli nie zgadzasz się na rozwód, powiedz to raz, potem krótko powtórz. Nie uświadamiaj, nie przekonuj - rób swoje jak córka Króla. Zapewniam Cię, że właśnie teraz jesteś we właściwym miejscu i czasie. Odetchnij głęboko i przestań się tak panicznie bać, że powinnaś inaczej bardziej/mniej? ...Rób swoje spokojnie i z klasą, choćby mąż gromy ciskał. W takim amoku on nie pamięta, że Cię kocha. Wie, że Cię nie lubi ;-) Zrozum go, on walczy ze swoimi demonami i trochę przegrywa. Ale nie pochylaj się nad nim nadmiernie - teraz Ty jesteś dla siebie emocjonalnie ważniejsza, niż mąż. Twój kryzys może trwać kilka miesięcy lub kilka lat - nie chceśz wypstrykać się z energii na początku, bo potem będziesz dętka. Nie wiesz, co mąż będzie myślał i czuł za jakiś czas. Tu wszyscy na forum podkreślają, że uczucia są niesamowicie zmienne. Zastanawiałam się na początku kryzysu, do jakich kobiet chcą wracać mężowie i postanowiłam odkryć taką kobietę w sobie. Nawet jeśli mąż nie wróci w tym zyciu - bo plus minus za 35 lat i tak będziemy razem w wieczności ;-) to warto rozwijać się dla siebie. Fajnie mi teraz z fajniejszą mną. Myślę, że przepracujesz to sobie. Słuchaj konferencji i rekolekcji. Skorzystaj z listy Zerty. I puść to, niech się dzieje. A Ty reaguj zgodnie ze swoim sumieniem, na to do czego zaprosi Cię mąż i Bóg.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: marylka »

Umiłowana79 pisze: 19 paź 2020, 15:51Wstyd mi przed dziećmi że teraz słowo ojca jest nic nie warte. Kiedyś tak nie było. Wiedziałam, że jak on coś powiedział to tak było a jeśli nie, to musiał być ważny powód. Po zdradzie wszystko się posypało.
A dlaczego Ty sie wstydzisz?
Czy to Twoj wstyd?
Zobacz - mąż sie nie wstydzi i jest mu dobrze
Myslę że powinnas jasno oddzielic kto i gdzie nawalil i TYLKO ZA SWOJE blędne decyzje ponosic konsekwencje i naprawiać
Z drugiej strony - chociaż spalilabys się ze wstydu - to i tak nic nie da
Dzieci i tak widza kto nawala
Nie musisz ich przepraszac za ojca.
To wlaśnie m.in. znaczy - zostaw męża - nie świeć za niego oczami. Jasno mu powiedz żeby sam załatwiał swoje sprawy. Nawet z dziećmi
Tak, zarzucał mi że o wszystkim muszę decydować. Pytałam o jego zdanie wiele razy. Nie dostawałam odpowiedzi, a nie zawsze był czas żeby czekać w nieskończoność. Nie raz był komentarz co go to obchodzi, że on się nie zna, że czego chce od niego, a ja i tak pytałam, po czym się dowiedziałam że ciągle musi być moje na wierzchu. Jak się urzadzalismy, to sama wszystko musiałam ogarnąć z malenstwem przy boku. On miał swoje ważne sprawy, robiłam co swoje, a jemu i tak było źle. Zmusiłam go wręcz, żeby wybrał do jednego pomieszczenia to co chce wg własnego upodobania. Żeby nie gadał, że wszystko urządziłam po swojemu. Znowu było źle, ale wybrał. Przekazałam majstrowi co on chce. On przy tym był. Nie zgłaszał sprzeciwu. Jak już wszystko zostało zrobione, to stwierdził że to miało być inaczej, aż majster do niego powiedzial-przeciez byłeś przy tym i czemu nic nie powiedziałeś?

No...i u mnie tak było
Jak pytałam o zdanie to "obojętne" slyszałam. A jak okazało sie że źle - to moja wina była.
I powiem Ci że było moja wina że na to pozwoliłam - wziać wałek do reki, pilnować majstra.
Z wolnej woli stalam sie babochłopem wiec nic dziwnego że on kobiete przestal we mnie widziec
Wszystko jednak można odkręcić ;)
On jest teraz w takim stanie że nie wie co ma że sobą zrobić. Stwierdził że jemu jest dobrze jak jest. Z dala ode mnie, bez trosk dnia codziennego i bez zgiełku domu z ludźmi. Że ciągle coś ktoś chce i ja się o wszystko czepiam.
A o co sie czepiasz?
I po co?
Zostaw meża to znaczy m.in. - "nie dzwon do mnie" Ewentualnie w sprawach dzieci jak zdecydujesz sie je odwiedzić bo nie wiem czy akurat bedziemy mieli czas A w innych sprawach - dzieci też maja komorki.
Warto teź dzieci nauczyc że jak maja cos do taty - niech dzwonią one do niego.
Nie bądź pośredniczką.Z moich doświadczen wynika że dzieciom trudniej sie ojcu wymigac. No i nie zwali na żonę - że winna bo w tej rozmowie nie uczestniczyła.
A co do..."dobrze mu jest"
Niech sie przekona jak jest być samemu.
No właśnie - czy Ty go zdalnie nie wspierasz?
Pisałam już że w weekend dzieci miały swoich gości że tata w odwiedzinach nie wiedział co ma że sobą zrobić.
To jego problem nie Twoj. Niech sie przyzwyczaja jak byc dochodzacym tatą. Bo to ani jego dom teraz a dzieci nie beda czekac wiecznie. Niech widzi. A Ty nie musisz go zabawiac.
Ja mam problem, bo lubię ludzi, towarzystwo. Nie będę spraszac obcych, a dzieci będą się zastanawiać kto to jest. Sąsiedzi wpadają rzadziej, wiadomo, mało kto umie się odnaleźć w tej sytuacji. Jak chce coś dla siebie samej zorganizować to jest to niepewne, bo dzieci są ciągle w domu, a wizyta ojca nie jest aktualnie komfortową w domu.
Tego nie rozumiem
Sasiedzi nie moga sie odnaleźć czy Ty?
A dlaczego wizyta ojca nie jest komfortowa?
Jeśli Ty gdzies chcesz wyjsc to nie możecie wczesniej tego uzgodnic?
No u mnie mąż jak mu z wyprzedzeniem powiedziałam to przychodził
Jeśli nie wystąpię z regulowaniem kontaktów to on będzie robił co będzie chciał, a ja że zmęczenia zejde na zawał i że zgryzoty, bo presja że jestem we wszystkim sama potwornie mnie przygniata.
Przecież do tej pory bylas sama. Pisalas o delegacjach męża. Kto Ci wtedy pomagał?
Z czym sobie nie dajesz rady?
Może moźna dogadac sie z matkami odnosnie dojazdow dzieci na basen np?
Moje nastawienie że oczekuje ze ojciec zadba o dzoeci wynika z tego, że wstyd mi za to że ojcu dzieci już nie chcą wierzyć, co syn wprost powiedział mu, ale nie wiem czy to na niego wyplynelo. On nie rejestruje tego co się dzieje, co się do niego mówi.
Syn ma swoj rozum. Wydaje Ci sie źe niewiele wie a to nieprawda. Rejestruje. I nasiaka wszystkim. Nie zawsze dziecko mowi o odczuwanym strachu i bolu ale Ty musisz ten strach i lęk wylapac u syna. I wypedzic. Swoja postawą. Swoja! Nie ojca
Ojca zostaw
On tylko chodzi i trajkocze, że no przecież wszystko moja wina, że ja to samo zło.
I co mam mu powiedziec na to? W przypływie ludzkich odruchów powiedziałam mu że nie że wszystko twoja wina, tylko podejmujesz źle decyzje, że wszystko można zmienić. I tak pewnie wszystko powiedziałam źle.
Tu wlasnie jest znakomita okazja na zostawienie meża.
Stawiaj granice
Możesz powiedzieć " ja tak nie uważam" "w takim tonie nie bede z toba rozmawiala"
I zostawic to!
Nie wchodz w bezowocne dyskusje bo on teraz chce cie po raz setny uswiadomic że odejscie to tylko Twoja wina.
Tak naprawde to on siebie samego chce w tym upewnic żeby wygluszyc swoje sumienie.
I Ty rozkrecajac burze i awantury pretensje - utwierdzasz go, że innego wyjscia nie mial jak odejsc.
Ja bym zasygnalizowala że jeśli bedzie chcial naprawy zwiazku to możecie isc na terapie czy do duchownego ale to jak bedzie rozważał powrot. Zreszta - nie wiadomo czy Ty też tego chcesz. Ale mam wrażenie że potrzebujecie kogos trzeciego do rozmowy miedzy Wami. Mysle że i Twoj maż ma wiele racji tylko nie potrafi Tobie tego powiedziec inaczej jak przez pretensje krzyk czy milczenie. On też powinien nauczyc sie komunikacji z Toba
Tak jak i Ty z nim.
Można sie tego nauczyc samemu czytajac roźne publikacje na ten temat ale latwiej i szybciej przy DOBRYM terapeucie czy ksiedzu.
Zreszta - Wy i tak musicie sie jakoś dogadac bo łączyc Was zawsze beda dzieci. Musicie jasno sobie powiedziec czy chcecie przy nich co rusz kłócic sie czy dogadacie się.
To już Wasza odpowiedzialnosc
on tak przechodzi kryzys wieku średniego. Pare lat temu swierdzil że jakoś go nie cieszy wizja 40tki.
Na pewno ma kryzys małżenstwa. I tym warto sie zajać
Ma zimna narcystyczna matkę, dla której uczucia innych to nic. Obrażanie, ciche dni, bierna agresja to u niego była norma. Deprecjonowanie uczuć tak samo. Wymyslanie mnóstwa trudności, problemów, brak umiejętności dostrzeżenia tego co dobre.
Po pierwsze - to jest do przepracowania jesli sie chce
Po drugie - mowia że chłopcy instynktownie wybieraja żone podobna do matki. Czy w tym opisie teściowej - tak szczerze -widzisz gdzies siebie?
To że on wymysla trudnosci - zawsze tak miał?
Czy teraz wymysla?
Bo jak zawsze tak miał - no to on sie nie zmienił. Tylko Ciebie to zaczeło drażnić
Ty wiesz że moj mąż też mial taka naturę?
Głupi przyklad frytki - robimy frytki?
I slysze - to ziemniaki trzeba obrac to bedzie olejem śmierdziało....
No tak mi gadal że i ja przestałam widziec sens
A u mnie w domu potrafilismy z rodzenstwem nad ranem! Obierac te ziemniaki!
I wiesz? Ja sie nauczyłam że jak on sie wypowie to jeszcze raz pomysle i powiem - a ja zrobie frytki!
I jeszcze go poczestuje i dzieci zawołam
I wyzbylam sie tego żalu że on nie ma tak jak ja. Nie zakladam zlej woli jego i tyle. Ale też nie rezygnuje ze swoich planow
Frytki to taki pierwszy lepszy przyklad.
Ale ostatnio byl temat w wakacje - pomalowanie kuchni. Zaczał mowic że to szafki trzeba ściagać, oklejac okna.....
No kurcze...trzeba
Wiesz co mu powiedziałam?
Że ja ta kuchnie pomaluje
Nie ściagne szafek bo sa za cieżkie dla mnie i wezme cienki pedzelek żeby nie oklejać....
Wyobraz sobie że temat ucichł a w zeszlym tygodniu maż poinformowal że bierze urlop!!! bo kuchnie bedzie malował
No....powiedzialam że super ma pomysł ;)
Sa takie marudy
Tu za mało tu za dużo.....co zrobić?
Nie dawac sie wciagać w takie marudzenie
A ja wlączę muzyke i cos zrobię!
Z usmiechem :)
Tak samo jak on na Ciebie tak Ty na niego oddzialywujesz. Mysle że wlaśnie pokochal Twoja energie i optymizm których mu brakowało
Myślal że wezmie od Ciebie jako żony i dla siebie.
Że tego optymizmu starczy dla Was obydwoch
A teraz jak zgorzkniałas jak on - zamiast on od Ciebie - Ty wziełas od niego
On odchodzi
A Ty?
Chcesz byc taka goryczą?
Przecież to nie Ty!
Wróc do siebie a sama z soba poczujesz sie lepiej!
Marylko piszesz zostaw go-czyli zgodzić się na rozwód? Dałam mu przestrzeń od dawna, bo od dawna nie nocuje w domu.
Nie "dałam" - tylko sam sobie dał
Masz takie podejscie /może sie mylę/ że Ty obdarowujesz meża i wydzielasz mu ile może wziac a gdzie nie wolno. I mysle że to go dusi w tym zwiazku.
Pisalam powyżej co znaczy - zostaw męża
Najważniejsze i najtrudniejsze - zobacz w nim meżczyzne doroslego i pozwol mu ponosic konsekwencje za swoje decyzje. Nie podsuwaj mu poduszki pod tylek. Zaraz napisze o tej poduszce.
Ty nie jestes jego matką. A żona. Nie musisz go chronic. A tak sie zachowujesz. Caly czas mu tlumaczysz życie - jakim powinien byc ojcem itd po co????
Myslisz że to cos da?
NIE DA
Jak bedzie chcial wiedziec co schrzanil to spyta kumpla czy ksiedza. Albo zapyta wprost Ciebie tylko wtedy mu odpowiedz a nigdy wczesniej.
Zacznij sie zachowywac jak kobieta. Masz fajna fryzure?
Lubisz szpilki? Sukienki? Masz fajne perfumy?
Bądź lagodna i....tajemnicza
Boje sie że przez rozwód stracimy mieszkanie, bo nie będzie mnie stać żeby go spłacić, a uważam że w tej sytuacji dzieciom należy się ostatnia deska bezpieczeństwa w postaci naszego mieszkania. Jak pytam ile chce za rezygnację z praw do mieszkania to zaczyna gadać że musi sam kupić mieszkanie, że potrzebuje ileś tam procent na kredyt i resztę. A jak pytam o procent z jakiej kwoty, to do dziś się nie dowiedziałam. Mieszkanie to na ten moment moja największa zmora, że przez jego fanaberie, będę musiała się gimnastykować. Noe wiem co w tym temacie przyjąć.pewnie powinnam oddać to Bogu, ale boje się że doprowadzę do zaniedbania. Powiedziałam mu że do mieszkania zawsze może wrócić jeśli nie będzie wciągal dziecka w granie. Nic nie zareagował.
Oooooo - tu jest ta poduszka co wkladasz meżowi pod tyłek!!!
Nigdy nie bylam w sadzie i może ktos mnie poprawi
Ale jakim prawem masz wyprowadzac sie z mieszkania Ty i dzieci?????
Przecież to on Was porzucił
To Wasze wspolne mieszkanie?
A skad taka rozmowa z Twojej strony - "ile chce"????? :shock: za to mieszkanie????
Chcial odejsć?
Niech odchodzi
Niech placi alimenty i mieszka w takich warunkach na jakie go stać
Pozwol mu ponosic konsekwencje za jego czyny!
Nie zabezpieczaj od razu jego przyszłosci kosztem siebie i dzieci!
Mieszkanie jest wspolne i można ten podzial zrobic ale czy on ci powiedzial że teraz?
Czy ty z tym wyskoczylaś?
Bo widze w Tobie troske o jego nowe lokum
Troske że musi kredyt wziać
No biedaczek! Ale co zrobic?
W wieku 40 chce sie zmiany -niech zmienia!
Nie utrudniaj mu - życie i tak mu to pokaże - że cieżko jest.
A Ciebie zachecam udac sie do jakiegos adwokata i zapytac jakie masz prawa kiedy Ty z dziecmi zostajesz w domu. No sorki ale chyba normalni ludzie nie maja tyle kasy żeby od razu meżow splacac. A jeszcze....skoro to on Was porzucil to chyba z orzekaniem o winie rozwod bedzie?

Na marginesie...
Dziwie sie źe powiedzialas że może wrocić jak chce...
Tu sie zapytam - przeprosil cie za tamta zdradę?
Zadosćuczynił?
Przepracowaliscie tamten kryzys?
Bo ja widze że nie
Konsekwencja tego jest Twoj bol ktory przykrywasz klotniami i pretensjami kontrolą a on dalej nieswiadomy jak wiele zla wyrządzil - żyje jak skrzywdzony synek

Jeżeli nawet teraz wroci - a pewnie wróci jak twardo powiesz o swoich warunkach - bo gdzie pójdzie?
A jak nie przepracujecie tamtych ran - i tak sie rozwali.
Puder zawsze przykryje ala bedzie wylaziło.
Chcesz tego?
Jednak co by nie było - ostoja w postaci domu powinna być nie tykalna. Myślałam że poczuje się do tego. Ale oczywiście jak on by mógł to odpuścić.
Kazal Ci zmienic mieszkanie mąż?
To byl jego pomysl?
Z tego co czytam to nie wypowiedzial sie ile chce tylko Ty drażysz
No ewidentnie chcesz mu dac kase na nowe lokum
I ok - chcesz to dawaj
Ale nie rób z siebie ofiary że musisz dawac bo dziwnie sie to czyta
Mam taki chaos w głowie.
Co to znaczy wg Ciebie zostaw go, Marylko? Nie dzwonie, nie pisze, nie śledzę, tylko walczę z tym rozwod owym potworem.
Ty pewnie nie musialas się borykać ze sprawami w sądzie...
No wlaśnie. Daj sobie czas. I Tobie jest potrzebny - nie tylko jemu.
Posluchaj polecanych konferencji. Poczytaj polecane lektury. Nikt Cie nie popedza.
Jest taka ksiażka - moźe przekrece tytul - "pokochaj siebie a bedziesz z kim chcesz" czy "stworzysz zwiazek z kim chcesz" już dawno ja czytalam i nie pamietam tytulu ale polecam. Polecam też "Miłosc i wojna" ja mialam audiobook
"Akrobatyka malżeńska" o. Szustaka
Warto

Mam jeszcze jedno intymne pytanie.
I nie musisz na nie odpowiadac
Piszesz tak jakby dla Ciebie wspolżycie nie istnialo. Ani razu o tym nie wspomniałaś
Nie istnieje dla Ciebie?
Bo zastanawiam sie skad u meża takie poczucie niemeskosci.
Może tam jest źrodło?
Mężczyzna po nocy z żona czuje że może wszystko zdzialać. I panowie naprawde potrafia wiele z siebie dać - nawet kosztem siebie.
A ten Twoj mąż - tu nie, tu źle, tu nie wie co zrobić
No ewidentnie niemeski.
Tylko...czy Ty mu w tym stanie w jakim jest nie pomoglaś?

Ja wszystko napisalam szczerze jak ja to widze i mam wiare że dostrzegasz moja troske o Wasza rodzine i nawet jak czasem ostro czy cieżko napisalam to nie ze zlosliwosci czy dowalenia Tobie.
Zwyczajnie - pytasz co widze wiec pisze. Nie chcesz żeby Cie głaskac wiec nie glaszcze tylko pisze konkretnie
Pozdrawiam
Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Umiłowana79 »

MaryM
Dzięki za te słowa, dużo mi dają...
>>on walczy ze swoimi demonami i trochę przegrywa.<<
Myślisz że przegrywa?
Ja widzę że idzie jak burza ze wszystkim...
Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Umiłowana79 »

Marylka,
Ty mi z nieba spadłaś 😆 Pan Bóg wie gdzie mnie wrzucić... Ja bym z Tobą jeszcze temat pociągnęła, ale nie na forum...
Jak mogę?
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: MaryM »

Mój tez biegnie z demonami za ręce z okrzykiem euforii. Ale to właśnie znaczy, że przegrywa walkę o siebie o rodzinnę. Poddał się i z prądem jak zdechła ryba.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Bławatek »

Marylka jak zawsze z konkretną analizą sytuacji. Lubię Twoje spostrzeżenia.

Umilowana kilkakrotnie przeczytaj spokojnie ostatnie posty - jest w nich dużo mądrości.

Im bardziej będziesz pogodna, silna, szczęśliwa tym bardziej Twoje dzieci takie będą i nie będzie brakować im ojca. Prośbą, ani groźbą w tej chwili nic u męża nie zmienisz. Sam musi zobaczyć co traci
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Ruta »

Umiłowana79 pisze: 19 paź 2020, 12:08
1. Nie chce rozwodu i tak było napisane w pozwie. Ale zostało zaznaczone że jeśli druga strona się uprze, to będę dążyła do jego winy. Trochę mi się to rozbiega z postawa miłości wobec męża.

2. Jak wygląda kwestia świadków, kto to może być?
Ktoś kto potwierdzi że bywało miło, czy ktoś kto potwierdzi że było zle? Przecież te klótnie, trudne sytuacje miały miejsce na osobności, jedynie w obecności dzieci najczęściej.

3. Czy świadkowie przesłuchiwani są wszyscy naraz na jednej rozprawie? Czy każda rozprawa to 1swiadek. Jak udowodnić przemoc koronkowa, bo moja postawa negatywna wynikała właśnie z tej formy dreczenia. Braku rozmów, braku skruchy, zawzięty postawy zła wobec mnie.

4. Boje sie badania dzieci, na ile źle to wpłynie na nie? Nie chciałabym potegowac tej traumy związanej z sytuacją w domu. Czy rodzice też biorą udział w tym badaniu? Jak długo to trwa, to badanie? Czy to badanie koliduje z porozumieniem wychowawczym?

5. Jak dawałas świadectwo swojej miłości, skoro doświadczyłaś tyle zła od męża? Przecież trzeba powiedzieć o tylu przykrych sprawach na temat drugiej osoby. Nie wiem-zrobic to na zasadzie "kocham Cie ale jesteś zgniłym jajem w moim życiu? "

6. Teraz widzę, że tęskniacym dzieciom mogę te kontakty spróbować uregulowac i choć trochę im ulżyć. Na tyle żeby wiedziały kiedy czego można się spodziewać. Nie wiem tylko jaka moc sprawcza ma to porozumienie. Co, kiedy będzie robił jak nadal robi. Ze bedzie robił wg własnego widzimisię. Poza tym dochodzą wyjazdy służbowe, które zachodzą również na weekendy.

7. Inna, sprawa że mdli mnie na myśl, że dzieci mogą go widzieć w towarzystwie innej kobiety z którą, spędza czas. Dla mnie byłoby to sianie zgorszenia w ich oczach...
Umiłowana, wybacz, że tak niemiłosiernie pocięłam twój post. Starałam sie odłowić takie pytania, na które mogę coś odpowiedzieć. A nie umiem nadal tak cytować w ratach - jakieś koszmarki z tego wychodzą zwykle. Stąd punkty.

1. Myślę, że masz dobrą intuicję. Też sądzę, że dązenie do rozwodu rozbiega się z postawą miłości wobec małżonka. Adwokaci standardowo zabezpieczają tak interesy klientów, pisząc, że nie chcemy, ale w razie czego to z winy. Ważne, żeby ze swoim pełnomocnikiem rozmawiać. A przed rozmową odbyś szczerą rozmowę ze sobą i z Bogiem. O tym czym jest dla mnie małżeństwo, czym jest dla mnie miłość małżeńska, czego chcę, czym się kieruję.

Ja po raz pierwszy taką rozmowę przeprowadzałam ze sobą, gdy nie mogłam już z męzem wytrzymać, było źle i fatalnie i pojawił się we mnie pomysł rozwodu jako rozwiązania problemu i zakończenia tego co robił mój mąż - a naprawdę dręczył mnie psychicznie na wszelkie możliwe i niemożliwe sposoby. Jakąs resztką rozsądku zwróciłam się z tym moim chcę rozwodu do Boga - no i dostałam pomoc. Dostałam mądre rozmowy z ludźmi. Dostałam konferencję księdza Dziewieckiego. I trochę światła wgłąb mnie, by rozpoznać co tak naprawdę jest w moim sercu. Trudno było pójśc do męża i się ukorzyć, a jeszcze trudniej narazić na odrzucenie - powiedzieć, słuchaj, jest mi cięzko, nie daję rady, mówiłam o rozwodzie, bo czułam i czuję się zrozpaczona tym co się dzieje i tego nie rozumiem, ale kocham cię, nie chcę rozwodu, chcę naprawy. No i mąż mnie odrzucił. Ale też przestał chwilę potem mni edręczyć i się wyprowadził.

Drugi raz taką rozmowę prowadziłam ze sobą i z Bogiem, gdy dostałam pozew o rozwód. I jeszcze parę razy. To były duże bitwy wewnętrzne. Bardzo pomocne przy rozważaniu takich spraw są materiały Sycharu - sa dostępne na stronie.

Efektem jest to, że nie godzę się na rozwód, nie zgodziłam się także pod groźbą, że mąż wniesie o rozwód z mojej winy. Ani gdy tak wniósł. Efekt jest zasakakujący - chyba już pisałam - mąż zmienił znów stanowisko i wniósł o rozwód z jego wyłacznej winy. Ja wnosze o seperację z uwagi na stan męża.

2. Świadka powołujemy zawsze na okolicznośc - czyli na to, że wie o czymś na co się powołujemy, coś wiedział, słyszał. Wyższą rangę mają świadkowie bezpośredni - sami coś widzieli - na przykład, że mąz zawsze cię miło traktował - mniejszą rangę ci ze słysznia - na przykład koleżanka, której mówiłaś, że mąz cię zawsze dobrze traktował. Świadkiem może być każdy.

Uwaga etyczna: nie powinno się ustalać ze świadkami, co mają zeznać. Uwaga praktyczna: lepiej tego nie robić, sądy na ogół mają doświaczenie, potrafią wyłapać, kiedy zeznania są uzgodnione. Na pytania powołanych przeze mnie świadków co mają zeznać mówiłam: prawdę, także gdy będzie twoim zdaniem niewygodna dla mnie.

3. Sąd zwykle wzywa świadków jednej strony na jedną rozprawę, drugiej na drugą rozprawę. Potem można powołać świadków kontra temu co mówili świadkowie. Na przykład gdy teściowa zeznaje, że synowa nigdy nie gotowała, wydawała tylko pieniądze i nie pracowała, można powoałać innego świadka, na przykład nianię dziecka, która opowie o swoich obowiązkach, kiedy żona szła do pracy i o tym, że zawsze wszystkie posiłki były gotowe dla całej rodziny już rano, gdy tylko niania przychodziła i ona je tylko odgrzewała i według jej wiedzy robiła je zawsze żona.

Jak udowadniac przemoc? Nie da się. Udowodnić można tylko to, na co są dowody. Na przemoc rzadko są, a już na przemoc psychiczną nie ma niemal nigdy. Można więc jedynie szczerze i prawdziwie opowiedzieć o tym, co się działo. Pamiętając o tym, że to po sprawie rozwodowej tez jest życie - i że po tych zeznaniach trzeba będzie umieć spojrzeć małżonkowi w oczy.

4. Nie wiem jak wygląda badanie dzieci, nie byliśmy. Ale wiem co nieco z relacji innych. Zwykle to jedno spotkanie - z rodzicami i dziecmi równocześnie. Rodzice wypełniają jakieś ankiety, panie rozmawiają osobno z rodzicami, osobno z dziecmi i czasem także w innych konfiguracjach.
Opinie wydawane po takich spotkaniach są często głupie i niemoralne, na poziomie psychologii gazetowej. Albo ja na takie trafiałam (wiele jest dostępnych w internecie, może ludzie udostępniają po prostu te kuriozalne - nie wiem). Dla przykładu - zdaniem pani pscyholog pięciolatka bardziej związana jest z tatą, bo gdy wszedł do poradni odbiegła od mamy do taty i była przy nim pięc minut. Albo żona ma nieprawidłową postawę, bo nie zgadza się, by ojciec wprowadził dzieci w strukturę swojej nowej rodziny. Albo dziecko ma manię religijną zaczerpniętą od matki, bo uważa, że ojciec grzeszy, bo jest w innym związku (takie kwiatki trzeba skarżyć od razu - to godzi w gwarantowane prawo do swobody wyznania oraz prawo do wychowania dziecka w swojej wierze).

Opinię można podważać, domagać się dodatkowych badań, uzupełnienie opinii przez biegłych. Tym bardziej, że mimo postulatów, nie ma żadnej metodologii ich sporządzania.

Na plus - nie słyszałam, żeby dzieci jakoś straumatyzowano podczas spotkania - dużo pewnie zalezy tez od podejścia rodziców, co powiedzą dzieciom, jak sami będą się zachowywać.

Badanie nas czeka, jak już sąd zdecydowł, że nas nie rozwiedzie ekpresem, to i zdecydował że jednak nas skieruje do OZSS. Teraz będę walczyć o powołanie biegłych od uzależnień.

5. Kocham męża. I to powiedziałam i napisałam. Napisałam też, że mamy kryzys, że mąz ma kryzys, ale ja wierzę, że nasze małżeństwo ma szansę. Pisałam i mówiłam także o tym, co było dobre w naszym małzeństwie i co przestało funkcjonować. Otwarcie mówiłam także o swoich błędach, nie tylko męża - ale też o tym, co robię by je naprawić. Oraz o tym, że z uwagi na stan męża potrzebna jest nam seperacja, bo z uwagi na rozwinięty nałóg męża nie możemy żyć razem.
Jak to się ma do tego, że doświadczyłam zła od męża? - doświadczyłam też dobra. Ja wogóle nadal uważam, że mój mąz jest dobrym człowiekiem, widzę w nim to samo co widziałam gdy go pokochałam. Jest jednak przy tym bardzo poraniony, coraz bardziej pogubiony. Długo myślałam, że nałog to dobra zabawa. To cierpienie. I destrukcja. Dlatego trzeba się izolować. Ale kochac można nadal.

Z tym mówieniem w sądzie - wydaje mi się to ważne - sąd daje mało czasu, skraca pogania - nie tylko mój sąd, to częste. Trochę trzeba zdobywac się na odwagę, by domagać się możliwości wypowiedzenia. Trochę swoje wypowiedzi porządkować i kondensować wcześniej. A trochę wiecej i szczegółowo pisać w pismach. Przynajmniej ja tak sobie z tym radzę.

Swoją drogą rozpad więzi emocjonalnych musi być trwały i zupełny - własnie przyszło mi do głowy, że skoro jedna osoba mówi, że kocha - no to jaki rozpad więzi ? Muszę poczytać na ten temat. Nie wiem jak sądy to widzą.

6. My mamy uregulowane kontakty - fatalnie. Jest jeszcze gorzej niż było, walczę o zmianę, na razie bezskutecznie. Za to dobrze uregulowane kontakty mają sens. Najporściej jest gdy rodzice sami się porozumiewają, podpisują i wnoszą by sąd zabezpieczył zgodnie z tym jak ustalili. Nie ma twedy kłotni, nikt nic nie narzuca - są większe szanse, że oboje będą respoktować takie ustalenia.

7. Jestem przeciwniczką wciągania dzieci w takie sprawy, jakieś rodziny patchworkowe i inne eksperymenty. Choć był czas, gdy miałam spraną głowę propagandą promującą rodziny łączone. Potem jednak zaczęłam mieć siłą rzeczy kontakt z dziećmi wychowującymi się w takich rodzinach. Jest też już dość badań, by wiedzieć, że to kończy się fatalnie dla dzieci. To jest torturowanie dzieci - mają być miłe dla osoby, która rozbija ich świat. Pomijam, że jest pani, czy pan, potem często natepna, następny - to także demoralizacja.

Jak to ja, jak coś chcę wiedzieć dużo drążę - zastanawiałam się kim są kobiety wiązące się z żonatymi mężczyznami i jak traktują dzieci tych mężczyzn. Niektóre kowalskie prowadzą publiczne blogi na ten temat. Nie będę podawać linków, to drastyczne materiały. Ale jak ktoś ma pomysł, by pozwolić na spotkania męża w układzie mąż i kochanka plus dzieci - to warto się z takimi materiałami zapoznać. Jak dla mnie każdy z tych blogów nadawał się do zgłoszenia odpowiednim służbom. Dla tych co z jakiś względów potrzebują sami rozeznac temat polecam wpisanie hasła blog macocha - parę blogów na pewno wyskoczy.

O ile wcześniej uważałam, że jest coś we mnie nie tak, że uważam kobiety wchodzące w relacje z żonatymi za kompletnie pokręcone i niemoralne- że generalizuję, że może jestem niesprawiedliwa, może są jakieś okoliczności usprawiedliwające - no to takie blogi mnie z takich rozważań wyprowadziły. Daleko mi do ideału, dopiero uczę się kochać siebie, jestem pokręcona i trudna... ale nie jestem aż tak pozbawiona poczucia własnej wartosci, egocentryczna, skupiona na sobie, ani nad nikim się nie znęcam, a już szczególnie nad dziecmi. Jeden z głownych tematów blogów - jak wytresowac dzieci partnera, by respektowały moje zasady (np. zasadę co na podłodze to w koszu). Żadna kobieta nie będzie tresować mojego dziecka. Ani rozważać, czy nadszedł już czas by obściskiwac się przy nim z jego ojcem, i czy może już się całować i siadać mu na kolanach przy dziecku, czy jeszcze tylko za rękę trzymać. Niedoczekanie.
Ostatnio zmieniony 21 paź 2020, 6:27 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Paprotka »

Ruto a co byś zrobiła gdyby mąż żył na co dzień z inna kobieta, prowadził gospodarstwo domowe i miał z nią dzieci ? Również zakaz odwiedzin ?
Myśle ,ze Twoje zdanie jest mocno krzywdzące. Nie znam żadnej macochy która by miała na celu „trenowanie dzieci”. Nie mówię o romansach ale poważnych związkach.
Krzywdzące nie tylko ze względu na osoby trzecie ale tez na dzieci. To one będą najbardziej stratne na rozgrywce rodziców.

Ja sama prawie doprowadziłam do zerwania kontaktów mojego dziecka z jego ojcem a potem ze mną.

Kontakty dziecka z jakaś kolejna ciocia mogą być trudne ale jeśli jest to ktoś kto żyje z naszym mężem to będzie nieuniknione.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Ruta »

Paprotka pisze: 21 paź 2020, 21:08 Ruto a co byś zrobiła gdyby mąż żył na co dzień z inna kobieta, prowadził gospodarstwo domowe i miał z nią dzieci ? Również zakaz odwiedzin ?
Myśle ,ze Twoje zdanie jest mocno krzywdzące. Nie znam żadnej macochy która by miała na celu „trenowanie dzieci”. Nie mówię o romansach ale poważnych związkach.
Krzywdzące nie tylko ze względu na osoby trzecie ale tez na dzieci. To one będą najbardziej stratne na rozgrywce rodziców.

Ja sama prawie doprowadziłam do zerwania kontaktów mojego dziecka z jego ojcem a potem ze mną.

Kontakty dziecka z jakaś kolejna ciocia mogą być trudne ale jeśli jest to ktoś kto żyje z naszym mężem to będzie nieuniknione.
Myślę, że dziecko ma prawo do kontaktów z ojcem, a nie z ojcem i jego kochanką. Nie widzę, żadnych pożytków dla dziecka z patrzenia na to, jak jego tata czy mama obściskuje przy dziecku inną osobę i nie jest to drugi rodzic. Pomijam, że zdrowa i normalna czułość przy dziecku jest zdrowa i normalna, gdy w grę wchodzi obściskiwanie się i zachowania seksualne, to jest to molestowanie dziecka. I wyrządza to dziecku krzywdę. Gdy kontakty ojca z dzieckiem (czy rzadziej mamą) są rzadkie, i do tego ten czas dziecko musi dzielić z inną osobą, która zaprząta uwagę rodzica - także nie jest to zdrowe.
Nie wyobrażam sobie, że mogłabym swojemu synowi zafundować taki wzór postępowania - i będąc mężatką zamieszkać z innym mężczyzną i żyć z nim udając małżeństwo. Ani, że moje dziecko musiałby odnajdować się z takiej sytuacji i próbować układać relacje z osobą z którą miałoby żyć na codzień - a która byłaby dla niego kim? Bo nie ciocią ani wujkiem - to słowa też są jasno zdefiniowane.

Myślę że od dorosłego mężczyzny można wymagać, by oddzielił czas spędzany z dzieckiem od czasu spędzanego z kochanką. A jeśli kochanka ma służyć jako darmowa opiekunka do dziecka, by pan myślał, że jest dobrym ojcem, bo realizuje kontakty - to nie bardzo widzę w tym sens.

Myślę też, że trzeba pomóc dzieciom w tym, by mogły postawić swoje granice w relacji z ojcem - gdy będzie stosowac szantaż emocjonalny wobec dzieci - albo ze mną i z kochanką albo w ogóle. Zmuszanie dzieci taką presją do akceptowania rzeczy nienormalnych i niemoralnych to przemoc. Od tego jest zdrowy rodzic, by przed przemocą chronić. Małe dzieci chronić bezpośrednio - starszym tłumaczyć do czego mają prawo, na co się zgadzać nie muszą. A jak okaże się, że starsze dziecko decyduje się na takie kontakty - okej, przychodzi wiek, gdy dzieci są zdolne o sobie decydować, lepiej potrafią się chronić i nie są już tak podatne na zranienia - i potrafią jasno komunikowac swoje potrzeby lub się wycofać, gdy im coś nie odpowiada. Niektóre dzieci dojrzewają do tego w wieku lat 12, inne znacznie później. Nie wyobrażam sobie by zakazać np. 14 latkowi odwiedzania taty w domu, w którym ojciec mieszka z kochanką - chyba że dochodzi do molestowania dziecka, demoralizowania go, częstowania alkoholem, czy wprowadzania "luzackich zasad". Ostatnie czego potrzebuje nastolatek, to wprowadzanie mu luzu przez tatusia, który nadrabia tak wyrzuty sumienia, albo robi na złość matce dziecka, bo nadal nie uporał się z emocjami i wyrzutami sumienia oraz panią, która próbuje kupić dziecko i "być lepsza". Inna sprawa, że dziecko trzeba wychowywać tak, by umiało takie zagrywki rozpoznać i rozpoznać to, gdy ktoś się z nim liczy, uwzględnia jego potrzeby - a to, kiedy ktoś coś nim rozgrywa. Gdy odrobimy tą lekcję, nie będziemy musiały w takich sytuacjach panikować.

Myślę też, że w sumie nieprawidłowo używam słowa macocha - bo to kobieta, która wiąże się z mężczyzną, gdy matka dzieci nie żyje.

Mój mąż jest wolnym człowiekiem. Może żyć jak chce - ale nie musi wciągać w to ani mnie, ani dziecka. Jak już pisałam, jestem przeciwna patchworkom, a angażowanie jakiejś "cioci" czy "wujka" w życie dziecka to patologia. A piękne spotkania rodzinne, gdzie sa byłe żony, męzowie i dzieci są w zasadzie wspólne i wszyscy się kochają i dogadują i szanują i lubią - to ładnie wyglądają w filmach propagandowych. Ja praktykowac patologii nie zamierzam.
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Paprotka »

Ruto ja nie pisze o kontaktach z kochanka tylko z kobieta z która mąż jest w poważnym związku ,z która mieszka, jest w związku cywilnym lub co gorsza ma dzieci. Czy dziecko ma być wykluczone z tej rodziny ?
Ja mówię o tej sytuacji, bo często dziecko jest wciągane w rozwód. Zna szczegóły i jest nastawiane na kolejne partnerki.
Czy nam się to podoba ,czy nie dziecko będzie miało traumę ,bo nie udźwignie „cierpienia” matki plus straci ojca.
Nie jest to mój wymysł. Tak głosi psychologia w która nie wierzyłam dopóki nie okazało się ile mamy przykładów tego w otoczeniu i kiedy sama straciłam prawie swoje dziecko. Z doświadczenia takich dzieci wiem ,ze nigdy nie wolno zle mówić na rodzica ale tez i drugiego partnera.
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Załamana »

Witaj Umiłowana 79. Jestem jak Ty w kryzysie u mnie maż sie wyprowadził 09.04. Najpierw mowił ze nie kocha, pozniej niestety dopiero we wrzesniu choć szybciej podejrzewałam ale nie mialam pewności okazało sie ze mnie zdradza.że mieszka ze starsza od siebie kobietą. Jestesmy aktualnie na etapie, ze wiem że mnie kocha ale niestety nic więcej mieszka u tej Pani cały czas i żadnych konkretnych działań. Jesteśmy po jednej rozprawie na której sie nie popisał. Tez spedza duzo czasu w naszym domu z corka tak jakby lubił soedzac czas ze mną. Ale z tego nic więcej nie wynika. Rozmawiamy ale u niego jest raz tak a za trzy dni inaczej. Ciężko to wszystko przejść...
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Nirwanna »

Paprotka pisze: 22 paź 2020, 19:14 Ruto ja nie pisze o kontaktach z kochanka tylko z kobieta z która mąż jest w poważnym związku ,z która mieszka, jest w związku cywilnym lub co gorsza ma dzieci. Czy dziecko ma być wykluczone z tej rodziny ?
Ja mówię o tej sytuacji, bo często dziecko jest wciągane w rozwód.
Jak rozumiem, dla Ciebie określenie "kochanka" kończy się w momencie zawarcia "poważnego związku", czyli zatwierdzenia go kontraktem cywilnym? Masz prawo sobie postawić taką cezurę. Jednak dla większości z nas oraz z punktu widzenia KK małżeństwo sakramentalne trwa do śmierci jednego z małżonków, zatem dopóki trwa małżeństwo sakramentalne, trzecia osoba w związku to kochanka/kochanek.
Paprotka pisze: 22 paź 2020, 19:14 Czy dziecko ma być wykluczone z tej rodziny ?
Ja mówię o tej sytuacji, bo często dziecko jest wciągane w rozwód.
To się dwie różne sytuacje. Odrębne będą rozważania o wykluczeniu z "nowej rodziny", a zupełnie odrębne będzie wciąganie dziecka w kwestie okołorozwodowe.
Paprotka pisze: 22 paź 2020, 19:14 Z doświadczenia takich dzieci wiem ,ze nigdy nie wolno zle mówić na rodzica ale tez i drugiego partnera.
Warto zrobić sobie rozgraniczenie - nie mówić źle o człowieku w sensie wyzwisk i epitetów, natomiast czytelnie nazywać fakty, krzywdzące postępowanie. Tak wygląda wychowanie dzieci do wartości. To pozwala również dzieciom czuć się bezpiecznie, bo wbrew pozorom dzieci mają dobrze rozwinięty zmysł etyczny. Nazwanie krzywdy krzywdą porządkuje mu świat i potwierdza mu poczucie własnej wartości oraz wiarę w siebie i własną ocenę rzeczywistości.
Jeśli w imię mitycznej poprawności nie mówienia źle o kimkolwiek nie zostanie nazwana krzywda - dziecko uczy się nie ufać sobie, bo przecież czuje krzywdę, a ważne osoby nie potwierdzają, że czuje prawidłowo, czasem wręcz powiedzą, że nie ma prawa tak czuć.
W efekcie dorosłemu będzie można z łatwością wmówić każdy kit, typu: wyzwiska to nie przemoc, żona musi bezwzględnie spełniać "powinność małżeńską", zdrada się zdarza, to norma i nie jest tragedią, i tym podobne kwiatki. To prosta droga do wychowania człowieka tkwiącego po uszy w postawie ofiary.

Stąd u nas na forum funkcjonuje kowalska/kowalski, aby unikać epitetów, ale jednocześnie kowalska/kowalski są osobami, które rozbijają sakramentalne małżeństwo, czyli generują potężną krzywdę wielu ludziom, i to w każdym wymiarze.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Ruta »

Paprotka pisze: 22 paź 2020, 19:14 Ruto ja nie pisze o kontaktach z kochanka tylko z kobieta z która mąż jest w poważnym związku ,z która mieszka, jest w związku cywilnym lub co gorsza ma dzieci. Czy dziecko ma być wykluczone z tej rodziny ?
Ja mówię o tej sytuacji, bo często dziecko jest wciągane w rozwód. Zna szczegóły i jest nastawiane na kolejne partnerki.
Czy nam się to podoba ,czy nie dziecko będzie miało traumę ,bo nie udźwignie „cierpienia” matki plus straci ojca.
Nie jest to mój wymysł. Tak głosi psychologia w która nie wierzyłam dopóki nie okazało się ile mamy przykładów tego w otoczeniu i kiedy sama straciłam prawie swoje dziecko. Z doświadczenia takich dzieci wiem ,ze nigdy nie wolno zle mówić na rodzica ale tez i drugiego partnera.
Tak jak napisała już Nirwanna, sytuacja, którą opisujesz nadal jest relacją z kochanką. Gdybym związałą się z innym mężczyzną - także byłby on moim kochankiem, niezależnie od ilości umów cywilnych jakie bym podpisała. Jestem mężatką, a mój mąż jest żonaty.

Oczywiście nie wyklucza to sytuacji, w której mój mąż będzie mieć z kochanką dzieci lub zawrze z nią ślub cywilny. Nie wyklucza to także tego, że będzie oceniać swój związek jako poważny, satysfakcjonujący czy udany. Nie zmienia to natomiast faktu, że będzie łamać przysięgę małżeńską, że takie postępowanie nie jest moralne, oraz że ma daleko idące konsekwencje - nie tylko na gruncie wiary, niemożliwości przyjmowania sakrementu, ale także na gruncie duchowym oraz w perspektywie zbawienia. Z perspektywy osoby wierzącej trudno nazwać taką relację poważną, raczej grzeszną. Jest też na to inna nazwa - związek cudzołożny. I nie chodzi o to, by takie osoby potępiać, bo to one same na własne życzenie się potępiają - ale by nazywać to co się dzieje - po imieniu.

Każdy decyduje sam za siebie, czy chce w takim związku być. Ponieważ wiele osób nie traktuje swojej wiary poważnie, obecnie wiele osób wierzących żyje w związkach cudzołożnych i uważa, że są one poważne, a nawet błogosławione i zgodne z wolą Bożą. Taką postawę ksiądz Dziewiecki określił diabelską. Obowiązuje nas dekalog, a nie własne wykładnie woli Bożej, zwłaszcza takie które mają usprawiedliwiać nasze własne niemoralne postępowanie. Gdybym kiedykolwiek spotkała osobę, w której się zakocham (a może się tak zdarzyć), będę mieć wybór - wejść w cudzołożną relację lub nie. Czasem wybór tego co zgodne z wiarą bywa trudny, wymaga zaparcia się siebie, swoich pragnień, a grzech bywa pociągający i wydaje się nawet prowadzić do zadowolenia, satysfakcji - z naciskiem na wydaje się. Chwilowe zaspokojnienie pragnień, ani komfort życia, ani nawet zgodna i satysfakcjonująca relacja, jeśli jest zbudowana na fałszywych podstawach, nie dają szczęścia. Choć osobie, która żyje w grzechu, zwiedzeniu, może się tak wydawać.

Gdy w taki sposób grzeszy małżonek, warto się za niego modlić, aby się nawrócił - można także podejmować post, uczynki wynagradzające za jego grzech, zwłaszcza, że jako mąż czy żona mamy udział w tym, że doszło do takiej sytuacji - nawet gdy nie ponosimy winy. Za decyzje małżonka nie odpowiadamy, ale za to co do takich decyzji doprowadziło lub się do nich przyczyniło, często już tak. Mniejszy, większy udział, ale zwykle mamy. Myślę też, że warto dbać, by swoją postawą nie wspierać małżonka w upadku.

Czy dziecko ma być wykluczone z rodziny? Dziecko ma rodzinę - mamę i tatę i krewnych. Nie jest członkiem "nowej rodziny", nie może więc być z niej wykluczone, ani do niej włączone. Natomiast ma prawo do relacji z obojgiem rodziców. Czasem sytuacja sprawia, że dziecko musi zamieszkać np. z ojcem który żyje w cudzołoznej reacji i z dziećmi, które w tej relacji się pojawiły (np. gdy mama choruje i nie jest w stanie się dzieckiem opiekować). Zwykle ma to daleko idące konsekwencje dla tego dziecka - i nie są to dobre konsekwencje. Filmy i artykuły propagandowe próbują wciąż przekonać nas, że można wtedy "stworzyć rodzinę" - ale praktyka pokazuje, że nie jest to prawdą. Myślę, że mnie problemów byłoby, gdyby ludzie potrafili otwarcie powiedzieć, nie jesteśmy rodziną, nie wiążą nas więzi i nie będziemy rodziny udawać - ale postaramy się by nasze relacje w tej trudnej sytaucji były jak najlepsze.

Wiem od razu może się pojawić argument: a co z adpocjami, a co z dziećmi żony czy męża przyjętymi na wychowanie przez małżonka. Te relacje zawsze są trudniejsze, niż te w rodzinach naturalnych (w których przecież też nie jest łatwo). I uciekanie przed tym, to zakłamywanie rzeczywistości. Natomiast, gdy ktoś pełni rolę rodzica, wobec dziecka które rodzica nie ma, może stworzyć rodzinę. Sytuacja jest inna, niż gdy ktoś próbuje zastępować rodzica, który jest żyje, nie porzucił dziecka i pełni swoją rolę. To gotowy konflikt, jełśi nie otwarty, to gotowy konflikt wenętrzny w dziecku.

Uważam, że rodzic nie powinien wciągać dziecka w swoje relacje pozamałżeńskie, nawet gdy uważa, że założył rodzinę. Natomiast dziecko ma prawo zdecydować o tym, że chce mieć relację z ojcem nawet jeśli wymaga to relacji z osobami, z którymi ojciec pozostaje w relacjach oraz z dziećmi ojca - to należy na to wyrazić zgodę, ale będąc tuż obok i zachowując otwartość na to, co się z dzieckiem dzieje, jak się czuje, czy mu to na pewno służy.

Wciąganie dziecka w rozwód, to nie to samo co poinformowanie dziecka o kryzysie w relacji w mąłżeństwie rodziców, czy wyjasnienie mu co się dzieje oraz nazwanie tego, co się dzieje. Wmawianie dziecku, że tata sobie poszedł i tak się zdarza, to przygotowywanie dziecka do jego własnego rozwodu.

Co oznacza, że dziecko zna szczegóły? Dzieci zwykle wiedzą, co się dzieje w ich rodzinach i znają szczegóły, bo w tych rodzinach żyją. Natomiast wciąganie emocjonalne dziecka - omawianie z nim swoich emocji związanych z rozwodem, szczegółów sprawy sądowej, oczernianie rodzica i omawianie relacji małżeńskiej - jest przemocą wobec dziecka - i tu zgadzam się, że tak postępowac nie wolno.

Co do "nastawiania na partnerki". Dzieci nie trzeba nastawiać od "partnerek", tylko od nich izolować, tak jak izolujemy dzieci przed innymi osobami, z którymi kontakt mógłby być demoralizujący.

Czy dziecko będzie miało traumę? To zależy od rodziców, przede wszystkim od tego, który zostaje. Rodzic, który porzuca rodzinę rzadko jest zainteresowany prawdziwie losem swojego dziecka i jego dobrem. Jeśli ten rodzic który został z dzieckiem zacznie udowadniać, że on też może zdradzać, nazwyając to "mieć kogoś", albo wpadać w rozpacz, gniew, pragnienie zemsty - no to na pewno dziecku nie pomoże. Jak będzie widzieć, że rodzic jest smutny, ale się z tego smutku podnosi, wraca do życia, jest przy Bogu, odzyskuje radość - to będzie wiedzieć, że z Bogiem da się pokonać nawet trudne sytuacje. Jeśli rodzic będzie niestabilny - dziecko będzie się bało - jak będzie stabilny - będzie z czasem się wyciszało i też odzyska spokój. Choć zapewne rana związana z odejściem rodzica zostanie. Trzeba uczyć dziecko, by umiało taki swój ból oddać Bogu.

Co do psychologii - mnóstwo współczesnej psychologii to stek bzdur. Szczególnie okołorozwodowo-patchworkowej. To propaganda, której doświadczenie ludzi uwikłanych w takie sytuacje nie potwierdza. Zgadzam się natomiast, że nie powinno się mówić źle o rodzicu - o nikim się nie powinno mówić źle. Ale to nie to samo, co nazywanie czyjegoś postępowania. Tak jak napisała Nirwanna - dzieci mają dobry zmysł moralny i czują, że jeśli ojciec odchodzi od mamy do innej kobiety, to takie postępowanie nie jest w porządku. Wmawianie im czegoś innego to łamanie tego zmysłu.

Była taka ładna scena u Melchiora Wańkowicza, gdy na wakacjach pojawiła się pani, która zachowywała się jak w rui - i jego córeczki reagowały od razu, przywoływały, pilnowały, odciągały od niej, wołały z balkonu. Czuły, że coś jest nie tak, choć były małe, nie wiedziały zapewne co to romans, zdrada, czy rozwód.

Myślę Paprotko, że może widzisz tylko dwa skrajne bieguny - akceptacja cudzołożnej relacji męża i przekazanie takiej akcpetacji dziecku lub wojna, wyzwiska, mściwość, nastawianie dziecka przeciwko ojcu. Jest jeszcze to co proponuje Jezus, moralne wychowanie dziecka.

Część współczesnej psychologii nie uznaje moralnego wychowania dziecka, w zamian proponując tłumaczenie dzieciom, że rozwody się zdarzają, że zakłada się nowe rodziny, że trzeba to akceptować - no ale od takich rzeczy lepiej trzymać się z daleka. Bo dalsze rozdziały takich podręczników psychologii lub edukacji dla dzieci brną jeszcze dalej - aborcja jest dobra dla kobiety, antykoncepcja jest dobra dla kobiety, a ślub nie jest potrzebny, by założyć rodzinę (przecież widać, że to teorie tworzone przez mężczyzn, którzy chcą korzystać z ciał kobiet bez żadnych konsekwencji). A są i jeszcze nowoczesniejsze i bardziej postępowe psychologie - nie ma ekspolatacji seksualnej kobiet - jest "sekspraca" lub wręcz jest to zachwalane jako forma ekspresji i rozwoju kobiety, coś co może dac kobiecie siłę, jest też koncepcja "zmiany płci". Ktoś kto uwierzy w absuradalne kłamstwo o rozwodach - z czasem może stać się podatny na uwierzenie nawet w tak absurdalne kłamstwa jak to, że można operacyjnie zmienić płeć, czy "podjąć pracę" w prostytucji.
ODPOWIEDZ