Sosna pisze: ↑23 wrz 2020, 13:46
Dziś postaram się przeprowadzić z nim rozmowę, wiem że powinnam być stanowcza i kazać mu się wynieść, ale nie chcę za niego podejmować tej decyzji.
Ale stanowczość wcale nie musi polegać na kazaniu czegokolwiek. Ja w swojej stanowczości zdobyłam się na to, by oświadczyć, czego ja chcę - naprawy małżeństwa, czego od męża oczekuję - powrotu na terapię i abstynencji. Wyjaśniłam też, że nie zgadzam się więcej na jego przebywanie w domu w stanie odurzenia lub upojenia. Rozmowy nie było. Mąż jej nie podjął. Po tej "rozmowie" zajęłam się sobą. Inna sprawa, że nie płynęło to z mądrości - według grupy wsparcia zajęcie się sobą w życiu z uzależnioną czynnie osobą miało niechybnie doprowadzić do podjęcia przez tą osobę terapii. Hehehe...
Z perspektywy czasu sądzę, że w tamtym czasie mój mąż nie tyle nie potrafił się zdecydować, co był zdecydowany, ale potrzebował jeszcze trochę skorzystać z moich zasobów, by zebrać się do odlotu. No i liczył, że sprowokuje mnie do wyrzucenia go z domu, by pozostac "czystym". A stres związany z przejściową sytuacją odreagowywał na mnie, no i uzywkami. Ale z perspektywy czasu wiem też, że i tak nie byłam wtedy w stanie odczytać mężą intencji - wręcz przeciwnie, mąż robił wszystko, bym nie była w stanie ich odczytac, bo jego plan by się sypnął - no i był w tym skuteczny. Tym bardziej cieszę się, że pozostałam wtedy po swojej stronie i w końcu zajmowałam się bardziej sobą niż męzem, choć z głupią motywacją i motywowana fałszywą nadzieją. Wyprowadzka i odejście męża to był dla mnie ogromny szok - i tego żałuję. Powinnam była wiedzieć, że zajęcie się sobą jest ochroną siebie i dziecka. I motywować się własnie tym, a nie próbami wpłynięcia na męża, wyciągania od niego o co mu chodzi, co planuje, czego chce. Tylko się niepotrzenie wewnętrzenie naszarpałam i osłabiłam. Najlepsze, że podskórnie czułam że mąż zamierza się wyprowadzić, więc jakoś się tam do tego przygotowywałam, ale równocześnie uspokajając się, że na pewno nie, że nie mój mąż. Z drugiej strony - mój mąz podjął decyzję i nie sądzę by cokolwiek co zrobiłam czy nie zrobiłam miało na nią wpływ, więc w tym zakresie nie mam się o co obwiniać.
Rozumiem doskonale twój niepokój co do intencji męża - trudno żyć w takim zawieszeniu, nie wiedzieć co stanie sie za dzień, tydzień, miesiąc. Teraz jednak inaczej patrzę - nigdy tego nie wiemy. Teraz też nie wiem co się stanie za dzień, tydzień, miesiąc. No to patrzę co dzieje się dzisiaj i reaguję na to co jest dzisiaj. Zawdzięczam to MałgosiMałgosi, która gdy zaczęłam ponownie wpadać w dylematy, napisała mi bardzo ładnie, że mamy tylko teraz. Od niej nauczyłam się też zwracać do Maryi, gdy emocjonalnie wpadam w przeszłość lub przyszłość. Jest mi łatwiej
Mam nadzieję, że twoja rozmowa z męzem pójdzie lepiej niż szły moje "rozmowy". Pomodlę się w waszej intencji.