Na rozdrożu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Bławatek »

Sosno z jednej strony kochamy i czekamy, z drugiej jesteśmy zranione, cierpimy i trudno nam zaufać. Na pewno nie na co się spieszyć.

Mojemu mężowi powiedziałam, że ja wcześniej kilkukrotnie proponowałam terapię ale nie był zainteresowany a teraz jak on proponuje to ja nie umiem mu zaufać więc ma mi dać czas.
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Drodzy. Wydaje mi się, że to chwilowa kłótnia kochanków, mój mąż zdenerwował się na kowalska, że go oszukała i w przypływie szczerości wszystko mi opowiedział. Niby chce wszytko naprawić, ale na razie nic z tym nie robi. Nie wiem może oczekiwał, że rzucę mu się na szyję... Moim zdaniem kowalska nadal jest w jego sercu, nie ja ani dzieci. Poza tym twierdzi, że nie umie tak szybko wrócić, że sam ze sobą źle się czuje. Mówiłam mu o nawrócenia, spowiedzi i że powinien wszystko zacząć od Boga. On wszystko wie... Ale nadal tkwi tam gdzie był. Będę się modlić za niego, za nas. Poczekam do powrotu z rekolekcji. Nie chcę być jakąś jego alternatywą bo kowalska go oszukuje. A może tu przemawia moja pycha... Chcę żeby mnie szanował, chcę wszystkiego albo niech odchodzi i pozwoli nam żyć w spokoju. Czy to egoistyczne? 😟
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Paprotka »

Sosna pisze: 17 paź 2020, 17:20 Drodzy. Wydaje mi się, że to chwilowa kłótnia kochanków, mój mąż zdenerwował się na kowalska, że go oszukała i w przypływie szczerości wszystko mi opowiedział. Niby chce wszytko naprawić, ale na razie nic z tym nie robi. Nie wiem może oczekiwał, że rzucę mu się na szyję... Moim zdaniem kowalska nadal jest w jego sercu, nie ja ani dzieci. Poza tym twierdzi, że nie umie tak szybko wrócić, że sam ze sobą źle się czuje. Mówiłam mu o nawrócenia, spowiedzi i że powinien wszystko zacząć od Boga. On wszystko wie... Ale nadal tkwi tam gdzie był. Będę się modlić za niego, za nas. Poczekam do powrotu z rekolekcji. Nie chcę być jakąś jego alternatywą bo kowalska go oszukuje. A może tu przemawia moja pycha... Chcę żeby mnie szanował, chcę wszystkiego albo niech odchodzi i pozwoli nam żyć w spokoju. Czy to egoistyczne? 😟
Moim zdaniem to nie jest egoistyczne a wręcz normalne ,ze chcesz żeby mąż Cię szanował a nie traktował jak alternatywne ,czy koleżankę której się będzie wypłakiwać z nieudanych podbojów.
Współczuje Cię ,bo żyjesz w zawieszeniu.
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Dzień dobry wszystkim. Troszkę mnie nie było na forum, starałam się jakoś poukładać sobie wszystko w głowie. Gdy miesiąc temu kowalska oszukała mojego męża, kilka dni później poprosiłam go, żeby się wyprowadził...Od tego czasu ponowiłam prośbę kilkakrotnie. Mój mąż jednak nie chce się wyprowadzić, twierdzi że nie utrzymuje już kontaktu z kowalską, że chce wszystko naprawić. Poszedł do spowiedzi, chodzimy razem do komunii św. Teoretycznie trochę się zmieniło, jest miły, czasem prawi komplementy, jak o coś poprosimy to uczynny. Niby jest z nami ale...Nadal pracuje od wczesnych godzin rannych, wraca do domu ok 21, zjada coś, wypija piwo i zasypia na sofie. Ma dużo pracy wiem o tym i związane z tym problemy. Odpowiada na sms-y, odzywa się na komunikatorze do dzieci, do mnie jak o coś zapytamy w ciągu dnia. Ale też prawie nie rozstaje się z telefonem, raz o 24 przyszła do niego wiadomość ze Snapchatu, tłumaczy się że nie zna osoby, która mu tę wiadomość wysłała. Wypiera się wszystkiego, twierdzi że chce spokojnie żyć. Nie wywiązuje się z obietnic, jak pozwoliłam mu zostać postawiłam kilka zasad, które miał respektować. Kiedyś było może bardziej "twardo" teraz jest spokojniej, milej. Spędzamy razem niedziele.
A ja sama nie wiem co robić. Czy trwać w tym marazmie, czy powinnam odejść (córka nie chce się wyprowadzać z domu). Jestem teraz znacznie spokojniejsza, oddaję się Panu, staram się nie oglądać na męża, robię swoje, mój proces odwieszenia postępuje, czasem przestaje mi zależeć na naszej wspólnej drodze.
Mam obawy czy przez to, że jest tak, a nie inaczej, przyzwalam na takie jego zachowanie. Kompletnie nie wiem co robić, wiem że coś jest nie tak, zero zaufania, mój mąż lubi tę swoją tajemniczość, nienawidzi kontroli. Ale jak mówi ksiądz Dziewiecki taki "nawrócony małżonek" powinien być transparentny, zgadzać się na kontrolę, nawet ją ułatwiać. U nas tak nie ma, nadal jest mój brak zaufania, dziwnie jest tak żyć, niby z nim a jednak osobno. Czy to , że dążę do tego żeby się wyprowadzić nie jest pójściem na łatwiznę. Wiem też, że prawdopodobnie będzie to możliwe dopiero jak córka skończy szkołę. Echh...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Caliope »

A Ty chcesz naprawiać? Przecież tu na forum jak małżonek zostaje, to jest szansa na naprawę, widać zmiany. Można porozmawiać o swoich obawach, próbować odbudować zaufanie, a mąż chce naprawiać to małżeństwo. Jeśli się stara,to czego jeszcze można oczekiwać, przecież to mężczyzna myślący inaczej niż kobieta.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Nino »

Sosna, po co ty sie czepnelas tej jego wyprowadzki? Ty myslisz, ze co to zmieni?
Byl czas na tym forum, ze wylam do ksiezyca, gdy maz sie wyprowadzil...
Jeszcze nie wiesz, jak to jest, a z tego co piszesz, maz ma calkiem przyzwoite zachowania wobec was.
Z wyprowadzka dalabym sobie spokoj. Szukaj innych sposobow.
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: burza »

Sosno, myślę że, na tą chwilę to dużo gdy mąż chce naprawiac.Przemyslal. Wiadomo, po czymś takim to już nigdy nie będzie tak jak było. Może być lepiej inaczej po nowemu.
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Dziękuję, może rzeczywiście jestem za bardzo wymagająca. Chciałabym żeby był transparentny, a on dalej ma swoje tajemnice, dalej przebywa poza domem od 5 do 21. Ja chcę naprawiać, on mówi że też, ale oprócz tego że jest miły, nie tak odcięty jak jeszcze niedawno, nic się nie zmieniło. Czyny nie idą za słowami, a według listy Zerty nie powinnam wierzyć w to co mówi. Nie ufam mu, wiem że tak naprawdę powinnam zaufać Panu. A to u mnie ciągle kuleje...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Caliope »

Sosna pisze: 26 lis 2020, 7:47 Dziękuję, może rzeczywiście jestem za bardzo wymagająca. Chciałabym żeby był transparentny, a on dalej ma swoje tajemnice, dalej przebywa poza domem od 5 do 21. Ja chcę naprawiać, on mówi że też, ale oprócz tego że jest miły, nie tak odcięty jak jeszcze niedawno, nic się nie zmieniło. Czyny nie idą za słowami, a według listy Zerty nie powinnam wierzyć w to co mówi. Nie ufam mu, wiem że tak naprawdę powinnam zaufać Panu. A to u mnie ciągle kuleje...
Sosno, gorsza jest obojętność, ucieczka i stan zawieszenia, ty przynajmniej wiesz na czym stoisz. Ja wiem, że ty chcesz szybko, ale to tak nie działa, praca nad samą sobą to proces, a co dopiero odbudowa Himalajów. Czas, wyciszenie i modlitwa pomagają, skupienie na swoich rzeczach, przytulam.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Ruta »

Sosno,
na mojej grupie ostatnio terapeuta powiedział, że zasada ograniczonego zaufania nie jest niczym złym wobec osoby w nałogu - jak myślę dotyczy to także osoby w kryzysie. Myślę, że ma to sens. Nie chodzi o to, by całkowicie nie ufać, by okazywać nieufność, by ta nieufnością ranić. Ale nie negować jej w sobie - ona nie wzięła się znikąd. Ale równocześnie warto otwierać się i przyglądać temu, co się dzieje. Ja ciągle mam w pamięci słowa - "po owocach ich poznacie". Nie trzeba jakoś się zagłębiać, kontrolować. Wystarczy przyglądać się owocom. W moim przypadku dotyczy to między innymi nałogu męża. Nie mam jak sprawdzić, czy mąz jest trzeźwy, w przypadku narkotyków to wcale nie proste. Nie wiem co robi mój mąż, ani w jakim jest stanie - nigdy nie mam pewności. Ale wiem, kiedy w jego sercu coś się zmienia - bo wtedy owoce są dobre - ja czuję się dobrze i nasz synek też, czujemy się przy moim męzu dobrze, radośnie i bezpiecznie. U nas w ciągu dwóch lat, to były tylko takie drobne przebłyski. Ale cieszę się nimi, otwieram na nie, staram ich nie płoszyć.

Wiem, że to co mówi Ksiądz Dziewiecki - o tej pełnej transparentności, o tym jak może wyglądać pojednanie, odnowa w małżeństwie - daje nadzieję, ale też budzi pragnienie, by u nas tak było. I rozczarowanie, gdy tak nie jest. Też to czułam. A teraz myślę sobie, że to jest już ostatni etap, że wcześniej trzeba do niego dojść. Czasem metodą prób i błędów. U jednych sprawdzi się zaufanie, u innych bardzo twarda miłość, u innych jeszcze co innego. Ważne by się nie zamykać w swoich ranach, nie budować fortec, ale też by nie wpadać w naiwność, o której tak mądrze mówi ksiądz Dziewiecki.

Sama wcale nie jestem w tym jeszcze biegła, nie wiem, gdzie ten złoty środek. Gubię się, błądzę. Wciąż jestem "oskarżana" przez otoczenie, że jestem wobec męza naiwna: że on mnie krzywdzi, a ja do niego wciąż wychodzę z sercem, że mnie wyzywa, a ja go i tak przyjmuję za każdym razem w domu, że mąż żyje z kimś innym, a ja jestem naiwna i trwam w wierności, zamiast sobie "układać życie" - ale i tak próbuję i idę za tym co czuję, nie za tym, co doradzają mi inni. Niektóre słowa bolą - ostatnio byłam szczęśliwa, bo spędziliśmy dobry, ciepły weekend z naszym synkiem, modliliśmy się wspólnie, mąż był wobec mnie uprzejmy, rozmawialiśmy. Przez moment byliśmy blisko, przez moment cieszyliśmy się miłymi wspomnieniami, naszym synkiem, wspólnie spędzonym czasem. Przez moment na chwilę opadły zasłony bólu, nieufności, wrogości. Naprawdę mnie to uszczęśliwiło. Ale gdy próbowałam się tym podzielić, usłyszałam, że ja źle tą sytuację rozumiem i tylko ja w niej byłam szczera. Że mąż mną manipuluje, że korzysta z mojego serca, że poprawia sobie humor, gdy jest mu źle w życiu, że się moim kosztem dowartościowuje. Zabolało, ale potem pomyślałam, że trudno, nawet jesli po stronie męza to manipulacja - to jednak w takim razie wraca do mnie po to, by wziąć ode mnie moje ciepło, dowartościować się, poczuć lepiej. I ja chętnie się z nim tym podzielę i mu to bezinteresownie ofiaruję. Nie musi używać podstępów, by to ode mnie dostać - może dostać ode mnie dużo więcej. Ale też sądzę, że mój mąż nie jest takim podstępnym człowiekiem, i że wbrew temu co sądzą wszyscy, wcale nie jest to z jego strony maniupulacją. Nawet jeśli on sam tak o sobie myśli teraz - to nie jest to prawdą. Mój mąż zanim powiedział, że odszedł od Boga i nie wierzy, mówił często "zło dobrem zwyciężaj" i naprawdę tym się w życiu kierował. I zwyciężał w ten sposób nie raz. Jeśli coś może pokonać kryzys w małżeństwie to właśnie dobro, i miłość. Byle nie było to pomylone z nawinością - bo naiwność nie pomoże.
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Dziękuję za te Wasze mądre słowa. Ja nadal jestem zagubiona, nie wiem co robić. Nie ufam, mój mąż jest teraz zamknięty w swoim świecie, poświęca się pracy, cały jest w nią zaangażowany, dla nas często już nie ma siły i chęci. Nie wiem czy jest jeszcze kowalska, on się wypiera, ale przez ostatnie lata się wypierał i romansował. Nie skupiam się jednak na tym, nie zastanawiam się, nie rozdrapuję. Choć wiadomo, że po ludzku jest smutno i przykro. Nie chcę się "jarać" tymi jego miłymi gestami, bo później jest uderzenie o ziemię, które boli. Z jednej strony chciałabym się odciąć żeby nie bolało, z drugiej staram się jakoś wspólnie egzystować. Mąż nie chce odchodzić, ale też nasze wspólne życie nie bardzo można nazwać wspólnym. Bo w sumie, mamy godzinę wieczorem razem zanim on nie zaśnie na sofie. Bardzo pragnęłam jechać na rekolekcje, ale niestety z uwagi na pandemię, siostry odwołały turnusy. Modlę się o to by Pan pokazał mi jaką droga iść.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Ruta »

Sosna pisze: 27 lis 2020, 9:55 Bardzo pragnęłam jechać na rekolekcje, ale niestety z uwagi na pandemię, siostry odwołały turnusy. Modlę się o to by Pan pokazał mi jaką droga iść.
Rozumiem twoje rozczarowanie...też marzyłam o jakiś solidnych rekolekcjach. Szukam teraz rekolekcji internetowych na Adwent. Zawsze można przejść cykl rekolekcji zawierzenia się Maryi. To systematyczna praca duchowa na 33 dni. Owocuje niesamowicie, jak wszystko co związane z Maryją. Na you tubie jest klika takich cykli prowadzonych przez różne osoby - można sobie wybrać taki, w którym się dobrze poczujemy. Ja odnalazłam się w tym cyklu: https://www.youtube.com/watch?v=d360cxlR_XQ&t=39s

Sczerze mówiąc, to marzę o rekolekcjach kobiecych z rozważaniami o dzielnej niewieście i o tym, czego Ewangelia naucza o pracach domowych i krzątninie okołorodzinnej. To takie moje postanowienie na Adewent, by pracować nad stawaniem się taką niewiastą, ale po gruntownym przemyśleniu co to znaczy. Mam w tym obszarze bardzo poważne zaniedbania, aż się boję odkryć, jak bardzo poważne. Rzecz w tym, że w grupie i z mądrą przewodniczką taka praca idzie o wiele łatwiej. Bo samej to trochę ciężko się ewangelizować.

W sumie to sporo księży i autorytetów mówi, jaki powinien być ten mąż i ojciec w rodzinie. I to ze szczegółami mówią, każda niemal żona jest chyba choć trochę zakochana w takim mężu idealnym. ŻÓny męzów marnotrawnych na przykład w modelu opisanym przez księdza Dziewieckiego, nawet gdy jest to mąż "dopierocomarnotrawny" - no bo jak on pięknie wraca do tego co być powinno, jak pięknie się kaja i jak kocha :) Czy też taki mąż z opisów Pulikowskiego - w takich ideałach też wiele kobiet się kocha, chociaż dla mnie akurat to taki trochę ten mąż za spokojny jest i za ciepłe kluchy. No ale o żonach i matkach, to same jakieś takie ogólniki zawsze. Ciepłaaaaa, kochającaaaa, eeee... i gotowa do poświęceń...cerującaaaa...ziiieeeewww :)

Ksiądz Pawlukiewicz mówił kiedyś o katoliku BMW, a ja bym chciała stworzyć obraz takiej idealnej katolickiej żony i matki - na samochodach akurat się nie znam, to dobrego porównania motoryzacyjnego nie znajdę, no ale takiej z najwyższej półki.
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Kochani, bardzo mi ostatnio źle. Dostrzegam to moje uzależnienie od męża, jaki to jest bolesny syndrom odstawienia. Mój mąż "wrócił" w październiku do nas, ale sielanka trwała dwa tygodnie, po tym znowu zaczął coraz później wracać i coraz wcześniej wychodzić. Powoli przestał się odzywać w ciągu dnia, wieczorem po powrocie z pracy wypijał piwo i jak zwykle zasypiał na sofie. Pisalam mu że jeżeli nie chce być z nami, starać się cokolwiek z nami robić to niech odejdzie. Podobnie mu napisałam, że jeżeli nadal jest z kowalską to niech odejdzie. On cały czas się tego wypiera. W zeszłym tygodniu byliśmy u znajomych, śmiałam się z kolegą, że chyba sami pojedziemy kiedyś jesienią w Bieszczady (takie mieliśmy marzenie z mężem) , bo mój mąż ciagle w pracy, jkolegi żona też ma wolne tylko w wakacje. Po tym mój mąż się bardzo obraził, stwierdził że jego zdrady ciągle będą we mnie. Wczoraj po powrocie z pracy, powiedział mi, że musi sobie poszukać mieszkania, bo nie chce mnie ranić. Że będzie sobie pracował, normalnie zajmie się dziećmi. Starałam się spokojnie z nim rozmawiać, że możemy przecież żyć w przyjaźni, być dla siebie dobrzy, że teraz przecież też może zajmować się dziećmi. Mój mąż twierdzi, że próbował, że nie ma siły, że go nie niesie, że się nam "nie spina". Mówię mu, że przecież mamy o siebie dbać na stare lata, jeszcze tyle chwil przed nami. Nie rozumiem tego, on ciągle ucieka od odpowiedzialności, ode mnie. Ciągle chce mi się wyć, wiem że nie mam na niego wpływu, wiem że muszę się odwiesić. Mąż ma do mnie taki zarzut, że się nim nie interesuję, nie dbam o niego, a ja staram się odwiesić, tylko to mi chyba słabo wychodzi bo wygląda tak, że odsuwam się i zamykam w sobie. Przeraża mnie myśl, że on odejdzie, chociaż doskonale zdaję sobie sprawę, że dam sobie radę, bo daję. Oddaję się Panu, zaczęłam kolejną Nowennę, teraz w swojej intencji. Ale ból rozrywa mi duszę, a przecież przed mężem powinnam być radosna i szczęśliwa. To takie trudne.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Ruta »

Sosno - Nowenna w swojej własnej intencji - super!!! Jeśli nie czytałaś - rozmawiałyśmy o tym pomyśle dopiero co z dziewczętami w wątku Fannyprice. Bardzo mi się ten pomysł podoba :)

Mam dla ciebie propozycję, która mi samej czasem pomaga - przeczytaj jeszcze raz uważnie swój wątek. Możesz go czytać jako wątek bliskiej osoby, której dobrze życzysz - z myślą o tym, co byś jej doradziła. Albo np. jako taką autoanalizę - co myślałam, czułam, pisałam, co się zdarzyło, jak to oceniałam wtedy, jak oceniam dziś, gdzie wciąż mimo upływu czasu piszę to samo (ja mam kilka takich swoich "bumerangów"), a w czym stoję w miejscu. Mi to czasem pomaga iść trochę do przodu, a czasem bywam zaskoczona. Miło lub nie. Czytam też podpowiedzi jakie dostaję, wskazówki, doświadczenia - niektóre z nich rozumiem lepiej dopiero po jakimś czasie.

Odwieszenie się to zwykle najlepszy pomysł, bo cokolwiek robimy w stanie zawieszenia to jest to w emocjach, silnych i często jest jakąś formą manipulacji, wpłynięcia na małżonka, albo odreagowania na nim tych emocji - a nikt nie lubi być obiektem takich działań, więc jeszcze pogłębiamy kryzys. Chociaż wcale tego nie chcemy.

Lista Zerty, lista Zerty. Sama muszę sobie przypominać, by ją sobie odnawiać. Ona nie jest po to, by mąż coś zrobił lub nie. Jest po to, by chronić siebie, stanąć na nogi. Bo ty jesteś ważna. Bardzo ważna - w sercu Boga.

W swoim wątku często piszesz, że mąż nie spędza czasu z tobą, z rodziną, stale robi uniki, że czujesz się w tym porzucona, brakuje ci go. Z drugiej strony pisałaś o swoich próbach spędzania czasu bez męża - z których wydawałaś się dość zadowolona. Ja na przykład odkryłam, że nadal bardzo tęsknię za aprobatą i uznaniem męża - w taki zawieszony sposób. A już za czasem spędzanym z nim tęsknię - ale jakoś tak zdrowiej.

Mi w tym odwieszaniu bardzo pomagała koncepcja oddawania męża i wszystkich moich marzeń, pomysłów na małżeństwo, na rodzinę - Panu Bogu. Na początku najbardziej pomagał mi pomysł z wizualizacją - pakowanie męża w paczkę, przewiązanie kokardką i fru do góry. Różnie szło, a to mąż wracał nieoczekiwanie, a to się okazywało, że jeszcze coś tam zostało albo nawet ja sobie sama to zostawiłam potajemnie - w efekcie się śmieję, że nieźle będą musieli tego mojego biednego męża na górze zszywać, bo dociera tam w kawałkach. Teraz to oddawanie praktykuję przez akt zawierzenia ojca Dolindo Jezu ty się tym zajmij. Piękny, niby tak prosty, ale bardzo głęboki. I nadal te kawałki posyłam - pomyslałam sobie nawet ostatnio, że dopóki nie wyślę całości, to nie będą w stanie go zszywać - więc im szybicej oddam, tym lepiej. Staram się jak mogę...
Warto się odwieszać, bo czuję się lepiej, wolniejsza nie w sensie nawet jako jednostka, choć to też, ale bardziej wolna w relacji z mężem. I to jakoś na tą naszą bardzo trudną i złożoną relację działa całkiem dobrze. Oczywiście zważywszy okoliczności, kryzys, problemy, nałogi, nieprzychylne otoczenie, kowalską, sprawę rozwodową, alimenty i wszystko to co zwykle jest obecne w kryzysie małżeńskim

Pisałaś też o alimentach i ugodzie, z których potem zrezygnowałaś z powodu zmiany okoliczności. Przy kolejnej zmianie okoliczności warto pamiętać, by do tego wrócić. Już pisałam - ja bardzo zaniedbałam te sprawy, dałam się zmanipulować, i zamiast wymagać od męża odpowiedzialności od samego początku i tego, aby ponosił naturalne konsekwencje swoich decyzji, to jeszcze ja go wspierałam. To było z mojej strony głupie - korzystała kowalska. A ja byłam nieprzytomna ze zmęczenia, jak tu sobie finansowo i logistycznie poradzić ze wszystkim. Głupota i naiwność boli - zwykle one bardzo dosłownie bolą. Tu ksiądz Dziewiecki jest mistrzem - jak nachodzą mnie głupie pomysły, co by pod pozorem miłości i dobrej relacji wracać do naiwności - to sobie odświeżam.

Pomodlę się z serca w intencji twojej Nowenny w intencji samej siebie (i wszystkich dziewcząt, które taką mądrą i zacną praktykę podejmują). Niech te nasze Nowenny i Litanie przynoszą jak najlepsze owoce. Dbaj o siebie :)
Ewuryca

Re: Na rozdrożu

Post autor: Ewuryca »

Sosno mnie się wydaje, że ty mężowi dajesz mylne sygnały, z jednej strony mówisz mu że jak mu jest z wami źle to niech się wyprowadzi, a z drugiej jak on już chce się wyprowadzić to zaczynasz mówić mu o wspólnej starości. Myśle że musisz spokojnie zastanowić się czego ty chcesz: być z mężem takim jakim jest, a wiesz już dobrze jaki jest, czy bez męża. Myśle ze chciałbyś żeby on się zmienił, żeby był inny, ale wyglada na to że on narazie na te zmiany nie jest gotowy, skoro wraca do swoich schematów. Wiec chcesz się zestarzeć z twoim mężem takim jak jest czy chcesz żyć bez niego...
ODPOWIEDZ