Na rozdrożu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: marylka »

Paprotka pisze: 19 wrz 2020, 7:41 Marylko , czyli nie przeszkadza Ci z jakich powodów powrócił Twój mąż ? Bo sugerujesz ,ze jest mu tak wygodnie. To jest np. powód z którego ja bym nie przyjęła. Choć był taki moment ,ze mi to nie przeszkadzało a wręcz byłoby to powodem do dumy.
.
Przed rozstaniem żylismy z meżem 14 lat. Przez ten czas mielismy poukładane życie i każdy z nas mial w domu swoje miejsce.
Byly też oprocz lez i dni szcześliwe i spokojne.

Gdybysmy wrocili do siebie tylko z wygody - to wiadomo że to by sie nie udało.
Maż w pierwszej kolejnosci musial odzyskac moje i dzieci zaufanie.
Dopiero jak zobaczylam że czesto sie śmieją, że interesuje sie ich życiem a dzieci coraz czesciej pytaja kiedy znowu przyjedzie - dopiero moglam rozważyć powrot.
I ja taki bilans sobie zrobilam.
Ogromnie ważne byly relacje z dziećmi dla mnie i ich rozwoj.
Obowiazki wynikajace z posiadania rodziny i prowadzenia domu - też byly ważne.
Finanse też.
Więc całościowo to wzielam pod uwagę.
Natomiast gdyby nie bylo tej postawy ze strony meża - cheć scalenia i budowy od nowa - nie byłoby mowy o jakichkolwiek rozważaniach o powrocie
Nigdy o to nie pytalam męża ale myślę że i on nie mial lekko. Ogarnać dom, zadbac o siebie, odwiedzac dzieci, przyjeżdżać żeby je gdzies zawieźć no i dzielic finanse.
Dlatego napisalam że i jemu pewnie bylo lżej z powrotu także ze wzgledow czysto bytowych.

Do tych obowiazkow doszly jeszcze randki :lol:
Czasem jeździlismy na rekolekcje

Nauczylismy sie rozmawiac ale i sluchac nawzajem. I to byla podstawa
Zerwanie z dotychczasowymi klamstwami i kretactwem.
A także szanowanie mnie jako kobiety żony i matki.
TE powody byly i sa na pierwszym miejscu.
Reszta to dodatki
Pozdrawiam
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Na rozdrożu

Post autor: vertigo »

marylka pisze: 19 wrz 2020, 15:07 Natomiast gdyby nie bylo tej postawy ze strony meża - cheć scalenia i budowy od nowa - nie byłoby mowy o jakichkolwiek rozważaniach o powrocie
Jeśli dobrze pamiętam Waszą historię, to Twój mąż szukał krótkich "przygód" z kobietami w virtualu, a nie zakochał się w jednej z krwi i kości, wdał w realny romans, który zaczął ewoluować w poważne myślenie o wspólnej przyszłości. Mam wrażenie, że gdyby tak było, to szansa na jego powrót byłaby znacznie mniejsza.

I to jest ta różnica, którą wyczuwam w tym, co pisze Paprotka - jednorazowe "wyskoki" kontra poważne zaangażowanie w relację
z tą/tym trzecim. W pierwszym przypadku, po wykryciu, jest dużo większa szansa na powrót niż w drugim. Bo jeśli sprawy zaszły tak daleko, to często jest "pozamiatane". Zwłaszcza, gdy dzieci są dorosłe, a bilans ponad 20-letniego małżeństwa wychodzi realnie bardzo, bardzo niekorzystnie. I jeśli do tego dochodzi, to jest to przemyślana decyzja.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Nino »

Marylka, u mnie nigdy tak nie będzie....
Dokładnie tak chciałabym to przejść, ale nie ma szans...
To trudno wytłumaczyć tu na forum, że są ludzie z zaburzeniami osobowości, a tworzenie relacji z taką osobą to zupełnie inna bajka. Że w pewien sposób ja jestem zaburzona, godząc się na to i zabiegając o uwagę człowieka, który mnie w bezpardonowy sposób odrzuca. Że godzę się na to i otwieram na wysublimowaną przemoc....
Jednak wskazujesz też uparcie na to ;), żeby zatroszczyć się o siebie, nie bać się życia bez męża, uwierzyć, że może być ono wartościowe i udane. I to jest przestrzeń, gdzie mogę na pewno zrobić coś dobrego dla siebie.
Jednak nie mam złudzeń co do męża.
Mój mąż dokonał bardzo głębokiego procesu odcięcia się od nas: mentalnego i uczuciowego oraz: PRAGNIE trwać przy swojej decyzji.
Jeśli zachodzą między nami interakcje, to są one niejasne, pokrętne, wynikające z jakiegoś jeszcze mojego uwieszenia.
To jest po prostu mega toksyczne.
Nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić męża zabiegającego o nas. O odbudowę relacji.
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Paprotka »

vertigo pisze: 19 wrz 2020, 21:06
marylka pisze: 19 wrz 2020, 15:07 Natomiast gdyby nie bylo tej postawy ze strony meża - cheć scalenia i budowy od nowa - nie byłoby mowy o jakichkolwiek rozważaniach o powrocie
Jeśli dobrze pamiętam Waszą historię, to Twój mąż szukał krótkich "przygód" z kobietami w virtualu, a nie zakochał się w jednej z krwi i kości, wdał w realny romans, który zaczął ewoluować w poważne myślenie o wspólnej przyszłości. Mam wrażenie, że gdyby tak było, to szansa na jego powrót byłaby znacznie mniejsza.

I to jest ta różnica, którą wyczuwam w tym, co pisze Paprotka - jednorazowe "wyskoki" kontra poważne zaangażowanie w relację
z tą/tym trzecim. W pierwszym przypadku, po wykryciu, jest dużo większa szansa na powrót niż w drugim. Bo jeśli sprawy zaszły tak daleko, to często jest "pozamiatane". Zwłaszcza, gdy dzieci są dorosłe, a bilans ponad 20-letniego małżeństwa wychodzi realnie bardzo, bardzo niekorzystnie. I jeśli do tego dochodzi, to jest to przemyślana decyzja.
To prawda. Mój mąż nie odszedł do przelotnej fascynacji. Nie kluczył , nie udawał przez lata. Teraz po latach muszę to przyznać choć z początku asekurując siebie myślałam schematami.
Już kiedyś pisałam ,ze nie mogę zarzucić mężowi braku dojrzałości. Stad ratowanie małżeństwa lub ewentualny powrót nie wchodził w grę. Za bardzo poranilismy się przez te lata.
Ze mną łączył go sakrament, odpowiedzialność i wynikająca z tego postawa miłości a z nią łączy go miłość, przyjaźń, bliskość, wspólne pasje.
To bardzo trudne żeby to przyjąć i zaakceptować.
Pisze to ,bo wiele osób bagatelizuje takie sytuacje. Nie ma alkoholu, zaburzeń osobowości to zaraz z wygody wróci w podskokach.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: JolantaElżbieta »

Paprotko, nie wiem co nazywasz odpowiedzialnością u swojego męża. Człowiek odpowiedzialny nie porzuca żony po tylu latach. Sakrament i postawa miłości to baza wyjściowa. Gdyby Twój mąż był odpowiedzialny nie zbagatelizowałby tego. Dla mnie to egoizm - budowanie tylko swojego "szczęscia" bez oglądania się na zobowiązania i cierpienia innych.:-(

Ja mam podobną sytuację - mój mąż też po 34 latach małżeństwa poszedł za miłością, przyjaźnią, bliskością i wspólnymi pasjami. Na odchodne, gdy powiedziałam, żebyśmy się nie rozwodzili, a spróbowali ratować małżeństwo, usłyszalam - "co innego uzgodniliśmy, żebyś mi nie cudowała w sądzie - jestem w innej relacji, jeszcze nie wiem czy mi wyjdzie, ale chce spróbować, bo nigdy nie byłem." I tyle go widzieli:-( Tak wykazał się dużą odpowiedzialnością - za romans pozamałżeński - sarkazm.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: JolantaElżbieta »

Chciałam Cię jeszcze zapytać Paprotko czy sądzisz, że Bóg się wycofał ze swojej obietnicy, a moc Sakramentu małżeństwa jest nic nie warta? To, ze Twój mąz to zbagatelizował dla mnie nie da się pogodzić z prawdziwą wiarą i ufnością Panu Bogu.
Podczas ceremonii składa się oświadczenie woli:
Czy chcecie po katolicku wychować potomstwo?
W imieniu Kościoła pytam was, jakie są wasze postanowienia.
- Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?
- Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?

Jak to się ma do odpowiedzialności za swoje słowa?
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: marylka »

Nino pisze: 19 wrz 2020, 22:07 Marylka, u mnie nigdy tak nie będzie....
Mysle że tu sie różnimy

Ja karmilam sie cytatami z Biblii - " dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych"
oraz
" gdybyscie mieli wiare jak ziarno gorczycy - gory przenosilibyscie"

Dlatego zaufanie Bogu....że ON WIE co dla MNIE jest dobre
Paprotka pisze: 20 wrz 2020, 13:03 Ze mną łączył go sakrament, odpowiedzialność i wynikająca z tego postawa miłości a z nią łączy go miłość, przyjaźń, bliskość, wspólne pasje.
No...mnie też zatrzymala ta opisana postawa meża przez Ciebie
To Twoje spostrzeżenie
"Wynikajaca z tego postawa miłości"

"A z nia łączy go miłość"

Ja widze jeden mianownik tutaj - on miluje przede wszystkim siebie. Czy ty czy ona czy może następna - byle było dobrze mu
I tyle
Paprotka pisze: 20 wrz 2020, 13:03 Nie ma alkoholu, zaburzeń osobowości to zaraz z wygody wróci w podskokach.
Ale o kim Ty piszesz?
O sobie czy o mężu?
Bo chyba zaburzona osobowosc to u niego widzisz...
Pozdrawiam
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Nino »

Marylka, wydaje mi się, że gdzieś pisałaś, że też już nie wierzyłaś, że mąż się zmieni, ale może mignęło mi w innym wątku....

Mimo wszystko, z tego co piszesz, to twój mąż był wierzący, znalazłaś różaniec w domu..., zależało mu na relacji z dziećmi.

Mój małżonek chce dokonać apostazji, z mojej wiary niekiedy szydzi (wcześniej tego nie robił), relację z dziećmi zakończył.

Ale też potrafi być miły, jak mu na czymś zależy (zwiezienie rzeczy do garażu, pożyczenie auta) i nawet przez moment wykazywał znikomą inicjatywę po naszym ostatnim spotkaniu, dopóki nie wyskoczyłam z prezerwatywami....

Wystarczy, że lekko nadepniesz mu na odcisk i po wszystkim....

Karuzela, karuzela...Z "szatańskiego tańca" powoli się wyłamuję, ale na karuzeli emocji nadal.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: marylka »

Nino pisze: 20 wrz 2020, 19:19 Marylka, wydaje mi się, że gdzieś pisałaś, że też już nie wierzyłaś, że mąż się zmieni, ale może mignęło mi w innym wątku....
Tak. Tak było.
Ja zanim sie wyprowadzilam jakies 2-3 lata toczylam walke o niego. Prosilam blagalam tłumaczylam groziłam plakalam.
I przestalam wierzyć.
Ale W MĘŻA.
Z Bogiem to było tak że byl okres kiedy i na Niego sie pogniewałam. Bo im bardziej modlilam sie tym bardziej sie sypało. Coraz to nowe info wychodzilo na wierzch.
Dopiero potem zrozumialam że czasem nie ma na czym budowac. Trzeba dokopac sie do fundamentow - czyli praktycznie wszystko rozwalic i postawic od nowa
U mnie tak bylo

Co do twojego męża...piszesz jaki jest dziś
I ja bym mogla pisac o wiele wiecej przykrych rzeczy jaki byl wtedy moj mąż.
Ale nie wiesz co bedzie jutro...za rok czy 10 lat
Jakim czlowiekiem bedzie twoj mąż. Znasz historie św Moniki?
Poczytaj

Proponuje zadbac o siebie. Otocz sama siebie troska. Pomysl - gdybys byla swoją mama i widziala siebie jako dziecko ktore teraz tak cierpi.
Zaopiekuj sie soba.
Najczulej jak potrafisz
Oddaj sie w opieke Maryi.
Zobaczysz - przyjdzie ukojenie

Czesto jak zaczynamy Rożaniec modlimy sie
O wiare
O nadzieje
O miłosć
Kiedys wydawaly mi sie dziwne te intencje
A teraz wiem że tego najcześciej nam brakuje
I o to powinnismy codziennie prosic w modlitwie

Pozdrawiam
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Paprotka »

Marylko nie pisze ,ze mój mąż ma zaburzenia ,bo nie ma. Chodziło mi o to ,ze takie sytuacje jak moje traktuje się schematycznie. Nie ma „poważnych” problemów to szybko wróci.
Ty tez w swojej wypowiedzi patrzysz na to schematycznie oceniając coś czego nie doświadczyłaś. Nie będę okłamywać siebie ,ze jeśli mąż mnie nie kocha to zapewne nie może kochać innej choć wszystko na to wskazuje.
Jolanto, kiedyś moja terapeutka zadała mi pytanie kiedy mówiłam podobnie do Ciebie. „ Czy Ty masz prawo budować swoje szczęście na nieszczęściu innych” w tym mojego męża. Czy mam prawo dalej realizować swoje plany i marzenia kosztem mężem. Bo to był mój zarzut. Mąż odchodząc zniszczył je. Co mieliśmy sobie powiedzieć przez te lata powiedzieliśmy. Mam świadomość ,ze mąż był ze mną z obowiązku. Ale ja tez nie byłam święta. Czy dalej mam prawo wymagać powrotu żebym znowu mogła być żona i dalej marzyć o wspólnej starości z opieka nad wnukami w domku z drewnianym płotem ?
I dalej pomijamy aspekty bliskości ,czy choćby przyjaźni. Tego mi brakuje w naszych dyskusjach.I tego brakowało mi w małżeństwie. Teraz to rozumiem.
A co do samego sakramentu. Zastanawiałam się co Bóg na ten temat uważa. Przecież znał nas wtedy i nasze motywacje. Czy uważał ,ze ten ślub powinien być zawarty ? Możliwe ,ze dostawaliśmy znaki ,żeby zawrócić ale je bagatelizowalismy.
Nie pisze o stwierdzeniu nieważności ,bo tego nie planuje i nie zrobie. Ślub był zawarty moim zdaniem w sposób ważny.

Nino, Twoja sytuacja jest jeszcze inna ,bo męża nie interesuje to czym jest sakrament i co oferuje.
Myśle ,ze ten związek ma cechy związku toksycznego I ciężko będzie się z tego bez terapii wyrwać.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: JolantaElżbieta »

Paprotka pisze: 20 wrz 2020, 21:10
Jolanto, kiedyś moja terapeutka zadała mi pytanie kiedy mówiłam podobnie do Ciebie. „ Czy Ty masz prawo budować swoje szczęście na nieszczęściu innych” w tym mojego męża. Czy mam prawo dalej realizować swoje plany i marzenia kosztem mężem. Bo to był mój zarzut. Mąż odchodząc zniszczył je. Co mieliśmy sobie powiedzieć przez te lata powiedzieliśmy. Mam świadomość ,ze mąż był ze mną z obowiązku. Ale ja tez nie byłam święta. Czy dalej mam prawo wymagać powrotu żebym znowu mogła być żona i dalej marzyć o wspólnej starości z opieka nad wnukami w domku z drewnianym płotem ?
To nie jest kosztem jego szczęścia - fałszywa teoria. Mażeństwo to cos więcej niż osobiste "szczęście", którego nie osiągnie się pomimo realizowania siebie w innym związku. Kiedyś będzie musiał rozliczyć się we własnym sumieniu ze złamania wlasnego słowa - ze zniszczenia jednej rdziny kosztem budowania innej. Czy masz do tego prawo o co pytasz? Ja uważam, że tak :-) Tak jak ja, gdy zaufałam mężowi, że zrobi wszystko i będzie ze mną w zdrowiu i chorobie, gdy się pokłocimy, gdy świat będzie go kusił, że znajdzie siły, żeby się temu oprzeć w imię tego co ślubował:-)
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Paprotka »

JolantaElżbieta pisze: 21 wrz 2020, 7:48
Paprotka pisze: 20 wrz 2020, 21:10
Jolanto, kiedyś moja terapeutka zadała mi pytanie kiedy mówiłam podobnie do Ciebie. „ Czy Ty masz prawo budować swoje szczęście na nieszczęściu innych” w tym mojego męża. Czy mam prawo dalej realizować swoje plany i marzenia kosztem mężem. Bo to był mój zarzut. Mąż odchodząc zniszczył je. Co mieliśmy sobie powiedzieć przez te lata powiedzieliśmy. Mam świadomość ,ze mąż był ze mną z obowiązku. Ale ja tez nie byłam święta. Czy dalej mam prawo wymagać powrotu żebym znowu mogła być żona i dalej marzyć o wspólnej starości z opieka nad wnukami w domku z drewnianym płotem ?
To nie jest kosztem jego szczęścia - fałszywa teoria. Mażeństwo to cos więcej niż osobiste "szczęście", którego nie osiągnie się pomimo realizowania siebie w innym związku. Kiedyś będzie musiał rozliczyć się we własnym sumieniu ze złamania wlasnego słowa - ze zniszczenia jednej rdziny kosztem budowania innej. Czy masz do tego prawo o co pytasz? Ja uważam, że tak :-) Tak jak ja, gdy zaufałam mężowi, że zrobi wszystko i będzie ze mną w zdrowiu i chorobie, gdy się pokłocimy, gdy świat będzie go kusił, że znajdzie siły, żeby się temu oprzeć w imię tego co ślubował:-)
Czyli ja mam prawo a mój mąż nie ? Pytam ,bo kiedyś tak uważałam i myśle ,ze każda porzucona osoba tak uważa. Teraz widzę ,ze kierowała mną złość, żal i egoizm. Takie przeciąganie liny tym bardziej ,ze mąż musiał z wielu rzeczy zrezygnować będąc ze mną. Czy jego poświęcenie teraz dałoby mi szczęście wiedząc ,ze robiłby to z poczucia obowiązku ?
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: JolantaElżbieta »

Paprotko, nie wiem gdzie w jakiejkolwiek przysiędze jest mowa o realizacji własnych pasji, szczęściu czy czymś tam jeszcze - poza Deklaracją Niepodległości :-) Szczęście to co innego niż szczęśliwe życie - przepraszam, że tak mówię, ale jeśli ktoś jest szczęśliwy wiedząc, że jest sprawcą cierpienia innych, to coś jest z nim nie tak. Ja byłam nieszczęśliwa, bo mój mąż był nieszczęśliwy ze mną. Uważałam, że moim obowiązkiem jest "zwrócenie" mu wolności. Ale to my oboje mieliśmy problem - poważne emocjonalne dysfunkcje i dzisiaj widzę to inaczej. Jeśli mój mąż jest teraz szczęśliwy, to bardzo dobrze to ukrywa - ha ha :-) Można też nadmiernie demonstrować - jedno i drugie jest dysfunkcją. Ja jestem 5 lat po rozwodzie - przeszłam gehennę - naprawdę - bardzo cierpiałam - bo odezwały się wszystkie rany i dysfunkcje; przeszłam na emeryturę, odkryłam zdradę, oszustwa, zaczęłam się starzeć, zostałam w pustym mieszkaniu bez żadnych celów i perspektyw na lepsze. Tak myślałam wtedy. Dzisiaj jestem na dobrej drodze do pozbywania się tych ran i dysfunkcji. Idzie mi coraz lepiej. Oczywiście, że tęsknię za moim mężem - ale nie takim jakim byl przez wiele wiele lat. Za to nie tęsknie za sobą - też taka jaka byłam :-)
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Kochani dziękuję Wam wszystkim za te wspaniałe, mądre słowa. Bardzo dużo mi pomogły, jakoś się powoli ogarniam, odwieszam i staram się ufać Panu, on ma jakiś plan wobec mnie.
Mój mąż w weekend powiedział mi, że znalazł już mieszkanie, że się wyprowadzi, bo w domu nie ma dla niego miejsca. On już przebywa w inny pudełku. Próbuje obarczyć mnie winą...wyszukuje takie historie z przeszłości. Wychodzi na to, że to głównie moja wina, nie wspierałam, nie chwaliłam, nie doceniałam itp. Jest w tym część mojej winy na pewno, ale nie pozwolę się wpędzić w poczucie winy! To on jest niedojrzały i zamiast ratować nas, poszukał sobie kowalskiej. Nie myśli o moim, dzieci szczęściu, tylko o sobie. Smutne to, ale wiem że z Panem Bogiem nie zginę, dam radę. Dziękuję wszystkim za ogromne wsparcie, czuję się podbudowana i znacznie silniejsza.
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Paprotka »

Sosno będzie dobrze. Mąż ma poczucie winy i próbuje na Ciebie przerzucić cała odpowiedzialność.
Jolanto małżeństwo nie wyklucza miłości i szczescia. To my bywa ,ze zle wybieramy. Nie zawieramy małżeństwa ,żeby się umartwiać.
I dalej wracamy do tego samego mąż buduje szczęście na naszym nieszczęściu choć nigdy nie lubiłam tego ,bo to banał.
I my swojego moim zdaniem nie zbudujemy na nieszczęściu męża. To dla mnie teraz niemożliwe. Czy byłabym szczęśliwa jeśli mąż spełniłby teraz moje wymagania wiedząc ,ze nie robi tego z miłości do mnie ? Ze zostawia 3 malutkich dzieci i swoje zainteresowania ,których ja nie popieram ?
Myśle ,ze jestem teraz w lepszym punkcie niż byłam tuż po rozwodzie. Bez roszczeń ,żalu i złości.
ODPOWIEDZ