Na rozdrożu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Bławatek »

Sosna pisze: 21 wrz 2020, 11:39
Mój mąż w weekend powiedział mi, że znalazł już mieszkanie, że się wyprowadzi, bo w domu nie ma dla niego miejsca. On już przebywa w inny pudełku. Próbuje obarczyć mnie winą...wyszukuje takie historie z przeszłości. Wychodzi na to, że to głównie moja wina, nie wspierałam, nie chwaliłam, nie doceniałam itp. Jest w tym część mojej winy na pewno, ale nie pozwolę się wpędzić w poczucie winy!
Sosno, ja też przez to przechodziłam. I choć minęło już 7 m-cy od mojego męża wyprowadzki to ja nadal nie rozumiem jego powodów i tych oskarżeń. Ale z tego co widzę to wielu odchodzących mówi te same słowa. Ja też usłyszałam, że nie ma dla niego u nas miejsca. Ale odchodząc zapomniał, że wiele rzeczy zostawił i jakoś do dnia dzisiejszego ich nie zabrał, a ja przekładam je z miejsca na miejsce. Bo on biedny musi się teraz urządzić i nie ma gdzie i jak tego zabrać.

Ja dzięki forum i modlitwie idę do przodu i z nadzieją patrzę w przyszłość, która na pewno nie będzie taka jak sobie kiedyś zaplanowałam, wymarzyłam.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Nino »

Sosna, a ja uważam, że mimo wszystko mąż wciąż coś próbuje Ci zakomunikować. Nieporadnie, raniąco...Bo co to znaczy: że nie ma dla niego miejsca w domu?
Ja bardzo chciałabym usłyszeć takie zarzuty, że nie wspierałam, nie doceniałam... Przynajmniej mogłabym jakoś się odnieść. Byłoby do czego.
Ja od lat słyszę: nie będę z Tobą rozmawiał, daj mi spokój, nie chce mi się, jestem zmęczony, sama sobie odpowiedz, nie obchodzi mnie to...
Na pytanie: widzę, że coś się dzieje...Odpowiadał: nic się nie dzieje, chcę spać, przejść się, obejrzeć film....

Nie komunikował swoich prawdziwych emocji i uczuć (albo robił to nieudolnie, albo z kolei ja nieudolnie lub raniąco reagowałam i w ogóle nasza komunikacja była do [...]).

Teraz znalazł wyjście Salomonowe. Po prostu: zerwać relacje! Mam wrażenie, że bycie w relacji, w głębszej więzi, boli go. On nie chce. Może i nie potrzebuję?

A ja? Na siłę chcę relacji z człowiekiem, który mnie odrzuca i rani. No, to też nie jest normalne....

Dlaczego tak postępuję? Dlaczego tak bardzo uwiesiłam go? Chciałabym poznać odpowiedzi na te pytania.

Co do przysięgi: mój mąż nic sobie z niej nie robi.

Pytanie: co z nią zrobię ja i...jakim kosztem?
Ostatnio zmieniony 21 wrz 2020, 20:44 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: wulgaryzmom nawet częściowo wykropkowanym mówimy: nie
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: JolantaElżbieta »

Paprotka pisze: 21 wrz 2020, 13:47 Sosno będzie dobrze. Mąż ma poczucie winy i próbuje na Ciebie przerzucić cała odpowiedzialność.
Jolanto małżeństwo nie wyklucza miłości i szczescia. To my bywa ,ze zle wybieramy. Nie zawieramy małżeństwa ,żeby się umartwiać.
I dalej wracamy do tego samego mąż buduje szczęście na naszym nieszczęściu choć nigdy nie lubiłam tego ,bo to banał.
I my swojego moim zdaniem nie zbudujemy na nieszczęściu męża. To dla mnie teraz niemożliwe. Czy byłabym szczęśliwa jeśli mąż spełniłby teraz moje wymagania wiedząc ,ze nie robi tego z miłości do mnie ? Ze zostawia 3 malutkich dzieci i swoje zainteresowania ,których ja nie popieram ?
Myśle ,ze jestem teraz w lepszym punkcie niż byłam tuż po rozwodzie. Bez roszczeń ,żalu i złości.
Oczywiście, że nie wyklucza - nawet powinno się być szczęśliwym i dążyć do tego. Tylko trzeba wiedzieć jak je zbudować - na pewno nie na indywidualnym zaspokajaniu swoich potrzeb. Jeśli w małżeństwie coś szwankuje, to się to naprawia, szuka pomocy, a nie ucieka. Ja nie wiem co to znaczy wybierać źle. Mój mąż był tak samo szczęsliwy pierwszego dnia małżeństwa jak ja. Gdy spytałam go jakiś czas temu czy chciał się w ogóle ze mną ożenić - powiedział "wtedy tak".
Ale kryzys wieku średniego, przkłady kolegów, którzy pozbyli się starych żon, wkład teściowej namawiającej go do rozwodu - bo przecież wam się nie układa - i wiele innych okoliczności sprawiły, że resztę życia zechciał przeżyć z kobietą z portalu randkowego. Powiedział mi, że w naszym życiu było wiele pięknych chwil, ale on to zamknął. Twój mąż też zapragnął czegoś innego. I tyle. Slogan, o którym mówisz jest namacalną prawdą, bo nie da się tego inaczej określić. Jeśli uważasz, tak jak ja przez pewien czas, że unieszczęśliwiałaś swojego męża i dobiero ta kobieta daje mu szczęście.... No cóż - ja gdybym wtedy była w tym punkcie, w którym jestem dzisiaj na pewno nie dałaby sobie wmówić takich rzeczy.
Moje życie jest lepsze pod wieloma względami, chociaż samotnośc czasami mi bardzo doskwiera - też pogodziłam się, że mój mąż wybral inne życie, ale zdanie o tym mam jakie mam. Uważam swojego męża za nieodpowiedzialnego egoistę i życzę mu, żeby kiedyś dostrzegł swoją przewinę. Bo w końcu chodzi o jego duszę i zbawienie. A udawanie, że się nie zna kogoś, z kim przeżyło się 36 lat życia jest dla mnie nie do zrozumienia. Daleka droga przed moim mężem, ale wiesz - ja mu nie życzę szczęścia, ani nieszczęścia - życzę mu, żeby się ogarnął, zapłakał nad tym co zrobił i zadośćuczynił na tyle na ile będzie miał czas i siły.
Znam świadectwa mężczyzn w takiej samej sytuacji - byli nieszczęśliwi, a potem odnaleźli Boga, ogarnęli się mówiąc po ludzku i inaczej patrzą na to swoje poprzednie nieszczęśliwe życia:-) Czego życzę i Twojemu mężowi i mojemu :-)
sasanka
Posty: 201
Rejestracja: 09 sie 2017, 23:08
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: sasanka »

Paprotko i Jolanto czytam Waszą dyskusję i mam mieszane uczucia.
To trudna sprawa , ale wiele ważnego napisała Jolanta, bo wydaje mi się Paprotko , że zbyt jednoznacznie przedstawiasz całą sytuację , bo mąż szczęśliwy i wszystko jest okej.
A przecież odbyło się to kosztem Waszego małżeństwa w którym jak sama stwierdziłaś nie był szczęśliwy i ponoć Cię nie kochał.
Dla mnie to dziwne ,że brał z Tobą ślub i na co liczył wiedząc , że Cię nie kocha?
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Paprotka »

Sasanko właśnie staram się spojrzeć na to szerzej. Dla mnie zaklinanie rzeczywistości jest uproszczeniem tym bardziej ,ze na forum staramy być się anonimowi i tylko jedna ze stron się wypowiada.
Jolanto nie uważam ,żebym unieszczęśliwiła męża swoją osoba. I nasze małżeństwo to nie było pasmo udręki. Myśle ,ze zarówno ja jak i mąż w dniu ślubu chcieliśmy go wziasc i mieliśmy dobre intencje. Ale kto w tym dniu nie ma. Ale mając ta wiedzę i doświadczenie myśle ,ze nie wzięlibyśmy ślubu drugi raz. Tak ,ludzie mogą zle się dobrać. I nie tylko w małżeństwie. Tuż po rozstaniu miałam poczucie winy ,ze inna kobieta dała mu to czego ja nie chciałam lub nie mogłam. Ale i on tego nie zrobił.
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Kochani!
Też przeprowadziłam dialog sama ze sobą. Ja z radosnej, optymistycznej osoby stałam się smutna i rozedrgana. Powiedziałam sobie dość...Kupiłam dla siebie i córki bilety do teatru 120 km od domu, zarezerwuję nocleg i zamierzam się dobrze bawić. Nie chcę oglądać się na męża, chcę czerpać z każdego dnia. Jest mi źle, tak wewnętrznie smutno, bo skończyło się coś czym żyłam 28 lat (bo tyle się znamy), ale nie poddaję się.
A mój mąż, na razie się nie wyprowadza, czasem nawet czyni jakiś drobniutki, miły gest np. pisze mi rano SMS z życzeniami dobrego dnia. Nie chcę z tego powodu "tańczyć" ale jest to jakaś mała kropelka w tej szaro-czarnej otchłani. Co tam siedzi w jego głowie nie wiem, nadal spełnia się w pracy, żyje swoim życiem. Może kiedyś odejdzie, może wróci w innej postaci, nie wiem. Oddaję każdą chwilę Panu, w chwilach smutku i zwątpienia biorę różaniec i przyznam się, że czasem nawet go klepię... bo na nic innego nie mogę się zdobyć.
Dziękuję za Wasze mądre słowa i rady, to naprawdę podnosi na duchu. :P
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: JolantaElżbieta »

Paprotka pisze: 22 wrz 2020, 11:24 Sasanko właśnie staram się spojrzeć na to szerzej. Dla mnie zaklinanie rzeczywistości jest uproszczeniem tym bardziej ,ze na forum staramy być się anonimowi i tylko jedna ze stron się wypowiada.
Jolanto nie uważam ,żebym unieszczęśliwiła męża swoją osoba. I nasze małżeństwo to nie było pasmo udręki. Myśle ,ze zarówno ja jak i mąż w dniu ślubu chcieliśmy go wziasc i mieliśmy dobre intencje. Ale kto w tym dniu nie ma. Ale mając ta wiedzę i doświadczenie myśle ,ze nie wzięlibyśmy ślubu drugi raz. Tak ,ludzie mogą zle się dobrać. I nie tylko w małżeństwie. Tuż po rozstaniu miałam poczucie winy ,ze inna kobieta dała mu to czego ja nie chciałam lub nie mogłam. Ale i on tego nie zrobił.
Nie wiem co nazywasz zaklinaniem rzeczywistości? Dla mnie rzeczywistością na teraz jest to, ze mój mąż odszedł i żyje w konkubinacie z inna kobietą, a mamy ślub koscielny. Rozwód był cywilny. To rzeczywistość.
Druga rzeczywistość - czy fakt, który mial miejsce - były piękne i niepiękne chwile w naszym małzeństwie, były chwile okropne i nie robiliśmy nic, zeby to zmienic - z różnych powodów. Ja się tak zafiksowałam, że mój mąż mnienie kocha i nie kochał, że przez ten pryzmat patrzyłam na całość i tylko to mialo dla mnie znaczenie. Dzisiaj, z daleka widze to inaczej - nie umial wyraziź miłości w sposób, który mnie by się podobał.
Czasami dopsowujemy rzeczywistośc do swoich wybobrażeń o niej - wtedy to się nazywa - samosprawdzająca się przepowiednia.

To, że doświadczenie i wiedza podpowiada Ci takie myśłi jak wyżej, to oczywiste - patrząc na skutki.
Ja pomimo wszystkiego wyszlabym jeszcze raz za mojego męża, tylko inaczej przeprowadzałabym niektóre rzeczy - korzystając z wiedzy i doświadczenia :-)
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: marylka »

Sosno - gratuluje pierwszego najtrudniejszego kroku
Wiem źe to trudne ale poszukaj obszaru tylko twojego i corki - zobaczysz jak miło można spedzic czas z córą nie wpuszczajac nawet myslami meża :)
Pozdrawiam i powodzenia :)
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Paprotka »

JolantaElżbieta pisze: 22 wrz 2020, 14:05
Paprotka pisze: 22 wrz 2020, 11:24 Sasanko właśnie staram się spojrzeć na to szerzej. Dla mnie zaklinanie rzeczywistości jest uproszczeniem tym bardziej ,ze na forum staramy być się anonimowi i tylko jedna ze stron się wypowiada.
Jolanto nie uważam ,żebym unieszczęśliwiła męża swoją osoba. I nasze małżeństwo to nie było pasmo udręki. Myśle ,ze zarówno ja jak i mąż w dniu ślubu chcieliśmy go wziasc i mieliśmy dobre intencje. Ale kto w tym dniu nie ma. Ale mając ta wiedzę i doświadczenie myśle ,ze nie wzięlibyśmy ślubu drugi raz. Tak ,ludzie mogą zle się dobrać. I nie tylko w małżeństwie. Tuż po rozstaniu miałam poczucie winy ,ze inna kobieta dała mu to czego ja nie chciałam lub nie mogłam. Ale i on tego nie zrobił.
Nie wiem co nazywasz zaklinaniem rzeczywistości? Dla mnie rzeczywistością na teraz jest to, ze mój mąż odszedł i żyje w konkubinacie z inna kobietą, a mamy ślub koscielny. Rozwód był cywilny. To rzeczywistość.
Druga rzeczywistość - czy fakt, który mial miejsce - były piękne i niepiękne chwile w naszym małzeństwie, były chwile okropne i nie robiliśmy nic, zeby to zmienic - z różnych powodów. Ja się tak zafiksowałam, że mój mąż mnienie kocha i nie kochał, że przez ten pryzmat patrzyłam na całość i tylko to mialo dla mnie znaczenie. Dzisiaj, z daleka widze to inaczej - nie umial wyraziź miłości w sposób, który mnie by się podobał.
Czasami dopsowujemy rzeczywistośc do swoich wybobrażeń o niej - wtedy to się nazywa - samosprawdzająca się przepowiednia.

To, że doświadczenie i wiedza podpowiada Ci takie myśłi jak wyżej, to oczywiste - patrząc na skutki.
Ja pomimo wszystkiego wyszlabym jeszcze raz za mojego męża, tylko inaczej przeprowadzałabym niektóre rzeczy - korzystając z wiedzy i doświadczenia :-)
Jolanto ja nie nawiązuje W moich wypowiedziach do Twojego małżeństwa tylko do tego co piszesz odnośnie mojego.
Aczkolwiek poczucie ,ze jest się kochanym i wyjątkowym ma dla mnie znaczenie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Ruta »

JolantaElżbieta pisze: 21 wrz 2020, 21:21 Uważam swojego męża za nieodpowiedzialnego egoistę i życzę mu, żeby kiedyś dostrzegł swoją przewinę. Bo w końcu chodzi o jego duszę i zbawienie. A udawanie, że się nie zna kogoś, z kim przeżyło się 36 lat życia jest dla mnie nie do zrozumienia. Daleka droga przed moim mężem, ale wiesz - ja mu nie życzę szczęścia, ani nieszczęścia - życzę mu, żeby się ogarnął, zapłakał nad tym co zrobił i zadośćuczynił na tyle na ile będzie miał czas i siły.
Znam świadectwa mężczyzn w takiej samej sytuacji - byli nieszczęśliwi, a potem odnaleźli Boga, ogarnęli się mówiąc po ludzku i inaczej patrzą na to swoje poprzednie nieszczęśliwe życia:-) Czego życzę i Twojemu mężowi i mojemu :-)
Jolu, dziękuję. Bardzo piękne i mądre życzenia. Zawsze modląc się o męża, gdy modliłam się o jego nawrócenie i uzdrowienie, czułam że jest dobrze. Gdy modliłam się o szczęście dla niego, czułam, że coś jest nie tak. Nie rozumiałam jednak co - zastanawiałam się nawet, czy to nie jakaś moja skryta zawiść lub inne nieładne uczucie, czy nie za piękna motywacja. A teraz już rozumiem :)
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Ruta pisze: 23 wrz 2020, 1:35 autor: Ruta » 23 wrz 2020, 1:35

JolantaElżbieta pisze: ↑21 wrz 2020, 21:21
Uważam swojego męża za nieodpowiedzialnego egoistę i życzę mu, żeby kiedyś dostrzegł swoją przewinę. Bo w końcu chodzi o jego duszę i zbawienie. A udawanie, że się nie zna kogoś, z kim przeżyło się 36 lat życia jest dla mnie nie do zrozumienia. Daleka droga przed moim mężem, ale wiesz - ja mu nie życzę szczęścia, ani nieszczęścia - życzę mu, żeby się ogarnął, zapłakał nad tym co zrobił i zadośćuczynił na tyle na ile będzie miał czas i siły.
Znam świadectwa mężczyzn w takiej samej sytuacji - byli nieszczęśliwi, a potem odnaleźli Boga, ogarnęli się mówiąc po ludzku i inaczej patrzą na to swoje poprzednie nieszczęśliwe życia:-) Czego życzę i Twojemu mężowi i mojemu
Jolu, dziękuję. Bardzo piękne i mądre życzenia.
Bardzo mądre słowa, dziękuję również. U mnie dziś gorszy dzień, wczoraj byłam z siebie dumna, że postanowiłam żyć po swojemu. Dziś jestem na siebie zła, że ciągle kocham, że tli się we mnie nadzieja, że to co się dzieje to przejściowe. Mój mąż wysyła mi tak sprzeczne sygnały że już sama nie wiem. Wczoraj znów powiedział mi że musi się wyprowadzić, bo nie ma tu dla niego miejsca, bo się nie sprawdza i nas krzywdzi bo późno przychodzi, nie ma go itd. To powiedziałam żeby nie zwalał winy na nas, bo jak odejdzie to też nas skrzywdzi...
Dzisiaj mu pisałam ze pewnie ma już plan, że jeżeli odchodzi to niech to zrobi szybko, ale niech mi wcześniej powie, żebyśmy mogły w tym czasie gdzieś wyjechać. A on na to, że nie ma żadnego planu, że jeżeli chcę to on będzie miał plan, a może to ja mam już swoje plany...Próbowałam mu uświadomić, że ma kryzys siebie, wiary i że możemy to przeczekać, iść na terapię, a on że teraz jestem taka miłosierna, a potem mu to wszystko wytknę :roll: . Jakbym mu ciągle wygadywała...Wiem, moja wina, miałam skojarzenia z jego, zdradami gdy coś zrobił, z kimś pisał o czym mu mówiłam. Z drugiej strony stara się być miły jak już jest, rano całuje mnie przed wyjściem do pracy, pisze sms życząc miłego dnia...Nadal wypiera się kowalskiej, nie wiem czy jest w depresji, czy stoi okrakiem między dwoma kobietami i nie potrafi zdecydować, czy sam już nie wie czego chce. Dziś postaram się przeprowadzić z nim rozmowę, wiem że powinnam być stanowcza i kazać mu się wynieść, ale nie chcę za niego podejmować tej decyzji. :cry:
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Ruta »

Sosna pisze: 23 wrz 2020, 13:46 Dziś postaram się przeprowadzić z nim rozmowę, wiem że powinnam być stanowcza i kazać mu się wynieść, ale nie chcę za niego podejmować tej decyzji. :cry:
Ale stanowczość wcale nie musi polegać na kazaniu czegokolwiek. Ja w swojej stanowczości zdobyłam się na to, by oświadczyć, czego ja chcę - naprawy małżeństwa, czego od męża oczekuję - powrotu na terapię i abstynencji. Wyjaśniłam też, że nie zgadzam się więcej na jego przebywanie w domu w stanie odurzenia lub upojenia. Rozmowy nie było. Mąż jej nie podjął. Po tej "rozmowie" zajęłam się sobą. Inna sprawa, że nie płynęło to z mądrości - według grupy wsparcia zajęcie się sobą w życiu z uzależnioną czynnie osobą miało niechybnie doprowadzić do podjęcia przez tą osobę terapii. Hehehe...

Z perspektywy czasu sądzę, że w tamtym czasie mój mąż nie tyle nie potrafił się zdecydować, co był zdecydowany, ale potrzebował jeszcze trochę skorzystać z moich zasobów, by zebrać się do odlotu. No i liczył, że sprowokuje mnie do wyrzucenia go z domu, by pozostac "czystym". A stres związany z przejściową sytuacją odreagowywał na mnie, no i uzywkami. Ale z perspektywy czasu wiem też, że i tak nie byłam wtedy w stanie odczytać mężą intencji - wręcz przeciwnie, mąż robił wszystko, bym nie była w stanie ich odczytac, bo jego plan by się sypnął - no i był w tym skuteczny. Tym bardziej cieszę się, że pozostałam wtedy po swojej stronie i w końcu zajmowałam się bardziej sobą niż męzem, choć z głupią motywacją i motywowana fałszywą nadzieją. Wyprowadzka i odejście męża to był dla mnie ogromny szok - i tego żałuję. Powinnam była wiedzieć, że zajęcie się sobą jest ochroną siebie i dziecka. I motywować się własnie tym, a nie próbami wpłynięcia na męża, wyciągania od niego o co mu chodzi, co planuje, czego chce. Tylko się niepotrzenie wewnętrzenie naszarpałam i osłabiłam. Najlepsze, że podskórnie czułam że mąż zamierza się wyprowadzić, więc jakoś się tam do tego przygotowywałam, ale równocześnie uspokajając się, że na pewno nie, że nie mój mąż. Z drugiej strony - mój mąz podjął decyzję i nie sądzę by cokolwiek co zrobiłam czy nie zrobiłam miało na nią wpływ, więc w tym zakresie nie mam się o co obwiniać.

Rozumiem doskonale twój niepokój co do intencji męża - trudno żyć w takim zawieszeniu, nie wiedzieć co stanie sie za dzień, tydzień, miesiąc. Teraz jednak inaczej patrzę - nigdy tego nie wiemy. Teraz też nie wiem co się stanie za dzień, tydzień, miesiąc. No to patrzę co dzieje się dzisiaj i reaguję na to co jest dzisiaj. Zawdzięczam to MałgosiMałgosi, która gdy zaczęłam ponownie wpadać w dylematy, napisała mi bardzo ładnie, że mamy tylko teraz. Od niej nauczyłam się też zwracać do Maryi, gdy emocjonalnie wpadam w przeszłość lub przyszłość. Jest mi łatwiej :)

Mam nadzieję, że twoja rozmowa z męzem pójdzie lepiej niż szły moje "rozmowy". Pomodlę się w waszej intencji.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Caliope »

Zamiast stanowczo kazać mu się wynieść, można by powiedzieć mu, że jest Ci przykro, że mówi że nie ma dla niego miejsca i się nie sprawdza, poproś by ci wytłumaczył. Ja bym tak zrobiła, możesz spróbować, nic nie kosztuje, a niech wie co czujesz.
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Ostatecznie nie przeprowadziłam żadnej rozmowy...Spędziłam popołudnie z koleżanką na miłym spacerze, wieczorem gdy mąż wrócił do domu, zostawiłam go z córką w salonie i poszłam spać. Zrobi co będzie chciał, staram się zająć sobą, wymyślam sobie zajęcia na każdy dzień. W środku mam ogromny ból, niezrozumienia, zagubienia.
Ruta, bardzo mądra z Ciebie kobieta, Twoja słowa są takim lekarstwem na zbolałą duszę i serce, dziękuję. Dziękuję wszystkim za wsparcie. Staram się oddawać wszystko Jezusowi i Maryi, czasem w myślach krzyczę do Nich, błagam by przytulili mnie do swoich ran, trochę pomaga mi się wyciszyć. Wiadomo są lepsze i gorsze dni.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Angela »

Sosna pisze: 23 wrz 2020, 13:46 Dzisiaj mu pisałam ze pewnie ma już plan, że jeżeli odchodzi to niech to zrobi szybko, ale niech mi wcześniej powie, żebyśmy mogły w tym czasie gdzieś wyjechać. A on na to, że nie ma żadnego planu, że jeżeli chcę to on będzie miał plan, a może to ja mam już swoje plany...Próbowałam mu uświadomić, że ma kryzys siebie, wiary i że możemy to przeczekać, iść na terapię, a on że teraz jestem taka miłosierna, a potem mu to wszystko wytknę . Jakbym mu ciągle wygadywała...Wiem, moja wina, miałam skojarzenia z jego, zdradami gdy coś zrobił, z kimś pisał o czym mu mówiłam. Z drugiej strony stara się być miły jak już jest, rano całuje mnie przed wyjściem do pracy, pisze sms życząc miłego dnia...Nadal wypiera się kowalskiej, nie wiem czy jest w depresji, czy stoi okrakiem między dwoma kobietami i nie potrafi zdecydować, czy sam już nie wie czego chce. Dziś postaram się przeprowadzić z nim rozmowę, wiem że powinnam być stanowcza i kazać mu się wynieść, ale nie chcę za niego podejmować tej decyzji.
Mój mąż bardzo źle odbiera, gdy mówię mu co ma robić. Wtedy gdy nawet czuje, że robi źle, robi na przekór by nie okazać się w swoim odczuciu pantoflarzem. Niepotrzebne są naciski jak i kiedy ma się wyprowadzić czy iść na terapię. Jeżeli to zrobi, niech wie, że to tylko wyłącznie jego odpowiedzialność. Wystarczy komunikat, że to też jego dom, więc i miejsce w nim dla niego. Tylko niech wyrazi czego mu brakuje by to czuć.
ODPOWIEDZ