Mąż odszedl

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Załamana »

Myślę że jak małżeństwo bylo naprawdę razem kilka lat i tu mi chodzi o całokształt jak byli na dobre i na złe jak w naszym przypadku aż do kryzysu ... to dla obu stron nie jest łatwe choć pewnie dla osoby zostawianej trudniejsze. EWURYCA piszesz że potrzeba czasu myślisz,o jakimś etapie o jakim czasie tu myślisz ile Twoim zdaniem tego czasu trzeba, albo ile moze Ty tego czasu potrzebowałaś. Bo ja z jednej strony uważam podobnie że a z drugiej obawiam sie tego że czas niestety działa tez na niekorzyść tzn. Więź sie luzuje... i to nie jest chyba dobre.
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Załamana »

Witam wszystkich możecie mnie zapoznać z tajnikami zdalnych rozpraw rozwodowych przede wszystkim czy musimy się na to godzić czy możemy powołać sie np. Że chociażby uważamy ze charakter sprawy nie powala na rozwód w trybie zdalnym. Świat niby prawicowy a takie coś to się w głowie nie mieści. Jak ktos cos eie na ten temat proszę o informację
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Ruta »

Załamana, i udało się coś dowiedzieć o zdalnym rozwodzie? Ja niestety nic na ten temat nie wiem.
Co u ciebie, jak się czujesz przed rozprawą, zdaje się, że zbliża się termin?
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Załamana »

Witam zbliża się niestety...narazie mam informację o rozprawie w Sądzie niezdalnej, ale wiem że w naszym mieście są zdalne rozwody wiec się okaże. Boję się tego dnia bardzo, z mężem niestety nie mamy poprawnych stosunkow od zeszłego czwartku ,kiedy czepiał się o wszystko a na końcu mnie wyzwał przy dziecku. Doszlo do tego ze go wyrzuciłam z mieszkania nie mogłam pozwolić na to co mówił. Jest mi ciężko bardzo. Chwilami nie wiem czy odpuścić czy walczyć. Mała bardzo przeżywa i na slowo rozwód denereuje się wiec chyba jeszcze powalczę ale coraz bardziej uważam że takiego jakim jest teraz go poprostu nie chcę...pozdrawiam
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Ruta »

Załamana,
takie wahania "walczyć nie walczyć" są dość typowe. Agresja strony żądającej rozwodu i do niego dążącej także często narasta bezpośrenio przed sprawą. Co często dodatkowo pobudza myśli w stylu: odpuszczę, zgodzę się, zapanuje spokój, mąz nie będzie już mieć pwoodu by byc agresywny.

Ja przyglądając się swoim emocjom i wewnętrznym rozterkom przed rozprawą, mimo, że staram się bardzo twardo stać na ziemi, całość swoich przeżyć określiłam koniec końców jako kuszenia. Przerobiłam ich całą paletę - i one wracały jak na razie przy każdej kulminacji w sprawie - gdy trzeba było przygotować pismo, gdy zbliżał się termin rozprawy. Zamiast słowa kuszenia można też w sumie użyć sformułowania "schematy myślenia rozwodowego" i ono także oddaje dość dobrze istotę tego co się może pojawiać.

Do takich schematów należą m.in. pomysły w stylu odpuszczę, zgodzę się na rozwód, bo:
- przyniesie to rozładowanie napięcia, nie będzie już więcej powodów, by mąż stosował wobec mnie przemoc - to kłamstwo, choć nie zawsze łatwo jest je dostrzec, nawet przy uważnej analizie, bo ma swoją pozorną wewnętrzną logikę,
- bo lepiej rozstać się cywilizowanie, w przyjaźni, to tworzy lepsze podwaliny pod przyszłą współpracę, na przykład przy dziecku - jak wyżej, to kłamstwo choć utkane z delikatnej koronki,
- nie mam sił, nie poradzę sobie, nie udźwignę - to akurat prawda, ale wystarczy się zwrócić o pomoc do Boga, do Maryi, do Świętej Rodziny, do zaprzyjaźnionych Świętych i przyjdą i siły i odwaga i wszystko co potrzebne, by małżeństwa bronić,
- czuję miłość, ale nie chcę by została zdeptana w sądzie - nikt niczego w sądzie nie depta,
- obawiam się, że wyjdę na głupią, naiwną albo dewotkę - oj tam, oj tam, publiczności w sądzie na rozwodach nie ma, świadkowie sa obecni tylko przy swoich własnych zeznaniach, jedynym słuchającym jest mąż i sąd - nie ma więc za bardzo przed kim "wychodzić", czyli kolejna głupota i kolejne kłamstwo
- nie chce publicznego prania brudów - nie ma żadnego prania brudów, bo na rozprawach rozwodowych nie ma publiczności - to powiedzenie pochodzi z zamierzchłych czasów sądownictwa, gdy procesy budziły spore społeczne emocje, a relacje z nich pojawiały się w prasie, ma także zastosowanie do celebryckich rozwodów, które sa relacjonowane prasie ze szczególami przez same strony - na szczęscie nas zwykłych szaraczków współczesnych nie dotyczy to nijak.

W zasadzie warto każdą taką myśl, w której pojawia się pomysł zgody na rozwód, lub choćby pomysł "poddania się" i zaprzestania obrony małżeństwa - rozłożyć logicznie. To rozkłada te mysli - na łopatki. Bo w nich nie ma logiki, sensu, nijak się mają do rzeczywistości. Stosi za nimi strach, niepewnośc, czasem brak wiary we włąsne siły (po co wierzyć zresztą we własne, jak można wierzyć w siłę Boga, który osobiście podczas zawierania skaramentu staje się obrońcą małżeństwa).

Warto też o tych swoich rozterkach pisać tu na forum, o konkretnych myślach, wątpliwościach - po co walczyć z nimi samodzielnie, jak można wspólnotowo, mi na przykład Małgosia na moją kolejną porcję takich watpliwości napisała tak:
"Tak a propos rozterek co do zgody na rozwód, że wtedy może nastąpi spokój - taki jeszcze dodatkowy argument na nie, oprócz tego co sama widzisz.
Co ten rozwód w praktyce zmieni? Mąż już nie mieszka z Wami, ma jakieś tam relacje z innymi kobietami, robi co mu się podoba, kontakty z dzieckiem sądownie uregulowane (prawie). Jego zarzuty wobec Ciebie sprowadzają się do tego (z tego co piszesz), że nie może widywać dziecka kiedy chce i w stanie w jakim chce aktualnie być. Po rozwodzie będzie dokładnie tak samo.
Nie zgodzisz się na kontakt z dzieckiem kiedy mąż będzie nietrzeźwy. Czy będzie rozwód, czy nie będzie jesteście do końca życia połączeni dzieckiem.
Dlatego tym bardziej "machnij" ręką na te myśli pochodzące spoza Ciebie (o rozwodzie), bo brak w nich logiki. A to, że Twój mąż (chyba tak jak i mój) upatruje wyzwolenia ze wszystkich swoich problemów w rozwodzie, to tylko jest jego bieda...
Bo bardzo szybko zorientuje się, że wyzwolenie nie przyszło."
Bardzo mi taka pomoc na forum, możliwość rozmowy o tym, co tam we mnie się pojawia, pomaga.

Z takich przygotowań - mi najbardziej pomogła za każdym razem sumienna modlitwa, adoracja Najświętszego Sakramentu, spowiedź. Nie byłam nigdy wcześniej blisko z Duchem Świętym, ale gdy odpisywałam na pozew i potem przed sprawą poczułam potrzebę zwrócenia się do Niego o Jego Światło. Więc modlitwy do Ducha świętego były bardzo pomocne. Podobnie jak rozmowy z "moimi" Świętymi, jak modlitwa z Maryją. Na pierwszą rozprawę pojechałam prosto z adoracji. Byłam sama -
na tej rozprawie nie było słuchanych żadnych moich świadków, tylko jeden męża. No to poprosiłam o obecność cały tłum Świętych i Maryję też poprosiłam. I już sama nie byłam.

Bardzo pomogło mi też wsparcie modlitewne, to jest bardzo, ale to bardzo pomocne. Warto sobie taką pomoc zapewnić, zwróicć się o nią. Zupełnie inaczej jest się w sądzie wiedząc, że ma się za sobą modlitwy.

No i pamiętaj, że jak masz pytania techniczne, to też możesz je zadawać - tu niestety wiele osób ma doświadczenie z sal sądowych. Takie wskazówki czasem pomagają rozwiać take nawet "głupie" obawy, lepiej się przygotować.

Dziś poszczę w intencji małżeństw i rodzin w kryzysach, więc włączę cię w moje postne intencje - z prośbą o najlepsze wsparcie dla ciebie w czasie przygotowania do sprawy i Boże prowadzenie. Przytulam cię mocno. Będzie dobrze. Zaufaj Panu :)

A tu masz:
- piękną konferencję Siostry Anny Bałchan, jak nie masz czasu za dużo, to posłuchaj chociaż piosenki od drugiej minuty :) Poprawi ci humor na pewno, mnie buduje w trudnych chwilach i daje radość - potem sobie śpiewam :)
https://www.youtube.com/watch?v=g85RxdB3M60

- i trudny, bo o trudnych sprawach, ale budujący wywiad z Siostrą Anną - jej świadectwa zawsze mnie umacniają, no i pomagają mi zrozumieć, że te moje problemy małżeńskie i osobiste, choć trudne, wcale nie są najtrudniejsze, i że mam za co dziękować nawet w tym moim kryzysie, choćby za to, że choć trudny, nie jest z gatunku tych najtrudniejszych małżeńskich i osobistych kryzysów
https://deon.pl/wiara/a-balchan-zaufam- ... iad,419999
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Załamana »

Dziękuję Ruto Ty jesteś silniejsza masz na wszystko radę pewnie dobrą... ale w praktyce to jest trudne. Mój mąż mi zarzuca że nie daje córki do kowalskiej nie przyjeżdża w stanie nietrzeźwości do córki, chociaż pije dużo więcej niż ze mną ale tego nie robi narazie:( jutro urodziny mojej corki mała szczęśliwa ale czegoś brakuje będą goście, tort prezenty,balony itd ale nie będzie taty...😒 przykre to miby wie że przyjedzie na drugi dzień ale to jej 1 urodziny bez ojca i przeżywa. Smutne to bardzo. Aktualnie nie myślę o nim albo coraz rzadziej , przez pryzmat męża raczej już ojca mojego dziecka i co widzę no niestety dno. Nigdy w najgorszym koszmarze nie myślałam że do tego dojdzie może to właśnie zawiodło że myślałam że ta miłość jest raz na zawsze. Teraz skupiam się na dziecku przeżywa to w sobie bardzo... i to jest mój cel zeby mimo wszystko minimalizować skutki decyzji jej ojca:( i
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Ruta »

Wiesz z tą siłą to u mnie nie za bardzo. Nawet do stabilności mimo upływu czasu mi dużo brakuje. Wciąż wystarczy jedno drobne zdarzenie i już zamieniam się w jeden mały przestraszony współuzależniony kłębek. Choć więcej jest już dni, a czasem nawet tygodni, gdy tak się nie czuję. Sporo siły czerpię z modlitwy - o ile właśnie nie trzęsę się jak galareta z nerwów.

Co do ojcostwa - w kryzysach mężczyźni rzadko nie rozciągają tego na obszar ojcostwa - i swoje dzieci też krzywdzą. Wiesz, ja byłam pewna, że mąż jest bardzo jako ojciec przywiązany. I że nigdy jako ojciec nie zawali. A zawala i to bardzo.
Natomiast nie mam pewności, czy my mamy taką siłę, by minimalizować skutki dla dzieci. Raczej myślę, że możemy jak najbardziej starać się same wracać do równowagi, na ile tylko zdołamy. Wtedy możemy stać się punktem oparcia. No i warto, by dziecko miało zapewniony kontakt z sensownym doświadczonym terapeutą - takim, który nie będzie dziecku wmawiac, że rozpad jego rodziny to "normalne" i nie ma czym się przejmować, tylko z uwagą pomoże dziecku uświadomić sobie co to dziecko czuje i pomóc się z tym uporać, ułożyć jakoś.

Trochę widzę też, że to od nas, gdy to my jesteśmy z dziećmi na codzień w kryzysie, dzieci uczą się jak się taki kryzys przeżywa. Na przykład jak przeżyć pierwsze urodziny bez taty - czy można się uśmiechać, czy można się bawić, cieszyć - czy można przyjąć, że będzie inaczej, ale nie strasznie - i cieszyć się tym, że tata będzie jutro.

Dużo siły i udanych urodzin córeczki :)

Załamana pisze: 15 sty 2021, 9:04 Dziękuję Ruto Ty jesteś silniejsza masz na wszystko radę pewnie dobrą... ale w praktyce to jest trudne. Mój mąż mi zarzuca że nie daje córki do kowalskiej nie przyjeżdża w stanie nietrzeźwości do córki, chociaż pije dużo więcej niż ze mną ale tego nie robi narazie:( jutro urodziny mojej corki mała szczęśliwa ale czegoś brakuje będą goście, tort prezenty,balony itd ale nie będzie taty...😒 przykre to miby wie że przyjedzie na drugi dzień ale to jej 1 urodziny bez ojca i przeżywa. Smutne to bardzo. Aktualnie nie myślę o nim albo coraz rzadziej , przez pryzmat męża raczej już ojca mojego dziecka i co widzę no niestety dno. Nigdy w najgorszym koszmarze nie myślałam że do tego dojdzie może to właśnie zawiodło że myślałam że ta miłość jest raz na zawsze. Teraz skupiam się na dziecku przeżywa to w sobie bardzo... i to jest mój cel zeby mimo wszystko minimalizować skutki decyzji jej ojca:( i
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Załamana »

Teraz proszę Was o radę dzisiaj na dzień przed urodzinami moje dziecko dostało od mojego kolegi pluszowego misia. Niby nic zlego bo to naprawdę tylko mój przyjaciel ,znajomy, ktos wążny ale nie w tym sensie... ktory jest aktualnie na misji i przysłał prezent mojej córce ,ale boję się reakcji męża co też jest dziwne, biorąc pod uwagę okolicznosci przecież on mnie zdradza od kwietnia. Powiedziałam córce od kogo dostala i napewno to powie jemh. Czy powinnam to odkręcić czy bez przesady zostawić Ruto może twoja madrość mi coś podpowie...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Ruta »

Załamana pisze: 15 sty 2021, 20:41 Teraz proszę Was o radę dzisiaj na dzień przed urodzinami moje dziecko dostało od mojego kolegi pluszowego misia. Niby nic zlego bo to naprawdę tylko mój przyjaciel ,znajomy, ktos wążny ale nie w tym sensie... ktory jest aktualnie na misji i przysłał prezent mojej córce ,ale boję się reakcji męża co też jest dziwne, biorąc pod uwagę okolicznosci przecież on mnie zdradza od kwietnia. Powiedziałam córce od kogo dostala i napewno to powie jemh. Czy powinnam to odkręcić czy bez przesady zostawić Ruto może twoja madrość mi coś podpowie...
Załamana,

Z siłą u mnie nie najlepiej, z mądrością także. Ale mam mądrą radę mojej babci, na której nigdy się nie zawiodłam (o ile tylko byłam na tyle mądra by ją stosować): gdy powstaje jakikolwiek dylemat z kategorii co powiedzieć, najlepsza jest prawda. Prawdy nie trzeba nawet jakoś szczególnie bronić. A gdy jest jakikolwiek dowód, dla którego obawiamy się prawdy powiedzieć - to jest to sygnał, że coś jest nie tak - i trzeba się dobrze zastanowić nad powodami, nad sobą. I często potem wyspowiadać.

Byłam mała, gdy babcia udzieliła mi tej rady. I odnosiła się ona do jakiegoś dziecięcego dylematu, którego nawet po latach nie pamiętam. Zapewne z kategorii - czy się przyznać, że coś tam narozrabiałam. Nigdy się na tej radzie nie zawiodłam, ale za to często zawodziłam się, gdy postępowałam inaczej.

Wiele zależy od kontekstu. Co cię niepokoi w tej sytuacji? Z jakiego powodu uważasz, że twój mąż mógłby sobie "coś pomyśleć"? Wiesz są prezenty i prezenty. Jeśli prezent twojej córce dał wieloletni znajomy, który co roku daje jej prezent - to wszystko raczej jest w porządku. Natomiast jeśli to nowy znajomy, lub znajomy, który wcześniej takich prezentów nie dawał - to taki prezent może być w jakiś sposób niestosowny. Lub stosowny. Z jakiegoś powodu jednak budzi w tobie niepokój, więc w jakimś sensie może ty widzisz gdzieś pewną jego niestosowność, coś co sprawia, że czujesz się skrępowana wobec męża?
Na pewno pamiętasz dawną radę-zasadę, że kobiecie od mężczyzny, który nie jest jej mężem wypada przyjmować tylko kwiatki i czekoladki. I zrobienie prezentu dla dziecka czasem może być jakimś symbolicznym obejściem tej zasady, wskazaniem - chcę się do ciebie zbliżyć. Np. "traktuję cię poważnie i wiem że masz dziecko".

Tu trzeba sporo rozwagi - bo przyjęcie takiego prezentu bez komentarza może zostać odebrane nie przez męża, ale przez obdarowującego, jako fałszywy sygnał pryzwolenia i z czasem doprowadzić do niejednoznaczności. Ja bardzo się po wyprowadzce męża sparzyłam, nie zachowując ostrożności i mylnie interpretując zachowanie jednego z naszych wspólnych znajomych jako przyjacielskie. Od tamtej pory nie utrzymuję kontaktów jeden na jeden z mężczyznami. Poza jednym wyjątkiem - mojego przyjaciela, z którym znamy się od wielu wielu lat. Ale z nim także unikam częstych osobistych kontaktów jeden na jeden.

A mężowi - zapytana powiedziałabym prawdę. Tak jakbym ją czuła. Na przykład, że prezent przysłał znajomy i samą mnie to zaskoczyło, i poczułam się trochę skrępowana - ale nie mam wpływu na zachowanie innych ludzi. Niemniej jednak nie jest on dowodem na żaden rodzący się romas, bo żadnego romasnu nie planuję. Albo, że nie widzę nic złego i niestosownego w tym prezencie. Kwestia wyrażenia tego, co czuje się naprawdę.

Ja w pracy nad sobą byłam bardzo zaskoczona jak często jestem zakłamana, jak często nie wyrażam tego co myślę, nie wyrażam tego co czuję, jak często rozmijam się w tym co mówię z tym jak jest, jak bywam wobec różnych osób manipulacyjna w mowie, w zachowaniu. Często nie stały za tym żadne złe intencje, ale nieprawdziwe przekonania. Na przykład takie, że nie wypada z kimś otwarcie poruszyć jakiegoś tematu. Jakaś taka potrzeba ochrony siebie. Czasem brak mojej wiedzy o tym, co ja naprawdę myślę i czuję, czego chcę. Zaczęłam się obserwować na co dzień i pracować nad tym. Bardzo mi pomogła w tym książka Porozumienie bez przemocy - Rosenberga.

Zanim kupisz tą książkę (polecam z całego serca) to tak w jej duchu możesz zrobić takie ćwiczenie: najpierw otwarcie pomyśleć co dokładnie wzbudził w tobie fakt otrzymania prezentu przez córkę. I co tak z serca chciałabyś powiedzieć znajomemu, który ten prezent zrobił - gdybyś mogła mówić zupełnie otwarcie (pomijając przeszkody, np. poczucie, że coś może być zle zinterpretowane, lub że możesz np. znajomego urazić).

(Tak w sercu w podobnej sytuacji mogłabym myślę na przykład poczuć potrzebę zapytania o motywacje obdarowującego i potrzebę powiedzenia, że poczułam się trochę skrępowana. Hipotetecznie - bo w realu nawet czując w ten sposób wciąż nie odważyłabym się wyrazić tego tak wprost - obawiając się na przykład urażenia znajomego. Daleko mi jeszcze do dobrego komunikowania się.)

Zidentyfikowanie swoich odczuć, nawet gdy nie czujesz się gotowa, lub po prostu decydujesz się ich nie wyrazić, pozwala na to, żeby postawić sobie granicę w relacji - i zwrócić uwagę na to, gdy zostanie jakoś przekroczona - na przykład gdyby pojawił się kolejny niejednoznaczny prezent - i wtedy zareagować.

Potem tak samo możesz przepracować w sobie sytuację z mężem. Jakie masz uczucia, myśli, potrzeby jakie chciałbyś wobec niego w tej sytuacji wyrazić. Czego oczekujesz i czego się po nim spodziewasz?

(Wiesz taka "stara ja" na przykład zapewne chciałaby konfrontacji i pytania męża czemu znajomy dał prezent naszemu dziecku. Po to by mieć okazję odpowiedzieć mężowi, że to nie jego sprawa, że sam ma romans i jest nie w porządku a podejrzewa mnie, a w ogóle to nie jego sprawa. I do tego jeszcze zostawiając celowo taką dwuznaczność - żeby mąz do końca nie był niczego pewien, czy ja ten romans mam, czy nie. "Nowa ja" wie już, że takie gierki nie mają sensu. Już się tak nie komunikuję.)

Natomiast mówienie ludziom wprost co czujesz i co myślisz, w dobry zdrowy sposób jest super i daje ogromną wolność - uczę się tego właśnie ze wspomnianej ksiązki. Mam pierwsze sukcesy - ale też mam całe obszary w których nadal wcale nie idzie mi dobrze.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Ruta »

Napisałam ci długą odpowiedź, którą mi zjadło. Może i dobrze - bo teraz mogę odpisać to samo, tylko krócej.

Spróbuj zajrzeć w siebie najpierw:
1. Co czujesz, czemu i czy wogóle czujesz się wewnętrznie skrępowana tym prezentem, czemu myślisz, że mąż mógłby odebrać go jako coś, co nie jest neutralne. Czyli jakie są twoje myśli, potrzeby i uczucia w relacji ze znajomym i w relacji z mężem w tej sytuacji?

2. Co chciałabyś powiedzieć znajomemu, gdybyś nie była skrępowana na przykład obawą, że go urazisz pytając o intencje z jakimi prezent zrobił? A co chciałabyś powiedzieć mężowi, na przykład nie będąc skrępowana zasadami dobrego wychowania ;) ?

3. Czy nadal chcesz to wyrazić i jak możesz to zrobić, nikogo nie urażając i sama czując się z tym dobrze?

To nie moja mądrość. To mądrość zaczerpnięta z książki Marshalla Rosenberga "Porozumienie bez przemocy". Uczę się z niej komunikować - ze sobą i swoimi potrzebami, i z innymi osobami. Na razie różne mam efekty, bo na tej mądrości mi wciąż zbywa, łatwo wciąż wracam do starych destrukcyjnych schematów w komunikacji. I ze sobą i z innymi. Ale się nie poddaję.

A książkę polecam - naprawdę pomaga w pracy nad sobą - i daje wymierne efekty. Mam szczerą nadzieję, że z czasem taka otwarta komunikacja stanie się dla mnie naturalna.
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Załamana »

Ruto a więc mąż za dużo nie pytał tylko powiedział do dziecka wujek kupił co zedenentowałam. Wiecej do tematu nie odniósł się ja też nie. Po spedzonym dniu raze tzn w 3 trójkę znowu mnie naszla ochota na ratowanie tego wszystkiego... pod koniec miesiaca sprawa Boże spraw zeby znowu była odwołana... czy to normalne że ja tsk bardzo boję się tego rozwodu skoro od kwietnia właściwie jest jakby po nas...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Caliope »

Załamana, ja bym się nie denerwowała co mąż powie na prezent dla dziecka. To prezent dla córki, ona się nim będzie cieszyć, nie ty i twój mąż. Fajnie że jest taki kolega który robi prezenty, nie każdy takiego kogoś ma, a więc należy docenić gest, pomyśleć o uczuciach dziecka.
Rozwòd to ciężka sprawa, normalny jest ten strach, bo to bardzo dużo zmian, walki o pieniądze, dobro dziecka, czasem pranie brudów, też mam nadzieję że Ci odroczą.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Ruta »

Załamana pisze: 17 sty 2021, 23:57 Ruto a więc mąż za dużo nie pytał tylko powiedział do dziecka wujek kupił co zedenentowałam. Wiecej do tematu nie odniósł się ja też nie. Po spedzonym dniu raze tzn w 3 trójkę znowu mnie naszla ochota na ratowanie tego wszystkiego... pod koniec miesiaca sprawa Boże spraw zeby znowu była odwołana... czy to normalne że ja tsk bardzo boję się tego rozwodu skoro od kwietnia właściwie jest jakby po nas...
Załamana - ładnie i z klasą załatwiłaś sprawę prezentu dla córeczki z mężem :) Z mojego doświadczenia - zwróć uwagę na intencje ofiarodawcy, jak akurat prezentów nie otrzymywałam, ale źle odczytałam w początku kryzysu intencje jednego ze znajomych. I do dziś w jakimś sensie to się ciagnie - bo ten znajomy przedstawił swoją wersję. Ja swojej nie. A mąż zdarza się, że do tej sytuacji wraca czasem, chcąc jakby mnie wybadać. Ja wtedy czuję się niezręcznie. DLatego jeszcze do tego wracam - żebyś się niechcący w podobnie niezręczną sytuację nieświadomie nie wpakowała. (Może kiedyś zbiorę się na odwagę, by otwarcie wyjaśnić mężowi, jak wyglądała cała sytuacja z mojej strony. Jak będzie trzeźwy oczywiście). Chodzi też o to, by nie dawać innym mężczyznom fałszywych sygnałów. Trochę mnie zdziwiło, co niektórzy mężczyźni mogą wogóle odebrać jako sygnał i przyzwolenie czy zainteresowanie ze strony kobiety. Od tamtej pory unikam wszelkich niejednoznacznych sytuacji. Nie chcę komplikacji w moim i tak skomplikowanym życiu.

Co do ratowania małżeństwa - któregoś dnia zdałam sobie sprawę, że nic ratowac nie muszę, że moje-nasze małżeństwo jest. Jest nierozerwalne i trwałe, niezależnie od opinii innych osób, od naszego - mojego i męża postępowania. Od decyzji sądu także. Od tej chwili jakbym zyskała taką zdolność do otwierania się na Łaski płynące z Sakramentu Małżeństwa. Bardzo pomocne.

Natomiast w kwestii rozwodu przed sądem cywilnym pomogło mi to wrzucić trochę na luz. W sensie nie takim, że nie ma to znaczenia, czy się zgodzę na rozwód, czy nie. Ale że w zupełności wystarczy, że dam z siebie to co mogę: dam wyraz mojej wewnętrznej postawy, temu co czuję, co uważam za właściwe. To pomaga mi z kolei w tym, by nie walczyć w sądzie za wszelką cenę, nie zmęczyć się, nie spalić.
Według tego jak obecnie rozumiem wystarczającą postawę w sądzie: bronić małżeństwa to dać świadectwo miłości i woli naprawy relacji z małżonkiem, odeprzeć fałszywe zarzuty, nie kłamać, nie dawać fałszywego świadectwa, nie walczyć, nie oskarżać, mówić prawdę, nawet jeśli jest trudna.
Ja przyznałam także to, co mąż mi zarzucił i co było prawdą. Wskazałam jednak od razu, że te zarzuty nijak się mają do rozpadu relacji małżeńskiej, bo choć postąpiłam w sposób wskazany przez męża, trudno uznać, że takie moje postępowanie doprowadziło do rozpadu relacji w małżeństwie.

Z uwagi na naszą sytuację i to jak ona wygląda, ja dążę do wykazania, że więzi między nami nie wygasły w sferze emocjonalnej, ani po stronie mojej, ani męża. Nie ma więc przesłanki całkowitego rozpadu. Wygasnąć muszą trzy więzi - fizyczna, gospodarcza i emocjonalna. Nie wiem jak rozwinie się sytuacja - my mamy odroczoną rozprawę. Jeśli dojdzie do wygaśnięcia i tej więzi - będę dążyć do tego, by rozwód nie został orzeczony, ponieważ nie chcę rozwodu, a nie przyczyniłam się do tego, aby do rozpadu małżeństwa doszło.

Sam kryzys w relacji małżonków nie jest niczym niezwyczajnym, w rzeczywistości sądowej romans w zasadzie też nie, jeśli nie doprowadził do wygaśnięcia wszystkich więzi. Liczy się za to kto złamał cywilne zobowiązania małżeńskie i kto do rozpadu więzi doprowadził.
Na czym polegają cywilne zobowiązania małżonków reguluje między innymi artykuł 23 Kodeksu Rodzinnego, w którym jest obowiązek: wspólnego pożycia (mój mąż się z tego wyłamał podejmując decyzję o wyprowadzce), wzajemnej pomocy - z której mąż się wycofał jeszcze przed wyprowadzką, choć czasem do niej wraca, a ja nadal tej pomocy udzielam, także po jego wyprowadzce, wierności - której dochowuję, póki co nie mam dowodów, że mąż nie i nie zamierzam tego dowodzić, zamierzam zapytać męża na sprawie, czy dochowuje mi wierności - jego sprawa co odpowie, żadna odpowiedź mi nie zaszkodzi - ani prawdziwa, ani kłamliwa oraz obowiązek współdziałania dla dobra rodziny - tu także staram się współdziałać, dbam by mąż nadal był włączony w sprawy rodziny, a mąż gdy jest trzeźwy takie współdziałanie podejmuje, choć rzadko jest trzeźwy, więc trudno tu o jakiejś większej skali współdziałania mówić. Ale jednak trochę się tego współdziałania miłego i z dobrymi efektami uzbierało.

Jest też art. 24 mówiący o wspólnym rozstrzyganiu małżonków o istotnych sprawach rodziny. Także tu uważam, by nie decydować sama i pisemnie (mailem) zwracać się do męża, gdy potrzebne są jakieś decyzje. I by wyrażać stałą otwartość na sugestie i potrzeby męża.

Z jednej strony nie chodzi tu wcale o przepisy - one wyznaczają takie minimum, to co powyżej to dość normalna postawa w małżeństwie. Nawet w trudnych małżeństwach, w kryzysie, nikt przecież nie zaleca wycofania miłości - a jedynie ewentualnie separację i bardzo trudną formę miłości zwaną twardą miłością.
Z drugiej strony, znając przepisy w czasie postępowania zyskujemy wiedzę o tym, na co sąd zwraca uwagę, co ewentualnie należy dokumentować, aby móc potwierdzić to dowodami.
Nie ma w tym nic złego - jesli nie kreujemy dowodów, ale naprawdę dochowujemy wierności, mamy gotowość do współdziałania, do pomocy małżonkowi (tu z uwagą: by nie wpaść w naiwność i nie pomagać mężowi do złego - na przykład komfrotowego życia z kochanką w czym ja z początku kryzysu się wyspecjalizowałam).

Strach przed rozwodem, sprawą sądową jest dość powszechny. Narosło wokół tego mnóstwo mitów, o praniu brudów, jakiś koszmarach. Tymczasem w sądzie nie jest wcale źle, żadnego prania publicznego nie ma (bo na sprawach sądowych nie ma publiczności), to wszystko mity.

Trudne są emocje - i może jeszcze poczucie, że los małżeństwa zależy od sędziego. Ale tak do końca nie zależy - no bo właśnie pozostaje własna niezgoda, wyrażenie własnej postawy. Są przepisy chroniące przed orzeczeniem rozwodu gdy są więzi. Są też przepisy chroniące osobę, która nie jest winna rozpadu małżeństwa, która rozwodu nie chce. A od każdej dycyzji sądu można się odwołać.

Natomiast kwestie, które także są stresujące, takie jak alimenty opieka nad dzieckiem - nigdy nie zostają rozstrzygnięte raz na zawsze. Gdy tylko następuje zmiana okoliczności, można się ubiegać o zmianę dotychczasowego orzeczenia, inną wysokość alimentwó, inny podział opieki, inne uregulowanie władzy rodzicielskiej. Więc tu także nie ma spiny :)

Z modlitwą :)

Daj znać kiedy rozprawa - jeśli nie chcesz na forum, to na priv. Chętnie wesprę cię modlitwą "w czasie rzeczywistym".

Lepiej unikać modlenia się o konkretne rozwiązanie (na przykład odwołanie rozprawy). Nasze pomysły, to nic przy tym co może Bóg :) Módl się też za skład sędziowski. "Mój skład" został tak skołowany, że podjął decyzję o zawieszeniu rozprawy bez wyznaczania terminu i nie krócej niż na rok. Bez żadnych podstaw by tak zrobić. Nikt nie rozumie tej decyzji sądu. A mąż z kolei powiedział, że wnosi o rozwód ze swojej winy. Chociaż uczciwie mówiłam mu, że wtedy może nie dostać rozwodu. Jego Pani mecenas, dopóki z niej nie zrezygnował, także mu o tym mówiła. Co zresztą (w sensie oświadczenie męża, że on jest winny) powinno spowodować w naszej sytuacji, że sąd przestaje procedować rozwód i przechodzi do sprawy o separację. No ale mam jeszcze czas, by to wszystko podnieść, a jakoś mi specjalnie na szybkim rozstrzygnięciu nie zależy.

Pomocne są też Nowenny - gdy w jakiejś intencji modlisz się konkretną modlitwą 9 dni, adoracja i wszelkie modlitwy do Ducha Świętego, o jego Dary i prowadzenie. I akt zawierzenia Księdza Dolindo "Jezu ty się tym zajmij" - bardzo pomaga się wyciszyć, żałuję, że nie znałam go gdy cała ta sprawa sądowa się u mnie zaczęła, ale się cieszę, że znam go teraz.
https://www.youtube.com/watch?v=svKGkbVilqc&t=18s
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Załamana »

Ruto dziękuję za wsparcie. Rozprawę mam 28.01vo 12.30. Podaje tu moj maz na te fotum nie wchodzi.pozdrawiam
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedl

Post autor: Załamana »

Ruto a te modlitwy znam też modlę się, jeszcze nowenną do Matki Bożej rozwiązującej węzły i inne ktore też mam w zapasie🙂
ODPOWIEDZ