Nie rozmawiam z mężem o sprawie poza salą. Bywa agresywny, ale nie wchodzę w powody, bronię się. Czy boję się świadków? Nie. Świadków których powołałam poprosiłam, aby zeznawali prawdę, także tą niekorzystną dla mnie. Zapewniłam, że się nie obrażę. I tak też się stało. Trudno jest słuchać tej mniej miłej prawdy o sobie, ale da się wytrzymać Jeśli wyjdzie się poza spór, to sprawa jest do zniesienia i nie przysparza aż takich stresów. Przyjęłam, że nie ma znaczenia wynik sprawy, choć sumiennie dołożę wszelkich starań, by do rozwodu nie doszło. Im mniej fiksujemy się na wyniku, tym mniej przeżywamy. Stres mam za to wokół rozpraw, przed, w czasie i przez parę dni po. Przez resztę czasu żyję swoim życiem, nie sprawą.Soneczko pisze: ↑31 sie 2020, 23:56 (...) Czy Twój mąż przez ten czas próbował Cię skłonić do zmiany decyzji? Nie masz myśli, obawy , że najtrudniejsze dopiero przed Toba, tj. Ze dojdą świadkowie, którzy być może będą próbowali pokazać Twoja osobę w złym świetle?
(...)
Niemniej jednak dajesz jak napisałaś wspaniały przykład miłości do Boga, bo na 1 miejscu postawiłaś przysięgę złożona przed nim, a nie własną wygodę. Bierzesz krzyż i idziesz z nim przed siebie.
(...)
Co do krzyża...krzyżem jest dla mnie to złe, co obecnie pochodzi od męża, i te krzywdy, które wyrządził i wyrządza mi i naszemu synkowi. Nie chodzi tylko o krzywdzenie agresją, ale także o całą odpowiedzialność, ktora na mnie spoczywa, a z której mąż wycofał się zupełnie. To jest trudne, pogodzenie utrzymania dziecka z innymi potrzebami synka, czasem dla niego, nauką, rehabilitacją. Z czasem gdy synek będzie samodzielniejszy, będzie mi łatwiej, zyskam trochę czasu i przestrzeni dla siebie. Chodzi też to, że w tym wszystkim mąż nie daje mi spokoju, ale wciąż wyszukuje nowe sposoby, by mi czymś jeszcze dołożyć. Jest też moja obawa i troska o męża, szczególnie gdy jest w złym stanie. Oraz zwykła tęsknota. To jest krzyż i bywa bardzo ciężki.
Natomiast droga wierności przysiędze małżeńskiej, zgody z Bogiem nie jest drogą krzyża. To droga radości. Myślę, że za mało jeszcze o tym świadczymy... I dlatego wiele osób boi się taką drogę wybrać, myśląc, że będą cierpieć i rozpaczać w samotności, podczas gdy mąż czy żona będą kwitnąć. Tak nie jest. Jest dobrze i radośnie