Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: lustro »

sasanka pisze: 10 maja 2020, 16:07
To co napisała lustro nie bardzo mnie przekonuje , jej przypadek jest dla mnie "wyjątkowy" i nie wydaje mi się , aby komuś posłużył jako dobre rozwiązanie (może się mylę ?) , może ktoś się odezwie , że u niego to się sprawdziło?
Sasanka

Ja zdaje sobie sprawe, ze moj/nasz przypadrk jest wyjatkowy. A w zasadzie - rzadki.
Tym niemniej to historia prawdziwa.

Nie naklaniam nikogo do "kopiuj wklej". Ale dlaczego nie miala bym mowic o tym, co okazało się dobre i skuteczne?
Nawet jak trudno to przyjąć innym do wiadomosci.

Myślenie, to rzecz warta polecenia. A majac możliwość rozwazyc swoja sytuacje z roznych perspektyw cudzych doswiadczen, dlaczego by tego nie zrobic?
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: tata999 »

lustro pisze: 10 maja 2020, 8:16
Stosowanie metody twardej ręki, twardej miłości, podbijania dna, stawiania w konfrontacji z otoczeniem...być może może byc skuteczne wobec mężów/mezczyzn.
Moim zdaniem "stosowanie metody wobec kogoś" brzmi, jak manipulowanie kimś. Sądzę, że w sycharowskim ratowaniu małżeństwa chodzi o to, żeby nie próbować manipulować, a ewentualne stosować metody jedynie wobec siebie.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: tata999 »

tomko pisze: 10 maja 2020, 14:41 Książkę czytałem. Czyli jak dobrze rozumiem powinienem postawić jasną granicę?
Wyjście z inicjatywą, np. postawienie granicy brzmi dojrzale i męsko wg mnie.
tomko pisze: 10 maja 2020, 14:41 Albo chcemy naprawić nasze małżeństwo albo jak nie chcesz to wyprowadź się z domu i żyj po swojemu bo wspólne mieszkanie z Tobą tylko dlatego że nie masz "planu" w jaki sposób zacząć życie "od nowa"(bo kredyt, bo obrączka) to chyba nie ma sensu.
Przykład innego wariantu: "Chcę naprawić małżeństwo. Nie chcę czuć pogardy, poniżenia, niedotrzymywania słowa itd. Zwrócę się o pomoc gdzieś, jeśli będzie się to powtarzać lub wprowadzę do mieszkania mediatora lub nie będę się odzywał lub wypowiem umowę lub odłożę wspólne plany lub zrobię jeszcze coś innego".
tomko pisze: 10 maja 2020, 14:41 Czy lepiej nic nie mówić I zająć się sobą i nic w tej kwestii nie robić(chodzi o wyprowadzkę).
Mi rozzuchwalanie złoczyńcy zaszkodziło. Żałuję, że nie podjąłem więcej zdecydowanych działań.
tomko pisze: 10 maja 2020, 14:41 Wiem że nie powinienem się przejmować co inni pomyślą ale czy jeżeli pozwalam na takie zachowanie żony we własnym domu to czy mam do siebie wogole jakiś szacunek i czy nie stawiam się w roli potulnego męża któremu żona weszła na głowę i zrobi z nim co jej się żywnie podoba. Nie wiem czy dobrze rozumuje.
Skoro zadajesz sobie tak to pytanie, to zapewne szukasz potwierdzenia odpowiedzi, do której sam doszedłeś już.
Ukasz

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: Ukasz »

Ja z mojego doświadczenia stawiania granic, wyprowadzania się i żądania wyprowadzki mam takie wnioski.
Nie warto blefować, zapowiadać czegoś, czego nie mogę przeprowadzić.
Błędem jest i działanie pochopne, zbyt szybkie, i odwlekanie działania w nieskończoność. Najlepszy jest złoty środek, które każdy odnajduje sam.
Wśród różnych form stawiania granicy wyprowadzka i tym bardziej żądanie wyprowadzki to ostateczność, często oznacza palenie mostów za sobą. Warto szukać przedtem innych form.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: lustro »

tata999 pisze: 10 maja 2020, 21:49
Przykład innego wariantu: "Chcę naprawić małżeństwo. Nie chcę czuć pogardy, poniżenia, (...) wprowadzę do mieszkania mediatora
Tata
A konkretnie co masz na myśli?
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: Marcin83 »

lustro pisze: 10 maja 2020, 8:16 Życzliwość i dobroć na codzień.
Postawa gotowosci wsparcia.
Bardzo cenię sobie posty lustro, ale jednego zrozumieć nie potrafię... Jak połączyć powyższe postawy względem żony aktywnie trwającej w romansie z zachowaniem elementarnego szancunku do samego siebie i godności? Pomijm już kwestię tego, jak mężczyzna postępujący w taki sposób powinien postrzegać samego siebie. Bardziej ciekawi mnie, jak kobieta może postrzegać męża, który pomimo świadomości bycia zdradzanym zachowuje się przynajmniej częściowo tak, jak gdyby problem romansu nie istniał. Czy ma to cokolwiek wspólnego z klasycznie pojmowaną męskością? Czy taki mężczyzna zasługuje na szacunek i uznanie w oczach kobiety?
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: tata999 »

lustro pisze: 11 maja 2020, 7:13
tata999 pisze: 10 maja 2020, 21:49
Przykład innego wariantu: "Chcę naprawić małżeństwo. Nie chcę czuć pogardy, poniżenia, (...) wprowadzę do mieszkania mediatora
Tata
A konkretnie co masz na myśli?
Właśnie to, żeby zastanowić się nad różnymi możliwościami. O to, żeby nie ograniczać się do jedynie 2 rozwiązań typu: albo wyprowadzka albo poddaństwo (znoszenie krzywdy do końca życia). Zwykle jest dużo więcej niż 2 wyjścia i można dopasować do sytuacji jakieś adekwatne zamiast skrajnego od razu. Nie podsuwam konkretnego przykładu tutaj. Bardziej chodzi mi o sprowokowanie do myślenia i szukania możliwości spoza zwykłych ram. Przy okazji przypomniało mi się, gdy ktoś zastosował nagrody za każde zło, które od osoby otrzymał, czyli za złe słowo reagował wręczeniem słodyczy, zrobieniem śniadania itp. dokładnie na przekór. Chwilowo druga strona była zmieszana i może otworzyło to nowe możliwości do porozumienia, może przez rozładowanie napiętej atmosfery.
Wiedźmin

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: Wiedźmin »

Marcin83 pisze: 11 maja 2020, 9:30
lustro pisze: 10 maja 2020, 8:16 Życzliwość i dobroć na codzień.
Postawa gotowosci wsparcia.
Bardzo cenię sobie posty lustro, ale jednego zrozumieć nie potrafię... Jak połączyć powyższe postawy względem żony aktywnie trwającej w romansie z zachowaniem elementarnego szancunku do samego siebie i godności? Pomijm już kwestię tego, jak mężczyzna postępujący w taki sposób powinien postrzegać samego siebie. Bardziej ciekawi mnie, jak kobieta może postrzegać męża, który pomimo świadomości bycia zdradzanym zachowuje się przynajmniej częściowo tak, jak gdyby problem romansu nie istniał. Czy ma to cokolwiek wspólnego z klasycznie pojmowaną męskością? Czy taki mężczyzna zasługuje na szacunek i uznanie w oczach kobiety?
Tak - celne pytanie Tomko.

Mężczyzna (czy generalnie człowiek) oczywiście powinien być traktowany z szacunkiem (nie musi zasługiwać, bo wartość ma "domyślnie").
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: lustro »

Marcin83 pisze: 11 maja 2020, 9:30
lustro pisze: 10 maja 2020, 8:16 Życzliwość i dobroć na codzień.
Postawa gotowosci wsparcia.
Bardzo cenię sobie posty lustro, ale jednego zrozumieć nie potrafię... Jak połączyć powyższe postawy względem żony aktywnie trwającej w romansie z zachowaniem elementarnego szancunku do samego siebie i godności? Pomijm już kwestię tego, jak mężczyzna postępujący w taki sposób powinien postrzegać samego siebie. Bardziej ciekawi mnie, jak kobieta może postrzegać męża, który pomimo świadomości bycia zdradzanym zachowuje się przynajmniej częściowo tak, jak gdyby problem romansu nie istniał. Czy ma to cokolwiek wspólnego z klasycznie pojmowaną męskością? Czy taki mężczyzna zasługuje na szacunek i uznanie w oczach kobiety?
Marcin83

Zapytam Cię - czy powiedzenie komus napotkanemu "dzien dobry", bo uwazasz, ze tak robi czlowiek dobrze wychowany, ubliza Ci, nawet jak ten ktos Ci nie odpowie?

Czy okazanie zwyklej ludzkiej życzliwości żonie, nawet w sytuacji zdrady, bo uważasz i czujesz, ze tak chcesz, uwlacza twojej meskiej godnosci?
Czy może raczej pokazuje twoją wewnetrzna siłę i godność?

Moj maz (i ja zapewne też) popelnil wiele błędów i byly sytuacje, w ktirych tracilam dla niego powazanie.
Do takich nalezalo poszukanie kontaktu do tesciowej kowalskiego, wciagajac w to kilka obcych osób, zeby "wyplakac sie jej w rekaw". Niczego to nie zmienilo w sytuacji poza tym, ze dla mnie to bylo zachowanie mieczaka i beksy.
Ale...
Jego szczery uśmiech na moj widok, kiedy wracalam do domu...zwykla zyczliwosc czy pomoc, kiedy go poprosilam, zawsze mnie zdumiewaly i zastanawialy. Nigdy nie bylo dla mnie powodem do braku szacunku.


Paradoks?
Moze... A jednak.



Czego moglo braknac kobiecie w małżeństwie az tak bardzo, ze sobie poszla?
Myślę, ze kobieta z natury ma potrzebę bycia zaopiekowaną, poczucia wsparcia, zachwytu w oczach swojego mezczyzny, zauważenia, docenienia...i bycia zdobywaną nawet, a moze tym bardziej, kiedy to trudne.
Wiec czy mozna jej okazac, ze warto byc z mezczyzną, który juz wczesniej zawalil, a teraz jeszcze chce pokazac jak bardzo mu na niej zależy, domagajac się wyprowadzki z domu? Wzywajac na pomoc oddzialy rodzinne? Okazujac jej milosc odbierajac swoje wsparcie czy zainteresowanie? Odpuszczajac zdobywanie, bo duma meska nie pozwala?

Czyli twarda milosc i podbijanie dna...moga byc wobec kobiety skuteczne?
Myślę, że nie.
Ale mogę się mylic.
Może wypowie sie ktoś , kto w taki sposib uratował swoje malzenstwo i odzyskal kobietę/żonę?

I dojrzałość zony nie ma tu nic do rzeczy.
Tak jak napisal Pavel - taką niedojrzalą kobietę pokochal, wybrał na żonę i matke wspolnych dzieci.
Czyż nie odejscie tej niedojrzalej kobiety tak zabijajaco rani?
Czy nie tą kobietę, taką jaką byla przed odejściem, chcial by kazdy z porzuconych mezow odzyskać?
Nikt nie jest bez winy i nikt nie jest doskonaly. Po co teraz roztrzasac, kto bardziej?
Ratujmy co się da. Poki jest jeszcze cos do uratowania.

Od razu zaznaczam, ze to moje wlasne spostrzezenia, rozmyslania, wnioski... Nie trzeba sie z nimi zgadzac.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: tata999 »

lustro pisze: 11 maja 2020, 21:30 Czyli twarda milosc i podbijanie dna...moga byc wobec kobiety skuteczne?
Myślę, że nie.
Ale mogę się mylic.
Może wypowie sie ktoś , kto w taki sposib uratował swoje malzenstwo i odzyskal kobietę/żonę?
Mi twarda miłość i podbijanie dna pomogły odzyskać samego siebie. Niedojrzałej kobiety nie. Ślub nie był ważny. Co jeszcze znamienne to, że inne kobiety lepiej oceniają mnie po tym, jak odzyskałem samego siebie.
lustro pisze: 11 maja 2020, 21:30 Czy nie tą kobietę, taką jaką byla przed odejściem, chcial by kazdy z porzuconych mezow odzyskać?
Sądzę, że nie taką. Raczej woleliby taką żonę, która wyniosłaby jakaś naukę ze swojego błędu.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: lustro »

tata999 pisze: 11 maja 2020, 21:59
lustro pisze: 11 maja 2020, 21:30 Czyli twarda milosc i podbijanie dna...moga byc wobec kobiety skuteczne?
Myślę, że nie.
Ale mogę się mylic.
Może wypowie sie ktoś , kto w taki sposib uratował swoje malzenstwo i odzyskal kobietę/żonę?
Mi twarda miłość i podbijanie dna pomogły odzyskać samego siebie. Niedojrzałej kobiety nie. Ślub nie był ważny. Co jeszcze znamienne to, że inne kobiety lepiej oceniają mnie po tym, jak odzyskałem samego siebie.
To dość ryzykowne, czerpanie wnioskow z tego, co mówią inne kobiety lub inni mezczyzni. A czy dojrzale?

I rozumiem, ze twarda milosc i podbijanie dna nie pomogly Ci uratowac twoje małżeństwo?
tata999 pisze: 11 maja 2020, 21:59
lustro pisze: 11 maja 2020, 21:30 Czy nie tą kobietę, taką jaką byla przed odejściem, chcial by kazdy z porzuconych mezow odzyskać?
Sądzę, że nie taką. Raczej woleliby taką żonę, która wyniosłaby jakaś naukę ze swojego błędu.
Rozumiem, ze wypowiadasz się w swoim imieniu?
Nie chcial bys odzyskac "tamtej" zony, z czasów, kiedy bylo dobrze?
Zakladasz błąd żony. I jej wnioski...
A swój błąd?
Wiedźmin

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: Wiedźmin »

lustro pisze: 11 maja 2020, 21:30 [...]
Czyli twarda milosc i podbijanie dna...moga byc wobec kobiety skuteczne?
Myślę, że nie.
Ale mogę się mylic.
Może wypowie sie ktoś , kto w taki sposib uratował swoje malzenstwo i odzyskal kobietę/żonę?
To może ja ;).
U mnie "dobrotliwość i życzliwość" była przez żonę odbierana ze zdziwieniem (jak u Ciebie) oraz jako oznaka słabości.
Ja podobnie jak wielu piszących, w początkowej fazie miałem tendencję do brania 100% winy na siebie.
Wyidealizowałem całkowicie i tak mocno już odrealniony obraz żony.

W bardzo trudnych chwilach, chcąc "odkupić" swe małżeńskie winy, robiłem dziwne rzeczy - ;) potrafiłem zanosić jej ciepłe obiadki do pracy ;) ... no dużo z obecnej perspektywy "dziwnych zachowań".

Nic one nie dały - wręcz przeciwnie. Myśli żony: "Mąż dalej o mnie zabiega, stara, się... jak piszesz lustro - "zdobywa" ... super :) ... prócz męża fajnie jak pozdobywa jeszcze pan X, Y ... czy też Z"... zatem zielone światło...

Zmiana nastąpiła wyraźna, po tym, jak żona odebrała pozew o rozwód na poczcie.
Udało się wówczas na mediacjach wyrównać finansowy wkład w rodzinę, aby żona w podobnym zakresie ponosiła koszt utrzymania mieszkania i dzieci... i pare innych spraw.

Ja jednak wciąż byłem uwieszony i "dobrotliwie życzliwy" ... zapatrzony wciąż trochę jak w obrazek.

Po kolejnym panu niech to będzie "Z" - (to się jakoś zbiegło z rozpoczęciem 12 kroków) ...
... stwierdziłem, że starczy już całkiem tej dobrotliwości - postanowiłem, że póki dzieci małe, to pociągnę dalej ten wózek zwany rodziną, bo we dwoje jednak łatwiej... a potem - co ma być to będzie - mi już naprawdę nie zależy... tu był początek prawdziwego odwieszania się.

Oprócz wyproszenia żony na kanapę, przestałem kierować swoją uwagę w jej stronę.
Na wakacje 2019 pojechałem sam z dziećmi - nie nagabywałem na żadne wspólne wyjścia - na nic.

Minęło sporo czasu - nie wiem, czy to moja zmiana czy zbieg okoliczności, ale zauważyłem, że to żona zaczyna mnie wyciągać i zapraszać na różne wspólne aktywności... no i ogólnie zyskał dom i dzieci...

Ostatnio pojechaliśmy na weekend majowy do jednej z forumowiczek / sycharowiczek ;) z forum ... i żona nie wyobrażała sobie, aby z ze mną i dziećmi nie jechać ;)

Obiektywnie patrząc z zewnątrz i z wewnątrz - jest lepiej. Czy będzie dobrze i sielankowo? Nie zastanawiam się już nad tym - i szczerze mówiąc, wątpię - bo podeptane zaufanie jest (przynajmniej u mnie) bardzo trudne do odbudowania.

U mnie wariant na grzecznego czekającego ciepłego i dobrotliwego misia się nie sprawdził.

Sprawdziło (sprawdza) się odwieszenie i skupienie uwagi na sobie i dzieciach.

Żona teraz dużo lepsze ma relacje z dziećmi, a na mnie coraz częściej (co się prawie wcale wcześniej nie zdarzało) czeka np. ciepły obiad - jasne, drobnostka - ale jak się czegoś wcześniej nie miało, to cieszy tym bardziej. Czy małżeństwo w obecnym kształcie potrwa długo? Nie wiem - ale nie spędza mi to snu z powiek.

Podsumowując - Dobsonowskie otwarcie klatki, zajęcie się sobą i swoimi emocjami (12 kroków) jest moim zdaniem warte polecenia.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: marylka »

Ja wspomne jeszcze o innym aspekcie w powolaniu do malżenstwa.
Małżonkowie powinni wyciagac sie z brudów i sprawiac, żeby sie przy sobie zbawili.
Ja kiedy powiedzialam o meża zdradzie jego rodzinie i mojej mialam dwa cele
Po pierwsze - nie chcialam udawac że wszystko jest ok bo nie było i zwyczajnie - powiedziałam prawdę dlaczego sie wyprowadzam
Po drugie - wiedziałam jakie stanowisko do zdrad ma rodzina cala - i moja i meża.. I jeżeli nawet mnie nie slucha, bo żona to wiadomo - wiecznie zgrzedzi i mija sie z prawda - to już zwłaszcza jego rodzina już tak sie nie myli w jego oczach. Wiec mysle że powiedzenie lub nie rodzinie zależy jak blisko jestesmy z ta rodzina - na ile możemy sobie zaufac i pomoc nawzajem
Byłam pewna, że przez to że powiedzialam rodzinie maż odejdzie ode mnie definitywnie i potraktuje to jako moja tym razem zdradę jego wielkiej mega tajemnicy.
Może zabrzmiec niewiarygodnie ale wolalam żeby wysłuchał że źle robi nawet kosztem naszego calkowitego rozstania.
Moje dzieci też sie dowiedziały.
No cóż....nam finalnie to wyszło na dobre bo dzis jestesmy razem.
Ja jestem zwolenniczka twardej miłosci bo u mnie to zadzialało.
Uważam że taki zdradzajacy szybko sie musi określic - ktorego partnera wybiera.
Bo jesli on wraca od kowalskiej do żony...a ona wie że od kowalskiej wraca...i czeka z uśmiechem i serdecznoscią....no ja sobie tego nie wyobrażam i dla mnie to paranoja jakaś.
Poza tym...tak na dwa fronty grać aż jeden sie wycofa...i druga alternatywa zostaje......czyj to sukces? Czy to sukces?
Jeżeli ja widze że maż ucina relacje z tamta i robi wszystko, żeby odbudowac nasz związek to chyba bardziej mu wierze niż gdyby sie okazało, że wrocil bo kowalska kopnela go i nowego znalazla a on"przypomnial " sobie że zawsze mnie kochał.
Ktory powrot jest wiarygodny?
Dodam że moj maż dwa lata bawil sie ze mna w kotka i myszke.
Aż w koncu powiedzialam dosć i wtedy też powiedzialam rodzinie bo sie wyprowadzilam.
I jesli mialabym cos sugerowac Tobie tomko to właśnie to - zastanow sie czy ta sytuacja Cie nie niszczy - jako człowieka, pracownika, czy możesz sie wysypiac czy dobrze sie odżywiasz.
Jak to przeżywasz.
Bo jesli ta sytuacja niszczy Cie fizycznie i psychicznie to trzeba cos z tym zrobić. Bo nie pomożesz ani żonie ani sobie tomko. Ja wlaśnie tak zrobiłam - zobaczylam nedzna kopie siebie w lustrze - stara, przerażoną kobietę, która zamiast cieszyc sie źyciem to drży czy dzis mnie zdradzil czy nie. I czy przylapie go dzis na klamstwie czy nie
Sama do siebie powiedzialam że już tak nie chce żyć. I jak mu źle ze mną to to trudno - czas sie pożegnać. Bo jeszcze miesiać dwa i zejde z tego świata z tych nerwow na zawal albo depresje
I zwyczajnie - nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie. I wtedy dotarło do mnie że on mnie nie szanuje.
Dotarlo jeszcze cos gorszego do mnie - ja sama siebie nie szanuje skoro pozwalam sie tak traktować
Wiec skoro ja sama siebie nie szanuje dlaczego maż mialby mnie szanować?
A mam dla kogo żyć. Dzieci przede wszystkim. Ale wileu przyjaciół i znajomych. Przestalam rozpaczliwie żebrac o miłość. Mąż mnie odrzucil ale ja nie bylam sama.
I wtedy nagle jak już sie gdzieś pogodzilam ze stratą......zaczął się proces powrotu męża, ktory już nie byl taki łatwy.
To moja historia.
Jedno moge napisac z cala stanowczoscią - źycie w oszukiwaniu samego siebie - to nie życie.
Najgorsza, najbolesniejsza ale PRAWDA - to jest prawdziwe życie
Pozdrawiam
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: tata999 »

lustro pisze: 11 maja 2020, 22:41
tata999 pisze: 11 maja 2020, 21:59
lustro pisze: 11 maja 2020, 21:30 Czyli twarda milosc i podbijanie dna...moga byc wobec kobiety skuteczne?
Myślę, że nie.
Ale mogę się mylic.
Może wypowie sie ktoś , kto w taki sposib uratował swoje malzenstwo i odzyskal kobietę/żonę?
Mi twarda miłość i podbijanie dna pomogły odzyskać samego siebie. Niedojrzałej kobiety nie. Ślub nie był ważny. Co jeszcze znamienne to, że inne kobiety lepiej oceniają mnie po tym, jak odzyskałem samego siebie.
To dość ryzykowne, czerpanie wnioskow z tego, co mówią inne kobiety lub inni mezczyzni. A czy dojrzale?

I rozumiem, ze twarda milosc i podbijanie dna nie pomogly Ci uratowac twoje małżeństwo?
Jak uratować coś czego nie ma? Odbyła się ceremonia ślubna jednakże ślub nie był szczery. Można powiedzieć, że nie uratowałem pozornego małżeństwa. Chcę nie trwać w fałszu, więc swoją decyzję uważam za słuszną. Myślę, że do prawdziwego małżeństwa jestem przygotowany jeszcze lepiej właśnie dzięki m.in. pogłębieniu wiedzy o "twardej miłości" i podbijaniu dna. Konsekwencje "twardej miłości" są mi po drodze i tym, co z dumą chcę przyjmować.
lustro pisze: 11 maja 2020, 22:41
tata999 pisze: 11 maja 2020, 21:59
lustro pisze: 11 maja 2020, 21:30 Czy nie tą kobietę, taką jaką byla przed odejściem, chcial by kazdy z porzuconych mezow odzyskać?
Sądzę, że nie taką. Raczej woleliby taką żonę, która wyniosłaby jakaś naukę ze swojego błędu.
Rozumiem, ze wypowiadasz się w swoim imieniu?
Nie chcial bys odzyskac "tamtej" zony, z czasów, kiedy bylo dobrze?
Zakladasz błąd żony. I jej wnioski...
A swój błąd?
Oczywiście, że odniosłem się do sugestii o tym, co mieliby woleć jacyś inni mężowie. Dodałem wyraz "raczej", żeby to uwypuklić w swojej wypowiedzi. Następnym razem spróbuję wyrazić to jeszcze dobitniej.

Myślę, że pytanie o odzyskiwanie "tamtej żony" jest błędnym ujęciem tematu. Nie da się wrócić do przeszłości. Pozostaje przeżywanie teraźniejszości i ew. budowanie przyszłości. Nikt nikogo nie odzyskuje, nie wyciąga z wehikułu czasu. Druga sprawa, że czasy kiedy było dobrze to tylko odczucie/uczucie, które może być błędne, jak euforia w czasie upojenia alkoholowego. Następnego dnia można jej żałować. Co więcej, dobre czasy przychodzą i odchodzą, więc warto zwrócić uwagę na relację, jaka jest również w złym czasie. Nie bez powodu mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Nawiązując do Biblii, ojciec nie odzyskał Syna Marnotrawnego "z czasów kiedy było dobrze".

Nie wiem czy prawidłowo, wyczuwam sugestię, że mąż powinien podlegać żonie. Pewnie są przypadki, że małżonkowie umieją się w taki sposób dogadać/ułożyć, choć pewnie są też przypadki kiedy tak nie potrafią, są nieszczęśliwi z tego powodu, prowadzi to do poważnych konsekwencji, a w mojej głowie rodzi pytanie, czy taka para jest w ogóle zdolna do małżeństwa.

Każda osoba (również mężczyzna) ma wiele spraw, o które będzie walczyć, np. o siebie, o Boga, rodzinę. Nie da się umierać za wszystko. Kaprysy, roszczenia, domaganie się uwagi, "zabieganie" o małżonkę nieraz lepiej odpuścić w natłoku krytycznych spraw. Dla przykładu, nie da się być ratownikiem, kiedy samemu nie jest się silnym.

Co do błędu osoby, czy to żony, czy męża to zakładam, że popełniają błędy i będą je popełniać wszyscy. Nie mam problemu z uznaniem własnej winy, licznych błędów na każdym polu, nie tylko w stosunku do jednej osoby. Jeśli kogokolwiek bym uraził, to z góry przepraszam.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Trudne relacje z niedojrzałą żoną

Post autor: lustro »

Wiedźmin pisze: 11 maja 2020, 23:07
lustro pisze: 11 maja 2020, 21:30 [...]
Czyli twarda milosc i podbijanie dna...moga byc wobec kobiety skuteczne?
Myślę, że nie.
Ale mogę się mylic.
Może wypowie sie ktoś , kto w taki sposib uratował swoje malzenstwo i odzyskal kobietę/żonę?
To może ja ;).
U mnie "dobrotliwość i życzliwość" była przez żonę odbierana ze zdziwieniem (jak u Ciebie) oraz jako oznaka słabości.
Ja podobnie jak wielu piszących, w początkowej fazie miałem tendencję do brania 100% winy na siebie.
Wyidealizowałem całkowicie i tak mocno już odrealniony obraz żony.

W bardzo trudnych chwilach, chcąc "odkupić" swe małżeńskie winy, robiłem dziwne rzeczy - ;) potrafiłem zanosić jej ciepłe obiadki do pracy ;) ... no dużo z obecnej perspektywy "dziwnych zachowań".

Nic one nie dały - wręcz przeciwnie. Myśli żony: "Mąż dalej o mnie zabiega, stara, się... jak piszesz lustro - "zdobywa" ... super :) ... prócz męża fajnie jak pozdobywa jeszcze pan X, Y ... czy też Z"... zatem zielone światło...

Zmiana nastąpiła wyraźna, po tym, jak żona odebrała pozew o rozwód na poczcie.
Udało się wówczas na mediacjach wyrównać finansowy wkład w rodzinę, aby żona w podobnym zakresie ponosiła koszt utrzymania mieszkania i dzieci... i pare innych spraw.

Ja jednak wciąż byłem uwieszony i "dobrotliwie życzliwy" ... zapatrzony wciąż trochę jak w obrazek.

Po kolejnym panu niech to będzie "Z" - (to się jakoś zbiegło z rozpoczęciem 12 kroków) ...
... stwierdziłem, że starczy już całkiem tej dobrotliwości - postanowiłem, że póki dzieci małe, to pociągnę dalej ten wózek zwany rodziną, bo we dwoje jednak łatwiej... a potem - co ma być to będzie - mi już naprawdę nie zależy... tu był początek prawdziwego odwieszania się.

Oprócz wyproszenia żony na kanapę, przestałem kierować swoją uwagę w jej stronę.
Na wakacje 2019 pojechałem sam z dziećmi - nie nagabywałem na żadne wspólne wyjścia - na nic.

Minęło sporo czasu - nie wiem, czy to moja zmiana czy zbieg okoliczności, ale zauważyłem, że to żona zaczyna mnie wyciągać i zapraszać na różne wspólne aktywności... no i ogólnie zyskał dom i dzieci...

Ostatnio pojechaliśmy na weekend majowy do jednej z forumowiczek / sycharowiczek ;) z forum ... i żona nie wyobrażała sobie, aby z ze mną i dziećmi nie jechać ;)

Obiektywnie patrząc z zewnątrz i z wewnątrz - jest lepiej. Czy będzie dobrze i sielankowo? Nie zastanawiam się już nad tym - i szczerze mówiąc, wątpię - bo podeptane zaufanie jest (przynajmniej u mnie) bardzo trudne do odbudowania.

U mnie wariant na grzecznego czekającego ciepłego i dobrotliwego misia się nie sprawdził.

Sprawdziło (sprawdza) się odwieszenie i skupienie uwagi na sobie i dzieciach.

Żona teraz dużo lepsze ma relacje z dziećmi, a na mnie coraz częściej (co się prawie wcale wcześniej nie zdarzało) czeka np. ciepły obiad - jasne, drobnostka - ale jak się czegoś wcześniej nie miało, to cieszy tym bardziej. Czy małżeństwo w obecnym kształcie potrwa długo? Nie wiem - ale nie spędza mi to snu z powiek.

Podsumowując - Dobsonowskie otwarcie klatki, zajęcie się sobą i swoimi emocjami (12 kroków) jest moim zdaniem warte polecenia.

Wiedźminie


Przeczytałam bardzo uwaznie Twój post. I bardzo Ci za niego dziekuję. Bo dzieki Tobie doznałam swego rodzaju oświecenia.
I teraz chyba juz rozumiem dlaczego jest odbierane inaczej niz moje intencje, to co piszę...

Czy ja gdziekolwiek napisałam, że nalezy wisiec na zonie?
Nie.
Ale fakt, nie napisała, że nalezy się odwiesić, pozostając nadal w zwykły ludzki sposób życzliwym.
To mój bład.
I bardzo proszę czytających o uzupełnienie w treści moich wypowiedzi o to : bycie po ludzku zyczliwym i pomocnym nie ma nic wspónego z uwieszeniem na współmałzonku.

Mój mąż popełnił wiele błedów ( tak samo jak i ja) robiąc dziwne rzeczy ( podobnie jak piszesz Wiedzminie o sobie), żeby odzyskać zonę.
A ja oczekiwałam min, że przestanie mnie tym atakować, że zacznie sie rozwijać, mieć swoja przestrzeń, zainteresowania, znajomych, świat...stanie sie samodzielnym odrębnym człowiekiem.
Miałam serdecznie dość jego uwieszenia, które moze objawiało się w inny sposób niz u Ciebie, ale mimo wszystko odbierało mu "wartość" w moich oczach.
(No tak, kryzys to jednak mocno skomplikowane i złożone zjawisko, jak sie okazuje.)

Kiedy przestał na mnie wisiec, pojechał z dziecmi sam na wakacje ( analogia?), zaczał mieć jakies swoje zainteresowania, gdzies czasem wychodził, zaczął mieć troche swojego zycia, a nadal zachował swoją zyczliwość ( podobnie jak Ty, ze tego co piszesz), która nie była forma nacisku ale po prostu postawą, szczerą i prawdziwą...wtedy to zaczęło działać.

Nie myslałam, że trzeba tu duzymi literami pisać - ODWIEŚ SIE OD ZONY, ZAJMIJ SIE SOBĄ, ALE BADŹ NADAL ŻYCZLIWY I POMOCNY - JAK MĄŻ.
Wydawało mi się to takie oczywiste, żeby zachować ten złoty środek.
A przy odwieszaniu i odcinaniu zauważyłam tendencję totalnego zlekceważenia drugiej strony.

Wiec, pomimo, że pozornie Twoja opowieść Wiedźminie, zaprzecza mojemu twierdzeniu, to jednak mam wrażenie, że dokładnie je potwierdza.

No i znowu nie wiem, czy ktos mnie zrozumiał :?
Moze powinnam jednak przestac pisać, bo za słabo mi to wychodzi.


PS
Mój mąż swoim uwieszeniem odbierał mi bardzo skutecznie także moją przestrzeń. Nie zdawałam sobie na poczatku z tego sprawy zaabsorbowana dziećmi, domem i mężem ( który był dla mnie najważniejszym człowiekiem przez wiele lat).
Mamy to, na co sie godzimy -wiec tak się zadziało.
Pozwoliłam sobie odebrac wszystko w imie miłości i małżeństwa.
To sie nie mogło dobrze skończyć...
Odebralismy sobie powietrze niezbedne do oddychania i zycia, tylko, że ja udusiłam się wczesniej ( widac mam niedojrzały układ oddechowy ;) )
No tak... wolnośc okazuje sie być kluczowa w związkach.
ODPOWIEDZ