1,5 roku kryzysu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fannyprice, tak mi przykro, przytulam. Wiem jak to boli.

Mamy starszego syna ale w kwietniu jak nie można się było w domach odwiedzać to mąż nie mógł zrozumieć dlaczego nie może do nas wejść lub syn ma być z nim w aucie w maseczce - przecież on nie jest obcy (tylko poza domem i kontrolą 🙁 ). Twój mąż myśli tylko o sobie dlatego nie interesują go twoje obawy. A ty masz prawo mówić nie. Ja zawsze byłam łagodna, ale moja pani adwokat mi tłumaczyła, że mam prawo wymagać od męża np. częstszych wizyt u syna, większych pieniędzy, ale mój mąż i tak wszystko odbierał jako atak.

Wiem że masz małe dziecko i trudno je teraz z kimś zostawić ale pewnie dobrze by ci zrobiły rozmowy z terapeutą. Mi pomogły stanąć na nogi. Dziś byłam z mężem na wspólnej terapii i czułam się tak jakbyśmy żyli w alternatywnej rzeczywistości - każde inaczej pamięta zdarzenia, niestety mąż wszystko neguje.

A znasz konkretne powody zawarte w pozwie - może udałoby Ci się z mężem pójść jeszcze na mediacje. Szkoda ponosić koszty na adwokatów gdy można się dogadać.

Mam nadzieję, że uda Ci się jak najdłużej karmić córeczkę, ja miałam problemy z karmieniem - wszystko przez stres i nerwy.

Niech Cię Bóg prowadzi. Trzymaj się.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Pavel »

Nie mam wątpliwości, że Najważniejszy i najbardziej potrzebny jest ci spokój i odpoczynek, na pewno nie masz obowiązku się tłumaczyć teściom i można krótko, stanowczo ale kulturalnie i z miłością ucinać wchodzenie w tematy trudne które mogą jednak poczekać.
Moim zdaniem jednak warto rozmawiać i budować zamiast tworzyć kolejne mury.

Twoi teściowie jak i mąż zapewne zupełnie inaczej widzą obecną sytuację. Jednostronnie, subiektywnie zupełnie jak...ty, i panie które napisały powyżej.

Najwyraźniej dla teściów twoje zachowanie to przejaw braku szacunku do nich oraz pokazanie tego jaki masz do nich stosunek.
I mają (wyolbrzymione zapewne przez swoje nastawienie do ciebie i trudne emocje) przeróżne argumenty na słuszność tych pretensji. Czy jest w tym słuszność, chociaż w części - sama możesz się przyjrzeć.

Ja na miejscu twojego męża również byłbym zapewne niezadowolony gdybym nie mógł zobaczyć dziecka na żywo.Ba, pewnie byłbym wyciekły a propozycję widzenia przez komputer potraktowałbym jak policzek.

Wszelkie argumenty „za” i „przeciw” w związku z sytuacją związaną z najbardziej medialnym wirusem w historii da się łatwo zbić, w zależności od poglądów, poziomu wiedzy i zapatrywań w tym obszarze.
Zakładam jednak (może się mylę), że gdyby wasza sytuacja małżeńska była przynajmniej poprawna, Mąż by z wami mieszkał i miał dokładnie taki sam stosunek do tego wirusa, nie byłoby problemów z widzeniem dziecka na żywo. A przecież w teorii ryzyko byłoby dokładnie takie samo. Kazalabyś się wtedy mężowi wyprowadzić?
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Pavel pisze: 09 lis 2020, 20:26 Ja na miejscu twojego męża również byłbym zapewne niezadowolony gdybym nie mógł zobaczyć dziecka na żywo.Ba, pewnie byłbym wyciekły a propozycję widzenia przez komputer potraktowałbym jak policzek.

Wszelkie argumenty „za” i „przeciw” w związku z sytuacją związaną z najbardziej medialnym wirusem w historii da się łatwo zbić, w zależności od poglądów, poziomu wiedzy i zapatrywań w tym obszarze.
Zakładam jednak (może się mylę), że gdyby wasza sytuacja małżeńska była przynajmniej poprawna, Mąż by z wami mieszkał i miał dokładnie taki sam stosunek do tego wirusa, nie byłoby problemów z widzeniem dziecka na żywo. A przecież w teorii ryzyko byłoby dokładnie takie samo. Kazalabyś się wtedy mężowi wyprowadzić?
Gdy mąż mieszkał z nami, oprócz kilku dni po powrocie ze szpitala gdzie wykazywał zaangażowanie, dziecko dla niego nie istniało. Nie brał na ręce, nie przewijał, nie patrzył, nie dotykał, gdy prosiłam by choć na chwilkę się zajął bym mogła iść do toalety, to wtedy chwycił ją jedną ręką a drugą trzymał telefon z grą. Mimo wszystko prosiłam i pilnowałam by przestrzegał higieny, wychodził tylko do pracy gdzie ma styczność z jedną osobą. Teraz zachorowań jest coraz więcej, zaostrzono obostrzenia, w gronie moich bliskich 3 osoby są chore i to nie staruszkowie a nasi rówieśnicy, jedna z nich w ciężkim stanie pod respiratorem... Wiem że mąż teraz już w ogóle niczego nie przestrzega, mówi że wirus nie istnieje. Od razu po wyprowadzce wziął dodatkową pracę, której wcześniej nie wykonywał przez wzgląd na wirusa właśnie. To praca gdzie dużo się jeździ w różne miejsca i ma się kontakt z wieloma osobami dziennie. Ja naprawdę się boję, że zachoruje malutka, ja, albo moi rodzice, oboje powyżej 60-tki którzy mieszkaja pietro niżej...
Zastanawiam się czy naprawdę mężowi chodzi o kontakt z dzieckiem. Ostatnio gdy wtargnął z zaskoczenia, nawet nie wykorzystał tej sytuacji by choć spojrzeć na dziecko, coś do niej powiedzieć, uśmiechnąć się, trzymałam małą na rękach a on w tym czasie krzyczał że wszystkiego pożałuję, że jeszcze zobaczę co mnie czeka za utrudnianie mu kontaktu z córką itd. Mając okazję, choć sam ją wymusił, to tego kontaktu nawet nie podjął. Wideorozmowy nie, spacer na powietrzu nie, kontakt z odległości nie, zobaczenie dziecka przez szybę czy z balkonu też nie, na zasadzie nie bo nie. A później informacja że ja utrudniam i spotkamy się w sądzie. Myślę że chodzi kolejny raz o szum wokół sprawy, o widowisko, zaangażowanie innych osób, krzyczenie dookoła jak strasznie mąż został przeze mnie potraktowany bo miałam tupet powiedzieć dość na jego krzyki, wyzwiska i dręczenie... obawiam się, że dziecko jest tylko narzędziem do pokazania jaką ofiarą jest mąż.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Pavel »

Może tak być, może tak nie być.
Z całą pewnością kierują nim trudne emocje.

Polecam natomiast uruchomienie empatii i próbę spojrzenia na sytuację oczami męża. Bo sama byś się podejrzewam na podobne warunki zobaczenia dziecka również buntowała.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Pavel pisze: 09 lis 2020, 23:01 Może tak być, może tak nie być.
Z całą pewnością kierują nim trudne emocje.

Polecam natomiast uruchomienie empatii i próbę spojrzenia na sytuację oczami męża. Bo sama byś się podejrzewam na podobne warunki zobaczenia dziecka również buntowała.
Gdybym była w jego sytuacji skorzystałabym maksymalnie z tych wszystkich form kontaktu byle tylko widzieć córeczkę. Dołożyłabym wszelkich starań by pokazać że ważne jest dla mnie bezpieczeństwo dziecka, więc nawet nie wierząc w wirusa założyłabym tę maseczkę. Choćby dla świętego spokoju, zamiast awanturować się i tracić czas, który można spędzić z dzieckiem, na tłumaczenia o tym że wirus to fikcja itp.
Próbuję patrzeć z empatią, ale widzę tylko egoistyczną postawę - albo będzie tak jak ja chcę, albo wcale i idę do sądu. Gdzie w tym wszystkim jest dobro dziecka?
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Pavel pisze: 09 lis 2020, 23:01 Może tak być, może tak nie być.
Z całą pewnością kierują nim trudne emocje.

Polecam natomiast uruchomienie empatii i próbę spojrzenia na sytuację oczami męża. Bo sama byś się podejrzewam na podobne warunki zobaczenia dziecka również buntowała.
Można spojrzeć na sytuację oczami męża, szczególnie, że zarówno jako ludzie się różnimy, ale również kobieta i mężczyzna mają różne cechy różnicujące osobowość, ale jeśli to dane działanie danej osoby jest niezbyt dobre, niewłaściwe, nieodpowiednie w danym momencie czy sytuacji to chyba głupotą byłoby aprobowanie i zgoda. Jeśli chodzi o koronavirusa to jest to wirus nie poznany do końca i trzeba szanować to że ktoś się obawia o życie swoje lub najbliższych a szczególnie niemowlaka u którego choroby mają często niespodziewany nagły przebieg. W rodzinie mam kogoś pracującego w sanepidzie - osoba zawsze pedantyczna i ostrożna - teraz jeszcze bardziej. Ja nie dezynfekuje wszystkiego dookoła, ale przestrzegam podstawowych zasad w pracy, na ulicy i w domu. Mam starszych teściów, którzy bardzo obawiają się o swoje życie i zdrowie i szanuję to, chociaż z chęcią skorzystałabym z ich pomocy przy synu aby móc coś w tym czasie pozałatwiać na spokojnie (bo na ich syna to zbytnio dalej liczyć nie mogę), ale rozumiem ich lęki, więc nie spotykamy się. Mam też w rodzinie kilka osób, które wyśmiewają obostrzenia i wirusa, szczególnie z jedną osobą, która twierdzi że choroby nie istnieją (nawet grypa, alergie, nowotwór itd) trzymam większy dystans, tym bardziej, że ostatnio była mocno chora i ani nie chciała się leczyć samodzielnie (bo nie uznaje lekarstw) ani nie chciała udać się do lekarza więc z ostrym kaszlem i gorączką wszędzie chodziła - i ta osoba nie mieszka z swoimi dziećmi i też nie może zrozumieć dlaczego nie może spotykać się z nimi - tj. dla ich bezpieczeństwa i zdrowia.

Niestety czasami trudno dotrzeć do innych, możemy próbować zrozumieć drugą stronę, ale chyba nie możemy naiwnie im wierzyć i ufać tym bardziej jesli do tej pory dana osoba swoim zachowaniem pokazywała więcej egoistycznej i niedojrzałej postawy. Tak jest u męża Fannyprice a także u mojego. Mój niedojrzały mąż który przez 10 lat myślał tylko o sobie (wydawał pieniądze głównie na siebie) nagle wczoraj stwierdził, że dobrze by nam zrobiła przeprowadzka na drugi koniec Polski - tam zaczniemy wszystko. Już widzę jak jedziemy 700 km, w miejsce gdzie nikogo nie znamy, mając puste konto bankowe, żadnej pracy zaklepanej i dziecko któremu wg prawa należy się opieka w ciągu dnia. Tym bardziej, że mój mąż opuścił naszą rodzinę dwukrotnie - nie mam pewności, że zrobi to kolejny raz. Powiedziałam, że jak będziemy na emeryturze lub wygramy w lotto to jak najbardziej możemy, a teraz to trochę lekkomyślne.

Fannyprice trochę się rozpisałam, ale ponieważ nasi mężowie działają bardzo podobnie to potrafię zrozumieć twoje myślenie i rozterki. Nie porzucaj modlitwy w intencji Twojego męża, może się w końcu otrząśnie i zawróci z niekoniecznie dobrej drogi którą teraz obrał. Spokoju życzę. Wiedz, że nie jesteś sama ze swoimi problemami i rozterkami. Masz Boga, rodzinę i nas. Twój mąż pewnie ma doradców wokół siebie, którzy niekoniecznie w duchu wiary katolickiej myślą.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Jest mi dziś bardzo trudno. Mąż odmienia słowo rozwód przez wszystkie przypadki. Jest jak opętany. Teściowie, którzy od jakiegoś czasu są obwieszeni różańcami i dodają masę religijnych treści na swoich profilach w portalach społecznościowych, mówią wprost że tylko rozwód jest rozwiązaniem. Mąż ustawia sobie status "wolny" i statusy że chętnie kogoś pozna i się zakocha. Czuję się jakbym żyła w jakimś matrixie...
W dodatku mąż szczegółowo wylicza co mam mu oddać, nawet sobie życzy połowę prezentów ślubnych i łóżeczko dziecka mam oddać bo on za nie płacił... :( Na pytanie gdzie córka ma spać słyszę, że mam sobie teraz sama radzić. Prosiłam męża o szczerą, spokojną rozmowę. Usłyszałam, że będzie rozmawiał ze mną tylko w obecności swoich rodziców albo wcale. Oboje jestesmy po 30-tce... :shock:

Zastanawiałam się już czy nie zostaliśmy jako małżeństwo jakoś przeklęci albo czy mąż nie jest pod wpływem złego. Teściowie stosują alternatywną medycynę - m.in. bioenergoterapię i próbują wciągać w to męża. Mnie też próbowali, ale powiedziałam stanowczo że nie interesuje mnie coś takiego bo jestem osobą wierząca. Tym też podpadłam, przecież to nic takiego, oni "chcieli dobrze", a ja znów na nie. Gdy jeszcze mieszkaliśmy razem mąż dużo oglądał w internecie bijatyk, przemocy, nagrań jakichś bójek gdzie mężczyźni się bili. Gdy włączałam jakieś religijne piosenki złościł się, wkładał stopery do uszu. Miał zmienioną twarz. Oczy do tej pory jasne i szczere stały się ciemne, zamglone.

Postanowiłam odmówić kolejną nowennę pompejańską. Poprzednio modliłam się o nawrócenie męża, a teraz czytałam świadectwo uzdrowienia małżeństwa, gdzie żona odmawiała nowennę za siebie samą, by się wzmocniła, była silną Bogiem kobietą. Z czasem mąż zaczął coś rozumieć i zmieniać się sam. To świadectwo mnie zainspirowało by modlić się w końcu za siebie samą, bym potrafiła pięknie żyć, z mężem czy bez niego. Najważniejsze aby z Bogiem.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
LvnWthHpe20
Posty: 121
Rejestracja: 09 lip 2019, 6:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: LvnWthHpe20 »

Bardzo mi przykro fannyprice,

Pan na to wszystko patrzy i widzi. Jak się modliłem moja żona podchodziła palcem popychała i wmawiała ze się swietokradzko modlilem.

Szatan, ponprostu

Modlitwa tylko modlitwa

Taki krzyż,

Pozdrawiam
Szczęśliwy mąż, który nie idzie za rada występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą”(Ps 1, 1-2)
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Caliope »

Dziwne to, masz rację że to jakiś Matrix. Szczególnie odwrotna pobożność teściów, przecież powinni nie uznawać rozwodu jeśli są szczerzy z Bogiem. Widzę ,że tak nie jest i za nich można się tylko pomodlić by też się nawrócili. Co do portali, to mi też było przykro że mój mąż ukrył status, ale ja twardo mam cały czas taki sam, że jestem żoną. Nie ma co się tym przejmować za bardzo, szkoda czasu, lepiej przeżywać to co dobre z córeczką :)
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fannyprice tak mi przykro, że musisz tego wszystkiego doświadczać. Przytulam mocno.

Choć wszystko zapewne w Tobie krzyczy z bólu, poczucia krzywdy, niezrozumienia... mimo że to trudne - myśl o sobie i córeczce, zawierz Bogu, daj czas czasowi - może mąż się opamięta. Może modlitwa egzorcysty coś pomogłaby jeśli masz przypuszczenia, że twój mąż może być pod wpływem złego.

Ja od męża znów usłyszałam "nic nie czuje". I znów mi się przykro zrobiło, popłakałam się ale zaraz się wzięłam w garść, poprosiłam Boga o siły bo znów się rozsypuje.

Włączyłam sobię pieśń Mocnych w Duchu
https://youtu.be/x6rEFlYPdCA
Która mnie uspokaja i chwilę potem natknęłam się na piękne słowa - których wtedy potrzebowałam (wklejam link mam nadzieję że dobrze bo piszę na szybko z telefonu a tu się uczę kopiowania dopiero)

https://youtu.be/JOpIBoZCIFM

Nie ma przypadków - znalazłam później że tworzy te Listy... autor książek dla małżonków które już tu na forum wskazywałam. Więc mam kolejny przykład, że przypadków nie ma - jest Bóg, który jest przy nas i różnymi drogami pokazuje nam że jest, troszczy się o nas i nas kocha.

Fannyprice przytulam jeszcze raz.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fannyprice, dopowiem jeszcze, że mój mąż niby chce naprawiać, ale się waha (kalkuluje czy zbyt wiele znów nie straci jak będzie ze mną :shock: ).

I też mi zaproponował rozmowę my i jego rodzice :o - a mój mąż ma już prawie 50tke ;) . Na razie nie mam ochoty i czasu na takie rozmowy. Bo co usłyszę?! - zapewne że jako żona mam być we wszystkim posłuszna mężowi. Już raz z nimi rozmawiałam 4 m-ce temu (bez męża bo on wtedy nie był zainteresowany) i usłyszałam że oboje jesteśmy winni tej sytuacji - z tym się zgadzam - natomiast nie zgadzam się z ich twierdzeniem, że jak się nie zmienię (tak jak chciałby tego mąż) to mogę żałować bo jak on się z kimś w tym czasie zwiąże to będzie nam trudno wrócić do siebie. Odebrałam to jako ich stwierdzenie że to będzie moja wina :shock: . Więc wiedząc co mnie może czekać podczas takiej rozmowy unikam jej.

Czekam aż mąż dorośnie, dojrzeje, zacznie nosić spodnie i brać odpowiedzialność - bo to że ma dowód osobisty i włosy przeplecione gdzieniegdzie siwizna nie znaczy że jest dorosły i dojrzały.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Avys »

Fannyprice, bardzo mi przykro, że tak się dzieje u Ciebie. Ustawianie takich statusów przez Twojego Męża ma wg. mnie tylko jeden cel i nie ma co obwijać w bawełnę jaki. To jest bardzo smutne raniące. Na to nie masz wpływu, czy się opamięta czy będzie w to brnął dalej tego nikt z nas nie wie. Przykry jest też Jego skrajny materializm!! -z tym łóżeczkiem to przeszedł samego siebie, do głowy by mi nie przyszło, że można tak postąpić! Ja bym chyba faktycznie podzieliła te prezenty ślubne na pół i oddała mu połówki....
Bardzo Ci współczuję.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ruta »

fannyprice pisze: 18 lis 2020, 14:42 Jest mi dziś bardzo trudno. Mąż odmienia słowo rozwód przez wszystkie przypadki. Jest jak opętany. Teściowie, którzy od jakiegoś czasu są obwieszeni różańcami i dodają masę religijnych treści na swoich profilach w portalach społecznościowych, mówią wprost że tylko rozwód jest rozwiązaniem. Mąż ustawia sobie status "wolny" i statusy że chętnie kogoś pozna i się zakocha. Czuję się jakbym żyła w jakimś matrixie... (...)

Postanowiłam odmówić kolejną nowennę pompejańską. Poprzednio modliłam się o nawrócenie męża, a teraz czytałam świadectwo uzdrowienia małżeństwa, gdzie żona odmawiała nowennę za siebie samą, by się wzmocniła, była silną Bogiem kobietą. Z czasem mąż zaczął coś rozumieć i zmieniać się sam. To świadectwo mnie zainspirowało by modlić się w końcu za siebie samą, bym potrafiła pięknie żyć, z mężem czy bez niego. Najważniejsze aby z Bogiem.
Funnyprice, znalazłaś bardzo dobre wyjście z tej sytuacji :)
Trzymaj się swojego postanowienia - a męża i teściów zostaw, nie sprawdzaj statusów męza, nie koncentruj się na tym co mówią teściowie, jakie żadania stawia mąż. Nie masz też obowiązku uczestniczyć w rozmowie z mężem i jego rodzicami. Pamiętaj: jesteś córką Króla, Jego ukochaną córką.

Jestem pełna podziwu dla Ciebie - że nie dałaś się namówić teściom na żadne dziwne praktyki. Gdy jest się młodą mężatką, chce się jakoś dobrze ułożyć z teściami, odmowa jest trudna. Pamiętam siebie z początków mojej relacji z teściami - moi na szczęście nie mieli takich pomysłów, ale mieli inne. I ja "tolerancyjnie" na nie przystawałam, aby nie psuć relacji, choć w sobie czułam sprzeciw. Nie miałam odwagi, by mówić za siebie, ani by odmówić. Gdy przeczytałam o tym, jak odmówiłaś, poczułam się spokojna o Ciebie - poradzisz sobie :) Do tej pory postrzegałam Cię jako kruchą i wrażliwą - i dalej myślę, że ta wrażliwość w Tobie jest i jest ładna. To piękne w nas kobietach, że przy całej naszej wrażliwości - możemy też równocześnie, wcale z niej nie rezygnując, mieć siłę, sięgać po nią i z niej korzystać, by pozostawić nienaruszonym to, co dla nas ważne.

Jedno z wezwań Litanii Loretańskiej brzmi - Matko przedziwna. Jest taka piękna książeczka siostry Anny Pudełko, na bazie rozważań tej Litanii "Kobieta w pełni szczęśliwa". Odkąd ją przeczytałam, zawsze sobie myślę, że to wezwanie mówi nam o tej zdumiewającej umiejętności Maryii (i dostępnej także dla każdej z nas), bycia łagodną i stanowczą równocześnie, że Jej nienaruszoność oznacza równocześnie ogromną łagodność i miękkość, jak i ogromną siłę. Gdy po Nowennie chciałam zostać z Maryją, zostałam z Nią właśnie w Litanii Loretańskiej - a ta książeczka siostry Pudełko (dostępna cały czas w sprzedaży), pomogła mi wejść w głębię tej Litanii i zobaczyć, jak może być pomocna dla mnie nie tylko w rozwoju mojej więzi z Maryją, ale też w moim rozwoju jako Kobiety.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Pavel »

Fannyprice,
Ja napiszę ze swojego punktu widzenia.
Aby była jasność, nie uważam go za „na pewno prawdziwy”, to tylko zbiór ewentualności.

Tak jak pisałem wcześniej, nie mam wątpliwości po tym co piszesz, że twoim mężem kierują emocje. Te trudne. Możliwe, że twoimi teściami również.
To co napisałaś o słowach męża, że będziecie rozmawiać w obecności jego rodziców lub wcale jest oczywiście niewłaściwe i sprzeczne z zasadami zdrowo funkcjonującego małżeństwa.
Brzmi wręcz absurdalnie, prawda?

Chciałbym się jednak nad tym pochylić, bo widzę tu kilka możliwości (z racji braku danych nie jestem w stanie rozstrzygać co jest najbliższe rzeczywistości, a w sumie mogą się te opcje nawet pokrywać):
1) Mąż jest totalnie zespawany z rodziną pierwotną, jego rodzice są toksyczni. Ty funkcjonujesz top-top lub względnie ok.
W takim wypadku bezwzględnie warto się bronić, chronić, odcinać, izolować.

2) Mąż jest nazbyt związany z rodziną pierwotną, rodzice patrzą subiektywnie i stronniczo, a ich pretensje nie mają Obiektywnych podstaw. Ty funkcjonujesz Ok.

3) mąż jest nazbyt związany z rodziną pierwotną, teściowie patrzą stronniczo, ale i ty masz sobie nieco Lub więcej niż nieco do zarzucenia w kontaktach mężem i z nimi.

4) Mąż nie jest zespawany nadmiernie z rodziną pierwotną, teściowie są stronniczy ale ich uwagi mają podstawy. Ty również masz sobie sporo do zarzucenia, chociaż może tego nie widzisz.

Warto wtedy wg mnie rozmawiać, być otwartym na dialog, ale konsekwentnie bronić swoich granic. Warto rozeznać co u mnie funkcjonuje nie tak jak należy. I zmieniać to bez oglądania się na drugą stronę i wymówek typu „a wy to tamto i owamto”.

Ja pamiętam rożne pretensje mojej mamy w kierunku mojej żony (szcześliwie wygłaszane mi). Tak jak żony wobec mojej mamy.
Obiektywnie obie strony miały niemało racji w swoich pretensjach, niestety każda ze stron patrzyła na koniec własnego nosa, widząc u drugiej strony Belkę, nie zwracając uwagi na swoją. Gdy z nimi rozmawiałem głównym argumentem było „bo ona” i „ja nie chcę, nie muszę”.
W ten sposób ciężko budować. A ja byłem pod presją i osądem obu stron. Między młotem a kowadłem.
Szcześliwie ja nie poddawałem się Bardziej lub mniej nieświadomym manipulacjom mojej mamy. Pamiętałem, że mój tato po wizytach u babci wiele razy robił awantury w domu. Bo ulegał manipulacjom i emocjom.
Akurat tego udało mi się nie powielić.

W wielu pretensjach Znajduje się natomiast chociaż ziarno Prawdy. Czasem nawet worek ziaren ;)
To, że niewłaściwie, nieumiejętnie podane - przez krzyk, agresję, pretensję, atak, to inna sprawa.
Nie wyklucza to jednak tego, że warto się temu przyjrzeć i jeśli jest co z tym robić - naprawiać.

Być może twój mąż powiedział tak w emocjach, bo wg niego (lub wg twoich teściów) nie szanujesz ich. A to wg niego może oznaczać, że nie szanujesz i jego.

Może w taki nieumiejętny sposób przekazał swoje/ich odczucia i odbiór ciebie/twojego zachowania, stosunku.
Może w taki niezdrowy sposób atakują, bo czują się twoim zachowaniem/decyzjami atakowani.
Żeby była jasność, nie ośmielam się twierdzić że mają do tego podstawy lub nie.

Wiem natomiast, że bez pokornej I otwartej na słuchanie drugiej strony rozmowy, najlepiej w duchu komunikacji bezprzemocowej ciężko będzie o pozytywne zmiany, jakiś konsensus.

Ja jestem niepraktykującym racjoholikiem.
W trakcie pobytu na forum nauczyłem się (między innymi) dwóch rzeczy:
-wolę mieć relację niż rację
-jako mężczyzna mocno inaczej patrzę na świat niż moja żona. Jej nawet subiektywne odczucia i pretensje są bardzo ważne. Nawet tak samo jak obiektywne. Bo są jej.
Nie warto deprecjonować drugiej strony, warto się nawet absurdalnym pozornie pretensjom przyglądać.

Zostawiam to twojemu rozeznaniu.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Bławatek pisze: 19 lis 2020, 8:15 I też mi zaproponował rozmowę my i jego rodzice :o - a mój mąż ma już prawie 50tke ;) . Na razie nie mam ochoty i czasu na takie rozmowy. Bo co usłyszę?! - zapewne że jako żona mam być we wszystkim posłuszna mężowi. Już raz z nimi rozmawiałam 4 m-ce temu (bez męża bo on wtedy nie był zainteresowany) i usłyszałam że oboje jesteśmy winni tej sytuacji - z tym się zgadzam - natomiast nie zgadzam się z ich twierdzeniem, że jak się nie zmienię (tak jak chciałby tego mąż) to mogę żałować bo jak on się z kimś w tym czasie zwiąże to będzie nam trudno wrócić do siebie. Odebrałam to jako ich stwierdzenie że to będzie moja wina :shock: . Więc wiedząc co mnie może czekać podczas takiej rozmowy unikam jej.

Czekam aż mąż dorośnie, dojrzeje, zacznie nosić spodnie i brać odpowiedzialność - bo to że ma dowód osobisty i włosy przeplecione gdzieniegdzie siwizna nie znaczy że jest dorosły i dojrzały.
Zadziwia mnie to, skoro Twój mąż ma prawie 50-tkę to jego rodzice to już seniorzy i że też jeszcze chce ich angażować w wasze małżeńskie problemy... Naprawdę nie umiem tego pomieścić w głowie.
Avys pisze: 19 lis 2020, 10:02 Fannyprice, bardzo mi przykro, że tak się dzieje u Ciebie. Ustawianie takich statusów przez Twojego Męża ma wg. mnie tylko jeden cel i nie ma co obwijać w bawełnę jaki. To jest bardzo smutne raniące. Na to nie masz wpływu, czy się opamięta czy będzie w to brnął dalej tego nikt z nas nie wie. Przykry jest też Jego skrajny materializm!! -z tym łóżeczkiem to przeszedł samego siebie, do głowy by mi nie przyszło, że można tak postąpić! Ja bym chyba faktycznie podzieliła te prezenty ślubne na pół i oddała mu połówki....
Bardzo Ci współczuję.
Ustawia te statusy publicznie, każdy może zobaczyć z naszych znajomych, krewnych - a tak naprawdę nikt jeszcze nie wie o tym, że jest tak źle u nas. Z resztą informację o tym dostałam od koleżanki która napisała mi "Co ten Twój mąż robi? On tak na serio?". Może on naprawdę musi się tak upodlić i upaść na samo dno :( Z tymi prezentami to jest w ogóle jakiś absurd, bo na ślub dostaliśmy głównie pieniądze, które przez te dwa lata wspólnie wydaliśmy na sprzęty, remonty, naprawy samochodów, podróże i ja już nawet nie pamiętam ile łącznie dostaliśmy, a teraz mąż mówi "oddaj połowę pieniędzy z kopert" :? Łóżeczka nie zamierzam mu oddawać, to absurdalne i niepoważne żądania zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że jak na razie nie łoży na utrzymanie dziecka.
Ruta pisze: 19 lis 2020, 10:11 Funnyprice, znalazłaś bardzo dobre wyjście z tej sytuacji
Trzymaj się swojego postanowienia - a męża i teściów zostaw, nie sprawdzaj statusów męza, nie koncentruj się na tym co mówią teściowie, jakie żadania stawia mąż. Nie masz też obowiązku uczestniczyć w rozmowie z mężem i jego rodzicami. Pamiętaj: jesteś córką Króla, Jego ukochaną córką.

Jestem pełna podziwu dla Ciebie - że nie dałaś się namówić teściom na żadne dziwne praktyki. Gdy jest się młodą mężatką, chce się jakoś dobrze ułożyć z teściami, odmowa jest trudna. Pamiętam siebie z początków mojej relacji z teściami - moi na szczęście nie mieli takich pomysłów, ale mieli inne. I ja "tolerancyjnie" na nie przystawałam, aby nie psuć relacji, choć w sobie czułam sprzeciw. Nie miałam odwagi, by mówić za siebie, ani by odmówić. Gdy przeczytałam o tym, jak odmówiłaś, poczułam się spokojna o Ciebie - poradzisz sobie Do tej pory postrzegałam Cię jako kruchą i wrażliwą - i dalej myślę, że ta wrażliwość w Tobie jest i jest ładna. To piękne w nas kobietach, że przy całej naszej wrażliwości - możemy też równocześnie, wcale z niej nie rezygnując, mieć siłę, sięgać po nią i z niej korzystać, by pozostawić nienaruszonym to, co dla nas ważne.

Jedno z wezwań Litanii Loretańskiej brzmi - Matko przedziwna. Jest taka piękna książeczka siostry Anny Pudełko, na bazie rozważań tej Litanii "Kobieta w pełni szczęśliwa". Odkąd ją przeczytałam, zawsze sobie myślę, że to wezwanie mówi nam o tej zdumiewającej umiejętności Maryii (i dostępnej także dla każdej z nas), bycia łagodną i stanowczą równocześnie, że Jej nienaruszoność oznacza równocześnie ogromną łagodność i miękkość, jak i ogromną siłę. Gdy po Nowennie chciałam zostać z Maryją, zostałam z Nią właśnie w Litanii Loretańskiej - a ta książeczka siostry Pudełko (dostępna cały czas w sprzedaży), pomogła mi wejść w głębię tej Litanii i zobaczyć, jak może być pomocna dla mnie nie tylko w rozwoju mojej więzi z Maryją, ale też w moim rozwoju jako Kobiety.
Akurat w sprawach dotyczących wiary sprzeciw wobec czegoś, co jest z nią niezgodne był dla mnie oczywisty. Ale niestety zostało to poczytane jako moje zamykanie się i psucie relacji. Dziękuję za polecenie książeczki, jak będę mieć okazję to chętnie się zapoznam, Litania Loretańska to jedna z moich ulubionych modlitw.
Pavel pisze: 20 lis 2020, 12:09 Tak jak pisałem wcześniej, nie mam wątpliwości po tym co piszesz, że twoim mężem kierują emocje. Te trudne. Możliwe, że twoimi teściami również.
To co napisałaś o słowach męża, że będziecie rozmawiać w obecności jego rodziców lub wcale jest oczywiście niewłaściwe i sprzeczne z zasadami zdrowo funkcjonującego małżeństwa.
Brzmi wręcz absurdalnie, prawda?

Chciałbym się jednak nad tym pochylić, bo widzę tu kilka możliwości (z racji braku danych nie jestem w stanie rozstrzygać co jest najbliższe rzeczywistości, a w sumie mogą się te opcje nawet pokrywać):
1) Mąż jest totalnie zespawany z rodziną pierwotną, jego rodzice są toksyczni. Ty funkcjonujesz top-top lub względnie ok.
W takim wypadku bezwzględnie warto się bronić, chronić, odcinać, izolować.

2) Mąż jest nazbyt związany z rodziną pierwotną, rodzice patrzą subiektywnie i stronniczo, a ich pretensje nie mają Obiektywnych podstaw. Ty funkcjonujesz Ok.

3) mąż jest nazbyt związany z rodziną pierwotną, teściowie patrzą stronniczo, ale i ty masz sobie nieco Lub więcej niż nieco do zarzucenia w kontaktach mężem i z nimi.

4) Mąż nie jest zespawany nadmiernie z rodziną pierwotną, teściowie są stronniczy ale ich uwagi mają podstawy. Ty również masz sobie sporo do zarzucenia, chociaż może tego nie widzisz.

Warto wtedy wg mnie rozmawiać, być otwartym na dialog, ale konsekwentnie bronić swoich granic. Warto rozeznać co u mnie funkcjonuje nie tak jak należy. I zmieniać to bez oglądania się na drugą stronę i wymówek typu „a wy to tamto i owamto”.
Dziękuję Pavel za to rozważanie, nawet obecnie często staram się weryfikować moją postawę wobec teściów, taki rachunek sumienia względem tego co ja do nich/o nich mówię. Pisałam już we wcześniejszych swoich postach, że uznaję ich za osoby toksyczne dla mnie (i dla męża w dużym stopniu również). Przez pierwszy rok małżeństwa dołożyłam ogromu starań by nasze relacje były dobre - nie poprawne, dyplomatyczne, a naprawdę dobre, serdeczne, miłe. Jednak nie chciałam przy tym wchodzić w rolę ich dziecka/córki, czego mocno ode mnie oczekiwali. Wiele cierpliwie znosiłam głupich docinek, komentarzy, ośmieszania. Za każdym razem zastanawiałam się czy byłam w porządku. Usprawiedliwiałam ich, głównie przez to, że to rodzice męża i bez nich nie byłoby jego. Modliłam się za nich. Coś we mnie pękło w czasie jednego ze spotkań, gdzie w towarzystwie dalszej rodziny pozwolili sobie na mocno niesmaczne żarty o podłożu seksualnym na mój temat. Odezwałam się głośno, że to nie jest śmieszne i żeby tak nie żartowali, ale tylko mnie wyśmiali. Mój mąż milczał :( Wtedy przegadałam tę sprawę i inne wcześniejsze z doradcą rodzinnym i on otworzył mi oczy, że to nie jest ok i nie mogę dać się tak traktować w imię budowania relacji, której tak naprawdę z nimi nie zbuduję. Przeszłam więc na kontakty okazyjne, grzeczne, ale już z dystansem. Wtedy uznali, że całkiem zamknęłam się na rodzinę (bo zamknięciem było według nich również to, że nie śmiałam się z tamtych żartów, a przecież wszyscy super się bawili). Później już były częste przykre i oceniające komentarze do męża na mój temat, które on niestety mi szczegółowo powtarzał. Wobec tego, co dzieje się od czasu nasilenia naszego kryzysu po tym jak zaszłam w ciążę aż do teraz, nie mam już wątpliwości, że są to osoby toksyczne i należy zdecydowanie się chronić. Mam jednak pokój w sercu, że przez ten pierwszy rok podeszłam do spraw z dużą pokorą i starałam się zadbać o jak najlepsze relacje. Nie żałuję tego czasu, mogę nawet powiedzieć, że rozwinęłam wtedy niektóre umiejętności w komunikacji i to już mi zostanie.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
ODPOWIEDZ