1,5 roku kryzysu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fannyprice, z tego ostatniego postu widać, że jesteś silną osobą, która nie boi się iść pod wiatr i potrafi mieć odmienne zdanie. Dasz sobie radę, będziesz cudowną mamą - silną i kochającą.

Mam nadzieję, że Twój mąż otrząśnie się kiedyś z tego stanu w którym teraz jest i będzie Wam dane tworzyć rodzinę. Niestety na wiele spraw wpływu nie mamy i wielu rzeczy, które nam się w życiu przytrafiają nie rozumiemy.

Paradoksalnie odejście mojego męża spowodowało że zastanowiłam się jaką osobą chcę być i teraz to realizuję - blisko Boga, radosna, zaangażowana w relację z synem (bo wcześniej np. zamiast spędzać czas z dzieckiem to robiłam coś w domu,), realizująca siebie. Wszystko jest po coś...
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Trudny dzień dziś dla mnie. Miałam krótką rozmowę z mężem, w czasie której powiedział, że nasze małżeństwo było fikcją i jego prawnik już zajmuje się rozwiązaniem tej "sprawy". Później dzwonił teść i zapytałam czy już wiedzą o pozwie, był zaskoczony i powiedział że mąż mówił dosłownie kilka dni temu że na razie razem nie mieszkamy i zobaczy co będzie dalej. Później znowu dzwonił mąż cały rozparzony jakim prawem powiedziałam teściowi o rozwodzie... No matrix, niewiadomo kto mówi prawdę, a kto blefuje.

Dobiło mnie dziś coś jeszcze. Od początku małżeństwa jestem w róży różańcowej żon modlących się za mężów. I dzisiaj w tym gronie 20 kobiet wywiązała sie rozmowa o kryzysach i okazało sie, że połowa z nas jest w separacji/w trakcie rozwodu/w głębokim kryzysie/zdradzone lub opuszczone przez małżonka. I to wszystkie sprawy świeże, tegoroczne. To mnie zmroziło... Rozmodlone, ciekawe, piękne kobiety, mamy kilkorga dzieci i takie przykre historie o nieodpowiedzialnych mężczyznach. Tyle kryzysów, dramatów. Serce mi pękało z każdą wiadomością :( Panie, zmiłuj się nad nami grzesznikami...
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fannyprice, mnie też przeraża fala rozwodów, którą widzę w moim otoczeniu. I to często właśnie w katolickich rodzinach chodzących do kościoła, a nie będących daleko od kościoła. Nie wiem czy to działanie złego, czy niedojrzałość ludzi. Ale przeraża skala.

Jeśli chodzi i zachowanie Twojego męża to znów widzę analogię z moim - jak tydzień temu znów mówił, że nasze małżeństwo nie ma sensu bo jednak mnie nie kocha i przerwał naszą terapię to oczywiście rodzicom powiedział tylko że nie będziemy już chodzić na terapię, a o tym że jednak chce rozwodu już nie wspomniał. Nie wiem czy tak kłamie we wszystkim czy manipuluje ciągle bo ma taką naturę, czy nie lubi przyznawać się rodzicom. Ja nie zamierzam zakłamywać rzeczywistości i jak ktoś pyta to mówię prawdę. W każdym bądź razie mąż przychodzi dalej do nas jakby nigdy nic a mnie traktuje jak najlepszą przyjaciółkę, na co zaczynam się jeżyć. Za to dziecko szczęśliwe bo ma tatę częściej.

I awantury też miałam o to że np. coś jego rodzicom przekazywałam - ale mam chyba prawo mówić głośno, że nie podoba mi się to że mąż dla syna nie na czasu, a dziecko tęskni i potrzebuje kontaktu z ojcem. Czasami niektóre osoby żyją w innej rzeczywistości i chyba najważniejsze w tych sytuacjach jest to aby być pewnym swoich czynów, przemyśleń i wartości. A zło trzeba nazywać złem a nie przykrywać dywanem.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ruta »

fannyprice pisze: 02 gru 2020, 0:15 Trudny dzień dziś dla mnie. Miałam krótką rozmowę z mężem, w czasie której powiedział, że nasze małżeństwo było fikcją i jego prawnik już zajmuje się rozwiązaniem tej "sprawy". Później dzwonił teść i zapytałam czy już wiedzą o pozwie, był zaskoczony i powiedział że mąż mówił dosłownie kilka dni temu że na razie razem nie mieszkamy i zobaczy co będzie dalej. Później znowu dzwonił mąż cały rozparzony jakim prawem powiedziałam teściowi o rozwodzie... No matrix, niewiadomo kto mówi prawdę, a kto blefuje.

Dobiło mnie dziś coś jeszcze. Od początku małżeństwa jestem w róży różańcowej żon modlących się za mężów. I dzisiaj w tym gronie 20 kobiet wywiązała sie rozmowa o kryzysach i okazało sie, że połowa z nas jest w separacji/w trakcie rozwodu/w głębokim kryzysie/zdradzone lub opuszczone przez małżonka. I to wszystkie sprawy świeże, tegoroczne. To mnie zmroziło... Rozmodlone, ciekawe, piękne kobiety, mamy kilkorga dzieci i takie przykre historie o nieodpowiedzialnych mężczyznach. Tyle kryzysów, dramatów. Serce mi pękało z każdą wiadomością :( Panie, zmiłuj się nad nami grzesznikami...
Funny,

na mojej terapii ostatnio rozmawiliśmy o grach, jakie toczą różni ludzie i o tym, co możemy zrobić, by się przed takimi grami bronić. Takie gry, w których ktoś próbuje manipulowac drugą osobą, prowadzą z bliskimi nie tylko osoby uzależnione, ale ogólnie ludzie w kryzysach, którzy próbują coś przed bliskimi ukryć, lub chcą kontynuować jakieś swoje zachowania i nie chcą by "się wydało". Takie gry toczą się także w niektórych rodzinach, gdzie są jakieś poranienia, nierozwiązane trudne sprawy.

Gdy czytam to, co piszesz o swoim mężu, jego relacji z rodzicami, postawie twoich teściów wobec ciebie, to właśnie mam takie wrażenie - choć oczywiście mogę się bardzo mylić - że między rodzicami twojego męża a nim toczy się właśnie jakaś gra. Są gry zamknięte - do których nie zaprasza się innych osób i takie, które z czasem potrzebują nowych dodatkowych fabuł, nowych graczy w nowych rolach. I mam wrażenie, że udaje ci się pozostać poza grą, że jakoś intuicyjnie odmawiasz wejścia w napisaną ci rolę - a to budzi ogromną złość. Takie osoby są zagrożeniem dla takich gier - bo istnieje ryzko, że one tą grę zdemaskują - a osoby wciągniete w grę, chcą w niej uczestniczyć, bo mylą ją z życiem - i cele jakie mają w te grze bardzo mocno ich angażują i więżą. Poza tym nowa osoba w grze nie zna jej reguł, nieświadomie je łamie - co dla osób które są w grze już od dawna jest ogromnym szokiem, odbierają to jako osobistą zniewagę, atak wręcz. A dla osoby, która jest na granicy wejścia w tą grę wszystko może wydawać się bardzo abstrakcyjne, niezrozumiałe, nierzeczywiste wręcz.

Ja miałam i nadal mam trudną relację z rodzicami mojego męża. I to o grach pomogło mi uświadomić sobie co tam się wogóle działo i czemu różne rzeczy się działy. Moi teściowie są po prostu osobami współuzaleznionymi. Gdy nie reagowałam jak osoba współuzależniona i np. głośno i otwarcie mówiłam, że mąż się upił i to jest nie w porządku i wymaga reakcji, a nie udawania, że nic się nie stało - łamałam reguły gry. I dlatego cały gniew skupiał się na mnie. Czego ja kompletnie nie rozumiałam i czułam się rozzażlona. Nie rozumiałam też dlaczego wogóle mąż w takich sytuacjach zwraca się do rodziców - jakby po pomoc i wspracie i żeby mi wytłumaczyli. To nie było jakby. On po prostu się o to do nich zwracał. W tym układzie - uzależniony syn i współuzależnieniu rodzice, gotowi wspierać syna, żona miała określoną rolę - miała codownie sprawić, by on przestał być uzależniony, ale bez nazywania tego, ujawniania. Problem miał się rozpłynąć w małżeńśtwie - a skoro się nie rozpłynął - to wina żony, bo syn jest przecież idealny, i nie jest nade wszystko uzlażniony. A skoro nie jest, to znaczy, ża zaczął pić i brać przy żonie - czyli to wina żony. Więc teraz gra toczy się o to, by się tej złej żony pozbyć - to wtedy już na pewno syn przestanie pić i brać i będzie już z nim wszystko w porządku, bo winna jest żona.

Piszą tak szczegółowo, żeby na przykładzie opisać dynamikę gry. Bo gracze głowni piszą scenariusz i rozdają role, oni też zmianiają reguły i wszystkim zarządzają. W moim przypadku rolą numer jeden była rola kobiety, przy której syn się ustatkuje. Rolą numer dwa, wobec niepowowodzenia roli numer jeden była rola żony, która będzie maskować niedostatki męża i kryć jego nałóg, kompensować wszystkie jego braki i niedociągnięcia. I dopóki tą rolę grałam moje relacje z teścimi były dobre. Rolą numer trzy wobec wyjścia przeze mnie z roli numer dwa była rola złej kobiety, przy której i przez którą syn się rozpija i bierze i odchodzi od wiary i ma ona zły wpływ na męża. Moi wierzący teściowie zaczęli omawiać z moim mężem rozwód i ten rozwód uzgodnili - za moimi plecami, bez mojej wiedzy, bez choćby jednej rozmowy ze mną. Teraz nadano mi rolę numer cztery - kobiety od której syn musi się za wszleką cenę uwolnić - wtedy to już na pewno będzie trzeźwy, a jego życie będzie opływało w dobra wszelakie i dostatki i od samego rozwodu stanie się świętym, wspierającym rodziców, idealnym ojcem, a jego trzeżwość będzie zapewne tak wielka, że wszyscy w promieniu przynajmniej trzydziestu kilometrów będą trzeźwieć od samej pary z oddechu mojego męża. Ironizuję i przesadzam - ale nie aż tak bardzo. Cechą graczy jest to, że wierzą w niewiarygodne rzeczy i wierzą, że w na drodze swoich rozgrywek mogą to wszystko osiągnąć.

Terapeuta wyjaśnił nam, że jedyną metodą uniknięcia problemów w takiej sytuacji jest nie wchodzenie w grę. Bo jakakolwiek próba wejścia nie ma żadnych szans powodzenia. Graczom, którzy wierzą w swoje zasady i reguły nic racjonalnie nie wytłumaczysz, bo oni wiedzą swoje. Gdy tylko stajesz na planszy, stajesz sie pionkiem, który nie wie co się dzieje, nie zna zasad, nie zna swojej roli. Jak Alicja w krainie czarów. Jeszcze nie wiem co to znaczy nie wchodzić w te gry - jak się przed tym bronić. Wstępnie - nie wejście w grę oznacza w najprostszej wersji - izolację i odcięcie się, w nieco bardziej zaawansowanej - jasny i krótki komunikat, np. "jak to widzę inaczei" bez wdawania się w szczegóły - i odcięcie się. Najważniejsze jest by w grę nie wchodzić. Pilnować swoich granic i swojego osądu. Nie ma zasad które pozwalają w grę wejśc i nie zostać pobitym. Jak wchodzisz w grę, zaczynasz funkcjonować w tym własnie matrixie, alternatywnej rzeczywistości. Już samo to jest przegraną. Sama tak funkcjonowałam - bardzo trudne, raniące i bolesne doświadczenie.

Przypomniały mi się te sytuacje z Pisma, gdy Pan Jezus się po prostu odwracał i to zwykle bez słowa. Pan rozmawiał z grzesznikami, z osobami wyrzuconymi poza nawias społeczności, nawet z trędowatymi, z którymi jakikolwiek kontakt był zakazany - ale były osoby od których się odwracał i z którymi nie rozmawiał. Nie potrafię powiedzieć, czy to było własnie takim demaskowaniem ukrytych intencji tych osób, i taką własnie odmową - ale ten obraz mi się w tym pojawił i wydaje mi się adekwatny.

Może coś z tej "teorii gier" ci się przyda do oceny twojej sytuacji i twojej relacji z meżem i teściami.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Caliope »

Wejście w grę, to inaczej manipulacja. Mając swoje granice nie wejdzie się w taką zgubę. Będąc w tym jedynie mając podbudowane poczucie wartości, brak strachu przed odrzuceniem, własne niepodważalne zdanie, można z tego wyjść, jak było na terapii, pozamykanie otwartych bramek tam gdzie się niebezpiecznie otworzyły. U mnie to matka przekroczyła pierwsza moje granice, dalej próbuje, a ja się pomimo terapii dalej uczę z tym walczyć. Teściowa też ma swòj wkład w interpretowaniu dosłownie nauk katolickich, że żona ma być w 100% posłuszna mężowi, nawet jak będzie przemocowcem. Polegam na swoim rozumie, słucham, ale już nie jestem naiwna. Słucham Boga, opiekuję się sobą jak potrafię.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Dowiedziałam się o kowalskiej... To świeża sprawa ale rozwija się bardzo intensywnie, świata poza sobą nie widzą :idea: Może dlatego, że ona jeszcze nie wie o mnie i naszym dziecku.
Mąż ma pojutrze przyjechać do córeczki i chce "ostatecznie" ze mną porozmawiać, żebyśmy kulturalnie "załatwili" rozwód bez prania brudów. Nie wiem jak udźwignąć to spotkanie. Nie wyobrażam sobie. Jestem dziś zdruzgotana informacją o kowalskiej. Po prostu jakby mnie ktoś rozjechał walcem.

Teść błagał mnie bym odwiodła męża od pomysłu rozwodu, pierwszy raz w życiu słyszałam go tak zrozpaczonym. Przyznał że mówili mi czasem o rozwodzie, ale to w nerwach, emocjach i nigdy nie sądzili, że do czegoś takiego dojdzie. Sama nie wiem co o tym myśleć, zawsze byli do mnie sceptycznie nastawieni, a teraz teść mówi że jego syn oszalał i błaga żebym zrobiła coś by się ocknął i przejrzał na oczy bo ich w ogóle nie chce słuchać :| Jeszcze nigdy w ten sposób ze mną nie rozmawiał, był bliski płaczu.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fannyprice tak mi przykro

U mnie były mocne przypuszczenia, że jest kowalska i wiem jakie mocne emocje mną wtedy targały.

Z krótkiego doświadczenia, ale i z lektury innych wątków wiem, że trudno wpłynąć na drugą osobę szczególnie jeśli jest w tzw amoku.

Dobrze, że Twoi teściowie się ocknęli.

Przytulam mocno i wspomnę w modlitwie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ruta »

fannyprice pisze: 03 gru 2020, 1:40 Dowiedziałam się o kowalskiej... To świeża sprawa ale rozwija się bardzo intensywnie, świata poza sobą nie widzą :idea: Może dlatego, że ona jeszcze nie wie o mnie i naszym dziecku.
Mąż ma pojutrze przyjechać do córeczki i chce "ostatecznie" ze mną porozmawiać, żebyśmy kulturalnie "załatwili" rozwód bez prania brudów. Nie wiem jak udźwignąć to spotkanie. Nie wyobrażam sobie. Jestem dziś zdruzgotana informacją o kowalskiej. Po prostu jakby mnie ktoś rozjechał walcem.

Teść błagał mnie bym odwiodła męża od pomysłu rozwodu, pierwszy raz w życiu słyszałam go tak zrozpaczonym. Przyznał że mówili mi czasem o rozwodzie, ale to w nerwach, emocjach i nigdy nie sądzili, że do czegoś takiego dojdzie. Sama nie wiem co o tym myśleć, zawsze byli do mnie sceptycznie nastawieni, a teraz teść mówi że jego syn oszalał i błaga żebym zrobiła coś by się ocknął i przejrzał na oczy bo ich w ogóle nie chce słuchać :| Jeszcze nigdy w ten sposób ze mną nie rozmawiał, był bliski płaczu.
Tak mi przykro. Rozumiem. Ja długo po prostu udawałam przed sobą, że takiego problemu nie ma - bo nie byłam w stanie zmierzyć się z bólem, że mój mąż wchodzi w relację z inna kobietą, a w zasadzie kobietami. Ale to nie jest dobre rozwiązanie - więc jakby to nie brzmiało - dobrze, że masz w sobie odwagę by się z tym walcem mierzyć od razu. Troszcz się o siebie i pamiętaj, że za zdradę odpowiada tylko i wyłącznie zdradzający i jego deficyty. Nie ma czegoś takiego jak "wspólna odpowiedzialność za zdradę".

Co do teściów - bądź ostrożna. Brzmi trochę dla mnie o co piszesz, jak własnie jakaś kolejna odsłona gry, nowa plansza? Zaznaczam, że to mój subiektywny osąd i może nie mieć nic wspólnego z rzeczywistą sytuacją. Ja to widzę tak: niby mówili teściowie o rozwodzie, ale tak na niby, z pewnością natomiast nie byli dla ciebie zbyt mili i nie okazywali ci szacunku, raczej dążyli do jakiś swoich celów, twoim kosztem - a teraz nagle obsadzają cię w roli zbawczyni, która ma "coś" zrobić. I to w sytuacji, gdy oni czują się bezradni. Trochę wygląda tak, jakby efekty tego ich drążenia w waszym małżeństwie poszły w nieoczekiwaną stronę - i zamiast np. "usadzić" ciebie i podporządkować, czy też się ciebie pozbyć (czy co tam sobie zakładali) - to mają nagle syna na którego "stracili wpływ" i który ich "nie słucha". Wiesz, ja bym powiedziała, że syn jest dorosły i że pomysł, że ma "ich słuchać" jest nieco dziwny i absurdalny.

Uważaj na siebie, dbaj o siebie. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale najlepiej nie mysleć za wiele o tym co robi mąż i nie słuchać osób, który przynoszą "informacje". To dobry sposób, by chronić siebie i nie wpaść w obsesyjne myślenie o takiej sytuacji. Ja wychodzę z założenia, że w tym przypadku im mniej wiem, tym mniej poraniona będę.

Co do rozmowy - emocje u was obojga są obecnie silne. Postaraj się, by spotkanie było na neutralnym gruncie. Chodzi o to, by uniknąc wrzaskó, aktów przemocy. A jeśli nie czujesz się gotowa - masz prawo odmówić, przełożyć spotkanie na inny termin, az złapiesz trochę wiecej równowagi, a emocje opadną.
kocimiętka
Posty: 95
Rejestracja: 24 mar 2019, 19:37
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: kocimiętka »

fannyprice pisze: 18 lis 2020, 14:42 Postanowiłam odmówić kolejną nowennę pompejańską. Poprzednio modliłam się o nawrócenie męża, a teraz czytałam świadectwo uzdrowienia małżeństwa, gdzie żona odmawiała nowennę za siebie samą, by się wzmocniła, była silną Bogiem kobietą. Z czasem mąż zaczął coś rozumieć i zmieniać się sam. To świadectwo mnie zainspirowało by modlić się w końcu za siebie samą, bym potrafiła pięknie żyć, z mężem czy bez niego. Najważniejsze aby z Bogiem.
Potwierdzam cała swoją osobą. Też modlilam się za Męża...eh...jak grochem o ścianę. Później odmówiłam Nowenne Pompejańska jako akt Zawierzenia Jezusowi. Niesamowite doświadczenie, mistyczne. Pod koniec Nowenny czułam tonami wylewające się na mnie Boże Błogosławieństwo. Boże Błogosławieństwo! Czyli jakby sam Bóg życzył mi wszystkiego dobrego! Po skończonej Nowenie obudziłam się jako nowo człowiek. Jakbym przeszla z przekleństwa pod błogosławieństwo. Odeszły leki, traumy, żale, rozpacz, flashbaki emocjonalne...Czulam że przeszłości nie zmienie ale ona mnie już nie dotyczy, jakbym nie miała żadnych wspomnień. Poczułam się wolnym czlowiekiem. Po paru miesiącach mąż się odezwał i widzę, po nim, że coś się zmieniło. Jakby ten błysk Bożej Łaski był tak silny, że objął też i jego. Jeszcze za wcześnie na świadectwo ale jestem dobrej myśli.
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: elena »

kocimiętka pisze: 04 gru 2020, 10:42
fannyprice pisze: 18 lis 2020, 14:42 Postanowiłam odmówić kolejną nowennę pompejańską. Poprzednio modliłam się o nawrócenie męża, a teraz czytałam świadectwo uzdrowienia małżeństwa, gdzie żona odmawiała nowennę za siebie samą, by się wzmocniła, była silną Bogiem kobietą. Z czasem mąż zaczął coś rozumieć i zmieniać się sam. To świadectwo mnie zainspirowało by modlić się w końcu za siebie samą, bym potrafiła pięknie żyć, z mężem czy bez niego. Najważniejsze aby z Bogiem.
Potwierdzam cała swoją osobą. Też modlilam się za Męża...eh...jak grochem o ścianę. Później odmówiłam Nowenne Pompejańska jako akt Zawierzenia Jezusowi. Niesamowite doświadczenie, mistyczne. Pod koniec Nowenny czułam tonami wylewające się na mnie Boże Błogosławieństwo. Boże Błogosławieństwo! Czyli jakby sam Bóg życzył mi wszystkiego dobrego! Po skończonej Nowenie obudziłam się jako nowo człowiek. Jakbym przeszla z przekleństwa pod błogosławieństwo. Odeszły leki, traumy, żale, rozpacz, flashbaki emocjonalne...Czulam że przeszłości nie zmienie ale ona mnie już nie dotyczy, jakbym nie miała żadnych wspomnień. Poczułam się wolnym czlowiekiem. Po paru miesiącach mąż się odezwał i widzę, po nim, że coś się zmieniło. Jakby ten błysk Bożej Łaski był tak silny, że objął też i jego. Jeszcze za wcześnie na świadectwo ale jestem dobrej myśli.
Dziękuję za wasze wpisy dotyczące modlitwy za siebie samą. Ja od ponad roku modlę się wyłącznie za męża, małżeństwo, rodzinę i nawet nie pomyślałam, żeby odmówić nowennę o siłę dla siebie samej. Kiedyś pewne osoby z rodziny męża (jedna zaczęła teologię, ale zrezygnowała, druga była w seminarium- też zrezygnował) mówiły, ze nie można się pomodlić za siebie, za innych, tylko za zmarłych. Nie wiem skąd wynikały te ich wnioski, ale wtedy ja bardzo chłonęłam słowa innych osób i sceptycznie podchodziłam do modlitwy za siebie. Teraz oczywiście mam inne myślenie :)

Otaczam modlitwą i dobrym słowem Fannyprice, wiem, że jest Ci teraz trudno, ale przy Bogu nigdy nie zginiesz.
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ruta »

Mi również bardzo się podoba pomysł odmówienia całej Nowenny za siebie samą. Jest w tym coś bardzo wzmacniającego i upewniającego w tym, że ja naprawdę jestem ważna w oczach Boga.
Jeszcze na parę miesięcy przed pandemią był ze mną i z moim synkiem na Mszy jego kolega. Po mszy zawsze chodzimy do naszej Matki, pomodlić się chwilę z Nią i przy Niej. Mały poszedł z nami i przed modlitwą wypytał mnie o co może się modlić, uklęknął się, modlił razem z nami i w pewnym momencie takim dramatycznym szeptem zapytał "Ciocia, a za siebie też mogę się pomodlić?". Zapewniłam go, że tak, a gdy wyszliśmy z Kościoła, opowiadał mi, że modlił się, aby zdarzały mu się same najlepsze rzeczy, a te złe i których nie lubi to jak najrzadziej, albo i wcale. Bardzo mnie to wzruszyło - wiara dzieci jest taka prosta i szczera. Wiary możemy sie od nich uczyć na pewno.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, "czy tak wolno" niech się wsłucha w modlitwy podczas mszy - usłyszy jasno i wyraźnie: "Pomódlmy się za nas samych". Przy tym wszystkim i tak nie wpadłam na to, aby aż całą Nowennę sobie poświęcić - za rodzinę i owszem, za męża tak, ale żeby tak sobie tyle czasu?

Fannyprice - otaczam Cię modlitwą i ja.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Ruta pisze: 03 gru 2020, 21:23 Tak mi przykro. Rozumiem. Ja długo po prostu udawałam przed sobą, że takiego problemu nie ma - bo nie byłam w stanie zmierzyć się z bólem, że mój mąż wchodzi w relację z inna kobietą, a w zasadzie kobietami. Ale to nie jest dobre rozwiązanie - więc jakby to nie brzmiało - dobrze, że masz w sobie odwagę by się z tym walcem mierzyć od razu. Troszcz się o siebie i pamiętaj, że za zdradę odpowiada tylko i wyłącznie zdradzający i jego deficyty. Nie ma czegoś takiego jak "wspólna odpowiedzialność za zdradę".

Co do teściów - bądź ostrożna. Brzmi trochę dla mnie o co piszesz, jak własnie jakaś kolejna odsłona gry, nowa plansza? Zaznaczam, że to mój subiektywny osąd i może nie mieć nic wspólnego z rzeczywistą sytuacją. Ja to widzę tak: niby mówili teściowie o rozwodzie, ale tak na niby, z pewnością natomiast nie byli dla ciebie zbyt mili i nie okazywali ci szacunku, raczej dążyli do jakiś swoich celów, twoim kosztem - a teraz nagle obsadzają cię w roli zbawczyni, która ma "coś" zrobić. I to w sytuacji, gdy oni czują się bezradni. Trochę wygląda tak, jakby efekty tego ich drążenia w waszym małżeństwie poszły w nieoczekiwaną stronę - i zamiast np. "usadzić" ciebie i podporządkować, czy też się ciebie pozbyć (czy co tam sobie zakładali) - to mają nagle syna na którego "stracili wpływ" i który ich "nie słucha". Wiesz, ja bym powiedziała, że syn jest dorosły i że pomysł, że ma "ich słuchać" jest nieco dziwny i absurdalny.
Na spotkaniu z mężem przyznał wprost, że owszem, poznał kogoś i rozwija tę relację, bo jak twierdzi ma do tego prawo, jeśli ja powiedziałam, żeby wyprowadził się z domu. Jego logika była tak pokrętna, że nie chciałam nawet kontynuować tego wątku. Wydaje mi się, że chciał bym dopytywała, drążyła, okazywała zazdrość o tę kobietę. W głowie miałam tylko słowa pana Pulikowskiego, że mężczyzna jest zdolny wytłumaczyć każde świństwo, które zrobi. A ja tych tłumaczeń słuchać nie chciałam, choć sam fakt istnienia tej kowalskiej mocno szarpie moim kobiecym sercem. Widzę, że mąż jest po prostu w jakimś totalnym zamroczeniu, jego działania są absurdalne. Twierdzi, że "w końcu podejmuje dorosłe decyzje i czuje że nareszcie panuje nad swoim życiem" :shock: Nie wiem czym była w takim razie decyzja o ślubie i złożenie przysięgi.

Dziękuję Ci Ruto za te rozważania o grach, dużo o tym myślę i widzę pewne prawidłowości - jakby zasady gry. To bardzo ciekawe spojrzenie na relacje międzyludzkie. Co do teściów, ostrożność i czujność jest już dla mnie oczywista, kiedyś łyknęłabym wszystko co mówią jak pelikan, teraz zastanawiam się, nie odpowiadam od razu, mówię, że przemyślę. Dziwi mnie ten nagły zwrot, na razie się przyglądam co będzie dalej.
kocimiętka pisze: 04 gru 2020, 10:42 Potwierdzam cała swoją osobą. Też modlilam się za Męża...eh...jak grochem o ścianę. Później odmówiłam Nowenne Pompejańska jako akt Zawierzenia Jezusowi. Niesamowite doświadczenie, mistyczne. Pod koniec Nowenny czułam tonami wylewające się na mnie Boże Błogosławieństwo. Boże Błogosławieństwo! Czyli jakby sam Bóg życzył mi wszystkiego dobrego! Po skończonej Nowenie obudziłam się jako nowo człowiek. Jakbym przeszla z przekleństwa pod błogosławieństwo. Odeszły leki, traumy, żale, rozpacz, flashbaki emocjonalne...Czulam że przeszłości nie zmienie ale ona mnie już nie dotyczy, jakbym nie miała żadnych wspomnień. Poczułam się wolnym czlowiekiem. Po paru miesiącach mąż się odezwał i widzę, po nim, że coś się zmieniło. Jakby ten błysk Bożej Łaski był tak silny, że objął też i jego. Jeszcze za wcześnie na świadectwo ale jestem dobrej myśli.
Dziękuję Ci za to świadectwo. U mnie jest dużo trudnych emocji, zwłaszcza jak dotarły jakieś informacje na temat męża, których wolałabym nie słyszeć... Ale nawet w zdruzgotaniu jest też jakaś wewnętrzny spokój ducha, poczucie, że Bóg ma mnie w swoich rękach, naprawdę. Na początku Nowenny przeczytałam w książce "Cenniejsza niż perły" słowa o tym, że to Bóg, a nie kondycja mojego małżeństwa określa moje życie i one z każdym sięgnięciem po różaniec pracują we mnie. Ta książka towarzyszy mi przy tej Nowennie, tak to sobie wymyśliłam. Wstyd przyznać, ale kupiłam ją przed ślubem i do tej pory leżała tylko na półce.
Ruta pisze: 05 gru 2020, 14:35 Jeśli ktoś ma wątpliwości, "czy tak wolno" niech się wsłucha w modlitwy podczas mszy - usłyszy jasno i wyraźnie: "Pomódlmy się za nas samych". Przy tym wszystkim i tak nie wpadłam na to, aby aż całą Nowennę sobie poświęcić - za rodzinę i owszem, za męża tak, ale żeby tak sobie tyle czasu?
Dobre kilka dni chodziłam z tym pomysłem i zastanawiałam się czy jest dobry, aby aż takie "potężne działo" jak Nowenna Pompejańska poświęcić dla samej siebie. Natknięcie się na świadectwo, o którym wspominałam rozwiało moje wątpliwości. Nie jest łatwo, bo to wymagająca modlitwa, ale mam poczucie, że to jest też element zajęcia się sobą.

Spotkanie z mężem przebiegło w miarę spokojnie. Modliłam się przed i otrzymałam łaskę wyjątkowej cierpliwości, a wręcz poczucia humoru jeśli chodzi o przykre słowa ze strony męża. Bo padło ich mnóstwo i wysłuchałam, ale czułam że moje serce chronione jest jakąś tarczą, która te słowa zatrzymuje i dzięki temu nie dotykają mnie one. Odpowiadałam z uśmiechem żartem (i przypomniałam sobie jak bardzo lubię moje poczucie humoru! gdzie ono się ostatnio podziewało?) albo przemilczałam. Mąż wydawał się zmieszany. W sumie rozbawił mnie szczerze, gdy stwierdził, że chce rozwodu, bo przez 2 lata małżeństwa zmieniłam się w straszną osobę, natomiast on uważa, że dużo rzeczy w sobie poprawił i jest lepszy niż był. Odpowiedziałam, że to ciekawe, że przy mnie stał się lepszy, a ja przy nim stałam się gorsza :) Oczywiście przedstawił mi swoje żądania, jak to nasze małżeństwo chce prawnie rozwiązywać, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia widząc jak mocno plącze się w tym wszystkim co mówi. O ile w smsach wydaje się zimny, bezlitosny i formalny, to na żywo widzę, że jest w nim mnóstwo buzujących emocji i sam nie wie czego chce. Spytałam czy nie rozważał póki co separacji zamiast rozwodu, bo dla mnie rozwód w ogóle nie wchodzi w grę, to stwierdził, że może to byłby lepszy pomysł. Dziwne, padło to w sumie na koniec naszego spotkania po długich wywodach o tym, że tylko rozwód jest rozwiązaniem. To mi pokazuje znowu, że paliwem męża są przede wszystkim emocje, a nie przemyślane wnioski i postanowienia.

Najbardziej przykre dla mnie z tego spotkania było to, że nasza córeczka nie robi na mężu większego wrażenia, zachowywał się wobec niej bardzo na dystans, wręcz oschle, ledwie dwa razy coś do niej powiedział, a to taki kochany i słodki niemowlaczek :( Może przy następnym spotkaniu zainteresuje się bardziej, ale widzę, że chyba w ogóle nie potrafi oddzielić naszych problemów od kontaktu z dzieckiem i czasu spędzonego z nim.

Dziękuję Wam wszystkim za modlitwy, to wsparcie naprawdę się odczuwa ♥
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ruta »

Fannyprice, jestem pod wrażeniem twojego spokoju w tak trudnej rozmowie. Poczucie humoru też mnie czasem ratuje :) Zwłaszcza gdy słyszę od męza tak absurdalne rzeczy, że aż coś we mnie się zawiesza. Kiedyś się wściekałam, od jakiegoś czasu zamiast z absurdami dyskutować, czy teatralnie okazywać swoje zdumienie, po prostu je ignoruję, a w duchu pozwalam sobie czuć się rozbawiona. Lepiej. Dla mnie. Mniej nerwów. Ale u mnie to przyszło po miesiącach pracy, a tobie tak to ładnie płynie z ciebie :)

Nie tylko my mamy poczucie humoru. Maryja także. Oto zabawny epilog naszych rozważań który nastąpił dziś po południu:

Dziś pierwsza sobota miesiąca. Od jakiegoś czasu miałam się podjąć sobót wynagradzających Niepokalanemu Sercu Maryi. Za wszystko co dla mnie robi i jak mnie prowadzi. Trudno jednak mi się było zebrać i nawet się zastanawiałam czy iść. Ale w końcu poszłam i to jakoś tak ekspresem, że byłam pierwsza przy konfesjonale. Chwilę potem kolejka zrobiła się mega długa. Ksiądz od pierwszych słów okazał się zniecierpliwiony, od razu zapowiadział mi niezbyt uprzejmym tonem, że ma być krótko, bo dużo ludzi czeka (ciekawe czy ja wyglądam na taką grzesznicę, co będzie się godzinami spowiadać z długiej listy występków, czy na malkontentkę, która będzie rozstrząsać każdy posiłek zjedzony w piątek, który nie był chlebem??). W duchu, choć było mi przykro to sobie pomyślałam: okej, ksiądz ma gorszy dzień, spokojnie, nie do niego przyszłam i nie z nim będę rozmawiać, spowiadam się i tyle (to duży postęp jak na mnie, kiedyś bardzo mnie takie sytuacje urażały, mogłabym nawet wyjść z płaczem z konfesjonału). No ale to nieważne dla fabuły, tak się cieszę tylko swoimi postępami :)

Najlepsze zdarzyło się na koniec - na pokutę dostałam... odmówienie modlitwy do Maryi (a jakże)... za samą siebie. Jak żyję takiej pokuty nie dostałam :) O mało się jeszcze w konfesjonale nie roześmiałam. Wyszłam z konfesjonału tak uśmiechnięta, że mimo maseczki pewnie było widać, że się trochę chicham. Głupio trochę, to raczej słabe iść przez kościół od spowiedzi chichając. Jeszcze się trochę chicham, w sumie nawet na głos się trochę śmieję. Taki mi dobry humor przyszedł, że i za księdza się pomodliłam.

Tak więc myślę, że możemy spokojnie sobie te Nowenny i Litanie za siebie odmawiać :)
A.zelia
Posty: 214
Rejestracja: 14 gru 2018, 13:04
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: A.zelia »

Jak długo znaliście się przed ślubem?
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

A.zelia pisze: 06 gru 2020, 15:26 Jak długo znaliście się przed ślubem?
Prawie 1,5 roku.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
ODPOWIEDZ