Samotność w małżeństwie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ewuryca

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Ewuryca »

Gaea nie jesteśmy tu od wydawania diagnoz ale twoje wpisy są bardzo niepokojące według mnie. Bardzo przypomina mi to zachowanie mojego męża i nasze małżeństwo się rozpadło niestety. To naprawdę super że czytasz te nasze posty i sięgasz po te lektury które ci nałóg polecił. Ja prosiłam męża żeby wstąpił do AA ale on podobnie jak ty ze strachu przed opinią nigdy na to się nie zdecydował, potem pogrążał się coraz bardziej. Oczywiście też nie jest pijakiem który stoi pod sklepem cały dzień. To zadbany i inteligenty czlowiek. Jednak przez alkohol stracił pracę, rozpadło się małżeństwo, i nadal nie potrafił przestać. Po prostu zmienił otoczenie, pracę i dziewczynę. Myślę że twojej rodzinie będzie dużo gorzej wiedząc że nałóg zniszczył życie ich córce (bo prędzej czy później zniszczy) niż to że ktoś pracuje nad swoimi słabościami.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: s zona »

nałóg pisze: 04 lut 2020, 22:17 Gaea, przykro że nie działa...... to artykuł z przed kilku lat .Poszukam w swoich zasobach innych info.24 godz i Pogody Ducha
Chyba znalazlam :)
https://docplayer.pl/2639053-Tak-trzezw ... s-fpm.html
Gaea,
tak przy okazji .. mialam kolezanke, ktora poplynela przez alkochol ...Miala 9 lat starszego meza .. ona 50 kobieta i on 41 letni facet .. Dzieci ze soba nie mieli . ona syna z pierwszgo malzenstwa .. poznali sie kilkanascie lat temu .. ona wtedy mloda wdowa z dzieckiem...
Klopoty przyszly gdy zaczela sie starzec .. nie pracowala .. mimo ,ze w Polsce miala wyzsze wykszatalcenie .. maz zaczal sie z nia nudzic . a ona siegala po kolejne wino .. w ost czasie potrafila usnac z butelka pod poduszka ....
Prosilam wtedy, ze cos powinna z tym zrobic .. ze sama nie da sobie rady ..
Potem przeprowadzilam sie 300km dalej a ona poplynela ..Kiedy dzwonilam do meza mowil, ze ja wyrzucil tak,jak obiecywal ...slad po niej zaginal . nikt nie wiedzial ,co sie z nia stalo . Kloszardem jest bardzo zostac .. Modlilam sie za nia czesto, kiedys mi sie snila .. Mialam takie przekonanie, ze chyba nie zyje ...

To mnie nauczylo, ze kobieta i alkochol to rownia pochyla ...
Gaea to Twoje zycie .. ale i zycie Twoich dzieci .. pomysl prosze ...

Pomodle sie o Boze Prowadzenie dla Ciebie .. a moze warto zajsc na Grupe
Cyba wszyscy maja ten sam problem .A z tych mitingow Nic nie wychodzi na zewnatrz ...
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Gaeo, na mityngu spotkasz tylko alko.... z tym że trzeźwych.My, trzeźwiejący alkoholicy bardzo cieszymy się gdy ktoś „ nowy” przychodzi na mityng.”kusy” gra Ci na wstydzie, na poczuciu winy bo „popłynełaś” wczoraj...... alkohol to wróg podstępny a „ kusy” przebiegły i wykorzystuje Twoje relacje z matką i ułudę lęku co ona powie gdy się dowie że poszłaś do AA. Ja też byłem tzw „ wysoko funkcjonującym alkoholikiem” , nie byłem na wytrzrźwiałce, nie zaliczyłem psychiatryka, nie stałem pod sklepem-jeszcze- piłem tylko tzw szlachetne trunki .... nie przepiłem wszystkiego..... a ta obawa, ten wstyd przed pójściem na mityng toźsamy z Twoim..... te obawy „ co inni powiedzą” gdy się wyda..... Gaeo, to są postawy typowe dla alkoholika. Na mityngu nic nie musisz, nikt nie będzie Cię o nic pytał, ... poza pytaniem czy masz problem z alkoholem i czy chcesz przestać pić. Daj sobie szansę przynależności do klubu wygranych..... trzeźwych i szczęśliwych mimo swego alkoholizmu.Pogody Ducha
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Ruta »

Gaea pisze: 05 lut 2020, 11:38
Mój mąż nie wie, inaczej sam nie proponowałby mi czasem alkoholu... Wątpię, by chciał mnie wykończyć. Nie raz jak rzuciłam, że za dużo pije to sam przeczył, że przesadzam. Bo przecież nie wie wszystkiego. On też pije i to dużo ale sporadycznie. Dla niego może stać butelka wódki w barku pół roku, mnie korci by ją otworzyć, powstrzymuje to, że on zauważy.
Przez długi czas proponowałam mężowi alkohol, mimo, że wiedziałam jak na niego reaguje i że często traci kontrolę nad piciem. Nie chciałam męża wykończyć. Robiłam to z kilku powodów, a każdy był zły. Pierwszy i najważniejszy był taki, że sama piłam alkohol. Więc nie widziałam nic złego w tym, że mąż także go pije - i oszukiwałam się za każdym razem, że z czasem mąż nauczy się pić odpowiedzialnie. Nie miałam pojęcia, że to niemożliwe, bo nie dopuszczałam do siebie myśli, że mąż jest uzależniony. Osoba uzależniona od alkoholu to w mojej opinii był przysłowiowy alkoholik pod sklepem. To, że mój mąż tracił kontrolę nad zachowaniem, upijał się do nieprzytomności, robił po alkoholu rzeczy których nie pamiętał i których żałował - nie miało wtedy w mojej ocenie znaczenia, bo nie robił tego codziennie i nie zawsze się upijał do nieprzytomności. Można i tak.

Sądziłam też, że jeśli napijemy się niewielkiej ilości alkoholu w domu, to lepsze, niż gdyby mąż miał się totalnie upić poza domem. Był to też sposób, aby mąż spędził ze mną czas, porozmawiał, otworzył się. Alkohol był przyjemny także dla mnie - bo przynosił uczucie relaksu. W efekcie sama zaczęłam pić alkohol w sposób ryzykowny i zdecydowanie częściej niż kiedykolwiek przedtem, z czasem także bez męża i czego żałuję najbardziej, także w obecności dziecka. To wszystko było tak głupie, że sama nie mam słów na moją głupotę. W porę się opanowałam, bo chyba był to już ostatni dzwonek. Ograniczyłam obecność alkoholu w moim życiu do nielicznych okazji i niewielkich ilości - przywracając normalne reguły: żadnego alkoholu w domu pitego bez okazji, żadnego alkoholu gdy mam pod opieką jakiekolwiek dziecko, żadnego alkoholu, gdy miałby służyć odstresowaniu. W efekcie ponieważ mam dziecko, często jestem w stresie i w zasadzie nawet gdy się z kimś spotkam, to albo mam pod opieką dziecko albo do niego potem wracam - okazało się, że okazji jest kilka w roku. Niedawno uświadomiłam sobie, że to także za dużo. Coraz więcej moich znajomych alkohol zaczyna zjadać i nie ma mowy, aby napić się z nimi lampki wina do obiadu. Mój mąż jest uzależniony i pijąc daję mu pretekst do picia i odurzania się. Wolę abstynencję. Nic mi wtedy nie grozi i nikogo nie gorszę, ani nie przyczyniam się do niczyjego nałogu. Same korzyści, a strat żadnych.
Gaea pisze: 05 lut 2020, 11:38 20 min drogi ode mnie są spotkania otwarte AA, w ostatnie piątki miesiąca. Ale na samą myśl wpadam w panikę... Zresztą jak to po prostu mam tam iść i siąść i nie wiem.... Naprawdę nie chcę by opowiadano o mnie, nie chodzi już nawet o mnie ale jakby się dowiedziała moja rodzina, mamie by serce pękło, przecież mam małe dzieci jeszcze mi ktoś naśle opiekę społeczną, bo wiadomo dla sporej grupy ludzi alkoholik to menel co siedzi po całodobowym sklepem.
Rozumiem bardzo dobrze twoje dylematy, bo sama takie miałam przed pójściem na spotkania dla osób współuzależnionych. Ktoś mnie zobaczy jak wchodzę do poradni uzależnień...wstyd. I co ja tam powiem?

Co nasyłania opieki społecznej - ryzyko problemów jest wtedy, gdy dzieci są pod twoją opieką gdy jesteś pod wpływem alkoholu, a nie wtedy, gdy jesteś trzeźwa i uczęszczasz na spotkania AA. Wiesz o tym?

Super, że znalazłaś te spotkania :) Pewnie dopóki nie przełamiesz się i nie pójdziesz, będą tobą miotać wszystkie te wątpliwości. Mną miotały, ale zachęcona przez mądrych ludzi tu z Forum poszłam - i już. Mam super grupę, lubię swoje spotkania, bardzo dużo mi dają i jest to najlepsza rzecz jaką obecnie dla siebie robię. Jestem tego warta :)
Gaea pisze: 05 lut 2020, 11:38 Mam znajomych którzy nie piją, znam dwóch nie pijących alkoholików. Jednak zawsze spotykamy się w gronie gdzie alkohol jest, bo większość go pije. I jest już od lat wiadomo kto pije, komu w ogóle nie proponujemy. To nie jest tak, że nagle wszyscy ode mnie uciekną. Poza tym fakt, mnie też nie jest łatwo zrezygnować z tych pozornych chwil rozluźnienia... Niestety wczoraj znów upadłam...
Wszyscy znajomi nie uciekają. Rozumiem, że możesz obawiać się publicznego poinformowania, że nie pijesz. Takie dylematy też miałam. Trochę bywam odpytywana na tą okoliczność, no to wyjaśniam. No i miła niespodzianka, parę moich bliższych znajomych za moim przykładem też zdecydowało się na abstynencję. Dalej się spotykamy, przy herbacie.

Co do pozornych chwil rozluźnienia - znacznie lepsze są chwile prawdziwego rozluźnienia. Zamiast wieczoru z winem można zrobić mnóstwo innych wspaniałych rzeczy, które przynoszą zadowolenie i relaks i ulgę.
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Gaea pisze: 05 lut 2020, 11:38 20 min drogi ode mnie są spotkania otwarte AA, w ostatnie piątki miesiąca.
mój macierzysty mityng też jest w piątki o 19.00 i ostatni jest mityngiem otartym.....zapraszam(W-wa) a ja nie jestem na mityngu tylko wtedy gdy wyjeżdżam ,jestem chory lub z ważnego powodu rodzinnego.
Gaea pisze: 05 lut 2020, 11:38 Dla niego może stać butelka wódki w barku pół roku, mnie korci by ją otworzyć, powstrzymuje to, że on zauważy.
więc -naukowo- to on jest czasami pijakiem, lecz nie każdy pijak jest alkoholikiem a każdy alkoholik jest też pijakiem.
Stojąca butelka na widoku, kieliszki, zapach rozlewanego alkoholu, puszki z piwem a nawet reklama alkoholu pod każdą postacią jest 'wyzwalaczem" i stresorem mającym ogromny wpływ na alkoholika. Ja staram się unikać takich widoków, mimo że nie piję od ładnych paru lat. Na początku unikałem spotkań towarzyskich gdzie wiedziałem że będzie alkohol- a "kusy" grał mi na uczuciach że to wstyd i obciach nie iść na imprezę ....a jak już iść to obciach nie pić. Tak działa uzależnienie.
Gaea pisze: 05 lut 2020, 11:38 Mam znajomych którzy nie piją, znam dwóch nie pijących alkoholików.
No to supeeerrrrrr .....zapytaj czy chodzą na mityngi a jak tak to poproś ich o towarzyszenie Ci na pierwszym mityngu. Znajomość z trzeźwymi alkoholikami z kręgu towarzyskiego jest nie do przecenienia. Zawsze mogą pomóc gdy przychodzi obsesja napicia się poprzez najzwyczajniejszą rozmowę telefoniczną. Moja książka telefoniczna zawiera sporo imion zaczynających się od AA...... (i imię bo najczęściej nie znam nazwisk-anonimowość), bo jest to tzw SOS gdy coś się dzieje.
Gaea pisze: 05 lut 2020, 11:38 Poza tym fakt, mnie też nie jest łatwo zrezygnować z tych pozornych chwil rozluźnienia...
no tak...... "kusy" gra Ci na emocjach, pozorach, ułuda, iluzją..... rozluźnienie które może kończyć się urwanym filmem, przemowami do sedesu, kacem, bólem. poczuciem wstydu, poczuciem winy......... zobacz ile jest iluzji w tych twoich odczuciach.......

Dawaj dziewczyno na mityng bo jutro jest piątek a tam powitają Cię brawa i bezwarunkowa akceptacja.
AA czeka na Ciebie,
PD
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: tata999 »

Ruta pisze: 05 lut 2020, 23:42
Co do pozornych chwil rozluźnienia - znacznie lepsze są chwile prawdziwego rozluźnienia. Zamiast wieczoru z winem można zrobić mnóstwo innych wspaniałych rzeczy, które przynoszą zadowolenie i relaks i ulgę.
Intensywny spacer i dłuższy sen. Spotkanie ze znajomymi w kawiarni, w klubie, np. tanecznym, naukowym, kursie, na przedstawieniu, basenie, saunie itp.
dopionu
Posty: 29
Rejestracja: 06 lip 2019, 7:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: dopionu »

Gaea pisze: 03 lut 2020, 10:18
dopionu pisze: 02 lut 2020, 22:03 Po latach wyrzuty wróciły, kiedy mąż stwierdził, że jednak nie może żyć dalej ze mną ze świadomością tych moich doświadczeń. Zwierzyłam mu się ze wszystkiego na samym początku, a on po parunastu latach małżeństwa stwierdza, że jednak za bardzo mu to uwiera. Byłam mu wierna jak przysłowiowy pies.
Nie wydaje Ci się, że to pretekst? Że wygrzebał takiego starocia, przerobionego lata temu a tak naprawdę powód jest zupełnie inny?
Oczywiście że jest też inny powód, ale do niego się nie przyznaje. Za to ja mam wiele dowodów na to że istnieje jakaś kowalska. Od tego się zaczęło. Dzisiaj wypiera się jej i tego co mówił na początku. Jak pytałam, czy naprawdę kocha i chce być z nią odpowiadał że tak. Dzisiaj stuka się w głowę jak o tym wspomnę. Ten powód o którym pisałam pochodzi z pozwu rozwodowego. Łatwiej było mi "przyswoić" kowalską niż to. Pozew czytałam na raty, bo nie byłam w stanie myśleć już po przeczytaniu pierwszego akapitu.
Początkowo też piłam więcej alkoholu, czasem żeby łatwiej wyzwolić emocje, czasem żeby się rozluźnić, a czasem żeby po prostu wypić. Teraz już nie piję, jestem i od początku byłam świadoma zagrożenia. Bardzo szybko trafiłam na Sychar i wzięłam udział w trzydniowym spotkaniu oczywiście w bliskości z modlitwą i oddaniem się Matce Boskiej. Palę nałogowo, tzn. wróciłam do nałogu po kilku latach niepalenia, ale tam nie spaliłam ani jednego papierosa. Teraz z różnym skutkiem walczę i podejmuję próby czasem na 2-3 dni. Jest ciężko, najciężej jak dzieci wyrzucają mi papierosy ze słowami "przecież my Ciebie teraz potrzebujemy najbardziej, nie zabijaj się". A ja ciągle nie daje rady, nawet już dzieciom nie obiecuję, tylko co najwyżej nie spalam w końcu tego jednego. :(
Walcz, każdy dzień "wolny" od nałogu, każdy gest odmowy wzmacnia. Ja np postanowiłam sobie, że nie palę na szkoleniach. Jeszcze niedawno było odwrotnie, ale cóż. ;)
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: nałóg »

dopionu pisze: 06 lut 2020, 15:36Walcz,
z kim sugerujesz jej walkę? z nałogiem? to bez sensu, bo to jest tak jakby w ringu bokserskim spotkali się dwaj bokserzy: jeden wagi piórkowej a drugi super ciężkiej . Wynik walki???? tylko jeden: nokaut choć może nie w 1 rundzie. Ciężki nokaut.
1 Krok AA mówi: przyznaliśmy że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu i że nie kierujemy własnym życiem

W tej bezsilności jest sedno.
"Walka" to potencjalna przegrana, potencjalne zranienia,ból, cierpienie a nawet śmierć......nie lepiej pracować nad sobą w kryzysie.....w uzależnieniu jak "walczyc"?
PD
dopionu
Posty: 29
Rejestracja: 06 lip 2019, 7:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: dopionu »

nałóg pisze: 06 lut 2020, 16:49 Walka" to potencjalna przegrana, potencjalne zranienia,ból, cierpienie a nawet śmierć......nie lepiej pracować nad sobą w kryzysie.....w uzależnieniu jak "walczyc"?
Walcz o siebie, nie z nałogiem.
A praca nad sobą w kryzysie, to nie walka?
Oto jedna z definicji . «walka, to zmaganie się ze stanem swojego ciała, ducha lub umysłu»
A jak uznać swoją bezsilność wobec zła? Oswając się z nim?
Nałóg, np gdybyś walczył ze swoimi predyspozycjami do wdawania się w zbędne i sugestywne utarczki słowne, a nie uznawał bezsilność wobec swoich słabości, to tym postem mógłbyś wesprzeć i przekazać cenną wiedzę wynikającą z doświadczenia nie tylko autorce wątku, ale i takim laikom jak ja. Do mnie bezsilność w stanie kryzysu nie przemawia. Bezsilna z Bogiem?!
Kroki AA przeczytałam przed chwilą i sądzę, że moje słowa skierowane do Gaea maja dokładnie ten sam wydźwięk. Przedstawione co prawda instynktownie i nie wprost, ale odniosłam się wyłacznie do własnych przeżyć, nie do teorii.
Mamy się tutaj chyba wzajemnie wspierać, a nie pouczać i oceniać? :shock:
Przepraszam Gaea.
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Gaea »

JolantaElżbieta pisze: 04 lut 2020, 9:55 Alkohol, to podstępny przyjaciel. Ja po rozwodzie przez pół roku co wieczór robiłam sobie drinka. W momencie jak zauważyłam, że tego potrzebuję, odstawiłam. Mój ojciec był alkoholikiem i wiem, że muszę uważać, żeby się nie uzależnić. Zerwałam szybko z tym nowym zwyczajem, w momencie, gdy zaczął mną rządzić. A nie lubię tego jak ktoś czy coś mną rządzi. Mój przekorny charakter pomaga:-)
Ruta pisze: 05 lut 2020, 23:42 Pierwszy i najważniejszy był taki, że sama piłam alkohol. Więc nie widziałam nic złego w tym, że mąż także go pije - i oszukiwałam się za każdym razem, że z czasem mąż nauczy się pić odpowiedzialnie.
dopionu pisze: 06 lut 2020, 15:36 Początkowo też piłam więcej alkoholu, czasem żeby łatwiej wyzwolić emocje, czasem żeby się rozluźnić, a czasem żeby po prostu wypić. Teraz już nie piję, jestem i od początku byłam świadoma zagrożenia
Dziewczyny też piły i wyszły z tego tak? Dlaczego ja sama nie mogę, dlaczego ja muszę iść na spotkania AA a inni umieją sobie poradzić. Bo jestem bardziej zaawansowana, bo piję dłużej/krócej? Bo schowałam kilka razy alkohol przed mężem? Dlaczego? Ja nie piję drinków, sporadycznie, mogę z tego zupełnie zrezygnować. W którym miejscu jestem na etapie, że powinnam się leczyć a inni dali sobie radę sami.
s zona pisze: 05 lut 2020, 12:54 Chyba znalazlam
https://docplayer.pl/2639053-Tak-trzezw ... s-fpm.html
dziękuję Ci bardzo.


Nałóg w kontekście tego, że znam dwóch niepijących alkoholików napisałeś:
nałóg pisze: 06 lut 2020, 9:28 No to supeeerrrrrr .....zapytaj czy chodzą na mityngi a jak tak to poproś ich o towarzyszenie Ci na pierwszym mityngu. Znajomość z trzeźwymi alkoholikami z kręgu towarzyskiego jest nie do przecenienia
Niestety w moim przypadku nie jest to super. Pierwszy przykład facet koło 50tki, pił wiele lat, przykład menela co to woła o kilka złotych do wina pod sklepem, między czasie dorastały jego dzieci, przestał pić, znalazł świetną prace, zaczął ćwiczyć, zostawił żonę i dzieci i trudno było nadążyć w poznawaniu kolejnych jego kobiet. Ot, bohater. Ok, lepsze to niż picie do nieprzytomności.
przykład dwa: facet pił kulturalnie, nazwałabym to skryty alkoholik, gdyby nie jego żona w życiu nie wiedziałabym co dzieję się w ich domu. Wyleczył się, zwiedza świat, wyjeżdża ciągle na kilka dni, nawet gdy weźmie rodzinę to siedzą w hotelu, ponieważ jego zajawki na zwiedzanie nie uwzględniają małych dzieci i (nudnej) żony. Komentarz żony "cóż, lepsze to, niż mnie bił po pijaku".
Niestety mam pecha. Oczywiście, dla dobra zdrowia (nie koniecznie ale pewnie często) rodziny należy przestać pić. Bezapelacyjnie, nikt nigdy mnie nie przekona, że picie jest lepsze, w każdym razie zrozumiałam po latach co miała na myśli znajoma mówiąc "nie ma nic gorszego niż suchy alkoholik".
Nie pójdę więc z nimi na spotkanie, nie chcę żyć jak oni, chcę być trzeźwa i zdrowa ale nie chcę braku picia wyładowywać na kimś innym, na rodzinie. To nie znaczy, że nie pójdę sama ale w ostatni piątek miesiąca, wtedy są spotkania otwarte czyli jak rozumiem dla wszystkich bez zapisów, bez pretekstów? Czytam w książce, że na te spotkania mogą przychodzić wszyscy, więc nawet jak spotkam sąsiada to mogę powiedzieć, że przyszłam bo... pisze pracę mgr o alkoholizmie;)?
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Gaea,ja mawia mój sponsor: samo to że alkoholik przestaje pić nie sprawia że przestaje być „popaprańcem” i sukinsynem.Dopiero permanętne praca nad sobą daje efekty gdy w rodzinach zaczyna być normalnie.Twoja znajoma ma rację z tym „ suchym alko” bo tylko nie picie i życie na tzw „ dupościsku” to często jest sen wariata .Kilka razy dane mi było słyszeć od bliskich tylko „ nie pijących” że lepiej może niech on/ ona zacznie pić bo nie da się wytrzymać.Gaea, na
Mityngach AA nikt nie prowadzi żadnych zapisów, żadnych list obecności, jest przestrzegana anonimowość i raczej nie spotkasz tam kogoś kto nie ma problemy z alkoholem bezpośrednio lub pośrednio.Na mityngach zamkniętych mogą przebywać tylko alkoholicy.Gaeo, możesz pójść na otwarty mityng i nic nie mówić a nawet posłużyć się pseudonimem przy przedstawianiu się.Naprawdę nikt nie będzie Cię zmuszał do niczego.Gaeo, nie musisz iść na miytyng, nie musisz iść na terapię i próbować sama trzeźwieć.Musisz to tylko umrzeć bo się urodziłaś.Zbiorowa mądrość alkoholików podpowiada że samemu bardzo trudnontrzeźwieć.Wybór jest Twój, tak jak i konsekwencje wyborów.PD
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Ruta »

Gaea pisze: 06 lut 2020, 20:46
JolantaElżbieta pisze: 04 lut 2020, 9:55 Alkohol, to podstępny przyjaciel. Ja po rozwodzie przez pół roku co wieczór robiłam sobie drinka. W momencie jak zauważyłam, że tego potrzebuję, odstawiłam. Mój ojciec był alkoholikiem i wiem, że muszę uważać, żeby się nie uzależnić. Zerwałam szybko z tym nowym zwyczajem, w momencie, gdy zaczął mną rządzić. A nie lubię tego jak ktoś czy coś mną rządzi. Mój przekorny charakter pomaga:-)
Ruta pisze: 05 lut 2020, 23:42 Pierwszy i najważniejszy był taki, że sama piłam alkohol. Więc nie widziałam nic złego w tym, że mąż także go pije - i oszukiwałam się za każdym razem, że z czasem mąż nauczy się pić odpowiedzialnie.
dopionu pisze: 06 lut 2020, 15:36 Początkowo też piłam więcej alkoholu, czasem żeby łatwiej wyzwolić emocje, czasem żeby się rozluźnić, a czasem żeby po prostu wypić. Teraz już nie piję, jestem i od początku byłam świadoma zagrożenia
Dziewczyny też piły i wyszły z tego tak? Dlaczego ja sama nie mogę, dlaczego ja muszę iść na spotkania AA a inni umieją sobie poradzić. Bo jestem bardziej zaawansowana, bo piję dłużej/krócej? Bo schowałam kilka razy alkohol przed mężem? Dlaczego? Ja nie piję drinków, sporadycznie, mogę z tego zupełnie zrezygnować. W którym miejscu jestem na etapie, że powinnam się leczyć a inni dali sobie radę sami.
s zona pisze: 05 lut 2020, 12:54 Chyba znalazlam
https://docplayer.pl/2639053-Tak-trzezw ... s-fpm.html
dziękuję Ci bardzo.


Nałóg w kontekście tego, że znam dwóch niepijących alkoholików napisałeś:
nałóg pisze: 06 lut 2020, 9:28 No to supeeerrrrrr .....zapytaj czy chodzą na mityngi a jak tak to poproś ich o towarzyszenie Ci na pierwszym mityngu. Znajomość z trzeźwymi alkoholikami z kręgu towarzyskiego jest nie do przecenienia
Niestety w moim przypadku nie jest to super. Pierwszy przykład facet koło 50tki, pił wiele lat, przykład menela co to woła o kilka złotych do wina pod sklepem, między czasie dorastały jego dzieci, przestał pić, znalazł świetną prace, zaczął ćwiczyć, zostawił żonę i dzieci i trudno było nadążyć w poznawaniu kolejnych jego kobiet. Ot, bohater. Ok, lepsze to niż picie do nieprzytomności.
przykład dwa: facet pił kulturalnie, nazwałabym to skryty alkoholik, gdyby nie jego żona w życiu nie wiedziałabym co dzieję się w ich domu. Wyleczył się, zwiedza świat, wyjeżdża ciągle na kilka dni, nawet gdy weźmie rodzinę to siedzą w hotelu, ponieważ jego zajawki na zwiedzanie nie uwzględniają małych dzieci i (nudnej) żony. Komentarz żony "cóż, lepsze to, niż mnie bił po pijaku".
Niestety mam pecha. Oczywiście, dla dobra zdrowia (nie koniecznie ale pewnie często) rodziny należy przestać pić. Bezapelacyjnie, nikt nigdy mnie nie przekona, że picie jest lepsze, w każdym razie zrozumiałam po latach co miała na myśli znajoma mówiąc "nie ma nic gorszego niż suchy alkoholik".
Nie pójdę więc z nimi na spotkanie, nie chcę żyć jak oni, chcę być trzeźwa i zdrowa ale nie chcę braku picia wyładowywać na kimś innym, na rodzinie. To nie znaczy, że nie pójdę sama ale w ostatni piątek miesiąca, wtedy są spotkania otwarte czyli jak rozumiem dla wszystkich bez zapisów, bez pretekstów? Czytam w książce, że na te spotkania mogą przychodzić wszyscy, więc nawet jak spotkam sąsiada to mogę powiedzieć, że przyszłam bo... pisze pracę mgr o alkoholizmie;)?
Gaea, mogę powiedzieć za siebie. Przez jakiś czas piłam alkohol w sposób nieodpowiedzialny. Przestraszyłam się i zrezygnowałam. Przestraszyłam się na tyle, że umówiłam się z terapeutą uzależnień. Rozmowa mnie uspokoiła i zaniepokoiła zarazem. Dowiedziałam się co to jest picie ryzykowne. Oraz, że jeśli postanowię nie pić alkoholu i mimo postanowienia jakoś tak się stanie, że mimo to wypiję, to wymagam terapii. Ale także gdy wypiję w okolicznościach w których postanowiłam nie pić, np. mając pod opieką dziecko. Oraz że samo nie picie to mało, bo alkoholik może nie pić, więc jeśli zauważę, że szukam okazji, albo mam problem z odmawianiem, albo gdy zacznę się łapać na rozważaniu czy kupić alkohol, czy jednak nie, albo czy napić się czy jednak nie, albo jeśli będę dużo rozmawiać o piciu alkoholu, albo myśleć, że szkoda że go nie piję i uważać że coś przez to tracę - to mam się zgłosić na terapię indywidualną i znaleźć grupę. Nie byłam wcale pewna swoich reakcji, na szczęście żadna z nich się nie pojawiła.
Z terapeutą spotkałam się jeszcze dwa razy, żeby popracować nad moją postawą wobec alkoholu i używek. Bo była nieprawidłowa. U mnie w domu nie było używek, ale dorastałam w otoczeniu w którym ich obecność była normą, w szkole średniej, na studiach, potem w pracy. A z czasem także w moim własnym domu. Nie widziałam w tym nic złego. Naprawdę nie widziałam, a z czasem powoli ale jednak przekraczałam kolejne normy. Bardzo mi te spotkania pomogły. To był zresztą mój pierwszy krok do kryzysu w moim małżeństwie, bo zmieniła się moja postawa wobec używek, bo zaczęłam nazywać problem męża po imieniu, bo z czasem znalazłam się na grupie wsparcia dla bliskich osób uzależnionych (to nie to samo co grupa dla współuzależnionych). Z perspektywy czasu uważam, że takie grupy nie są do końca pomocne, bo skupiają się tylko na uzależnionych i na tym co zrobić, by zaczęli się leczyć. Chociaż mówiło się dużo o daniu wolnej ręki uzależnionemu, zaprzestaniu kontroli, pozwoleniu na konsekwencje, zadbaniu o siebie - to za mało o tym, jak pomóc sobie. I jak bardzo osoby wspoluzalenione same są pokręcone. Chociaż być może na tamtym etapie, gdy za wszelką cenę byłam gotowa ratować męża, a swoich problemów w tym współuzależnienia nie widziałam, to była dobra alternatywa, bo z terapii współuzależnionych bym pewnie wtedy uciekła...

Tak czy inaczej to czego się nauczyłam przyniosło efekty, bo mąż podjął terapię. I nie przyniosło to efektów - bo ją przerwał. Pani psychiatra, która opiniowała mnie do terapii współuzależnienia powiedziała mi, żebym się o to tak mocno nie obwiniała, bo przy uzależnieniach krzyżowych pierwsze podejście zwykle jest nieudane...

Co chcę ci napisać - terapie są dobre, pomagają i przynoszą efekty. Grupy to jest wspaniały zasób. Mogę też sprostować mit, że terapie bezpłatne są liche, gorsze, nie są efektywne. Wcześniej korzystałam z odpłatnych terapii, teraz moja sytuacja finansowa jest inna i korzystam z bezpłatnej. Różnica to mniej wygodne krzesła, mniej kolorowe tablice, brzydsza poradnia. Terapia jest ta sama.

Jeśli chodzi o grupy, można spokojnie iść na spotkanie nawet, gdy nie jest otwarte. Nikt cię nie wyrzuci. I nie warto zaczynać od kłamstwa o pisaniu pracy mgr. Ani żadnego innego. Możesz powiedzieć prawdę, np. jeśli nie jesteś pewna czy terapia jest ci potrzebna, ale są rzeczy, które cię niepokoją - to właśnie tak. Idąc to terapeuty nie wiedziałam czy mam problem z alkoholem, na pierwszą grupę czy mój mąż jest uzależniony, na moją obecną grupę - czy ja jestem wspołuzależniona. Jak się dowiesz, że nie jesteś to super, a jak się okaże że jesteś - no to też super, bo będziesz we właściwym miejscu i pod dobrą opieką. Na grupach nie gryzą.

Napisałaś też, że trzeźwi alkoholicy których znasz nie są dla ciebie wzorem. Z tego co napisałaś to faktycznie nie są. Ale to nie jest efekt terapii. Ale zapewne i tak się im poprawiło i pewnie nadal nad sobą pracują, a jeśli nie - no to ich problem, nie twój. Nie martw się, nikt na terapii nie przerabia nikogo na takich panów buców o jakich napisałaś, a na grupach jest wiele różnych osób. Mijam się z trzeźwiejacymi w poradni i wiele z nich to miłe i zacne osoby. Takie osoby na grupie na pewno spotkasz.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: s zona »

pisze: 05 lut 2020, 12:54
https://docplayer.pl/2639053-Tak-trzezw ... s-fpm.html
.

Pomodle sie o Boze Prowadzenie dla Ciebie .. a moze warto zajsc na Grupe
Chyba wszyscy maja ten sam problem .A z tych mitingow Nic nie wychodzi na zewnatrz ...
teraz link jest caly ,a te pozniejsze slowa .. moze jednak warto sie odwazyc ..

W ostatnim poscie zastanowilo mnie, dlaczego chcesz sama siebie i np "sasiada oklamywac " po co to jest Ci potrzebne .. co to Ci da ....
Gea nwm ,jak funkcjonuje AA ...wiem natomiast ze Grupa Krokowa daje wsparcie,zapewnia tez anonimowosc .. Takie poczucie jednosci i naprawde super sie czujesz ..mnie zal bylo sie rozstawac ..

Dlaczego nie chcesz dac sobie szansy sprobowac .. slubu nie bierzesz ...
https://bezalkoholowo.pl/program-halt/

ps u mnie piatek jest juz jutro ;) a moze ten ostatni bedzie za pozno .. kusy tez jest inteligentny i maci po swojemu ..

Kiedys Zenia pisala o ksiazce "Listy starego diabla do mlodego" Levisa .. przeczytalam .. zadziwiajace, jak jestesmy w swej nieswiadomosci manipulowani :shock:
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Do pionu, bezsilność to nie to samo co bezradność.Bezsilny jestem wobec tak wielu rzeczy z mojego otoczenia, postaw innych ludzi, aury,zmiany pór roku, pogody ,choroby, upływającego czasu , śmierci bliskich i własnej lecz nie bezradny.Natomiast prawie nigdy nie jestem bezradny..... Wobec pogody mogę ubrać odpowiedni strój lub nie wychodzić ,z domu,w przypadku choroby mogę podjąć leczenie, z toksycznymi ludźmi mogę się nie kontaktować a w upływającym czasie zarządzać sobą.Bezsiloność i jej uznawanie wypływa z pokory . Podejmuję decyzje, pracuję, pragnę zmian a efekty tego oddaję Bogu. Czasami trudno być pokornym.....a jak nie walczę to mniej boli gdy oddam Bogu.Wiele lat „ walczyłem” z alkoholem też..... dziś nie „ walczę” i jestem trzeźwy.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Ruta »

tata999 pisze: 06 lut 2020, 9:49
Ruta pisze: 05 lut 2020, 23:42
Co do pozornych chwil rozluźnienia - znacznie lepsze są chwile prawdziwego rozluźnienia. Zamiast wieczoru z winem można zrobić mnóstwo innych wspaniałych rzeczy, które przynoszą zadowolenie i relaks i ulgę.
Intensywny spacer i dłuższy sen. Spotkanie ze znajomymi w kawiarni, w klubie, np. tanecznym, naukowym, kursie, na przedstawieniu, basenie, saunie itp.
Super relaks, ale dla mamy małych dzieci raczej mało dostępny... To pakiet po odchowaniu dzieci :lol:

Pakiet dla mamy i niekoniecznie na wieczory:
1. Miło spędzony czas z dzieckiem/dziećmi na tym co lubicie i co wam wszystkim sprawi przyjemność, to nie musi być coś ekstra, raczej właśnie zwyczajne, lubimy sobie zjeść razem kolację i przy tym pogadać, upiec ciasto wspólnie, urządzić turniej planszówek, poczytać na głos, poprzewalać się po dywanie, pojeździć na rowerach, popływać na basenie, porobić eksperymenty, pozastanawiać się nad różnymi "filozofiami", leżeć i wymyślać dziwne słowa, szykować sobie uczty czyli takie jedzonko pycha, oglądać filmiki o zwierzątkach na YT, uczestniczyć w mszy, pójść na spacer.
2. Ekstra sprawy - jakieś wyjścia typu trampoliny, muzeum, kino, przy większych okazjach jakaś restauracja w której nie zbankrutujemy i z nietypowym jedzeniem, pikniki, spacery w nieznane miejsca, wyprawy do lasu...
3. Sen i rozsądne jedzenie, ruch.
4. Spotkania z innymi rodzinami, z rodziną.

Na wieczory kiedy dzieci śpią - sen, kąpiel, książka, audiobook, film, telefon do przyjaciółki, poleżenie w ciszy i ciemności, modlitwa, forum. Pisałam już że sen? ;)

Myślę, że to wspaniale jest być mamą i żadne tam sauny nie umywają się do wieczoru z dzieckiem, wspólnego śmiechu i pełzającego po mamie brzdąca, albo większego potworka. Na sauny i spotkania w kawiarni przyjdzie czas - co nie znaczy, że czasem mama nie może sobie pożyć jak dorosła... To także ładuje bateryjki, ale jeśli pojawia się uczucie że to sposób na ucieczkę od monotonii życia z dziećmi - to sygnał żeby zmienić życie z dziećmi, bo wcale nie musi być monotonne. Tylko trzeba odszukać radość - w zrobieniu śniadania, nastawieniu prania, w pocieszeniu malucha, opanowaniu dziecięcego dramatu, stworzeniu historii o wróżkach, czytaniu wierszyków...każda chwila w domu może być radością...

I jeszcze mi umyka - tworzenie tradycji i wspólnoty z dziećmi, mamy "swój" serial który oglądamy raz w tygodniu i potem omawiamy go cały tydzień i zastanawiamy się co będzie dalej (jak się skończy poszukamy następnego, albo będziemy czytać książkę). Chodzimy na najlepszą czekoladę pitną w nasze miejsce. Raz na dwa tygodnie idziemy na duże zakupy jedzeniowe i wyszukujemy dziwne rzeczy które chcemy albo i nie chcemy sprobowac. Mamy tajne znaki porozumiewawcze i swoje hasła.
Są też sprawy cykliczne - w soboty rano ogarniamy mieszkanie, w piątki zwykle spędzamy czas z innymi, w środy nie robimy nic męczącego żeby odpocząć przed resztą tygodnia, przed świętami zawsze wysyłamy kartki i opłatki bliskim, parę razy w roku idziemy do dalekiego kościoła na mszę i koniecznie piechotą, urodziny spędzamy zawsze razem nawet jak to zwykły dzień - to bierzemy wolne, zawsze świętujemy początek/koniec roku szkolnego, ferii, świąt. Planujemy wprowadzić dzień analogowy - bez internetu i komputerów i w ogóle ekranów.
Takie drobne dziwactwa, zwyczaje i tradycje bardzo wzbogacają życie z dziećmi, budują tożsamość rodziny - ale przede wszystkim dają mnóstwo radości, wtedy wieczorem nie ma już emocji, które trzeba rozładowywać, albo jest ich znacznie mniej :D
ODPOWIEDZ