Spotkanie z mężem. Proszę o poradę

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Sroka
Posty: 20
Rejestracja: 02 sty 2020, 23:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z mężem. Proszę o poradę

Post autor: Sroka »

Ja już nie czekam czekając
Chyba się z tego „uleczyłam” ....
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z mężem. Proszę o poradę

Post autor: Nino »

Przede wszystkim: dziękuję Wam za modlitwę. Z całego serca. Wierzę, że Wasza modlitwa ma moc!

MaryM, znam to uczucie... Teraz, kiedy z mężem moglibyśmy cieszyć się sobą, być dla siebie, jesteśmy w sile wieku, dzieci dorosłe: takie zgniłe jajo... Nasz kryzys :(

Co do czekania nie czekając: coraz bardziej dochodzę do wniosku, że to jest stan dla mnie bardzo pożądany. Ten kryzys unaocznił mi dobitnie, ile sfer jest do uporządkowania na moim poletku... Niestety, towarzyszy mi nieustanny lęk, ze gdy ja będę zajmowała się sobą, mój mąż pójdzie w długą już na maksa....Wychodzi brak ufności Panu Bogu. Wciąż chcę to ogarniać "po swojemu".

Kwiatkowa, s żona: macie rację. Teraz nie powinno być żadnych ruchów z mojej strony. Niech się to w nim przegryzie, tylko: czy ja wytrzymam? Ten szykujący się brak kontaktu znowu? Tę ciszę w eterze? Muszę.

O tym piszę niewiele, ale mój mąż "narkotyzuje" się pracą i teraz, kiedy jest sam, zdążyłam zauważyć, że już kompletnie popłynął....Kilka jego wypowiedzi na ten temat przedwczoraj zjeżyło mi włos na głowie. Praca wciąż, a nawet jeszcze bardziej, jest jego bogiem i kochanką w jednym. Kiedyś mi to imponowało, ta pasja w działaniu, dopóki nie przekonałam się na własnej skórze: jak destrukcyjny wpływ ma to na naszą rodzinę. Książkę można by napisać o pracoholizmie. Nie mniej wyniszczający nałóg, niż inne, bardziej czytelne.

Powróciła "szara" rzeczywistość... Generalnie coraz lepiej odnajduję się w swym samotnym życiu, ale silne lęki mnie nie opuszczają.
Lukasz.wroc
Posty: 56
Rejestracja: 30 cze 2019, 0:04
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z mężem. Proszę o poradę

Post autor: Lukasz.wroc »

Przeczytałem relację Nino i zazdroszczę... Zazdroszę formy psychicznej i tego, że już po.
Moja żona kilka dni temu napisała do mnie, że gdy będę miał czas to chciałaby się spotkać i porozmawiać.
Nie padło słowo rozwód, jednak w tym jest rzecz. Standardowo odzywała się do tej pory raz na miesiąc "czy wszystko u Ciebie Ok". Od ponad roku mieszka osobno a widzielismy sie w tym czasie tylko raz w sierpniu na chwilę. "Wypaliło się, zostańmy przyjaciółmi".
Bardzo boję się tego spotkania, jeszcze nie ustaliliśmy tego terminu, ale wiem, ze nie ucieknę przed tym. Ona jest niesamowicie opanowana, choć jak twierdzi to też u niej duży stres powoduje, natomiast ja nie potrafię zapanować nad emocjami. Łamie mi się głos i koniec...
Sam jej sms kilka dni temu spowodował, że trząsłem się i szczękałem zębami przez 15 minut.
Przez cały rok jakoś funkcjonowałem, teraz wszystko wróciło za sprawą tego sms. Paniczny lęk. Pękają kolejne mury mojej nadziei.
Tak bardzo bym chciał umieć poddać się woli Boga. I poczuć ten pokój. Bez względu na to co się wydarzy.
Noelka

Re: Spotkanie z mężem. Proszę o poradę

Post autor: Noelka »

Nino pisze: 11 sty 2020, 8:32

Co do czekania nie czekając: coraz bardziej dochodzę do wniosku, że to jest stan dla mnie bardzo pożądany. Ten kryzys unaocznił mi dobitnie, ile sfer jest do uporządkowania na moim poletku... Niestety, towarzyszy mi nieustanny lęk, ze gdy ja będę zajmowała się sobą, mój mąż pójdzie w długą już na maksa....Wychodzi brak ufności Panu Bogu. Wciąż chcę to ogarniać "po swojemu".

Tak jak mówisz - ja zajęłam się sobą, a mąż poszedł w długą na maksa. Ale poszedłby tak czy inaczej, a ja już byłam inna, silniejsza, więc jakoś widzisz - przeżyłam i żyję nadal. Trochę czasu mi zajęło zrozumienie, że mąż nie miał do czego wracać. Gdybyśmy mieli być razem, to musielibyśmy OBOJE zacząć od początku. Ja ufam Bogu, choć nie nie w kwestii bycia z mężem, ale raczej w tej kwestii by MNIE tak lepił i kształtował, abym po prostu jakoś to zniosła i żyła dalej pełnią życia. Mówiłam MU - wiem Boże, że nie chcesz łamać wolnej woli męża, ale skoro tak, to łam mnie, abym się z tym jego odejściem pogodziła. No i jakoś się pogodziłam, choć wiadomo - szczęśliwa z tego powodu nie jestem i nie wiem, co dalej będzie ze mną, moim życiem (niedawno skończyłam dopiero 40 lat, dzieci nie mam).

Ale kontakt z mężem (np. w sprawach formalnych, majątkowych) nadal wywołuje u mnie stres, zdenerwowanie, jak przed egzaminem. Starałam się skupiać nie na wspomnieniach, jak to pięknie było, ale na wyobrażaniu siebie samej - jak masz oswojoną myśl i jakieś plany, co będziesz robić, czym możesz się zająć za miesiąc, dwa, pół roku - to ta rzeczywistość mniej przeraża. I wtedy wraca spokój - a spokój jest zawsze od Ducha Świętego. Tylko w spokoju można podejmować ważne decyzje, rozwijać się, dobrze komunikować.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z mężem. Proszę o poradę

Post autor: Nino »

Lukasz.wroc pisze: 11 sty 2020, 19:18 Przeczytałem relację Nino i zazdroszczę... Zazdroszę formy psychicznej i tego, że już po.
Moja żona kilka dni temu napisała do mnie, że gdy będę miał czas to chciałaby się spotkać i porozmawiać.
Nie padło słowo rozwód, jednak w tym jest rzecz. Standardowo odzywała się do tej pory raz na miesiąc "czy wszystko u Ciebie Ok". Od ponad roku mieszka osobno a widzielismy sie w tym czasie tylko raz w sierpniu na chwilę. "Wypaliło się, zostańmy przyjaciółmi".
Bardzo boję się tego spotkania, jeszcze nie ustaliliśmy tego terminu, ale wiem, ze nie ucieknę przed tym. Ona jest niesamowicie opanowana, choć jak twierdzi to też u niej duży stres powoduje, natomiast ja nie potrafię zapanować nad emocjami. Łamie mi się głos i koniec...
Sam jej sms kilka dni temu spowodował, że trząsłem się i szczękałem zębami przez 15 minut.
Przez cały rok jakoś funkcjonowałem, teraz wszystko wróciło za sprawą tego sms. Paniczny lęk. Pękają kolejne mury mojej nadziei.
Tak bardzo bym chciał umieć poddać się woli Boga. I poczuć ten pokój. Bez względu na to co się wydarzy.
Łukasz, mimo wszystko widzę pozytywy w postawie Twojej żony: pisze do Ciebie z szacunkiem: że, gdy będziesz mieć czas, to ona chce się spotkać i porozmawiać...
że nie padło jeszcze słowo rozwód między Wami
że odzywała się do Ciebie co miesiąc, pytając, czy u Ciebie wszystko OK. Mój Boże! Mogę tylko pomarzyć o takim esemesie od męża!
Jest opanowana, ale ma odwagę powiedzieć, co czuje, że to dla niej też ogromny stres....

To ja Ci zazdroszczę jej postawy wobec Ciebie, że chce rozmawiać w duchu spokoju i przyjaźni. Mam nadzieję, że również szczerości. Nie psuj tego swoimi emocjami. Skoro myślisz, że to spotkanie w sprawie rozwodu, bardzo starannie przemyśl, co i jak chciałbyś powiedzieć/odpowiedzieć na pytania, których się spodziewasz.

Pomyśl, równie dobrze, mogłaby przesłać do Ciebie papiery rozwodowe bez proszenia o jakąkolwiek rozmowę. Nie zakładaj z góry najczarniejszego scenariusza, choć bądź przygotowany na najgorsze....Nie zdawaj się na emocje. One nie są dobrym doradcą w takich sytuacjach. Ale to tylko takie moje sugestie, bo przecież w ogóle nie znam Waszej sytuacji. Rozumiem natomiast dobrze, co czujesz.... Życzę Ci spokoju i jeszcze raz spokoju podczas rozmowy. I nawet jak będzie to rozmowa o rozwodzie, to pamiętaj, że ta rozmowa nie przesądza jeszcze o wszystkim i że wiele może się jeszcze zdarzyć po drodze....
Lukasz.wroc
Posty: 56
Rejestracja: 30 cze 2019, 0:04
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z mężem. Proszę o poradę

Post autor: Lukasz.wroc »

Nie ma między nami wrogości. Napisałem jej, ze nie jestem gotowy na spotkanie. Po prostu stchorzylem. Odpisała, że wszystko rozumie i poczeka kiedy będę gotowy.
Tylko czy na rozwód można być kiedykolwiek gotowym? Co mi da odwlekanie takiej rozmowy poza nieprzespanymi nocami i kilkoma kg wagi w dół? Raczej w niczym to nie pomoże. Jakie to dziwne, że boję się własnej żony, którą kocham i za którą tęsknię.
Noelka

Re: Spotkanie z mężem. Proszę o poradę

Post autor: Noelka »

Lukasz.wroc pisze: 12 sty 2020, 11:23 Nie ma między nami wrogości. Napisałem jej, ze nie jestem gotowy na spotkanie. Po prostu stchorzylem. Odpisała, że wszystko rozumie i poczeka kiedy będę gotowy.
Tylko czy na rozwód można być kiedykolwiek gotowym? Co mi da odwlekanie takiej rozmowy poza nieprzespanymi nocami i kilkoma kg wagi w dół? Raczej w niczym to nie pomoże. Jakie to dziwne, że boję się własnej żony, którą kocham i za którą tęsknię.
Wiesz, co mi pomaga? Takie uporządkowanie tego, kim ja jestem w tym małżeństwie i jaki JA mam plan na swoje życie w związku z tym.

Kiedy uznałam, że jestem cały czas żoną - bez względu na rozwód, bo przecież rozwód nie kończy Sakramentu, że przysięgałam miłość i wierność, więc będę kochała i będę wierna, to dało mi takie jakby "zadania" do wykonywania przez resztę życia - bez względu na to, co zrobi mąż, czy się ze mną rozwiedzie, czy będzie miał kogoś, czy będzie chciał kiedykolwiek być ze mną, czy nie - jestem nadal żoną, jestem wierna i kocham. Nic się pod tym względem nie zmieniło, a to że mąż akurat teraz tak ma, że tego nie chce - to cóż mogę na to poradzić? Dzisiaj tak ma, może jutro być inaczej. Za radą Jezusa - "martwię się" dniem dzisiejszym, bo nie wiem, co juto będzie. A dzisiaj jestem wierną, kochającą żoną nie mieszkającą z mężem. I tyle.

Masz rację, odwlekanie nic nie da. Może przygotuj się na spotkanie w ten sposób, że sobie spisz na kartce to, co chcesz powiedzieć, poćwicz, wyobraź sobie różne reakcje i koncentruj się na swojej sile - i sile tego, kim jesteś - a jesteś i będziesz mężem (saramentalnym), więc wiesz, co masz robić i jak postępować. A za innych, za żonę i jej decyzje - nie odpowiadasz.
Lukasz.wroc
Posty: 56
Rejestracja: 30 cze 2019, 0:04
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z mężem. Proszę o poradę

Post autor: Lukasz.wroc »

Tak zrobię. Zastanowię się jak spokojnie odpowiadać.
Ja właściwie nie wiem dlaczego tak temat rozwodu mnie zabolał. Jakaś złudna nadzieja mnie niestety jeszcze napedza. Tzn. taka jej zła wersja, taka zaborcza. Widać daleko mi już do zawierzenia Bogu i odczucia pokoju. Dużo pracy.
Ponad rok temu wszystko "klękło". Przez ten rok różne rzeczy mogły się dziać u mojej żony. Co tak naprawdę zmienia rozwód w moim pojeciu? No niewiele. Dzieci nie ucierpią, mężem nadal będę i tego nikt mi nie odbierze, to właściwie dlaczego ja się tak wystraszylem? Brutalnie ujmując jeśli żona odeszła i tak już będzie zawsze, to stało się to ponad rok temu i nie zmienia tego ani fakt, czy żona się z kimś spotyka czy nie, albo czy w ludzkim rozumieniu prawa będziemy rozliczać się osobno.

Słaby jeszcze jestem w zaufaniu. Nadal po ludzku chcę rozwiązywać problemy.
ODPOWIEDZ