Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Zwyklaosoba
Posty: 477
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Zwyklaosoba »

Caliope pisze: 13 paź 2021, 15:04
Zwyklaosoba pisze: 13 paź 2021, 12:35
Caliope pisze: 13 paź 2021, 11:49
Ewuryco, chodzi o wymuszającą formę tej rozmowy, monolog bez możliwości ustalenia czegoś i nie docenienie mojej pracy. Ja doceniałam jego, ale nie spełniałam jego oczekiwań, bo praca w domu to nic, a ja miałam jeszcze wiele innych rzeczy robić, bo on rak chciał. Jakbym nic nie robila tylko odpoczywala całymi dniami. Nie, mój mąż nie ma czasu na to by odbierać dziecko ze szkoły i z nim siedzieć, nie ma czasu by żyć ze mną .Dwa lata to sporo czasu by to ogarnąć, jest tylko gorzej. Ja nie mam pomocy od rodziny, nikt nie będzie mi dziecka odbierał, każdy ma swoje sprawy, rodziny, dzieci. Dla mnie to nie jest luksus, to powinność wobec dziecka, ono potrzebuje matki, nie obcej pani która będzie z nim całe dnie. Znów maly choruje i nie wiem czy jest sens by dalej zdawać na prawo jazdy, bo nie mam czasu.
Prawo jazdy pomoże ci czas zaoszczędzić w efekcie końcowym, to inwestycja w swoje umiejętności i poprawę standardu, ale ty musisz sama zrozumiec dla siebie
Zwykłaosobo, ja to wiem, ale zdaje już kilkanaście razy i jestem zmęczona tym i zestresowana. Od półtora roku to ciągnę i nie wiem czy jeszcze chcę.
Bliska mi osoba miała podobna sytuację , ale na też sama i zmieniła nawet szkołę nauki i za kilkunastym razem zdała, dziś docenia swój trud , daje tylko przykłady , że czasem niektóre rzeczy przychodzą trudniej
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Mi wraca wstyd, że serce mi wyskakuje z piersi jak wchodzę do budynku, że nie jestem w stanie nad tym zapanować. Muszę sobie odpuścić, by znów poczuć, że tego chcę, ale zdrowo, nie że muszę, bo od tego zależy czy kiedykolwiek gdzieś pojadę. Mam zapłacone za kolejny egzamin, więc jest motywacja, żeby jednak nie odpuszczać, czas pokaże.
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Al la »

Caliope pisze: 13 paź 2021, 11:49
Ewuryca pisze: 12 paź 2021, 21:51 Caliope a czy jest chociaż cień szansy ze mąż przekazał ci to co miał na myśli i co go boli ale może w kiepskiej formie. Nie wiem jak stoicie z finansami ale skoro tylko mąż pracuje to może jest mu już ciężko mieć na głowie cały czas utrzymanie domu? W dzisiejszych czasach możliwość niepracowania jednego z małżonków to raczej luksus, większość domów z jednej pensji nie byłaby w stanie się utrzymać. Czy ty doceniasz męża prace? Czy doceniasz to ze masz na życie dzięki jego codziennej pracy? Czy żadne z was nie docenia siebie nawzajem? Zamiast się unosić to może to jest dobry moment do spojonej rozmowy, zapytaj męża jak widziałby wasz dalszy podział obowiązków? Czy na przykład jeśli ty poszłabyś do pracy to wtedy czy on wziąłby na siebie odbiór dziecka z przedszkola a za to ty zajmiesz się nim po pracy? Może wspólnie coś ustalicie. Moze po prostu potrzebujecie zmiany bo ewidentne schemat który macie teraz się nie sprawdza.
Ewuryco, chodzi o wymuszającą formę tej rozmowy, monolog bez możliwości ustalenia czegoś i nie docenienie mojej pracy. Ja doceniałam jego, ale nie spełniałam jego oczekiwań, bo praca w domu to nic, a ja miałam jeszcze wiele innych rzeczy robić, bo on rak chciał. Jakbym nic nie robila tylko odpoczywala całymi dniami. Nie, mój mąż nie ma czasu na to by odbierać dziecko ze szkoły i z nim siedzieć, nie ma czasu by żyć ze mną .Dwa lata to sporo czasu by to ogarnąć, jest tylko gorzej. Ja nie mam pomocy od rodziny, nikt nie będzie mi dziecka odbierał, każdy ma swoje sprawy, rodziny, dzieci. Dla mnie to nie jest luksus, to powinność wobec dziecka, ono potrzebuje matki, nie obcej pani która będzie z nim całe dnie. Znów maly choruje i nie wiem czy jest sens by dalej zdawać na prawo jazdy, bo nie mam czasu.
Caliope, nie rezygnuj z prawa jazdy.
Wiesz, że są sytuacje i zawsze będą, kiedy coś albo ktoś stanie Tobie na przeszkodzie i Ty się wycofasz.
Nie żałowałaś nigdy, że czegoś nie doprowadziłaś do końca?

Gdyby ktoś mi powiedział kilka lat temu, co będę robić teraz w moim życiu, to bym go wyśmiała.
A jednak można.
Zaczęłam właśnie od tego, czego nie potrafię.
Znasz to: kto chce, szuka sposobu, kto nie chce - szuka powodu.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Al la »

Caliope pisze: 13 paź 2021, 15:31 Mi wraca wstyd, że serce mi wyskakuje z piersi jak wchodzę do budynku, że nie jestem w stanie nad tym zapanować. Muszę sobie odpuścić, by znów poczuć, że tego chcę, ale zdrowo, nie że muszę, bo od tego zależy czy kiedykolwiek gdzieś pojadę. Mam zapłacone za kolejny egzamin, więc jest motywacja, żeby jednak nie odpuszczać, czas pokaże.
Caliope, kiedy masz ten egzamin?
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Al la pisze: 13 paź 2021, 16:07
Caliope pisze: 13 paź 2021, 15:31 Mi wraca wstyd, że serce mi wyskakuje z piersi jak wchodzę do budynku, że nie jestem w stanie nad tym zapanować. Muszę sobie odpuścić, by znów poczuć, że tego chcę, ale zdrowo, nie że muszę, bo od tego zależy czy kiedykolwiek gdzieś pojadę. Mam zapłacone za kolejny egzamin, więc jest motywacja, żeby jednak nie odpuszczać, czas pokaże.
Caliope, kiedy masz ten egzamin?
Jeszcze się nie zapisałam, ostatni miałam mieć we wrześniu, ale musiałam odwołać. Mam plan niedługo znów się zapisać. Tylko się boję porażki, znów.
Ewuryca

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ewuryca »

Caliope pisze: 13 paź 2021, 11:49
Ewuryca pisze: 12 paź 2021, 21:51 Caliope a czy jest chociaż cień szansy ze mąż przekazał ci to co miał na myśli i co go boli ale może w kiepskiej formie. Nie wiem jak stoicie z finansami ale skoro tylko mąż pracuje to może jest mu już ciężko mieć na głowie cały czas utrzymanie domu? W dzisiejszych czasach możliwość niepracowania jednego z małżonków to raczej luksus, większość domów z jednej pensji nie byłaby w stanie się utrzymać. Czy ty doceniasz męża prace? Czy doceniasz to ze masz na życie dzięki jego codziennej pracy? Czy żadne z was nie docenia siebie nawzajem? Zamiast się unosić to może to jest dobry moment do spojonej rozmowy, zapytaj męża jak widziałby wasz dalszy podział obowiązków? Czy na przykład jeśli ty poszłabyś do pracy to wtedy czy on wziąłby na siebie odbiór dziecka z przedszkola a za to ty zajmiesz się nim po pracy? Może wspólnie coś ustalicie. Moze po prostu potrzebujecie zmiany bo ewidentne schemat który macie teraz się nie sprawdza.
Ewuryco, chodzi o wymuszającą formę tej rozmowy, monolog bez możliwości ustalenia czegoś i nie docenienie mojej pracy. Ja doceniałam jego, ale nie spełniałam jego oczekiwań, bo praca w domu to nic, a ja miałam jeszcze wiele innych rzeczy robić, bo on rak chciał. Jakbym nic nie robila tylko odpoczywala całymi dniami. Nie, mój mąż nie ma czasu na to by odbierać dziecko ze szkoły i z nim siedzieć, nie ma czasu by żyć ze mną .Dwa lata to sporo czasu by to ogarnąć, jest tylko gorzej. Ja nie mam pomocy od rodziny, nikt nie będzie mi dziecka odbierał, każdy ma swoje sprawy, rodziny, dzieci. Dla mnie to nie jest luksus, to powinność wobec dziecka, ono potrzebuje matki, nie obcej pani która będzie z nim całe dnie. Znów maly choruje i nie wiem czy jest sens by dalej zdawać na prawo jazdy, bo nie mam czasu.
Caliope ja wiem ze forma zla, ale czasem dyskusja może pomoc wytracić ci jego argument z ręki, Np mówisz: Ok mężu masz racje, przyda się druga pensja w domu a ja chetnie wyjde do ludzi. Zastanów się wiec w jakich godzinach dokładnie zajmiesz się małym żeby wiedziała w jakich godzinach mogę szukać pracy. Jeśli mąż powie ze on przecież nie ma czasu na dziecko, to ty możesz powiedzieć ze przecież nie masz daru bilokacji wiec nie możesz jednocześnie być w domu i w pracy wiec musi wybrać. Czasem taka rozmowa (w spokojnym tonie) może uświadomić mężowi ze musi wybrać żona w pracy lub żona w domu. Wsystko ma swoje plusy: i praca i zajmowanie się domem ale ciężko mieć dwie rzeczy na raz. Co do opieki to wiele kobiet nie chce zostawiać dziecka z kimś ale tak jak co wcześniej pisałam nie wszyscy mogą niepracowac, sama mam w pracy 4 mamy w tym jedna której dziecko skończyło pol roku. Co do zajmowania się domem i nie bycia docenianym, to chyba jest powszechny problem, ze zajmowanie się domem w oczach osób pracujących nie jest traktowane jako praca. Tak ma nie tylko twoj mąż tylko ogólnie jest takie społeczne myślenie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ewuryca pisze: 13 paź 2021, 18:16
Caliope pisze: 13 paź 2021, 11:49
Ewuryca pisze: 12 paź 2021, 21:51 Caliope a czy jest chociaż cień szansy ze mąż przekazał ci to co miał na myśli i co go boli ale może w kiepskiej formie. Nie wiem jak stoicie z finansami ale skoro tylko mąż pracuje to może jest mu już ciężko mieć na głowie cały czas utrzymanie domu? W dzisiejszych czasach możliwość niepracowania jednego z małżonków to raczej luksus, większość domów z jednej pensji nie byłaby w stanie się utrzymać. Czy ty doceniasz męża prace? Czy doceniasz to ze masz na życie dzięki jego codziennej pracy? Czy żadne z was nie docenia siebie nawzajem? Zamiast się unosić to może to jest dobry moment do spojonej rozmowy, zapytaj męża jak widziałby wasz dalszy podział obowiązków? Czy na przykład jeśli ty poszłabyś do pracy to wtedy czy on wziąłby na siebie odbiór dziecka z przedszkola a za to ty zajmiesz się nim po pracy? Może wspólnie coś ustalicie. Moze po prostu potrzebujecie zmiany bo ewidentne schemat który macie teraz się nie sprawdza.
Ewuryco, chodzi o wymuszającą formę tej rozmowy, monolog bez możliwości ustalenia czegoś i nie docenienie mojej pracy. Ja doceniałam jego, ale nie spełniałam jego oczekiwań, bo praca w domu to nic, a ja miałam jeszcze wiele innych rzeczy robić, bo on rak chciał. Jakbym nic nie robila tylko odpoczywala całymi dniami. Nie, mój mąż nie ma czasu na to by odbierać dziecko ze szkoły i z nim siedzieć, nie ma czasu by żyć ze mną .Dwa lata to sporo czasu by to ogarnąć, jest tylko gorzej. Ja nie mam pomocy od rodziny, nikt nie będzie mi dziecka odbierał, każdy ma swoje sprawy, rodziny, dzieci. Dla mnie to nie jest luksus, to powinność wobec dziecka, ono potrzebuje matki, nie obcej pani która będzie z nim całe dnie. Znów maly choruje i nie wiem czy jest sens by dalej zdawać na prawo jazdy, bo nie mam czasu.
Caliope ja wiem ze forma zla, ale czasem dyskusja może pomoc wytracić ci jego argument z ręki, Np mówisz: Ok mężu masz racje, przyda się druga pensja w domu a ja chetnie wyjde do ludzi. Zastanów się wiec w jakich godzinach dokładnie zajmiesz się małym żeby wiedziała w jakich godzinach mogę szukać pracy. Jeśli mąż powie ze on przecież nie ma czasu na dziecko, to ty możesz powiedzieć ze przecież nie masz daru bilokacji wiec nie możesz jednocześnie być w domu i w pracy wiec musi wybrać. Czasem taka rozmowa (w spokojnym tonie) może uświadomić mężowi ze musi wybrać żona w pracy lub żona w domu. Wsystko ma swoje plusy: i praca i zajmowanie się domem ale ciężko mieć dwie rzeczy na raz. Co do opieki to wiele kobiet nie chce zostawiać dziecka z kimś ale tak jak co wcześniej pisałam nie wszyscy mogą niepracowac, sama mam w pracy 4 mamy w tym jedna której dziecko skończyło pol roku. Co do zajmowania się domem i nie bycia docenianym, to chyba jest powszechny problem, ze zajmowanie się domem w oczach osób pracujących nie jest traktowane jako praca. Tak ma nie tylko twoj mąż tylko ogólnie jest takie społeczne myślenie.
No właśnie już rozmawialiśmy, nie raz, a setki o tym. Ten tryb mi nie przeszkadza, mnie tylko razi brak docenienia, brak bliskości, czasu. Mąż ma go dla siebie i innych osób, ale nie dla mnie i muszę to akceptować, choć życie przez to przelatuje mi przez palce. Dziecko, mój największy dar od Boga choruje nie tylko na katar, nie jest do końca sprawne, ja mam z nim dużą więź emocjonalną.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 13 paź 2021, 22:51
Ewuryca pisze: 13 paź 2021, 18:16
Caliope pisze: 13 paź 2021, 11:49
Ewuryco, chodzi o wymuszającą formę tej rozmowy, monolog bez możliwości ustalenia czegoś i nie docenienie mojej pracy. Ja doceniałam jego, ale nie spełniałam jego oczekiwań, bo praca w domu to nic, a ja miałam jeszcze wiele innych rzeczy robić, bo on rak chciał. Jakbym nic nie robila tylko odpoczywala całymi dniami. Nie, mój mąż nie ma czasu na to by odbierać dziecko ze szkoły i z nim siedzieć, nie ma czasu by żyć ze mną .Dwa lata to sporo czasu by to ogarnąć, jest tylko gorzej. Ja nie mam pomocy od rodziny, nikt nie będzie mi dziecka odbierał, każdy ma swoje sprawy, rodziny, dzieci. Dla mnie to nie jest luksus, to powinność wobec dziecka, ono potrzebuje matki, nie obcej pani która będzie z nim całe dnie. Znów maly choruje i nie wiem czy jest sens by dalej zdawać na prawo jazdy, bo nie mam czasu.
Caliope ja wiem ze forma zla, ale czasem dyskusja może pomoc wytracić ci jego argument z ręki, Np mówisz: Ok mężu masz racje, przyda się druga pensja w domu a ja chetnie wyjde do ludzi. Zastanów się wiec w jakich godzinach dokładnie zajmiesz się małym żeby wiedziała w jakich godzinach mogę szukać pracy. Jeśli mąż powie ze on przecież nie ma czasu na dziecko, to ty możesz powiedzieć ze przecież nie masz daru bilokacji wiec nie możesz jednocześnie być w domu i w pracy wiec musi wybrać. Czasem taka rozmowa (w spokojnym tonie) może uświadomić mężowi ze musi wybrać żona w pracy lub żona w domu. Wsystko ma swoje plusy: i praca i zajmowanie się domem ale ciężko mieć dwie rzeczy na raz. Co do opieki to wiele kobiet nie chce zostawiać dziecka z kimś ale tak jak co wcześniej pisałam nie wszyscy mogą niepracowac, sama mam w pracy 4 mamy w tym jedna której dziecko skończyło pol roku. Co do zajmowania się domem i nie bycia docenianym, to chyba jest powszechny problem, ze zajmowanie się domem w oczach osób pracujących nie jest traktowane jako praca. Tak ma nie tylko twoj mąż tylko ogólnie jest takie społeczne myślenie.
No właśnie już rozmawialiśmy, nie raz, a setki o tym. Ten tryb mi nie przeszkadza, mnie tylko razi brak docenienia, brak bliskości, czasu. Mąż ma go dla siebie i innych osób, ale nie dla mnie i muszę to akceptować, choć życie przez to przelatuje mi przez palce. Dziecko, mój największy dar od Boga choruje nie tylko na katar, nie jest do końca sprawne, ja mam z nim dużą więź emocjonalną.
Caliope już Ci kiedyś ktoś pisał - oboje z mężem się przyzwyczailiście do takiej sytuacji i się mimo chodem na to zgadzacie. Tylko, że Tobie ta sytuacja jednak przeszkadza bo o tym piszesz więc może warto wyjść ze strefy komfortu i jednak na mężu "to", lub "tamto" wynegocjować - czytałaś książkę "Granice w relacjach małżeńskich", "Miłość potrzebuje stanowczości" ? - tam są opisane przypadki podobne do Twoich/Waszych. Bo albo się bierze życie jakim jest, akceptuje się męża jakim jest, albo w końcu zaczyna się zmiany tak aby to małżeństwo było lepsze, aby były właściwe relacje. Bo na tą chwilę to ani Ty nie masz męża, ani syn ojca.

Ja coraz bardziej wiem jakiego małżeństwa i męża zawsze chciałam i jakie powinno być. I albo mój mąż w końcu zrozumie, że to w co się bawiliśmy wcześniej to niestety był tylko związek, ale na pewno nie małżeństwo, i albo w końcu będzie chciał być mężem, albo już będziemy żyć na odległość. Patologii w małżeństwie nie chcę. I zazdroszczenia innym wokół też nie chce. Albo jest albo nie ma - pośrednie opcje nie są dobre.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 14 paź 2021, 10:20
Caliope pisze: 13 paź 2021, 22:51
Ewuryca pisze: 13 paź 2021, 18:16
Caliope ja wiem ze forma zla, ale czasem dyskusja może pomoc wytracić ci jego argument z ręki, Np mówisz: Ok mężu masz racje, przyda się druga pensja w domu a ja chetnie wyjde do ludzi. Zastanów się wiec w jakich godzinach dokładnie zajmiesz się małym żeby wiedziała w jakich godzinach mogę szukać pracy. Jeśli mąż powie ze on przecież nie ma czasu na dziecko, to ty możesz powiedzieć ze przecież nie masz daru bilokacji wiec nie możesz jednocześnie być w domu i w pracy wiec musi wybrać. Czasem taka rozmowa (w spokojnym tonie) może uświadomić mężowi ze musi wybrać żona w pracy lub żona w domu. Wsystko ma swoje plusy: i praca i zajmowanie się domem ale ciężko mieć dwie rzeczy na raz. Co do opieki to wiele kobiet nie chce zostawiać dziecka z kimś ale tak jak co wcześniej pisałam nie wszyscy mogą niepracowac, sama mam w pracy 4 mamy w tym jedna której dziecko skończyło pol roku. Co do zajmowania się domem i nie bycia docenianym, to chyba jest powszechny problem, ze zajmowanie się domem w oczach osób pracujących nie jest traktowane jako praca. Tak ma nie tylko twoj mąż tylko ogólnie jest takie społeczne myślenie.
No właśnie już rozmawialiśmy, nie raz, a setki o tym. Ten tryb mi nie przeszkadza, mnie tylko razi brak docenienia, brak bliskości, czasu. Mąż ma go dla siebie i innych osób, ale nie dla mnie i muszę to akceptować, choć życie przez to przelatuje mi przez palce. Dziecko, mój największy dar od Boga choruje nie tylko na katar, nie jest do końca sprawne, ja mam z nim dużą więź emocjonalną.
Caliope już Ci kiedyś ktoś pisał - oboje z mężem się przyzwyczailiście do takiej sytuacji i się mimo chodem na to zgadzacie. Tylko, że Tobie ta sytuacja jednak przeszkadza bo o tym piszesz więc może warto wyjść ze strefy komfortu i jednak na mężu "to", lub "tamto" wynegocjować - czytałaś książkę "Granice w relacjach małżeńskich", "Miłość potrzebuje stanowczości" ? - tam są opisane przypadki podobne do Twoich/Waszych. Bo albo się bierze życie jakim jest, akceptuje się męża jakim jest, albo w końcu zaczyna się zmiany tak aby to małżeństwo było lepsze, aby były właściwe relacje. Bo na tą chwilę to ani Ty nie masz męża, ani syn ojca.

Ja coraz bardziej wiem jakiego małżeństwa i męża zawsze chciałam i jakie powinno być. I albo mój mąż w końcu zrozumie, że to w co się bawiliśmy wcześniej to niestety był tylko związek, ale na pewno nie małżeństwo, i albo w końcu będzie chciał być mężem, albo już będziemy żyć na odległość. Patologii w małżeństwie nie chcę. I zazdroszczenia innym wokół też nie chce. Albo jest albo nie ma - pośrednie opcje nie są dobre.
Czytałam, sama tobie kiedyś pisałam o tych pozycjach i co mam zrobić jak druga strona nie chce nic zrobić? nie dąży do naprawy, przecież nie prosi się, nie namawia. Co ja mam jeszcze zmienić? Co mam akceptować więcej niż akceptuję? nawet chłód zaakceptowałam.
Może nie warto jednak tego ciągnąć, tylko wnioskować o separację, bo się męczę. Powiedzenie co czuję, czego chcę i jak chcę, równa się ucieczką i rozwodem, może to ja mam zrobić ten krok, odejść, bo nie jestem potrzebna. Uczucia powoli się wypalają, jest postawa, ale bez bliskości, zaufania to i tak nie pociągnie długo. Nigdy nie chciałam tego robić, ale sama nie jestem w stanie nic naprawić, to bardzo boli. Wczoraj patrzyłam na ślubne zdjęcia i nie czułam nic pozytywnego, tylko przykrość i żal.
A co ty byś zrobiła? prosiłabyś o czułość i bliskość? prosiłabyś o czas?
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 14 paź 2021, 11:38
Bławatek pisze: 14 paź 2021, 10:20
Caliope pisze: 13 paź 2021, 22:51
No właśnie już rozmawialiśmy, nie raz, a setki o tym. Ten tryb mi nie przeszkadza, mnie tylko razi brak docenienia, brak bliskości, czasu. Mąż ma go dla siebie i innych osób, ale nie dla mnie i muszę to akceptować, choć życie przez to przelatuje mi przez palce. Dziecko, mój największy dar od Boga choruje nie tylko na katar, nie jest do końca sprawne, ja mam z nim dużą więź emocjonalną.
Caliope już Ci kiedyś ktoś pisał - oboje z mężem się przyzwyczailiście do takiej sytuacji i się mimo chodem na to zgadzacie. Tylko, że Tobie ta sytuacja jednak przeszkadza bo o tym piszesz więc może warto wyjść ze strefy komfortu i jednak na mężu "to", lub "tamto" wynegocjować - czytałaś książkę "Granice w relacjach małżeńskich", "Miłość potrzebuje stanowczości" ? - tam są opisane przypadki podobne do Twoich/Waszych. Bo albo się bierze życie jakim jest, akceptuje się męża jakim jest, albo w końcu zaczyna się zmiany tak aby to małżeństwo było lepsze, aby były właściwe relacje. Bo na tą chwilę to ani Ty nie masz męża, ani syn ojca.

Ja coraz bardziej wiem jakiego małżeństwa i męża zawsze chciałam i jakie powinno być. I albo mój mąż w końcu zrozumie, że to w co się bawiliśmy wcześniej to niestety był tylko związek, ale na pewno nie małżeństwo, i albo w końcu będzie chciał być mężem, albo już będziemy żyć na odległość. Patologii w małżeństwie nie chcę. I zazdroszczenia innym wokół też nie chce. Albo jest albo nie ma - pośrednie opcje nie są dobre.
Czytałam, sama tobie kiedyś pisałam o tych pozycjach i co mam zrobić jak druga strona nie chce nic zrobić? nie dąży do naprawy, przecież nie prosi się, nie namawia. Co ja mam jeszcze zmienić? Co mam akceptować więcej niż akceptuję? nawet chłód zaakceptowałam.
Może nie warto jednak tego ciągnąć, tylko wnioskować o separację, bo się męczę. Powiedzenie co czuję, czego chcę i jak chcę, równa się ucieczką i rozwodem, może to ja mam zrobić ten krok, odejść, bo nie jestem potrzebna. Uczucia powoli się wypalają, jest postawa, ale bez bliskości, zaufania to i tak nie pociągnie długo. Nigdy nie chciałam tego robić, ale sama nie jestem w stanie nic naprawić, to bardzo boli. Wczoraj patrzyłam na ślubne zdjęcia i nie czułam nic pozytywnego, tylko przykrość i żal.
A co ty byś zrobiła? prosiłabyś o czułość i bliskość? prosiłabyś o czas?
Tu właśnie chyba bardziej chodzi o to aby przestać akceptować "niewłaściwe nawyki, działania" drugiej strony. Nawet w tych książkach są przykłady, gdy żona ma dosyć lekceważącego traktowania przez męża jej i rodziny, stawia wszystko na jedną kartę i albo mąż będzie z nimi, albo nie. Często takie zadziałanie zmienia postawę męża, ale trzeba się też liczyć z tym, że jednak wybierze coś innego.

Może rzeczywiście bardziej stanowczo powinnaś mężowi powiedzieć, że to co jest teraz waszym udziałem jest "patologią", ani nie jest mężem ani ojcem. Może też być tak, że jemu też nie jest dobrze, ale może przez męską dumę nie potrafi przyznać się do błędów, coś z Tobą zmieniać.

Już to u mnie obszernie pisałam i może w skrócie ogarnę tu. Mój mąż przed ślubem wszystko chciał że mną robić, nawet wyręczać mnie w obowiązkach. Po ślubie mu się "odechciało", a szczególnie bolało mnie to gdy nasz syn był malutki - z problemami, chorobami, a ja jeszcze po sześciu miesiącach od porodu musiałam wracać do pracy, bolało, że wszystko na mojej głowie, bo mąż po pracy musi odpocząć. Dobrze, że ktoś z rodziny się zaofiarował w opiece nad naszym maluszkiem, bo po pierwsze nie mogłabym iść na bezpłatny wychowawczy, bo na tamte czasy mąż niewiele przynosił pieniędzy do domu, a specjalne mleko i lekarstwa kosztowały, po drugie mimo, że mieszkam w dużym mieście to w pobliżu nie mieliśmy państwowego żłobka, zresztą prywatny, na który nie było nas stać, też w pobliżu nie był. Wiele razy mówiłam mężowi, że przecież przed ślubem rozmawialiśmy o byciu w małżeństwie, o obowiązkach, zadaniach - wszystko miało wyglądać inaczej. Jak grochem o ścianę. Mąż wymagał i mówił, że ze mnie zła żona jest, nie jestem mu poddana. A ja nie chciałam w małżeństwie być tylko służąca, chciałam być równoprawną partnerką. Wiele razy mężowi za wzór dawałam inne małżeństwa, mężów - z kręgu rodziny, znajomych. Nic nie działało. Prawie 3 lata temu coś we mnie pękło. A już pół roku przed męża odejściem tym bardziej: byliśmy na wakacjach, cisza, spokój tak jak lubimy, dziecko już bardzo samodzielne, więc możnaby pomyśleć o sobie, ale nie, mój mąż nawet na spacer brzegiem morza ze mną nie miał ochoty. Pamiętam, jak go zostawiłam w pokoju z synem i sama poszłam na plażę. Przepłakalam cały wieczór, a jeszcze ciągle po plaży chodziły radosne rodziny, zakochane pary. I ja wtedy pytałam Boga, dlaczego tak się u nas porobiło, przecież przed ślubem zapowiadał się miód, cud. Prosiłam Boga - zrób coś z tym bo ja od Ciebie przez zachowanie męża odchodzę. Jakoś się pozbierałam, wróciłam do pokoju, A mąż obrażony, bo musiał z synem zostać, a ja sobie na spacer poszłam. Nie zrobiłam wtedy awantury. Znów grałam przed dzieckiem i światem, że u nas jest dobrze. Żałuję, że w tamtym czasie byłam taka uległa. Powinnam w wielu kwestiach być stanowcza, a nie byłam, bo się bałam, że mąż odejdzie. I co? Nawet ta moja uległość, branie tego co mam, nie uchroniło mnie przed odejściem męża. I o ironio, po jakimś czasie mój mąż chciał naprawiać, mieliśmy się oboje zmienić, tylko w momencie gdy on 3 popołudnia spędzał w garażu, pozostałe u rodziców lub w garażu, sobotę w pracy lub garażu, w niedzielę nic mu się nie chciało bo był zmęczony - to ja miałam serdecznie dość. Bo dalej ani dla mnie nie miał czasu, ani ja nie miałam czasu dla siebie bo przecież jak go nie było to zajmowałam się synem. O przepraszam, czas dla siebie miałam w drodze do i z pracy oraz w pracy. I gdy mężowi powiedziałam, że OK, 3 razy w tygodniu chodzi na siłownię, to pozostałe 2 popołudnia ja mam dla siebie i przynajmniej jedną sobotę luzu totalnego, bez zakupów, prania, sprzątania. I to był koniec naprawiania, bo mój mąż uznał, że właśnie robię zamach na jego wolność i dobro. Mąż wolał odejść. Rozpaczałam wtedy bardzo, do dziś mnie to boli, ale jak patrzę wstecz to ja bym i tak nie dała rady dalej tak żyć. I co z tego, że mąż byłby w domu, gdy wszystko i tak musiałam ogarniać sama, o wszystko zadbać sama. Tylko więcej złości na taki stan rzeczy pewnie by był. Dałam radę 1,5 roku bez męża choć było trudno i jeśli mąż dalej nie dojrzał do roli męża i ojca, to jego problem. Łatwiej mi się funkcjonuje jak nie widzę męża na codzien, tego że on ma czas poleżeć po pracy a mnie od razu pochłaniają obowiązki domowe i wychowawcze, tego rozkazującego tonu, wzroku mówiącego "dalej nie jesteś taka jak powinnaś".

Caliope, jak widzisz, miałam trochę podobnie jak Ty.

Nie namawiam Cię do radykalnych kroków, ale może warto pomyśleć dokąd zmierzacie jako małżeństwo, dokąd zmierzasz Ty. Bo jak sama piszesz na tą chwilę się męczysz. Może jednak warto z mężem porozmawiać i przedstawić mu Twoje pragnienia a także obawy. Tak super potrafisz pisać innym, może warto zawalczyć o swoje lepsze jutro.

Tak samo z prawkiem - nie poddawaj się, bo każdy odwlekany termin to kolejne miesiące bez. A nawet niezdany egzamin może w jakiś sposób mobilizować Cię i przybliżać Cię do zdobycia prawka.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: vertigo »

Caliope pisze: 14 paź 2021, 11:38 Powiedzenie co czuję, czego chcę i jak chcę, równa się ucieczką i rozwodem.
Co w takiej sytuacji, gdy mówisz o swoich potrzebach, uczuciach, robi Twój mąż? Wyciąga z szuflady gotowy pozew rozwodowy, wstawia jedynie datę i podpisuje? Wyprowadza się z domu?

Czy powiedział Ci, jakie są jego obecne potrzeby, oczekiwania w Waszej relacji?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

vertigo pisze: 14 paź 2021, 13:03
Caliope pisze: 14 paź 2021, 11:38 Powiedzenie co czuję, czego chcę i jak chcę, równa się ucieczką i rozwodem.
Co w takiej sytuacji, gdy mówisz o swoich potrzebach, uczuciach, robi Twój mąż? Wyciąga z szuflady gotowy pozew rozwodowy, wstawia jedynie datę i podpisuje? Wyprowadza się z domu?

Czy powiedział Ci, jakie są jego obecne potrzeby, oczekiwania w Waszej relacji?
Przestałam mówić, na początku kryzysu ze strachu, że mnie zostawi. Bo mówił, że jak ja coś od niego chcę, to on się wyprowadza.Teraz nie mówię nic z przyzwyczajenia do tej sytuacji. Mąż mówi tylko o tym, że jest głodny, zły i zmęczony i tyle. Czy jest relacja? Nie wiem, nie czuję tego. Nie czuję już tej miłości którą miałam w sobie 2 lata temu, ale jednak dalej coś czuję i to nie jest przyzwyczajenie. Nigdy nie kochałam wyobrażenia męża, a jego jakim jest, z wszystkimi jazdami, a ma sporo wad jak ja.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Właśnie mąż jako jedyna osoba dawno temu sprawił, że mu zaufałam na tyle, by mówić co czuję, czego chcę .Dziś nie ufam, rozmawiam w pozycji zamkniętej, nie mówię co czuję, czego chcę, bo się wstydzę, że jak to już było, będzie odbierał to jako użalanie, czy jęczenie. A ja muszę być twarda i dać sobie radę i nie pozwolić sobie na takie uczucia jakie bym chciała, nawet na płacz. Przez to nie mogę być sobą, to chyba najbardziej chodzi o to. Mechanizmy z domu rodzinnego, gdzie byłam dzieckiem we mgle, wracają. Nie ufam, nie mówię, nie ufam, znikam by nikt mnie nie widział.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: vertigo »

Caliope, co takiego stało się 2 lata temu, że nastąpiła tak diametralna zmiana na niekorzyść w Twoim postrzeganiu męża?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

vertigo pisze: 14 paź 2021, 16:45 Caliope, co takiego stało się 2 lata temu, że nastąpiła tak diametralna zmiana na niekorzyść w Twoim postrzeganiu męża?
Słowa "już Cię nie kocham, byłem z tobą z litości" "lekarka powiedziała że mogłaś zabić dziecko w depresji, dlatego z tobą byłem" ,od nich zaczął się mój własny kryzys.Trudno ufać komuś kto tak bardzo rani, że przez pierwsze miesiące nie chce się żyć. Ból jaki mąż mi sprawił tymi słowami jest nie do opisania do dzisiaj, bo wolałabym sama umrzeć niż zrobić coś dziecku, które w szpitalu umierało mi na rękach.Wybaczyłam, ale nie jestem w stanie się otworzyć. A on połowy nie pamięta i mówi, że nie powiedział tych słów.
ODPOWIEDZ