Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

krople rosy pisze: 07 lut 2020, 12:55
Ruta pisze: 06 lut 2020, 0:23 prawdziwy powrót wiedzie przez nawrócenie i decyzję o odstąpieniu od nałogów...
Czekasz Ruto na powrót nawróconego, idealnego męża?
Zdajesz sobie sprawę, że ani mąż ani nikt inny nie jest w stanie zagwarantować Ci że nie upadnie ani nie popełni grzechu/błędu?
Jak ma wygladać w Twoim przekonaniu że ów moment nawrócenia w męzu już nastapił?
I wtedy będziesz gotowa męża przyjąć ....?
Nie czekam na powrót idealnego męża. Czekam na powrót męża nawróconego, trzeźwego i zdecydowanego na trzeźwość (czyli w terapii, w grupie wsparcia).
Po czym poznam że ten moment nastąpił? Po tym, że mąż mąż zacznie na nowo wypełniać przysięgę małżeńską - w całości i będzie dążyć do pojednania. Oraz, że będzie gotowy na obustronna przezroczystość, do czasu aż odbudujemy zaufanie.
Wiem, że to wygórowane wymagania, ale odstąpienie od nich choćby o cal oznacza powrót do mojej zgody na krzywdzenie mnie i dziecka. Na co nie ma już we mnie przyzwolenia. Żadnych narkotyków, pornografii, alkoholu. Takie same wymogi zarówno co do abstynencji jak i wypełniania przysięgi małżeńskiej postawiłam przed sobą - i się ich trzymam. Moje życie jest przez to pełniejsze, radośniejsze i mniej chaotyczne, więc wiem, że nie wymagam od męża niczego radykalnego, ani niczego co wiązałoby się z cierpieniem lub dotkliwymi ograniczeniami.

Czy mam świadomość że mąż może upaść i mieć nawrót choroby już po powrocie? Tak. Taki nawrót będzie wiązał się z natychmiastowym powrotem do separacji i oddzielnego zamieszkania. Do czasu, aż mąż się z nim upora.
krople rosy

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: krople rosy »

Ruta pisze: 07 lut 2020, 16:33 Takie same wymogi zarówno co do abstynencji jak i wypełniania przysięgi małżeńskiej postawiłam przed sobą - i się ich trzymam.
Wymogi wg mnie nie są takie same gdyż Ty wcale nie musisz mieć takich problemów jak Twój mąż. I wysiłek włożony w pewne wymagania u jednych jest większy, u drugich mniejszy.
Myślę też że ogromną pokusą dla tych którzy radykalnie prą do perfekcjonizmu i świętości u siebie jest wymaganie jej u innych.
Z pozoru takie podejście może wydawać się szlachetne i dobre jednak nie oczekiwalabym ostatecznie dobrych owoców w powrocie do małżeńskiej komunii.
Wątpię by mężowi łatwo było wrócić do ......Anioła ;)
Uważam też że malzonkom jednak łatwiej nawracać się w w rodzinie niż poza nią choć wiąże się to oczywiście z wzięciem krzyża którym często jest współmałżonek choć trzeba mieć świadomość że i my możemy być krzyżem dla męża choć we własnych oczach jawimy się jako lepsi w odbiorze i wspolzyciu.
I żebym nie była źle zrozumiana: nie twierdzę żeby dawać się krzywdzic i po głowie skakać ale nie jestem zwolenniczką wymuszania zachowań i wyborów wg własnych wytycznych i swoich kryteriów i warunkowania swojej miłości i otwartości na drugiego dopiero wtedy gdy ten doskoczy do narzuconej mu przez nas poprzeczki.
Możesz się z tym nie zgadzać. Wyraziłam tylko swoje zdanie.
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Gaea »

Mnie się wydaje, że Ruta wcale nie stawia aż tak wysoko poprzeczki skoro chodzi o podjęcie terapii by wyjsc z poważnych nałogów.
Do anioła to tu chyba daleko;) zresztą nie może chyba tylko częściowo wyjsc z nałogów albo zrezygnować z alkoholu ale na otwarcie łez póki co zostawić sobie "tylko" narkotyki, by nie było zbyt drastycznie na raz.
Ale to też tylko moje zdanie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

krople rosy pisze: 07 lut 2020, 18:16
Ruta pisze: 07 lut 2020, 16:33 Takie same wymogi zarówno co do abstynencji jak i wypełniania przysięgi małżeńskiej postawiłam przed sobą - i się ich trzymam.
Wymogi wg mnie nie są takie same gdyż Ty wcale nie musisz mieć takich problemów jak Twój mąż. I wysiłek włożony w pewne wymagania u jednych jest większy, u drugich mniejszy.
Myślę też że ogromną pokusą dla tych którzy radykalnie prą do perfekcjonizmu i świętości u siebie jest wymaganie jej u innych.
Z pozoru takie podejście może wydawać się szlachetne i dobre jednak nie oczekiwalabym ostatecznie dobrych owoców w powrocie do małżeńskiej komunii.
Wątpię by mężowi łatwo było wrócić do ......Anioła ;)
Uważam też że malzonkom jednak łatwiej nawracać się w w rodzinie niż poza nią choć wiąże się to oczywiście z wzięciem krzyża którym często jest współmałżonek choć trzeba mieć świadomość że i my możemy być krzyżem dla męża choć we własnych oczach jawimy się jako lepsi w odbiorze i wspolzyciu.
I żebym nie była źle zrozumiana: nie twierdzę żeby dawać się krzywdzic i po głowie skakać ale nie jestem zwolenniczką wymuszania zachowań i wyborów wg własnych wytycznych i swoich kryteriów i warunkowania swojej miłości i otwartości na drugiego dopiero wtedy gdy ten doskoczy do narzuconej mu przez nas poprzeczki.
Możesz się z tym nie zgadzać. Wyraziłam tylko swoje zdanie.

Rozumiem twój punkt widzenia, sama czasem mam wątpliwości, czy nie oczekuję zbyt wiele. Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że mogłabym takie oczekiwania mieć - i wobec tego żyłam z uzależnionym mężem, zgadzając się na to by krzywdził siebie i wszystkich wokół. Często słyszę też, że oczekuję cudu. I tak naprawdę jest. Zarówno trzeźwość osoby uzależnionej jest cudem, jak i każde nawrócenie.

Co do kwestii abstynencji jest oczywiste, że dla mnie jest niewielkim wyrzeczeniem. Pornografia mnie obrzydza, narkotyków się boję, alkohol lubię, ale mogę bez niego żyć i nie odczuwam dotkliwie jego braku. W przypadku osoby uzależnionej utrzymanie abstynencji wymaga ogromnej i stałej pracy nad sobą.
Natomiast mogę jedynie męża w takiej pracy wesprzeć swoją abstynencją i stworzeniem warunków tej abstynencji sprzyjającej. Przyzwyczaiłam znajomych, że w moim domu nie ma nawet niewielkich ilości alkoholu, oraz że jeśli chcemy się spotkać, to nie na piwo czy wino. Oraz, że do mnie przychodzi się w stanie trzeźwym. Dyskutujemy też o tworzeniu klimatu sprzyjającemu trzezwieniu i zrezygnowaliśmy z żartów i opowieści w których alkohol zajmuje centralną pozycję, w której pijackie wyczyny urastaja do rangi fantastycznych przygód, a stan odurzenia jest tematem na anegdotę. Znajomi mający problemy z nadużywaniem alkoholu i dla których każda forma relaksu czy każde spotkanie jest ściśle związane z alkoholem, sami się wycofali. Z kolei parę osób także zdecydowało się zrezygnować z używania alkoholu i podjąć abstynencję - bo przemyśleli sprawę, zobaczyli że się da i uznali, że będzie to dobre także dla nich. Dzięki temu, jeśli mój mąż kiedykolwiek zdecyduje się wrócić do rodziny, będzie mieć wsparcie i środowisko w którym nie będzie się musiał zmagać z pokusami i otoczenie, w którym używki nie zajmują ważnego miejsca.
Natomiast to, że abstynencja przychodzi mi łatwo, nie oznacza, że wszystko jest tak proste. Wychodzenie że wspoluzalenienia to ciężka praca, której z kolei nie musi wykonywać mój mąż. Ostatnio to ogromna praca z emocjami, szczególnie gdy sięgam w głąb tych, które już dawno zakopalam z nadzieją że już na zawsze. To boli.

Nie ma natomiast takiej możliwości, aby mąż wrócił będąc w czynnym nałogu. Nie da się pogodzić bycia mężem i ojcem z odurzaniem się. Abstynencja dla osób uzależnionyżch jest jedyną drogą do pozostania w trzeźwości. Jeden z moich kolegów jeszcze z czasów podstawówki był przez wiele lat trzeźwym narkomanem. Chociaż nie był uzależniony od alkoholu, nigdy nie pił nawet symbolicznych ilości, bo jak mówił od tego "spada krytycyzm" co może spowodować powrót do narkotyków. Zmienił pracę i tam poległ, qwerty z nowymi kolegami na piwo po pracy. Miesiąc później był w pełnym nawrocie. Jeśli mój mąż będzie pić, będzie też brać. Jeśli będzie oglądać pornografię, będzie też łamać przysięgę wierności na inne sposoby. Wiem, bo mam za sobą wiele cyklów trzeźwości męża i okresów intensywnego używania, na granicy ciężkiej destrukcji.

Co do chęci wypełniania przysięgi małżeńskiej, taka chęć płynie z wiary. Nie widzę innego powodu do wspólnego życia z mężem, niż obopólna chęć wypełniania powołania małżeńskiego - i nigdy nie widziałam. Mój mąż może powrócić do mnie tylko jako mąż, przecież nie jako wspołlokator, nie jako kolega, nie jako mężczyzna związany z inną kobietą, nie jako ktoś kto że mną być nie chce, ale taniej wyjdzie mu mieszkać w domu z żoną, czy też wygodniej, bo czysto i zadbane.

Czy radykalnie prę do perfekcjonizmu i świętości? Myślę, że na razie uparcie staram się dojść do równowagi i wydostać się ze współuzależnienia. Im bardziej przyglądam się sobie, tym bardziej widzę, że przede mną jest praca na całe życie. Więc gdy mój mąż kiedykolwiek zdecyduje się wrócić do mnie i naszej rodziny, nie zastanie w domu żony, która uważa się za świętą i uważa że inni są gorsi, bo upadają. Sama wciąż zaliczam po parę upadków dziennie. Zastanie więc mój mąż żonę wierną, trzeźwą i gotową do bycia żoną - ale z całym pakietem wad, trudności i niedociągnięć - czyli taki pakiet minimum...

Co do nawracania się jak i trzeźwienia - na pewno przy wsparciu rodziny jest to łatwiejsze. Gdy mąż taką chęć wyrazi, otrzyma pełne wsparcie. Na razie mąż z takiego wsparcia skorzystać nie chce, bo nie zamierza ani trzeźwieć ani się nawracać. Zamierza się rozwieść.

Czy próbuję mężowi cokolwiek narzucać? Nie. Jeśli chce się odurzać, pić, umawiać z kobietami i oglądać pornografię, ma cały świat do dyspozycji i pełną swobodę w działaniu. Nie robię nic, aby mu tego zabronić, przeszkodzić lub jakkolwiek na jego decyzje w tym zakresie wpływać. Natomiast ja nie mam ochoty przebywać w towarzystwie odurzonego męża, więc stawiam swoją granicę - niezgody na żadne z wymienionych zachowań w mojej obecności ani w obecności naszego dziecka.

Czy warunkuję swoją miłość do męża? Nie. Kocham męża niezmiernie i niezmiennie. Wytrwanie w twardej miłości wymaga ode mnie ogromnej pracy i samodyscypliny - ale płynie z miłości. Staram się aby moja miłość stawała się coraz mądrzejsza.

Czy "wytyczne" trzeźwości i nawrócenia są "moje" i czy są wygórowane? Myślę, że są one zgodne z dobrem męża, moim oraz naszego dziecka. Oraz że to raczej dolny zdroworozsądkowy próg wymagań. Trzeźwość małżonków i rodziców to rozsądny wybór, szczególnie gdy jedno jest uzależnione. Chęć wypełniania przysięgi - podobnie. To minimum. Nie wyobrażam sobie, że mąż wraca żeby pomieszkać sobie w domu np. dopóki kochanka nie podzieli majątku z mężem...

Swoją drogą, to mój mąż się wyprowadził i to on nie zamierza do rodziny wracać, to znaczy do tej wrednej kobiety która domaga się trzeźwości i abstynencji i jeszcze traktowania żony jak żony w elementarnych podstawowych sprawach. To nie jest wysoko ustawiona poprzeczka.
Ostatnio zmieniony 08 lut 2020, 8:29 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Wiedźmin

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Wiedźmin »

Ruta pisze: 08 lut 2020, 1:58 [...] mój mąż się wyprowadził i to on nie zamierza do rodziny wracać, to znaczy do tej wrednej kobiety [...]

To nie jest wysoko ustawiona poprzeczka.
Cześć Ruta,

Skróciłem nieco Twoj post... to zdanie pod koniec jest moim zdaniem kluczowe.

Zgodzę się, że to nie jest wysoko postawiona poprzeczka - w sumie to jest brak poprzeczki.

Bo poprzeczki są dla kogoś, kto chce je przeskakiwać.
A jak ktoś nie chce - to ta poprzeczka choćby leżała na ziemi, to niczego to nie zmieni.

Zatem równie dobrze mogłabyś dodać do tej aktualnej listy warunków - 100 nowych warunków... albo 1000.

Zastanawiam się, co i komu ma dać owo stawianie warunków komuś, kto ani myśli ich spełniać.

Iluzję, że mam taki wpływ na ludzi i rzeczywistość dookoła?
Iluzję budowania własnej wartości... typu - ten będzie godny (godna) do mnie wrócić (się zbliżyć) kto spełni X warunków?
Iluzję, że to ja kontroluję sytuację?

Więc może póki ktoś nie zmieni kierunku - z "uciekam" ... na "wracam" ... to może nie ma co przeznaczać aż takiej uwagi i energii na to, czy owa poprzeczka jest zawieszona parę centymetrów niżej, czy wyżej...
tata999
Posty: 1173
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: tata999 »

Wiedźmin pisze: 08 lut 2020, 9:50
Więc może póki ktoś nie zmieni kierunku - z "uciekam" ... na "wracam" ... to może nie ma co przeznaczać aż takiej uwagi i energii na to, czy owa poprzeczka jest zawieszona parę centymetrów niżej, czy wyżej...
Zgadzam się jednakże dostrzegam drugą stronę medalu. Dowiedzenie się, czego chcę i czego nie chcę, na co pozwolę, toleruję, a co nie uważam, że jest potrzebne i istotne. To nie tylko poprzeczka dla kogoś, ale i punkt odniesienia dla osoby, która tę poprzeczkę zawiesza.
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: nałóg »

Spójność w postawach, słowach, myślach i czynach to podstawa dobrej komunikacji o dialogu.Jakże często jedno ze współmałżonków w złości i amoku drze się: chcę rozwodu a w sercu nie chce i krzyczy tylko po to by dokopać drugiemu. Ruta - wg mnie- prezentuje postawę dość spójną: kocha męża jako osobę i odrzuca jego krzyżowe uzależnienia, chce i pragnie męża i ojca ich dziecka trzeźwego,uważa alkohol za zło u męża więc i sama deklaruje abstynęcję. Spójne to. PD
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Wiedźmin pisze: 08 lut 2020, 9:50
Ruta pisze: 08 lut 2020, 1:58 [...] mój mąż się wyprowadził i to on nie zamierza do rodziny wracać, to znaczy do tej wrednej kobiety [...]

To nie jest wysoko ustawiona poprzeczka.
Cześć Ruta,

Skróciłem nieco Twoj post... to zdanie pod koniec jest moim zdaniem kluczowe.

Zgodzę się, że to nie jest wysoko postawiona poprzeczka - w sumie to jest brak poprzeczki.

Bo poprzeczki są dla kogoś, kto chce je przeskakiwać.
A jak ktoś nie chce - to ta poprzeczka choćby leżała na ziemi, to niczego to nie zmieni.

Zatem równie dobrze mogłabyś dodać do tej aktualnej listy warunków - 100 nowych warunków... albo 1000.

Zastanawiam się, co i komu ma dać owo stawianie warunków komuś, kto ani myśli ich spełniać.

Iluzję, że mam taki wpływ na ludzi i rzeczywistość dookoła?
Iluzję budowania własnej wartości... typu - ten będzie godny (godna) do mnie wrócić (się zbliżyć) kto spełni X warunków?
Iluzję, że to ja kontroluję sytuację?

Więc może póki ktoś nie zmieni kierunku - z "uciekam" ... na "wracam" ... to może nie ma co przeznaczać aż takiej uwagi i energii na to, czy owa poprzeczka jest zawieszona parę centymetrów niżej, czy wyżej...
Zgadzam się z Tobą, że układanie listy warunków dla osoby nie zainteresowanej ich spełnieniem nie ma sensu. To byłaby wtedy lista życzeń, w dodatku w poprzek rzeczywistości.
Rzecz w tym, że to co może być widziane z zewnątrz jako poprzeczka dla męża, nią nie jest. Nie siedziałam i nie myślałam nad tym jakie warunki mam postawić mężowi. Siedziałam i myślałam nad czego nie chcę i czego chcę - ja jako ja, niezależnie od postawy i deklaracji męża. Wyszło mi że kocham męża, że nie chcę ponosić konsekwencji jego nałogów, że jestem gotowa zrobić co tylko w mojej mocy, aby pomóc mu się od nich uwolnić, że jestem zdecydowana pozostać wierna złożonej przysiędze, oraz absolutnie nie widzę możliwości dalszego wspólnego życia z mężem w nałogu, którego nie chce leczyć. Z początku wydawało mi się to węzłem gordyjskim. Ale w końcu to sobie ułożyłam.

Nie ustawiłam poprzeczki mężowi, ani nie ustaliłam listy warunków, ustaliłam tylko gdzie biegną moje granice. Niemniej jednak zdaję sobie sprawę, że ustawienie granic samo w sobie jest ustawianiem poprzeczki w relacji. I że wymaganie od innej osoby tego, czego nie wymagam od siebie jest nie w porządku. Wobec tego oczekując trzeźwości pozostaję trzeźwa, oczekując abstynencji utrzymuję abstynencję, oczekując wierności jestem wierna, oczekując pracy nad sobą pracuję nad sobą. Żadnej z tych rzeczy nie robię jednak w formie autotortury, poświęcenia czy ofiary z siebie. Jestem przekonana, że jest to zgodne z moim dobrem i tak jest, czuję to, czuję jak wzrastam i jak zdrowieję. Robię to dla siebie. Jeśli mój mąż kiedyś zdecyduje się do mnie na tej drodze dołączyć, jestem na to otwarta. Jeśli nie - ma wolność decydowania o swoim życiu i postępowaniu. To bardzo trudna część pracy, bo chociaż udało mi się odnaleźć właściwą postawę (czyli rezygnację z wpływania na męża szczególnie za pomocą manipulacji) to w sferze emocji, zachowań i reakcji wciąż zdarza mi się działać wychodząc z postawy osoby współuzależnionej. Gdy zupa nie jest zupą, a proszeniem o uwagę i zaproszeniem do powrotu. I wiem, że zanim dojdę do etapu, gdy zupa będzie tylko zupą, niezależnie od tego czy zdecyduję że chcę mężowi ją podać, zjeść razem z nim, czy też schować ją do lodówki, muszę jeszcze mocno się napracować.
To co zobaczyłam w sobie w relacji z mężem to, że wciąż uczestniczę w tańcu, w którym robię i mówię różne rzeczy nie dlatego, że chcę, tylko dlatego, że sądzę, że mogą wywołać reakcję, której w danej chwili chcę - zwrócenie na mnie uwagi na przykład. Oraz, że równocześnie jestem wrażliwa i podatna na działania i słowa męża, które wywołują we mnie reakcje, których w danej chwili chce mąż. Pracuję nad tym, by otwarcie i wprost mówić mężowi czego chcę, jeśli uważam to za ważne, ale bez łamania granic męża. Oraz by być gotowa do przyjęcia odmowy. A także by zmniejszać moją podatność na manipulacje męża.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

nałóg pisze: 08 lut 2020, 22:11 Spójność w postawach, słowach, myślach i czynach to podstawa dobrej komunikacji o dialogu.Jakże często jedno ze współmałżonków w złości i amoku drze się: chcę rozwodu a w sercu nie chce i krzyczy tylko po to by dokopać drugiemu. Ruta - wg mnie- prezentuje postawę dość spójną: kocha męża jako osobę i odrzuca jego krzyżowe uzależnienia, chce i pragnie męża i ojca ich dziecka trzeźwego,uważa alkohol za zło u męża więc i sama deklaruje abstynęcję. Spójne to. PD
... żeby za tym szła jeszcze spójność emocjonalna...bo to na tym polu na razie najwięcej we mnie niespójności, albo ja ich najwięcej tu dostrzegam. A za niespójnymi emocjami idą niespójne czyny... Zauważyłam, że gdy działam spójnie, czyli tak z siebie, w zgodzie ze sobą, z tym co myślę, co jest dla mnie ważne, jest dobrze. Jeśli idę za emocjami jest różnie - jest w nich taki bałagan, że kierowanie się jakąkolwiek emocją, często prowadzi do tego, że czuję się źle. Uczepiłam się tej zupy, ale na tym przykładzie wyraźnie widzę siebie, swoje emocje i intencje i łatwo mi zbudować alternatywne scenariusze. Gdy podaje zupę z nadzieją dostrzeżenia mnie przez męża, sama sobie funduję rozczarowanie. Jeśli stoi za tym chęć zbudowania porozumienia z mężem i skłonienia go do zmiany zdania w kwestii rozwodu czy jego powrotu do domu - oszukuję siebie, bo wiem, że to tak nie działa i nie zadziała, a nawet gdyby zadziałało, to byłoby to granie mężem i jego uczuciami, bo nie ma we mnie gotowości na powrót męża do domu z dnia na dzień. Muszę więc pracować nad tym, żeby nie dodawać w relacji z mężem żadnych dodatkowych znaczeń ani do tego co robani co mówię. Czyli ostrożnie podchodzić do emocji, dopóki ich nie uporządkuję.
Myślałam też nad tym, co się ostatnio stało, że wzrosła moja reaktywność na męża. Obawiam się, że mąż zakończył okres abstynencji. W pierwszej chwili, gdy taka myśl mi zaświtała zareagowałam zaprzeczeniem, nic nowego. Może mi się wydaje, przesadzam i na pewno nie...Postanowiłam zwrócić na to uwagę i nie panikować, ale być czujna i gotowa do reakcji na to co się będzie działo.
krople rosy

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: krople rosy »

Ruta pisze: 08 lut 2020, 1:58 Wychodzenie że wspoluzalenienia to ciężka praca, której z kolei nie musi wykonywać mój mąż.
Ruta pisze: 08 lut 2020, 1:58 Natomiast mogę jedynie męża w takiej pracy wesprzeć swoją abstynencją i stworzeniem warunków tej abstynencji sprzyjającej. Przyzwyczaiłam znajomych, że w moim domu nie ma nawet niewielkich ilości alkoholu, oraz że jeśli chcemy się spotkać, to nie na piwo czy wino. Oraz, że do mnie przychodzi się w stanie trzeźwym. Dyskutujemy też o tworzeniu klimatu sprzyjającemu trzezwieniu i zrezygnowaliśmy z żartów i opowieści w których alkohol zajmuje centralną pozycję, w której pijackie wyczyny urastaja do rangi fantastycznych przygód, a stan odurzenia jest tematem na anegdotę. Znajomi mający problemy z nadużywaniem alkoholu i dla których każda forma relaksu czy każde spotkanie jest ściśle związane z alkoholem, sami się wycofali. Z kolei parę osób także zdecydowało się zrezygnować z używania alkoholu i podjąć abstynencję - bo przemyśleli sprawę, zobaczyli że się da i uznali, że będzie to dobre także dla nich. Dzięki temu, jeśli mój mąż kiedykolwiek zdecyduje się wrócić do rodziny, będzie mieć wsparcie i środowisko w którym nie będzie się musiał zmagać z pokusami i otoczenie, w którym używki nie zajmują ważnego miejsca.
Dla mnie taka Twoja aktywność na rzecz męża dalej jest postawą skoncentrowaną na nim i ma znamiona współuzależnienia. Układasz sobie świat pod niego a nawet włączasz w tę grę znajomych.
Wiem, że napiszesz, że to jest Twoje wsparcie i Twój dom więc panują w nim warunki jakie postawi jego gospodyni czy się to komuś podoba czy nie. Jasne. Masz do tego prawo jednak ja nadal w tym widzę pajęczą sieć współuzaleznienia. Na odległość.
Poza tym nigdy nie wysprzątasz meżowi świata tak by on sobie po nim chodził beztrosko i bez żadnych zagrożeń. To nie jest uważam, Twoja rola. Bóg też nie unosi nas poza ten świat i nie eliminuje zła a raczej zaprawia w boju. Pokazuje dobro, piękno pozwala ich doświadczać ale człowiek sam ma te wartości wybrać. W całym tym światowym zgiełku zła i zagrożeń.
Największe zagrożenie czai się w sercu człowieka i to w nim zapadają wszystkie ludzkie wybory.
Bez tego żadne oczyszczanie swiata nie ma sensu.
W raju też nie było zagrożenia a jednak pojawił się grzech i bunt.
Ruta pisze: 08 lut 2020, 1:58 Gdy mąż taką chęć wyrazi, otrzyma pełne wsparcie. Na razie mąż z takiego wsparcia skorzystać nie chce, bo nie zamierza ani trzeźwieć ani się nawracać. Zamierza się rozwieść.
Jakie wsparcie dla męża masz na mysli oprócz wyeliminowania alkoholu z domu, pijących znajomych i twojej całkowitej abstynencji?
Może Twój mąż nie chce skorzystać z tego wsparcia ponieważ stawiasz się w roli znawczyni i kogoś kto lepiej wie jak zdrowienie i nawrócenie męża ma wygladać?
Nawet jeżeli Twoje pomysły i wymagania mogą być słuszne i dobre to rzadko jest tak że osoba z problemami przyjmie je z automatu jako swoje. Nikt nie lubi gdy ktoś komuś narzuca to co w jego mniemaniu jest dobre.
Do wszystkiego trzeba dojrzeć. Jedna strona dojrzewa a druga cierpliwie czeka bo wie że nawrócenie to proces i droga którą każdy musi przejść sam.
Ty wolisz czekanie na odległość i tak wyznaczasz swoje granice. Mąż chyba też wyznaczył swoje skoro się wyprowadził.

I tak się jeszcze zastanawiam: opisujesz męża jako człowieka uzależnionego na dość zaawansowanym poziomie czyli czynny alkoholik, seksoholik, narkoman. Jednocześnie piszesz, że systematycznie odwiedza syna i przyjemnie spędza z nim czas.
Zafiksowany na swoich nałogach człowiek rzadko poświęca swoją uwagę, czas i energię na rodzinę.
Trochę mi, szczerze mówiąc ten puzzel nie pasuje do reszty układanki.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Małgorzata Małgosia »

krople rosy pisze: 09 lut 2020, 11:21
Ruta pisze: 08 lut 2020, 1:58 Wychodzenie że wspoluzalenienia to ciężka praca, której z kolei nie musi wykonywać mój mąż.
Ruta pisze: 08 lut 2020, 1:58 Natomiast mogę jedynie męża w takiej pracy wesprzeć swoją abstynencją i stworzeniem warunków tej abstynencji sprzyjającej. Przyzwyczaiłam znajomych, że w moim domu nie ma nawet niewielkich ilości alkoholu, oraz że jeśli chcemy się spotkać, to nie na piwo czy wino. Oraz, że do mnie przychodzi się w stanie trzeźwym. Dyskutujemy też o tworzeniu klimatu sprzyjającemu trzezwieniu i zrezygnowaliśmy z żartów i opowieści w których alkohol zajmuje centralną pozycję, w której pijackie wyczyny urastaja do rangi fantastycznych przygód, a stan odurzenia jest tematem na anegdotę. Znajomi mający problemy z nadużywaniem alkoholu i dla których każda forma relaksu czy każde spotkanie jest ściśle związane z alkoholem, sami się wycofali. Z kolei parę osób także zdecydowało się zrezygnować z używania alkoholu i podjąć abstynencję - bo przemyśleli sprawę, zobaczyli że się da i uznali, że będzie to dobre także dla nich. Dzięki temu, jeśli mój mąż kiedykolwiek zdecyduje się wrócić do rodziny, będzie mieć wsparcie i środowisko w którym nie będzie się musiał zmagać z pokusami i otoczenie, w którym używki nie zajmują ważnego miejsca.
Dla mnie taka Twoja aktywność na rzecz męża dalej jest postawą skoncentrowaną na nim i ma znamiona współuzależnienia. Układasz sobie świat pod niego a nawet włączasz w tę grę znajomych.
Wiem, że napiszesz, że to jest Twoje wsparcie i Twój dom więc panują w nim warunki jakie postawi jego gospodyni czy się to komuś podoba czy nie. Jasne. Masz do tego prawo jednak ja nadal w tym widzę pajęczą sieć współuzaleznienia. Na odległość.
Poza tym nigdy nie wysprzątasz meżowi świata tak by on sobie po nim chodził beztrosko i bez żadnych zagrożeń. To nie jest uważam, Twoja rola. Bóg też nie unosi nas poza ten świat i nie eliminuje zła a raczej zaprawia w boju. Pokazuje dobro, piękno pozwala ich doświadczać ale człowiek sam ma te wartości wybrać. W całym tym światowym zgiełku zła i zagrożeń.
Największe zagrożenie czai się w sercu człowieka i to w nim zapadają wszystkie ludzkie wybory.
Bez tego żadne oczyszczanie swiata nie ma sensu.
W raju też nie było zagrożenia a jednak pojawił się grzech i bunt.
Ruta pisze: 08 lut 2020, 1:58 Gdy mąż taką chęć wyrazi, otrzyma pełne wsparcie. Na razie mąż z takiego wsparcia skorzystać nie chce, bo nie zamierza ani trzeźwieć ani się nawracać. Zamierza się rozwieść.
Jakie wsparcie dla męża masz na mysli oprócz wyeliminowania alkoholu z domu, pijących znajomych i twojej całkowitej abstynencji?
Może Twój mąż nie chce skorzystać z tego wsparcia ponieważ stawiasz się w roli znawczyni i kogoś kto lepiej wie jak zdrowienie i nawrócenie męża ma wygladać?
Nawet jeżeli Twoje pomysły i wymagania mogą być słuszne i dobre to rzadko jest tak że osoba z problemami przyjmie je z automatu jako swoje. Nikt nie lubi gdy ktoś komuś narzuca to co w jego mniemaniu jest dobre.
Do wszystkiego trzeba dojrzeć. Jedna strona dojrzewa a druga cierpliwie czeka bo wie że nawrócenie to proces i droga którą każdy musi przejść sam.
Ty wolisz czekanie na odległość i tak wyznaczasz swoje granice. Mąż chyba też wyznaczył swoje skoro się wyprowadził.

I tak się jeszcze zastanawiam: opisujesz męża jako człowieka uzależnionego na dość zaawansowanym poziomie czyli czynny alkoholik, seksoholik, narkoman. Jednocześnie piszesz, że systematycznie odwiedza syna i przyjemnie spędza z nim czas.
Zafiksowany na swoich nałogach człowiek rzadko poświęca swoją uwagę, czas i energię na rodzinę.
Trochę mi, szczerze mówiąc ten puzzel nie pasuje do reszty układanki.
Krople rosy, przepraszam, ale muszę się wtrącić: to, że ktoś jest w aktywnym nałogu nie oznacza od razu, że musi być potworem bez uczuć. Poza tym nie ma czegoś takiego jak "zaawansowany" poziom nałogu. Może masz na myśli "ciąg", ale to też nie trwa cały czas, Ruta o tym pisze: okresy ciągu przeplatają się z tzw. abstynencją.
I z wiedzy jaką mam na temat nałogów oraz z tego co pisze Ruta ewidentnie wynika, że w ciągu nałogowiec nie interesuje się nikim. Robi to w okresach tzw. abstynencji.
Mój przyjaciel, który był od 2 ponad lat uzależniony od tramadolu zachowywał się super przyjaźnie wobec nas. Nikt nie wiedział, że codziennie łyka ok.60 tabletek, które zmieniają jego percepcję rzeczywistości. Przychodził na spotkania wspólnoty, modlił się, uwielbiał Boga i jeszcze opowiadał jak Bóg działa w jego życiu!
A był na totalnie "zaawansowanym" poziomie nałogu. Jeden dzień bez prochów to była już delirka. Sam o tym teraz opowiada, po całym roku leczenia w zamkniętym ośrodku.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: nałóg »

KR , mam wrażenie że Twoje pisanie ma na celu dezawułowanie i zakamuflowaną krytykę postaw Ruty..... oportunizm dla zasady.Po co?
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: nałóg »

Czyżby skrywana zazdrość? Zawiść?
krople rosy

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: krople rosy »

Małgorzata Małgosia pisze: 09 lut 2020, 14:11 Krople rosy, przepraszam, ale muszę się wtrącić: to, że ktoś jest w aktywnym nałogu nie oznacza od razu, że musi być potworem bez uczuć.
No jasne. Przecież nigdzie tego nie napisałam. Wręcz przeciwnie , napisałam, że w całych tych swoich nałogach pamięta o dziecku i przyjeżdża systematycznie spędzając z nim czas. Oprócz tego pamiętam jak Ruta pisała że spędzał z synem czas nie tylko w czasie abstynencji ale też w swoim tzw ciągu kiedy to właśnie opisywała swoje obawy co do zgody na zabieranie syna ze sobą .
nałóg pisze: 09 lut 2020, 14:59 KR , mam wrażenie że Twoje pisanie ma na celu dezawułowanie i zakamuflowaną krytykę postaw Ruty..... oportunizm dla zasady.Po co?
Oportunizm dla zasady? Dla jakiej? Bo nie rozumiem...TY odczytujesz posty Ruty tak jak odczytujesz i w zgodzie z tym odnosisz się do nich. Ja korzystam z tego samego prawa. Wcale nie muszę widzieć tego samego co ty. Krytykujesz mnie bo nie podzielam twojego zdania? Bo coś widzę inaczej? Bo zadaję pytania?
nałóg pisze: 09 lut 2020, 15:00 Czyżby skrywana zazdrość? Zawiść?
A z tym to już pojechałeś równo :? czego wg Ciebie mogłabym zazdrościć Rucie?
krople rosy

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: krople rosy »

Małgorzata Małgosia pisze: 09 lut 2020, 14:11 to, że ktoś jest w aktywnym nałogu nie oznacza od razu, że musi być potworem bez uczuć. Poza tym nie ma czegoś takiego jak "zaawansowany" poziom nałogu. Może masz na myśli "ciąg", ale to też nie trwa cały czas, Ruta o tym pisze: okresy ciągu przeplatają się z tzw. abstynencją.
Zaawansowany dla mnie to właśnie cykliczny, przewidywalny, przeplatający się z życiem bez czynnika uzalezniającego, mający znamiona braku kontroli nad sobą , pogłębiający destrukcję relacji w rodzinie, dostrzegalny dla oka osób postronnych (Ruta pisała o znajomych którzy widzieli stan jej męża) , zdiagnozowany (pisała że mąż ma zdiagnozowane uzależnienie mieszane) i kwalifikujący się na terapię o czym pisze Ruta, że jest to jej pragnieniem.
Do tego Ruta wykazuje że mąż ma problem z trzema nałogami więc jak na taki wg mnie zaawansowany poziom uzaleznienia systematyczne wizyty ojca z synem i jego zainteresowanie kontaktem z nim nie pokazują jej męża w tak tragicznym świetle.
Takie są moje odczucia po lekturze tego watku.
ODPOWIEDZ