Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope »

Oj Ruto, twòj syn wytrzyma w tym postanowieniu, to mu daje poczucie bezpieczeństwa. I musisz pozwolić mu się odciąć od ojca, bo on ma prawo decydować o tym czego on chce. Dla mnie to było najgorsze kiedy ojczym znęcał się nade mną, a matka nie pozwalała mi uciec by się ratować. Kazała mi zostawać, a on pastwił się psychicznie i fizycznie nade mną. Syn jest mądrym chłopcem i widać, że już dawno nie ma swojego wieku, on już wie czego chce.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: marylka »

Ruto - chciałam Ci na to zwrócić uwagę.
My kiedyś byliśmy u psychologa. Po wysłuchaniu naszych historii powiedział w miarę oczywistą diagnozę co do męża nałogu
A do mnie że.....jestem naiwna
Że w takich sytuacjach stosuje się twarda miłość. Że trzeba trochę o tym poczytać i zastosować
Az się skuliiłam bo myślałam że jestem ekspertem od twardej miłości.
I wtedy zrozumiałam......nie powinnam jej była modyfikować....akurat u mnie to nie był dobry pomysł który obrócił się przeciwko mnie. A mężowi i tak w niczym nie pomógł
Pozdrawiam
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Avys »

Marylka uważam że Twoje powyższe wpisy są słuszne, zgodne z twardą miłością etc. ale wydaje mi się, że Ruta cały czas pracuje nad swoim współuzależnieniem i robi duże postępy i idzie naprzód. Pisanie do Niej, że jest głęboko uzależniona i nie rozumie o co chodzi w nałogu uważam za błędne, bo ona posiada coraz większą wiedzę na ten temat. Sama pisze, że ma jeszcze bardzo dużo do przepracowania, ale zna kierunek i coraz lepiej rozumie temat.

Można się czepiać tych Jej emaili i smsów. Patrząc z boku widać, że to dla odbiorcy tych wiadomości (Męża) nie ma żadnego znaczenia co Ruta tam wypisuje. Według mnie lepiej oczywiście nic nie pisać, ale jak się coś pisze to i tak nie ma znaczenia żadnego czy napisze że coś dobrze czy niedobrze. Jak dla mnie nawet najmądrzejszy wywód odniesie taki sam skutek jak napisanie „bla bla bla i jeszcze raz bla”. Natomiast najwyraźniej Ruta potrzebuje tego dla siebie. Zakładam, ze z czasem będzie tego potrzebowała mniej i mniej aż w ogóle da sobie z tym spokój.
Jest bardzo cienka granica pomiędzy twardą miłością (ale jednak miłością) a bezdusznym i schematycznym wypełnianiem listy Zerty i innych mądrych zaleceń. Myślę, że mottem do listy Zerty mogą być słowa św.Augustyna:

„Kochaj i czyń co chcesz”.

Wiadomo, że chodzi o miłosierną ale i odpowiedzialną i mądrą miłość zawierającą cały „Hymn o miłości” w stosunku do Boga, siebie i bliźniego a w tym konkretnym przypadku szczególnie o miłość która pozwoli małżonkowi cierpieć samemu w nałogu- bo to jedyna droga żeby z niego wyszedł.

Lista Zerty realizowana bez miłości do Małżonka jest nic nie warta! Tak jak każde nasze działanie w stosunku do bliźniego- bez miłości jest nic nie warte. Lepiej już pisać miliony niepotrzebnych smsów ale z miłością niż być najmądrzejszym psychologiem ze 100% asertywnością i wiedzą ale nie kochać. Piszę to bo uważam, że najważniejsze jest to, że Ruta świadomie i stanowczo decyduje się kochać swojego Męża - co często nawet na tym forum nie jest wcale takie oczywiste, że opuszczone żony czy mężowie chcą pozostać wierni małżonkowi i go kochać. Często też wybierają samotność a nie wierność z miłości- skutek zewnętrzny niby ten sam ale różnica taka jak pomiędzy piekłem i niebem. Piekło to samotność a niebo to Miłość.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: marylka »

Tak. Masz rację
Napisałam to żeby uświadomić Rucie bo ona przeżywa co pisze, spala się, angażuje, może czeka na odpowiedź.
Czasem trzeba i to przejść żeby z opisaną prawdą przeze mnie się zderzyć
Ja też robiłam tak jak Ruta
Podzieliłam się swoim doświadczeniem z Wami

Wiele kręgów zataczamy i błądzimy, robimy po swojemu. Recepta jest tak prosta i tak brutalna że aż nie do przyjęcia. Ja dziś wiem że zmarnowałam wiele czasu na takie podchody typu smsy bo nie mogłam przyjąć że specjaliści którzy zęby zjedli na nałogach wiedzą lepiej co mam robić.
Dziś to przyjmuję
A Ruta?
Myślę że poboksujesz się jeszcze trochę i .....przyjmiesz
Pozdrawiam
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Pavel »

Ja tylko chciałbym zaznaczyć, że wstęp do listy Zerty jest bardzo istotny.
Cel jej stosowania. Kontekst.

Bezrozumne bowiem jej stosowanie, kopiowanie 1:1 bez rozeznania zasadności takiej potrzeby w indywidualnej sytuacji każdego w kryzysie może przynieść poważne szkody.

Czyli lista Zerty nie jest polecana każdemu w kryzysie, w każdej sytuacji i przez cały czas.
I niekoniecznie wszystkie jej punkty Jednocześnie W każdej powyżej wymienionej konfiguracji.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: marylka »

Tak Pavel. Tylko ja pisałam o sposobie postępowania w stosunku do osoby uzależnionej.
Nie chodzi o ludzi będących w kryzysach małżeńskich
Pozdrawiam
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: lustro »

marylka pisze: 03 lut 2021, 14:33 Tak. Masz rację
Napisałam to żeby uświadomić Rucie bo ona przeżywa co pisze, spala się, angażuje, może czeka na odpowiedź.
Czasem trzeba i to przejść żeby z opisaną prawdą przeze mnie się zderzyć
Ja też robiłam tak jak Ruta
Podzieliłam się swoim doświadczeniem z Wami

Wiele kręgów zataczamy i błądzimy, robimy po swojemu. Recepta jest tak prosta i tak brutalna że aż nie do przyjęcia. Ja dziś wiem że zmarnowałam wiele czasu na takie podchody typu smsy bo nie mogłam przyjąć że specjaliści którzy zęby zjedli na nałogach wiedzą lepiej co mam robić.
Dziś to przyjmuję
A Ruta?
Myślę że poboksujesz się jeszcze trochę i .....przyjmiesz
Pozdrawiam
Ja mysle, że Ruta nadal szuka swojej drogi, dla niej mniej "dziwnej' niz "przepisane recepty".
czasem tudno przyjąc, że punkcja zatok jest jedynym słusznym kroiem. Albo koszmarnie niedobre lekarstwo...a jednak tak jest.

Tyle dłuuuuuuugich wywodów na kazdy mozliwy temat Ruty. to jak kanalizowanie emocji.
Tylko,że samo kanalizowanie to za mało. Niestety
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Kochani, bardzo wam dziękuję - czytam na bieżąco wasze wpisy i dają mi sporo do myślenia. I sporo myślałam, ale też obserwowałam siebie siebie, piszącą do męża, nie piszącą, otrzymującą odpowiedzi i ich nie otrzymującą. Bo jest różnie.

Po pierwsze jestem przekonana, że mój mąż jest od stycznia w ciągu, a konkretnie od sylwestra. Stąd jego różne dziwne i chaotyczne zachowania. Jestem też coraz bardziej przekonana, że planuje jakieś nowe kroki prawne. I że te chaotyczne zachowania maja być próbą dostosowania się do otrzymanych instrukcji i pomysłów na przeprowadzenie planu. I z doświadczenia mogę z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć - napięcie z tym związane mąż odreagowuje używkami w większych ilościach niż wykle, więc pokazać się nie może i wzmaga to jeszcze ogólny chaos. Nic nowego.

Z kontekstu tak między wierszami czytanego wynika, że mój mąż rozważa jak przyśpieszyć rozwód. Zapewne także jak zmienić swoje stanowisko, by jednak wykazać moją winę. Nie boję się - wiem, że w sensie moralnym i prawnym tak jak to rozumie prawo cywilne taka wina na mnie nie ciąży. Mój mąż także to wie. A jak oceni to sąd - to sprawa sądu. Nie sądzę też, patrząc na realia, aby cokolwiek się dało przyśpieszyć. Sądzę też, że będzie dążył do zmniejszenia kwoty alimentów. A jeśli mąż zdecyduje się składać jakieś pisma - no to się przecież dowiem i będę w stanie na nie odpowiedzieć. Więc się nie stresuję tym.

Oczywiście ta nagła potrzeba przyśpieszenia u męża zapewne ma swoje źródło. To wniosek z dotychczasowej dynamiki naszego kryzysu, ale też kryzysów innych sycharowiczów. Najłatwiej byłoby tego nie rozważać, ale jeszcze tak nie umiem. Ale udało mi się nad tymi rozważaniami zapanować inaczej. Pozwoliłam sobie stworzyć kilka scenariuszy, które mogą stanowić wyjaśnienie. Pozwoliłam sobie przyjąć, że możliwy może być każdy z nich, albo żaden i że się kiedyś tego dowiem, albo i nie. Scenariusze są proste: kochanka jest w ciąży i chce ślubu, kochanka się niecierpliwi i nalega na przyspieszenie rozwodu, kochanka stale słyszy, że mąż jest nerwowy przez ten rozwód i wszystko i naciska, by to przyśpieszyć, bo wierzy, że już wtedy będzie idylla. Męża woli przyśpieszenia w tym nie ma, bo wiem jak funkcjonuje. Gdyby nie pomoc z zewnątrz, to do dziś by się zbierał z napisaniem pozwu - czy raczej z poszukaniem prawnika. To znaczy inaczej - to nałóg w moim mężu tak działa, że niemal wszystko pozostaje u niego na etapie planowania. A juz na pewno nie ma w nim woli by cokolwiek przyśpieszać. Jak już pisałam wiem, że to moje scenariusze. Stworzyłam trzy i wystarczy. Uspokoiło mnie to.

Po co ja piszę do męża? Zidentyfikowałam kilka powodów.

Pragmatyczny powód jest prosty i ma sens - dementowanie manipulacji. Gdy mąż pisze po tym jak nie przychodził na kontakty z synem dwa tygodnie, że ja go od syna izoluję - to odpowiadam i opisuję, jak to faktycznie wyglądało. Nie liczę, że to do męża dotrze i coś zmieni w jego postawie - bo on od początku wie, że kłamie i nie muszę go do tego przekonywać. Pragmatyka życia - wiem, że mam sprawę sądową i takie maile mogą być dowodami. Mąż czasem próbuje w mailach wytwarzać "fakty" i opisywać sytuacje, które nie miały miejsca. W zasadzie nie on - bo widzę, że to nie on pisze. Odpisując po prostu się bronię przed narzucaniem mi manipulacynej narracji i przy okazji prostuję pewne twierdzenia.

Jest też powód, który mogę opisać jako nadzieję. Wiem, że ksiądz Dziewiecki zaleca jak najrzadszy kontakt. I pisanie raz do roku kartki na Święta. Wiem też, że mój mąż jest wrażliwy na słowo pisane. To jedna z rzeczy, które we mnie kochał - to jak piszę. Zawsze najbardziej lubił, gdy pisałam sercem, otwarcie, od siebie. Aczkolwiek lubił też moje "złośliwości" oraz gdy pisałam z zamiarem stworzenia czegoś zabawnego, co innych rozbawi, pocieszy. Lubił też moje opowiadane historie, choć czasem ich przebieg go oburzał. Zwłaszcza, gdy były to bajki dla dzieci, bo czasem jego zdaniem nie były one dla dzieci (nie opowiadałam horrorów ani treści nieodpowiednich). Ale dzieci moje bajki kochają. Są osoby, które niektóre moje bajki pamiętają do dziś, po iluś tam latach, chociaż sama ich już dokładnie nie pamiętam :)
Dlatego w moim sercu jest czasem nadzieja, że jeśli napiszę od serca prawdę, to ta prawda ma szanse mojego męża wzruszyć, zastanowić, zasiać w nim chociaż cień wątpliwości. Skruszyć mur. Dotrzeć do jego serca, które jest teraz obudowane. I czasem piszę do niego w taki sposób. Rzadko, bardzo rzadko, ale jednak czasem to robię. I wiem, że wcale nie jest to mężowi obojętne.

Jest i trzeci powód - moja wewnętrzna potrzeba. Pojawia się coraz rzadziej, ale jest. Nie jest kompulsywna, jest szczera. Są czasem rzeczy, które chcę mojemu mężowi powiedzieć i wtedy mu je mówię. A gdy długo nie przychodzi - piszę. Kiedyś na przykład się po prostu martwiłam, miał przyjść, nie dał znać. W końcu napisałam szczerze, że sie martwię. Odpisał, że okej. I już.

Jest i czwarty - potrzeba życiowa, sprawy pragmatyczne - dotyczące informacji o dziecku, kontaktów.

I piąty - czasem czuję potrzebę powiedzenia mężowi, że nadal go kocham, że nie czuję wobec niego wrogości. I wtedy też mu to piszę.

I szósty - gdy coś mam zamiar zmienić lub zrobić coś co ma na niego wpływ, piszę męzowi o tym. Zawsze piszę zanim podejmę jakiś radykalny krok, jak na przykład, gdy zdecydowałam o tym, że w razie potrzeby będe wzywac policję, gdy mąz będzie bardzo agresywny - piszę dokładnie co się zmieni po mojej stronie i dlaczego. Podobnie było z komornikiem, czy z założeniem sprawy w prokuraturze o alimenty. Sądzę, że to w porządku, by dać mężowi szansę na zmianę postępowania.

Mąż zwykle odpisuje. Ale nie zawsze. Czasem z sensem, czasem nie. Czasem to co piszę wpływa na mojego męża, czasem na tyle, by się z czegoś destrukcyjnego wycofał, albo w coś choć trochę zaangażował, co jest potrzebne (na przykład gdy była komunia dziecka), czasem udaje się coś wspólnie ustalić. A czasem nie. To głównie zależy od tego, czy mąż jest w ciągu, czy nie.

Czy w tym moim pisaniu jest współuzależnienie?
Myślę, że nadal jest ono we wszystkim co robię. Niemniej jednak kaliber tego współuzależnienia jest znacznie mniejszy. Mam sukcesy -
1. Nie boję się stale o męża, o to, że on coś sobie zrobi lub komuś. Przyjmuję, że jest taka możliwość i że nie mam na to wpływu. Zdarzają mi się nawroty takiego lęku - mąż umie je we mnie wywołać. Zawsze umiał. Ale teraz, nawet gdy taki lęk się pojawia, to ja umiem sama go wyciszyć i opanować, zamiast w nim tkwić i rozpaczliwie wyczekiwać męża.
2. Nie ma już we mnie potrzeby wpływania na męża i na to jak postępuje, kontrolowania go.
3. Jeśli coś piszę, mówię, robię - to jest to ode mnie, w zgodzie ze mną, z moimi potrzebami. Nie ma w tym podtekstów, ukrytych celów, prób manipulacji. Komunikuję się bardzo otwarcie i wprost. To był duży problem w naszej relacji - że uzaleznienie i współuzależnienie spowodowało, że komunikacja w dużej mierze stała się grą - po stronie męza by ukryć przede mną co robi, po mojej by mu to uniemożliwić lub wyperswadować.
4. Realnie wewnętrznie chcę na obecną chwilę i na to co dzieje się z męzem separacji, a nie powrotu męża tu i teraz natychmiast, za kazdą cenę, byleby by był blisko.

Są i punkty w których postępów prawie nie mam
1. Mąż jest w stanie wywołac we mnie praktycznie każdy stan emocjonalny, jaki chce na zawołanie. I jestem bardzo podatna na niego, na jego prośby, nawet takie wyrażone nie wprost i nadal najchętniej przychyliłabym mu nieba. Ale mam już w tym granice, których nie miałam - na razie dotyczą tego, że nie zrobię już nic przeciwnego wierze nawet na żądanie męża - bo nie chcę. Mam inaczej ustawione priorytety. Oraz, że coraz lepiej sprzeciwiam się temu, co mogłoby zaszkodzić dziecku. Lub mi.
2. Wciąż nie wierzę, że ja nic nie moge dla męża zrobić, by mu pomóc wyjść z kryzysu. I wciąż jest we mnie gotowość, by to robić. Modlę się za niego by to rozładowac. Albo nie modlę, gdy łapię blok. A czasem piszę z nadzieją do niego.
3. Wciąż nie mam przekonania, że pełna separacja i izolacja jest najlepszym rozwiązaniem. Wciąz myslę, że mój mąz jest człowiekiem i wydaje mi sie, że takie pełne odizolowanie się nie byłoby dobre. Wolę izolować się, gdy mąz jest nietrzeźwy lub agresywny i współpracować, gdy jest trzeźwy i chętny do współpracy. Choć widzę coraz lepiej, że za te dobre chwile, które cenię, cena jest bardzo wysoka. Może nawet wygórowana. Nie wiem.
4. Wciąż jestem skłonna wobec męża raczej wszystko oddać niż walczyć o "swoje", iśc na tak wiele ustępstw jak się da, łagodzić tak wiele jak się da.
5. Nadal jest męzowi łatwo mnie sterroryzowac i zastraszyć, także przez dziecko. Choć trudniej niż kiedyś.

Natomiast myślę, że z uwagi na to, że mąż zdaje się za chwilę zmieni strategię procesową - to czeka mnie okres izolowania sie mojego męża, który będzie ponownie za wskazaniem adwokata udowadniał, że nic nas już nie łączy. Już raz tak mielismy, tylko wtedy nie wiedziałam co się dzieje. Mąz wtedy w sumie długo nie wytrzymał w tej samoizolacji ode mnie. A jak będzie teraz - zobaczymy.
Uznałam wobec tego, że napiszę mężowi, to wszystko co uważam na dziś za ważne - i napisałam - i zamilknę, by nie czuć się wobec swojego własnego męża jak natręt. No i praktykuję milczenie. Jeśli mój mąz uzna coś za ważne - sam napisze.

Aby nie być posądzoną o izolowanie męża od dziecka i nie udzielanie mu informacji - za wskazaniami prawników będe tylko pisać maile z informacjami o dziecku, raz w tygodniu, o stalej porze. W tych mailach będe też krótko podsumowywać jak przebiegały kontakty. To też spora zmiana - kiedys uważałabym, że to wyrachowane działanie. Teraz sądzę, że to sposób na ochrone mnie i dziecka. Ale zapewne i tak napiszę od razu w pierwszym mailu mężowi po co te raporty są oraz, że maile w tej sprawie mogą zostać w razie potrzeby uzyte jako dowody w sprawie. Zawsze tak robię - i nasza korespondencja dzieli się na sądową - i taką w której jest zastrzeżenie, że nie będzie nigdzie zgłaszana. Ja słowa dotrzymam, a mąż nie wiem. W sumie nie ma to znaczenia, bo nic tam takiego nie ma co świadczyłoby na moją niekorzyśc.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Avys pisze: 01 lut 2021, 20:15 Ruta,
W takim razie z góry dziękuję za modlitwę :-)
bo jej potrzebuję.
Avys,
Stale pamiętam o tobie w modlitwie. Znalazłam u siebie w modlitewniku taką ładną modlitwę o przemianę do Ducha Świętego i włączyłam ją na stałe do swoich modlitw - w twojej intencji. Poczułam, że ta modlitwa tak ładnie mnie poprowadziła od niepokoju do spokoju i mi pomogła. A że jest do Ducha Świętego - to proszę by obdarzył cię tym z tej modlitwy, co jest tobie obecnie potrzebne i także tym, czego potrzebujesz, a czego w tej modlitwie nie ma.

Przyjdź, Duchu Święty
Przemień nasze wewnętrzne napięcia w święte odprężenie.
Przemień nasz niepokój w kojącą ciszę.
Przemień nasze zatroskanie w spokojną ufność.
Przemień nasz lęk w nieugiętą wiarę.
Przemień naszą gorycz w słodycz Twej łaski.
Przemień mrok naszych serc w delikatne światło.
Przemień naszą obojętność w serdeczną życzliwość.
Przemień naszą noc w Twoje światło.
Przemień zimę naszych dusz w Twoją wiosnę.
Wyprostuj nasze krzywe drogi, wypełnij naszą pustkę.
Rozpal w nas miłość, zgaś w nas zmysłowość.
Spraw, abyśmy widzieli siebie jak Ty nas widzisz. Abyśmy mogli poznać Ciebie, jak to obiecałeś, i byli szczęśliwi według słowa Twego: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Amen.

Bardzo ci dziękuję za wsparcie.
A jutro ofiaruję twoją intencję na adoracji, wybieram się po południu :)
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Avys »

Ruta, dziękuję Ci.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

lustro pisze: 04 lut 2021, 12:44 Ja mysle, że Ruta nadal szuka swojej drogi, dla niej mniej "dziwnej' niz "przepisane recepty".
czasem tudno przyjąc, że punkcja zatok jest jedynym słusznym kroiem. Albo koszmarnie niedobre lekarstwo...a jednak tak jest.

Tyle dłuuuuuuugich wywodów na kazdy mozliwy temat Ruty. to jak kanalizowanie emocji.
Tylko,że samo kanalizowanie to za mało. Niestety
Lustro,

Ja znam receptę i myślę, że ma ona sens. Rzecz w tym, że w sytaucji, gdy cztery razy w tygodniu mąż ma przyznane kontakty z dzieckiem o izolacji nie ma mowy. Byłoby to możliwe, gdyby po prostu przychodził trzeźwy, zabierał dziecko i odwoził. Lub gdyby nie przychodził po syna, gdy jest odurzony. Ale tak nie jest.

Mąż ma kochankę, którą kolejny rok ukrywa i złożył pozew o rozwód. To oznacza, że stale manipuluje mną i otoczeniem, by uzyskać to czego chce, zero odpowiedzialności finansowej i rozwód z mojej winy. Szerokie kontakty z dzieckiem, by czuł się dobrze. Których nie zamierza realizować, bo nie ma na to czasu ani ochoty. Więc jeszcze przy okazji dązy do udowodnienia, że ja go od dziecka izoluję, więc on byłby dobrym ojcem, ale przeze mnie być nim nie może.
Przy tym mojemu mężowi bardzo zależy na korzystnym obrazie siebie, więc to ja mam być wariatką, zdrajczynią, i tą co rozbiła małżeństwo. Dzięki Bogu, dosłownie, udaje mi się umijać kolejne rafy, doły i inne pułapki jakie mąż na mnie zastawia.

Nie mam innego wyjścia niż pracować nad swoim współuzależnieniem w warunkach braku izoloacji. Oraz gdy niemal stale jestem manipulowana przez męża z przyczyn niezwiązanych z nałogiem - a z kryzysem związanym z dążeniem męża do rozwodu. Mąż po tylu latach życia w nałogu jest mistrzem manipulacji. A ja po tylu latach życia we współuzależnieniu - jestem mistrzynią ulegania manipulacjom. I na otwartym froncie, pod kulami pracuję nad zmianą swojej postawy. Naprawdę wolałabym to robić wycofując się do strefy pokoju o nazwie pełna izolacja.

Do tego wszystkiego ja realnie i szczerze mojego męża kocham - poza współuzależnieniem jest we mnie sporo pokładów całkiem rozsądnej, zdrowej, dobrej miłości do niego. Więc moje działania czasem mogą wydawać się dziwne - gdy próbuję wyważać między ochroną siebie i dziecka, a miłością i szacunkiem do męża. Nie umiem tego jeszcze, ale się uczę.

Czy pisząc kanalizuję emocje? - pewnie że tak. Bardzo pomocne. Ale robię też inne rzeczy, które także pomagają.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

marylka pisze: 03 lut 2021, 20:53 Tak Pavel. Tylko ja pisałam o sposobie postępowania w stosunku do osoby uzależnionej.
Nie chodzi o ludzi będących w kryzysach małżeńskich
Pozdrawiam
Marylko,
sporo mi dało do myślenia to co napisałaś. I myślę, czy są obszary, w których mogę się chronić lepiej niż dotąd i czy już bym to potrafiła, bo wolno mi to idzie.

W mojej poradni na terapii słyszę, że izolacja jest potrzebna wtedy, gdy nie umiemy się inaczej ochronić. Izolacja stosowana po to, by uzależniony "coś zrozumiał" nie ma sensu. Choć skutkiem ubocznym izolacji jest czasem to, że "coś dociera" i uzależniony postanawia się zmienić, leczyć. A czasem skutkiem jest samobójstwo. Nie da się tego przewidzieć. Każde działanie mające na celu by uzależniony "coś" jest działaniem współuzależnionym i przypisywaniem sobie mocy wpływania na drugiego człowieka - w dodatku w bardzo prezyzyjny sposób.

Są też sytuacje, gdy odizolowanie się nie jest możliwe lub gdy mogłoby przynieść niekorzystne skutki dla tej osoby, która się izoluje. Albo dla tej, która miałaby być odizolowana. I takie racje trzeba zawsze indywidualnie wyważyć.

Bywa, że rodzina od uzależnionej osoby się izoluje i przybiera to postać odwetu - i ta osoba się załamuje, czasem umiera w strasznych warunkach, w samotności. Znam takie przypadki. To nie jest przejaw twardej miłości. Choć rozumiem, że czasem jest to po prostu jedyny możliwy sposób obrony i że jest on podejmowany z bólem serca, mimo miłości. Ale czasem jest to jest przejaw braku miłości. Nawet tu w dwóch takich samych przypadkach motywacje są różne.

Ale też trzeba uczciwie powiedzieć, że mojemu mężowi nic takiego nie grozi. Zapewne moja postawa nie jest też jeszcze wcale twardą miłością - do tego mi nadal daleko. Jednak moja miłość jest już mniej naiwna. I zaczynam się coraz lepiej chronić i nasze dziecko także. Ale wolę nadal przesadzić w stronę miłości, a nie tego co miłością nie jest. Nawet jeśli koszt jest wtedy po mojej stronie.

W naszym, moim i męża przypadku, moja pełna izolacja w sytuacji, gdy trwa sprawa rozwodowa, mogłoby przyczynić się do orzeczenia rozwodu. Którego nie chcę i który nie będzie korzystny dla nikogo. Odizolowanie dziecka zostałoby natomiast poczytane jako przemoc wobec ojca i dziecka. Owszem izolacja zapewniłaby dziecku wolność od trudnych sytuacji, gdy tata jest agresywny, wyzywa, lub po prostu jest odurzony i niedostępny, co także jest bolesnym i krzywdzącym doświadczeniem. Ale spowodowałaby całkowity brak ojca w życiu dziecka - co także wiązałoby się z dotkliwym cierpieniem dziecka. Tu nie ma łatwych rozwiązań.

Ja zresztą nie uważam, że pełna izolacja dziecka od taty jest zdrowa. Myślę, że w czasie, gdy ojciec jest trzeźwy to kontakt z tatą jest lepszy niż brak kontaktu. I nie ma powodu do izolowania dziecka od trzeźwego taty. Gdy na przykład mały miał komunię, mój mąż bardzo się postarał - dwa razy podjął dłuższą abstynencję. Dwa razy, bo termin był przekładany z uwagi na pandemię. To "bardzo się postarał" oznacza, że utrzymywał abstynencję przez dłuższy czas i przyszedł na komunię w całkiem dobrym stanie. Że przyszedł na jego pierwszą spowiedź. Że miał prezent odpowiedni dla dziecka. Że dzięki temu, że był trzeźwy był także spokojny, empatyczny wobec dziecka, nie wprowadzał napięcia. Że po komunii wspólnie z dzieckiem i ze mną się pomodlił w podziękowaniu. Że pomógł w przygotowaniu obiadu. Że na tym obiedzie był. Myślę, że niezależnie od tego jak wszystko się dalej potoczy z każdej perspektywy dla naszej rodziny jest lepiej, że mimo trudnych okoliczności spędziliśmy taki ważny dzień razem, w pokoju, z radością - a nie w izolacji. Że z perspektywy dziecka taki dzień z tatą był lepszy niż bez taty. I że nawet gdyby tata był w złym stanie, ale był - byłoby to trudne ale i tak nadal lepsze niż jego nieobecność. A jednak tata był i był w dobrym stanie i był efekt dużego wysiłku męża, ale też mojego. To nasza ogromna siła, i ogromna siła naszego małżeństwa, że potrafimy takich rzeczy dokonać nawet w tak głębokim kryzysie.

Jasne można by oczekiwać od ojca więcej: że pokryje część kosztów komunii, że będzie brał udział we wszystkich przygotowaniach, które przecież trwają dość długo i są równie ważne, że będzie wspierał dziecko, cieszył się razem z nim, opowie o swojej spowiedzi, komunii, że będzie przygotowywał dziecko duchowo do tego wydarzenia, że będzie zaangażowany. I można wtedy by oceniać ocja przez pryzmat tego, czego nie zrobił, a co w sumie jest jego obowiązkiem. Ja jednak wolę ocenić męża przez pryzmat tego co zrobił - i wiem, że na tamten czas zrobił wszystko co mógł i kosztowało go to dużo wysiłku. I nie zamierzam mu nic wypominać.

Wiem, że mój mąż nadal nas kocha - i mnie i dziecko. I gdy jest trzeźwy, tak dłużej, czyli bardzo, bardzo rzadko, tą miłość wobec nas okazuje. Zwykle jednak po prostu ucieka przed swoim nałogiem w kłamstwa, i organizuje swoje życie tak, by móc dalej brać. Nawet jeśli sam postrzega to obecnie inaczej, przez pryzmat kłamstw, które sobie opowiada. I może nigdy z tych kłamstw nie wyjść. Nałóg jest chorobą śmiertelną. Teraz już to akceptuję - i nie przyprawia mnie to o panikę jak kiedyś, ani o paniczne próby wyciągnięcia męża z nałogu.

Wiem i akceptuję, że cokolwiek zrobię nie ma to żadnego wpływu na męża. On sobie każde moje działanie zinterpretuje tak jak będzie w danym momencie potrzebował. Kiedyś sądziłam, że mam realny wpływ na męża, na jego decyzje - i bardzo walczyłam, w dobrej woli, z miłości, by taki wpływ na niego wywrzeć. Paradoksalnie to bardzo uwalniające - bo nie muszę już myśleć o tym, co sobie mój mąż pomyśli, ani co jeszcze mogę dla niego zrobić. Pomyśli co będzie chciał. A ja mogę robić to co chcę, co uważam za słuszne, a nie co wydaje mi się, że muszę i powinnam. Mogę więc w końcu działać w zgodzie ze sobą. Zawsze mogłam, tylko na to nie wpadłam.


Nadal więc stoję przed pytaniem co w naszym przypadku, na dziś, oznacza twarda miłość, gdzie są jej granice, kiedy moja postawa miłości przejdzie w nawiność, a kiedy w brak miłości. I nadal więcej nie wiem, niż wiem. Ale widzę, że każdego dnia odpowiedż może być inna. To co jednego dnia jest miłością, następnego jest nawinością, a jeszcze dalej - brakiem miłości.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Jutro pierwsza sobota miesięca - zachęcam do podjęcia Nabożeństwa Pierwszych Sobót wynagradzających Niepokalanemu Sercu Maryi.

To Nabożeństwo zarówno dla tych, którzy czują się blisko Maryi i chcą być blisko Niej, jak i tych, który w swoim życiu Ją obrazili, i chcieliby za to wynagrodzić. Informacje, jak do nabożeństwa przystąpić znajdziecie na stronie:
https://pierwszesoboty.pl/
Dominika
Posty: 60
Rejestracja: 06 cze 2018, 0:59
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Dominika »

Ruta.
Dziekuje za to piekne swiadectwo.
Duzo madrosci ale i bolu w nim widze. Ale tez i nadzieje i spokoj.
Pozdrawiam serdecznie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Podjęłam potrzebne decyzje i w końcu czuję spokój.
Niestety moja sytuacja ekonomiczna nie pozwala na rezygnacją z dochodzenia alimentów przez prokuraturę, więc po otrzymaniu dokumnetów od komornika, założę sprawę. Nie czuję się z tym źle. Od bardzo dawna przy niewielkim tylko wsparciu męża, którego czasem udziela a czasem nie, sama utrzymuję rodzinę. Obecnie jestem w jeszcze trudniejszej sytuacji niż dotąd. Mąż dostał ode mnie wszelkie możliwe szanse, propozycje ugody, uprzedzenia. Jest dorosły, zna konsekwencje.

Nie złożę natomiast zawiadomienia w sprawie przemocy wobec mnie i wobec dziecka. NIe będe też ubiegac się o Niebieską Kartę. Od dawna są wszelkie podstawy by wszcząć taką procedurę - i karną i z Kart (choć przy Karcie może być trudniej wobec braku wspólnego zamieszkania). To co robi mąż jest przemocą psychiczną. I mały na tym cierpi. Natomiast według mojejgo rozeznania nie grozi nam obecnie bezpośrednie zagrożenie fizyczne, ani mi ani synowi. Wiem, że przemoc psychiczna jest równie krzywdząca i także karalna, i przed nią także się trzeba bronić. Mały wracał do równowagi, ale obecnie jest znów w rozsypce. Przeczytałam w końcu wiadomości, jakie pisał mu tata. Nie sądziłam, że można w taki sposób gnębić własne dziecko, nawet jak się jest osobą uzależnioną. Mały wcześniej nie sygnalizował wprost, że tata tak do niego pisze, raczej mówił, że sobie poradzi i woli mi nic nie pokazywać. A ja to szanowałam.

Stan dziecka i to, że coraz trudniej mu znosić przemoc psychiczną ze strony ojca przemawiają za złożeniem zawiadomienia. Rzecz w tym, że na myśl o takim kroku czuję ogromny niepokój. Nie mam poczucia, że to rozwiąże sytaucję. Obawiam się, że może ją zaognić.
Myślę, że anagażowanie się obecnie w karanie i ściganie męża sprawi, że mały w momencie gdy najbardziej potrszebuje wsparcia, bo jest bardzo rozbity, przejawia się to bardzo w jego zachowaniu, wróciła agresja, częsty płącz, trudności ze snem, zaburzenia apetytu - zostanie sam. Bo mąż zapewne nie pozostanie dłużny i zacznie się wyniszczająca procedura. Wolę skupić się na dziecku i pilnować, by nie dochodziło do kolejnych aktów przemocy. I pomóc mu dojść do równowagi. Zwłaszcza, że od poniedziałku zaczyna bardzo intensywną i angażującą rehabilitację, oboje będziemy zapewne dość szybko zmęczeni - to całkiem nowy rozkład dnia, mniej czasu na wszystko. Napisałam do męża ostatni mail z prośbą o to, by przestał dręczyć naszego synka, bardzo od serca napisałam.
Jeśli jednak taka przemoc nie ustanie - to i taką sprawę założę.

Zdecydowałam za to, że zawiadomię sąd o sytuacji dziecka i problemach w realizacji kontaktów oraz przemocy jaką stosuje mąż, bez żadnych nowych wniosków. Poproszę aby sąd wobec zagrożenia dzicka podjął działania z urzędu - i dokonał wglądu w tą sytuację. Oraz ponowię przy okazji wnioski dowodowe związane z nałogiem męża. Może to sąd ruszy - bo moje wnioski wszystkie, które miały pomóc chronić dziecko przed przemocą, zostały odrzucone. Może moje pomysły nie były zdaniem sądu dobre, ale lepsze niż to co jest teraz...

Bardzo trudno było to wszystko przemyśleć, ale dałam radę. I teraz chyba jestem spokojniejsza myślowo. Choć na poziomie emocji mam takie poczucie jakby coś się miało stać zaraz. Nie znoszę tego uczucia. Może to po prostu z przemęczenia...
ODPOWIEDZ