Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Nadal się przegryzam przez mój kryzys. Zaczynam lubić takie momenty, są bardzo twórcze. Widzę, że przychodzą wtedy, gdy czuję, że to co osiągnęłam do tej pory to już trochę za mało, ale nie wiem jeszcze dokładnie co dalej. Coś jak przemiana gąsienicy w poczwarkę, tylko u mnie tych stadiów jest więcej, a do fazy motyla daleko... Aczkolwiek te przejścia od stadium do stadium są własnie takie kryzysowe i zawierają w sobie bóle rozwojowe.

Pytam się więc siebie, co to oznacza, że nie chcę już więcej się bać i co oznacza, że nie chcę by syn się bał. Na męża wpływu nie mam - jego zachowanie może wcale się nie zmienić. Czyli jednak mogą być sytuacje, w których będę się męża obawiać. I syn także. Czyli zmian nadal muszę raczej szukać i wprowadzać je po mojej stronie.
Określiłam mężowi jasne warunki dotyczące stosowania przemocy. Oraz, że kolejne agresywne zachowania będę nagrywać. Oraz, że jeśłi nie przestanie - dokonam zgłoszenia tej przemocy. I muszę siebię przygotować, by tej nowej granicy się trzymać.

Wiem, że z jednej strony ilość tej przemocy się zmniejszyła. Z drugiej nadal odczuwam i ja i dziecko skutki tego co się działo. I nie chcę już doświadczać ani trochę więcej przemocy. Co oznacza, że skoro to co dotychczas robiłam nie wystarcza, by mąż całkiem zaprzestał przemocy - to ma sens zacząć robić nowe rzeczy.

Kwestie insytucji, sądów, policji - przemadlam - i myślę nadal, które działania będą adekwatne.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Burza emocjonalna się we mnie wycisza powoli.

Podjęłam kroki zmierzające do założenia sprawy w prokuraturze - wystąpiłam o zaświadczenie do komornika potrzebne do rozpoczęcia takiego postępowania. I tu jestem zdecydowana, ale nie czuję presji. Okazuje się, że na zaświadczenie trzeba całkiem sporo poczekać.

Natomiast w samym postępowaniu mam zamiar ponowić wnioski dowodowe - wszystkie dotąd złożone, uzasadniając, że ich przeprowadzenie jest zasadne w świetle tego, co dotąd zeznali świadkowie i mój mąż, jak również z uwagi na to, że ma dojść do badania w OZSS. A wypada by przed badaniem biegli dysponowali choćby dokumentacją medyczną męża, bo potwierdzone medycznie uzależnienie ma wpływ na ocenę sytuacji w rodzinie, a z zeznań samego męża i jego świadka wynika wprost, że mąż nie zachowuje abstynencji.
Zamierzam także poinformować sąd o tym jak przebiegają kontakty, jakie trudności w związku z tym ma dziecko i wnieść o zmianę ich formy. Lub o nadzór kuratora, jeśli nadal mają się odbywać osobiście. Oraz o wywiad kuratora.

Mąż nadal nie przychodzi na kontakty z dzieckiem. Najpierw odwoływał je mąż (pisząc do mnie, że izoluję go od dziecka). Teraz odwołuje je syn. Natomiast mąż prowadzi z nim korespondencję i rozmawiają przez telefon. Na małego bardzo źle to wpływa, jest nerwowy, rozbity. Zdarza się, że płacze. Niewiele mówi o tym, co jest treścią rozmów. Nie naciskam. Przytulam, gdy płacze. Słucham gdy mówi. Z fragmentów wychodzi na to, że syn próbuje wyjaśnić tacie dlaczego nie chce go obecnie widywać, a tata na różne sposoby się wykręca i nie bardzo jest gotowy przyjąć to, co syn mu mówi. A czasem w niemiły sposób podczas rozmów atakuje dziecko. Syn poprosił o indywidualne spotkania z terapeutką, uzgodniłyśmy, że to w obecnej sytuacji dobry pomysł.

Raz nie wytrzymałam i gdy mały płakał po kolejnej rozmowie z tatą napisałam mężowi w złości bardzo emocjonalnego i nieprzyjemnego smsa. Szczerze mówiąc nie żałuję, że to zrobiłam, choć żałuję, że użyłam przekleństw. Bardzo nie w moim stylu i wściekłość jaką czułam nie za bardzo usprawiedliwia taką formę wypowiedzi. Choć z drugiej strony poczułam ulgę. Zwentylowałam emocje - tam skąd się wzięły. Niezbyt kulturalnie, niezbyt rozsądnie zważywszy na wszystkie sprawy - za to bardzo skutecznie. W sensie rozładowania emocji skutecznie.

Do mnie mąż się nie odzywa, jest obrażony, że zamierzam wnieść sprawę do prokuratury - a nie ma jak się na mnie odegrać, bo zapowiedziałam, że odtąd będę każdy akt agresji z jego strony nagrywać i przy pierwszym zachowaniu zgłoszę sprawę przemocy z jego strony do prokuratury. I tak właśnie zamierzam robić. Mam dość życia w obawie, czy tym razem mąż będzie mnie wyzywał i mi groził, czy nie. Oraz obaw w jakim stanie przyjdzie do dziecka lub po dziecko.

Zważywszy na to co robi mąż - mały mówi, że ma wrażenie, że tata go podczas rozmów nagrywa, i dużo wypytuje o różne sprawy, sądzę, że mąż kalkuluje i za chwilę wyskoczy z jakimś wnioskiem w stylu przejęcie opieki nad dzieckiem. Jest to prawdopodobne także dlatego, że część wspólnych znajomych z którymi miałam dotąd niewielki kontakt i z którymi kontaktuje się także mąż - przestała się do mnie zupełnie odzywać. Zapewne więc będą świadkami. Świadkami niczego, bo kontakt mamy sporadyczny. Dobrze jest być w porządku - bo nie obawiam się, że wypłynie coś, co mogłoby świadczyć na moją niekorzyść. Na kłamstwa za wiele nie poradzę, ale z drugiej strony myślę, że umiem mówić i sama także mogę zadawać pytania. I reagować. Więc tego także się nie boję.
Nie sądzę też, by ktokolwiek przy zdrowym rozsądku powierzył mężowi opiekę nad synem, choćby z przyczyn finansowych. Obecnie nie stać go nawet na niewielkie kwoty na utrzymanie dziecka, a formalnie mąż nie pracuje. Co nie jest zbyt dobrym wzorem funkcjonowania. Pomijam inne aspekty. Choćby to, że aktualnie znów dziecko panicznie się taty boi. A ma prawo być wysłuchane przed jakimikolwiek decyzjami w tym względzie. Mam jednak nadzieję, że do przesłuchiwania dziecka z jakichkolwiek powodów i w jakiejkolwiek sprawie nie dojdzie - to duży stres nawet dla dorosłej osoby. Choć z drugiej strony sądzę, że syn dałby sobie radę, gdyby taka potrzeba zaszła. Syn jest prawdomówny, nie jest łatwo go zasugerować, ani mu narzucić własnego zdania.

Nawet teraz w sprawie jego kontaktu z tatą sam zdecydował że sam sobie poradzi, a jak będzie potrzebował pomocy, to mi powie. Bardzo trudno mi w tym mu towarzyszyć i się nie wtrącać. Szczególnie, gdy patrzę jak dużo go to kosztuje. Stąd zapewne ten bardzo emocjonalny sms do męża. Naprawdę poczułam się wściekła, jak on może tak traktować swoje własne dziecko i tak go emocjonalnie rozjeżdżać - bez empatii, bez współczucia.

Wciąz trudno mi się modlić za męża - i na razie nadal tego nie robię. Ale mam zamiar spróbować powrócić do tego samodyscypliną i zobaczyć co z tego wyniknie. Nie jestem w stanie sformułować żadnej zgodnej ze mną intencji w sprawie męża, ani niczego w jego intencji ofiarować, nie tylko modlitwy, ale żadnego czyny pokutnego, czy wynagradzającego. Więc w zasadzie mogę póki co męża po prostu zawierzać. Może i to jest rozwiązanie. Zacznę i zobaczę jak się będę z tym czuła.

Jak każdy mój kolejny krok na drodze do lepszej ochrony mnie i dziecka przed przemocą ze strony męża - także i te starania, które podjęłam teraz prowadzą do pogłębienia kryzysu w naszej relacji. Z drugiej strony po każdym takim kryzysie, gdy ustalała się nowa granica i mąż po walce ją uznawał i dostosowywał się, zmniejszając poziom agresji i przemocy (za każdym razem nieznacznie, ale odczuwalnie dla mnie i dla syna) - budowała się nowa równowaga. Choć za każdym razem mąż był wściekły, że stawiam mu opór i "łamię warunki" (których ze mną nie uzgadniał) choćby nie zgadzając się na rozwód, ustalając alimenty, większe niż chciał, czy zakładając sprawę u komornika - czy też wzywając policję, gdy był agresywny. I za każdym razem twierdził, że już nigdy się nie odezwie - to po jakimś czasie zawsze sam nawiązywał ze mną kontakt. I szczerze mówiąc, po każdym takim zaostrzeniu sytuacji potem było lepiej. Choć nie mam gwarancji jak będzie teraz. Ale teraz bardziej zależy mi na ochronie siebie i dziecka - niż na relacji z męzem - i to jest ogromna wewnętrzna zmiana we mnie.

Nie oznacza to, że przestało mi zależeć na relacji z mężem, i na jej naprawie. Tu własnie nastąpiło przesunięcie. Do tej pory kurczowo się trzymałam tego, by ta relacja jednak była - teraz jest we mnie gotowość do tego, by jej nie było do czasu, aż mąż nie opanuje swojego kryzysu i nie wytrzeźwieje. Rozumowo miałam to opanowane wcześniej, ale dopiero teraz dorosłam do wewnętrznej zgody na izolację od męża, jako sposobu ochrony. Zaznaczam - izolację siebie, nie dziecka. Syn ma prawo do relacji z tatą, gdy tylko ten tata jest trzeźwy. I tu zmian we mnie nie ma. Ani nie zamierzam w żaden sposób ingerować.
Pojawia się też we mnie zgoda na to, że mąż może nigdy nie podjąć kroków do wyjścia ze swojego kryzysu - a bez tego naprawa naszej relacji nie jest możliwa. Czyli taka wewnętrzna zgoda na stałą separację. W zasadzie obecnie po ludzku nadziei nie mam. Ani ochoty na to, by poza stan separacji wychodzić. Za mało mam obecnie siły. Bardzo mnie wszystkie ostatnie wydarzenia wyczerpały i wypaliły. Wiem, że to się z czasem odnowi, bo już tak miałam. Paradoksalnie życiowo czuję się dobrze - bo nie panikuję. Znam już takie stany i wiem, że są przejściowe.

Zdałam też sobie sprawę myśląc o wszystkim, co do tej pory się zdarzyło, dlaczego błędem jest miło traktować męża, który miło nie traktuje mnie. Choć z mojej strony płynie to ze szczerych intencji, współczucia, i miłości, którą mimo trudnych okoliczności nadal wobec męża czuję - to przez męża jest to odbierane zupełnie inaczej. Jako sygnał, że nadal można ze mnie korzystać. I mną manipulować. Dostrzegłam też, że mąż nadal trzyma rękę na pulsie - i gdy to ja zanadto się oddalam - on się przybliża. Gdy we mnie jest gotowość, by się izolować, jak choćby ze świętami - które planowałam bez udziału męża - mąz nagle przybiega, czy może je spędzić z nami. NIe potrafię ocenić ile w tym zwykłej manipulacji uzaleznionej osoby - a ile lęku przed utratą o innym podłożu. Czasem jest w tym miłość - bo ją wtedy czuję.

Myślę też, że mojego męża boli moje postępowanie i że to co jest twardą miłością jest bolesne dla obu stron. I z jego perspektywy moja postawa jest wroga. Zarówno jeśli chodzi o sprawę dochodzenia alimentów na drodze postępowania karnego, jak i zapowiedź nagrywania agresji z jego strony. I że z jego perspektywy istotnie może mieć przekonanie, że syn nie chce go widywać, bo jest "nastawiony". W ocenie męża on postpęuje w porządku, nawet gdy jest nietrzeźwy, problemem jest moja niezgoda na to, by w takim stanie był przy dziecku, a nie jego stan i to co się dzieje z dzieckiem.

Dostrzegam jednak także coś, czego zupełnie nie widziałam wcześniej w mężu - a co było raczej oczywiste od początku. Że mąż traktuje mnie bardzo instrumentalnie, nie waha się przed kłamstwem, oszczerstwem, manipulowaniem, podstępnym działaniem za moimi plecami. Robi wszystko to, o co sam mnie oskarża. I że jego przemoc jest instrumentalna, ona nie jest po nic - tylko po to, bym ja się nie broniła, nie stawiała granic i zgadzała się na to, co on proponuje. To bardzo przykre odkrycie.

Wiem, że powinno się oddzielać człowieka od jego nałogu. I że manipulacje i wszystkie działania z tej kategorii są wpisane w nałóg. Ale bardzo się źle czuję odkrywając coś takiego w moim mężu. Nie postrzegałam go jako osoby zdolnej do takich działań. Nawet gdy takie działania podejmował. I nawet nie wiem co z tym odkryciem zrobić... Myślę, że to główny powód dla którego zablokowalam się w modlitwie za męża. I że jest we mnie lęk, że to nie płynie z nałogu, ale z męża. Choć przecież wiem, że jest on dzieckiem Bożym, tak samo jak i ja. I wszystko co w nim jest nieładne, nie jest nim. Że z każdej takiej rzeczy da się oczyścić.

Dotąd mimo wiedzy o uzależnieniach męża i o tym jak to działa, postrzegałam go jako wyjątkowego w tym uzależnieniu, zdolnego do miłości, uczuć wyższych, otwartości i miłości. Nauka bardziej realnego patrzenia na mnie samą i na to kim jestem, pociągnęła za sobą naukę realniejszego spojrzenia na męża także. Ale pod tym wszystkim ja nadal widzę serce człowieka - człowieka którego kocham. I któremu nie życzę źle. I bardzo mnie ta twarda miłość boli. Ale siebie też zaczynam kochać. I ta moja miłość do mnie mówi, że nie jest dobrze nadal godzić się na przemoc. Nawet gdy jest to "tylko" przemoc psychiczna.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nirwanna »

Ruto, uważaj na podwójne standardy. Sms z przekleństwami to też przemoc psychiczna, werbalna. Jeśli odgrażasz się, że każdy akt agresji będzie nagrywany, to warto mieć świadomość, że ten akt agresji Twój mógł już zostać zarchiwizowany. Zwłaszcza, że mówisz, iż mąż też może wystąpić do sądu z jakimś wnioskiem. Przemoc to miecz obosieczny, ofiara łatwo zamienia się w kata.
Abstrahuję od faktu, że taki sposób rozładowania emocji nie jest skuteczny, bo następnym razem dasz sobie szybciej prawo do takiej reakcji przy mniejszym bodźcu ze strony męża. Abstrahuję też od tego, czy jest to dopuszczalne moralnie, czy Bóg błogosławi takiemu sposobowi rozładowania emocji.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sarah »

Ruta pisze: 29 sty 2021, 1:58 Mąż nadal nie przychodzi na kontakty z dzieckiem. Najpierw odwoływał je mąż (pisząc do mnie, że izoluję go od dziecka). Teraz odwołuje je syn. Natomiast mąż prowadzi z nim korespondencję i rozmawiają przez telefon. Na małego bardzo źle to wpływa, jest nerwowy, rozbity. Zdarza się, że płacze. Niewiele mówi o tym, co jest treścią rozmów. Nie naciskam. Przytulam, gdy płacze. Słucham gdy mówi. Z fragmentów wychodzi na to, że syn próbuje wyjaśnić tacie dlaczego nie chce go obecnie widywać, a tata na różne sposoby się wykręca i nie bardzo jest gotowy przyjąć to, co syn mu mówi. A czasem w niemiły sposób podczas rozmów atakuje dziecko
Ruto, może warto byłoby się dokładniej przyjrzeć kontaktom smsowym i telefonicznym syna z jego ojcem? To małe dziecko, z tego co pamiętam ma około 10 lat? Wiem, że uważasz go za dojrzałego, ale z takich nad wiek dojrzałych dzieci wyrastają potem poranione i cierpiące Dorosłe Dzieci... Obawiam się, że radzenie sobie z manipulującym, czasem agresywnym ojcem może być ponad siły dziecka.
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Nirwanna pisze: 29 sty 2021, 6:30 Ruto, uważaj na podwójne standardy. Sms z przekleństwami to też przemoc psychiczna, werbalna. Jeśli odgrażasz się, że każdy akt agresji będzie nagrywany, to warto mieć świadomość, że ten akt agresji Twój mógł już zostać zarchiwizowany. Zwłaszcza, że mówisz, iż mąż też może wystąpić do sądu z jakimś wnioskiem. Przemoc to miecz obosieczny, ofiara łatwo zamienia się w kata.
Abstrahuję od faktu, że taki sposób rozładowania emocji nie jest skuteczny, bo następnym razem dasz sobie szybciej prawo do takiej reakcji przy mniejszym bodźcu ze strony męża. Abstrahuję też od tego, czy jest to dopuszczalne moralnie, czy Bóg błogosławi takiemu sposobowi rozładowania emocji.
Dziękuję Nirwanno.

Zdaję sobie sprawę, że to co zrobiłam jest przemocą. Mam o czym myśleć. Bo to nie jest pierwszy raz, gdy próbując zachować cierpliwość, łagodność, spokój - dochodzę do kumulacji i reaguję w złości, wylewając ją z siebie. I wtedy moje słowa zaczynają być nośnikiem agresji. Wyrażam wtedy mój bunt, niezgodę na czyjeś postępowanie wobec tej osoby - ale w sposób, który nie jest właściwy.

Z drugiej strony - i jest to prosta obserwacja, a nie zachęta do przemocy w jakiejkolwiek formie - takie zachowanie naprawdę daje ulgę i rozładowuje wszystkie nagromadzone emocje. Daje więc realną korzyść, która jest motywatorem do tego, by kolejny raz postąpić podobnie. W sumie w taki sposób dotąd na przemoc nie patrzyłam - ani na takie korzyści, które z niej mogą płynąć dla osoby, która jest agresorem. To przykre, ale w takim ujęciu przemoc potrafi byc przyjemna.

Szczerze mówiąc był czas gdy werbalna agresja była po prostu moim sposobem reagowania na zagrożenie, poczucie bycia krzywdzoną. Pierwszym i najczęstszym było zamrożenie i brak reakcji. Nadal oba sposoby reagowania wracają niekiedy - choć na szczęście coraz rzadziej. I częściej zamarzam niż wybucham. To mój drugi taki wybuch od roku, może nawet dłużej. I nie musiałam się jakoś specjalnie hamować - po prostu reagowałam inaczej.

Inna sprawa, że coraz częściej udaje mi się wyrazić złość i frustrację bez uciekania się do agresji. Jeszcze nie rozgryzałam czemu tym razem tak się nie udało. Wiem, że dzieje się to wtedy, gdy mam silne poczucie zagrożenia, i silnego przekroczenia moich granic.

Myślę, że żeby zrozumieć, czemu mimo pracy nad sobą nadal zdarzają mi się takie sytuacje, gdy moje stare sposoby reagowania wracają, będę musiała całkiem głeboko zajrzeć w siebie. Bo za tym jest znacznie więcej. I myślę, że tu nie wystarczy taka powierzchowna spowiedź - napisałam nieładnego smsa do męża. Więc czeka mnie solidna analiza - dlaczego to zrobiłam.

Jeśli chodzi o rozeznanie przez pryzmat wiary - myślę, że za każdym razem gdy pozwalam sobie na to, by inna osoba została potraktowana przeze mnie bez szacunku - obrażam Boga. Dlatego jest mi przykro. Sądzę jednak też, że nawet ostre wyrażnie siebie i postawienie granicy może równocześnie nie naruszać niczyjej godności i tego uczy nas Chrystus wywracający stoły i wyrzucający kupców ze świątyni, czy Chrystus, o którym czytamy, że potrafił być zagniewane, czy gniewanie patrzeć. Jednak to co ja zrobiłam to absolutnie nie jest tego rodzaju przypadek. Moja intencja była od początku zła - bo moim celem było właśnie rozładowanie mojej frustracji i bólu, związanego z patrzeniem na cierpienie psychiczne dziecka. I nie ma znaczenia, że równocześnie była to próba powstrzymania męża przed dalszym dręczeniem dziecka dla jego celów.

Frustracja była na tyle duża, że nawet zaczęłam od słów - zgłaszaj sobie to co napiszę gdzie chcesz...

Myślę, też że nie jest wcale złą rzeczą żeby oddać komuś to co mi sprzedaje. Wcale nie muszę tego "nosić". Chodzi mi o takie zdecydowane nazwanie co ta osoba robi i postawienie jasnej granicy - nie o jakieś zemsty, odwety. Problem jak sądzę zdecydowanie jest w formie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Sarah pisze: 29 sty 2021, 12:29 Ruto, może warto byłoby się dokładniej przyjrzeć kontaktom smsowym i telefonicznym syna z jego ojcem? To małe dziecko, z tego co pamiętam ma około 10 lat? Wiem, że uważasz go za dojrzałego, ale z takich nad wiek dojrzałych dzieci wyrastają potem poranione i cierpiące Dorosłe Dzieci... Obawiam się, że radzenie sobie z manipulującym, czasem agresywnym ojcem może być ponad siły dziecka.
Wiem o tym, dlatego staram się towarzyszyć małemu. Rozmawiamy. Natomiast nie moge "przejąć" korespondecji, ani zacząć mu dytkować co ma pisać. Ani zabronić rozmów z ojcem. Moge mu towarzyszyć, przytulić, pocieszyć, wsłuchać. Sądzę też, że moja ingerencja albo kontrola nad korespondencją byłaby naruszeniem prawa - i zwykłych zasad.
Dodatkowo mały ma wsparcie terapeutki - po to by był w stanie bezpiecznie zgłosić, że sobie nie radzi, gdyby z jakiegośc powodu uznał, że ja nie będę odpowiednia by mi to zgłosić.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Avys »

Ruto Droga,
Muszę nadrobić sporo czytania bo b.mało ostatnio czytam na forum. Ale po przeczytaniu Twoich ostatnich postów odnośnie blokady w modlitwie za Męża to chciałam Ci napisać co mi pomogło. Też miałam ogromną blokadę bo już nie wiedziałam zupełnie o co się modlić bo po ludzku moja nadzieja na ten związek w wyniku ogromnej przemocy Męża zanikła. Pamiętam, że w zgodzie ze sobą mogłam przez bardzo długo czas modlić się za Męża tylko słowami „Bądź wola Twoja wobec Niego”. Oczywiście Boże, też bądź wola Twoja w stosunku do mnie...tylko tak czułam się bezpiecznie w modlitwie, nie wymuszając na Bogu mojej wizji przyszłości.
To w sumie jest podobne do tego o czym Ty piszesz- że teraz możesz tylko zawierzać swojego Męża....ale może modlitwa Ojcze Nasz za Męża ze szczególnym zwróceniem uwagi na słowa „Bądź wola Twoja” jakoś Ci pomoże- mi pomogła bardzo bo danie całkowitej wolności Bogu w działaniu uwolniło też mnie od wyznaczania Bogu jakiś rzeczy które ma zrobić dla mojego szczęścia- bo tylko On wie co dla mnie jest długoterminowo (wiecznie) najlepsze. „Ojcze Nasz” pomaga też w uświadomieniu sobie, że jesteśmy Stworzeniami Boga, Synami i Córkami i że JEST Stwórca. A w obecnych czasach mam wrażenie, że ogromną pokusą dla człowieka jest bycie swoim własnym bogiem.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!!!
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Avys pisze: 30 sty 2021, 10:36 Ruto Droga,
(...)
To w sumie jest podobne do tego o czym Ty piszesz- że teraz możesz tylko zawierzać swojego Męża....ale może modlitwa Ojcze Nasz za Męża ze szczególnym zwróceniem uwagi na słowa „Bądź wola Twoja” jakoś Ci pomoże- mi pomogła bardzo bo danie całkowitej wolności Bogu w działaniu uwolniło też mnie od wyznaczania Bogu jakiś rzeczy które ma zrobić dla mojego szczęścia- bo tylko On wie co dla mnie jest długoterminowo (wiecznie) najlepsze. „Ojcze Nasz” pomaga też w uświadomieniu sobie, że jesteśmy Stworzeniami Boga, Synami i Córkami i że JEST Stwórca. A w obecnych czasach mam wrażenie, że ogromną pokusą dla człowieka jest bycie swoim własnym bogiem.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!!!
Witaj Avys, myślałam wczoraj o tobie :)
Dziękuję za mądrą podpowiedź. Przełamałam się. I na razie zostanę przy Ojcze Nasz. Bardzo lubię tą modlitwę. W środy modlę się ogólnie za mężczyzn, mężów i ojców, za wstawiennictwem świętego Józefa, szczególnie za tych w kryzysach, a już najbardzie za tych sycharowskich lub których żony są sycharowskie, tak sobie przyjęłam - więc mój mąż jest też w mojej intencji ogólnej. Jak by nie patrzeć, mąż jest mężczyzną, mężem i ojcem w kryzysie, a ja się trzymam przy Sycharze no to się łapie :)

Czas jaki poświęcałam do tej pory na modlitwy za męża, a było tego sporo, przeznaczam teraz na koronki za kapłanów. I w tym zostanę. Nadal czuję, że to dobry pomysł, by modlitwy za męża ograniczyć i powierzyć go Bożej woli, a nie ubłagiwać mu stale ochronę. Trochę tak wewnętrznie mam taką prośbę do Maryi, że gdy ja się modlę za księży - to proszę by w tym czasie Mama wstawiała się za moim mężem. Nie chodzi o handel, ale o prośbę i wsparcie w modlitwie. Ja naprawdę mam z tym teraz trudno, pobubułam się w intencjach i mpotrzebuję odpocząć. A błogosławić chwilowo mężowi nie umiem. I bardzo mi z tym źle. A na siłę nie dam rady.

Myślę też o zamówieniu Mszy Świętej za męża - i tak chyba zrobię, skoro tak czuję. Ale sporo osob pisało też o zamawianiu Mszy wieczystych, modlitw w klasztorach - nie mam pojęcia jak to się robi - i czy muszę wtedy składać jakąś intencję, czy też wystarczy daną osobę polecić Bogu? Będę wdzięczna za wskazówki.

Wczoraj ofiarowałam wewnętrznie całą Mszę w mojej własnej intencji i modliłam się za siebie. Wróciam do domu wyciszona i zasnęłam. Inna sprawa, że potem obudziłam się w nocy, bo się wyspałam. Ale dawno juz nie przespałam paru godzin w takim spokoju i tak głęboko. Widzę, że stresuje mnie cała ta sytuacja i wracają mi zaburzenia snu i muszę coś z tym robić. W sensie chyba zwentylować te wszystkie emocje i więcej uwagi poświęcić sobie, niż temu co robi mąż, a czego nie robi.

Raczej nie robi - odpuścił już rozmowy z dzieckiem i przez telefon i pisane, może już sobie nagrał co chciał. NIe wiem po co i co chciał udowodnić. Mimo, że mały akurat pisać z tatą chciał. Liczył, że tak łatwiej będzie mu wyjaśnić tacie co go boli i z czym jest problem. Mąż napisał synowi, że zgubił telefon i nie ma jak się kontaktować i tylko z cudzego numeru może pisać. Pisze do dziecka tylko - czy chcesz mnie widziec. Syn pisze, że nie. I koniec.

Owszem, miesiąc bez bezpośredniej agresji męża, wyzwisk, gdy tylko mu się coś nie podoba, wyrzucania mnie z mojego domu na kontakty, bo mąż "nie chce mnie widzieć", a tak naprawdę jest odurzony, bez jego wybuchów i innych stresujących zachowań, to całkiem sporo. Gdyby nie to, że w międzyczasie stale kreuje napięcie u dziecka i u mnie innymi metodami, uznałabym to za rodzaj wakacji. Muszę pomyśleć o tym, by przestać tak się przejmować. Jak ja przestanę to syn też - on dużo się uczy z obserwacji.

No i tak naprawdę miesiąc bez widywania ojca, poza jedną sytuacją, gdy mąż stał i straszył dziecko, nie jest korzystne dla syna. Choć ponieważ zdaje się, że alternatywą jest widywanie odurzonego narkotykami i niekontrolującego swojego zachowania ojca - to nie jest to złe, że mąz nie przychodzi.

Jeszcze raz się przyjrzałam ostatnim wydarzeniom - i to po prostu kolejny cykl. Listopad mąż był trzeźwy, w grudniu zaliczał wpadki, ale jeszcze walczył. Kontakty zrobiły się trudne i syn był im coraz mniej chcętny. I po Wigilii, a już na pewno od Sylwestra, mąż poleciał na ostro. Stąd to kombinowanie.
To oznacza jednak, że moja wytrwała i konsekwentna postawa i wzmacnianie się przynosi efekty. Raz w grudniu poprosiłam męża stanowczo by wyszedł, gdy w trakcie spotkania zorientowałam się, że jest pod wpływem narkotyku (a bywało, że kuliłam uszy i uznawałam, że jak już się przecisnął i nie jest agresywny, to trudno niech zostanie). Inna sprawa, że po stronie męża rodzi to pomysł, że założy mi jakies sprawy i szuka na mnie jakiś haków, dowodów. No ale nie znajdzie, bo nic takiego nie ma.

Napisałam do męża długi mail, w którym między innymi przeprosiłam go szczerze za ostatniego sms-a. Napisałam też w sprawie kontaktów jak to widzę. I co mąż może według mnie zrobić, by syn jednak się z nim spotykał. I że jestem w tym zakresie gotowa do wspólpracy. Napisałam też dokładnie na co się zgadzam, na co się nie zgadzam (odurzenie, przemoc) i uprzedziłam jak będę reagowac na określone sutuacje których nie chcę. Skoro wprowadzam nowe zasady, chce by były jasne.
Napisałam to spokojnie - wyszło długo, jak to mi. Ale pisałam szczerze, nie manipulacyjnie, nie po to by wpływać, naciskać. Jest mi naprawdę przykro, że wcześniej dałam się w taki sposób ponieść swojej wściekłości i tak źle dałam jej wyraz. I czuję się sobą rozczarowana. Odkryłam też, dlaczego wogóle użyłam przekleństw - i jest mi tym bardziej głupio :roll: Czułam się niepewnie, a bardzo chciałam, by mąż przestał dręczyć syna, widziałam, że coraz więcej płacze, jest coraz bardziej niespokojny, nerwowy. I bardzo przeżywa. I te przekleństwa które tam wpisałam, miały mnie wzmocnić, przydać mi siły. Mąz się miał mnie przestraszyć. Jak kiedyś, gdy przeklinałam na podwórku, by poczuć się pewniej w grupie. Nie mam 4 lat tylko bardziej 4 razy dziesięć :shock:

Ale to, że tak zareagowałam uczy mnie też pokory, bo czułam się ostanio bardzo dumna z postępów jakie robię.

Dlatego bardzo mnie poruszł wczorajszy Psalm. Mniej pychy, więcej zufania. I co do losów moich, i męża - i naszego małżeństwa. I co do moich mocy sprawczych w naprawie siebie też... Psalm jest piękny, jakby napisany specjalnie dla kryzysowców, wklejam :)

Zbawienie prawych pochodzi od Pana.

Miej ufność w Panu i czyń to co dobre, a będziesz mieszkał na ziemi i żył bezpiecznie. Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca. Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu, a On sam będzie działał. On sprawi, że twa sprawiedliwość zabłyśnie jak światło, a prawość twoja jak blask południa.

Pan umacnia kroki człowieka, a w jego drodze ma upodobanie. A choćby upadł, nie będzie leżał, bo jego rękę Pan podtrzymuje.
Zbawienie sprawiedliwych pochodzi od Pana, On ich ucieczką w czasie utrapienia. Pan ich wspomaga i wyzwala, wybawia od występnych i zachowuje, On bowiem jest ich ucieczką.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Avys »

Ruto,
Odpowiadajàc na Twoje pytanie o Msze wieczyste- zamawia się je podając imię i nazwisko osoby i oczywiście płaci...ja mam awersje to zgromadzeń księży którzy przyjmują takie intencje z ustalonym cennikiem ale nie wiem czy znajdziesz jakieś zgromadzenie które nie ma cennika i bierze co łaska. Można bardzo łatwo zamówić to przez internet w różnych zgromadzeniach- dostajesz zwrotnie „obrazek święty” potwierdzający że takie msze są zamówione i za kogo, potem licz się z tym, że będziesz dostawała z tego samego adresu „broszury” zachęcające do wpłaty pieniędzy. Ja się w każdym razie zraziłam trochę zraziłam ale może trafisz na jakieś zgromadzenie które nie jest aż tak nastawione na robienie z tego biznesu.Tyle w temacie mszy wieczystych - ja też za swojego Męża zamówiłam :-)

Bardzo Ci dziękuję za Twoje wszystkie wpisy, wytrwałość w modlitwie i miłości do Męża - myślę, że jesteś wzorem i wzmocnieniem dla wielu tutaj. Twój Mąż wydaje się przechodzić te swoje cykle uzależnienia na razie bez żadnych refleksji co do chęci zmiany życia, natomiast mam wrażenie, że każdy Jego kolejny cykl przyczynia się do tego, że jesteś od Niego mniej uzależniona i silniejsza (pomimo jakiś tam błędów o których piszesz). To Twoje wzrastanie do coraz większej wolności jest pięknym przykładem, że da się być wolnym i jednocześnie dalej kochać „Uzależnionego i Przemocowca” ale już nie na sposób ofiary i stawiając granice. Nie wiem jak Twoja historia małżeńska skończy się - być może z miłości małżeńskiej zostanie Ci tylko okazywanie jej przez wierność a być może Twój Mąż zdecyduje się na przemianę i skończy się to inaczej- nie mam bladego pojęcia (na szczęście :-) ale tak jak w napisanym przez Ciebie psalmie: „Miej ufność w Panu i czyń ro co dobre....” a będziesz radosna i szczęśliwa bez względu na to co tam się z Twoim Mężem stanie i jak On poprowadzi swoje życie. Twoje szczęście nie jest złożone już na szczęście w Nim a w Bogu- więc jeśli Twój Mąż nie chce Cię kochać, nie chce porzucić nałogu i chce żyć tak jak teraz to Jego prawo i niech się tak buja!!! Wydaje mi się, że proces Twojego uwalniania teraz polega teraz na tym, że nie chcesz o Mężu teraz myśleć za często żeby pomóc sobie w tym procesie. I myślę, że to dobrze. Jako żona masz teraz tylko możliwość okazywania Mu miłości przez wierność i to robisz! I na ten moment chyba nic więcej nie da się zrobić a już na pewno nie masz obowiązku myślenia o Mężu czy czekania kiedy wróci. Może nigdy nie wróci, a jak będzie chciał wrócić kiedyś to sobie poradzi z poinformowaniem Ciebie i wtedy możesz się zastanowić nad tym po sprawdzeniu co nim kieruje do powrotu czy miłość czy jakiś cykl w nieporzuconym nałogu. Więc tak streszczając już na koniec - śmiało módl się więcej za księży a jakbyś dała radę to i za mnie poproszę! Z góry dziękuję i pozdrawiam Cię bardzo życząc Ci siły w tych wszystkich załatwieniach finansowo-technicznych z Mężem. Dla mnie osobiście sytuacja wręcz nie do wyobrażenia tak trudna i ciężka. Podziwiam, że dajesz z tym radę.
Ewuryca

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ewuryca »

Ruto a nie myślałaś żeby na chwilkę w ogóle wyłączyć myślenie o mężu? Mam wrażenie że nie dajesz sobie przestrzeni na odpoczynek, nie tylko fizyczny ale psychiczny. W twoich postach przejawia się nieustanna analiza męża, czy jest w ciągu, czy jest trzeźwy, czy jest groźny, czy łagodnieje... myśle tez, że być może podświadomie szukasz tego kontaktu z mężem, bo tez albo mu piszesz długiego smsa, albo długiego maila, albo maila do kochanki, i nawet kiedy teraz mąż jest w ciągu to piszesz mu twoje stanowisko. Śmiem twierdzić ze mąż twoje stanowisko zna bardzo dobrze, nawet jeśli temu zaprzecza, nawet jeśli chce je zmieniać to na pewno je zna. Kiedyś ktoś w wątku Ukasza pisał o kiju i marchewce, i mam wrażenie że ty tak troszkę jednak działasz, cokolwiek robić byle by nie zerwał ci się kontakt z mężem, byleby nie zapomniał ze jesteś. Może wąsaty dać sobie trochę wytchnienia, skoro mąż nie szuka kontaktu to zostawić go samego, bez maili, smsow, i innych wiadomości.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Avys pisze: 31 sty 2021, 10:45 Więc tak streszczając już na koniec - śmiało módl się więcej za księży a jakbyś dała radę to i za mnie poproszę! Z góry dziękuję i pozdrawiam Cię bardzo życząc Ci siły w tych wszystkich załatwieniach finansowo-technicznych z Mężem. Dla mnie osobiście sytuacja wręcz nie do wyobrażenia tak trudna i ciężka. Podziwiam, że dajesz z tym radę.
Avys, bardzo ci dziękuję za cały twój wpis. Bardzo ładnie napisałaś i wzmacniająco. I sporo mi podpowiedziałaś :)

Przede wszystkim opisałaś postawę, którą bardzo chciałabym osiągnąć. Wolność w tej mojej miłości do męża. I chyba się do niej powoli zbliżam. Przez moment zabolały mnie słowa, że mój mąż nie chce mnie kochać, nie chce porzucić nałogu i chce żyć jak teraz. Tak samo jak kiedyś oburzyło mnie stwierdzenie, że mój mąz zdradza, ćpa i pije. Zarówno pierwsze stwierdzenie jest prawdziwe jak i drugie.

Myślałam o tym - i widzę, że gdzieś tam utrzymuję w sobie taką myśl, że mój mąż może toczy walkę, może jest zniewolony, może chciałby, a nie potrafi sobie poradzić z uzależnieniami, zranieniami, że cierpi. I chronię się tym przed myślą, że mój mąż obecnie nie tylko mnie nie chce kochać, ale i naszego dziecka. Bo to boli. Ale dobrze jest widzieć i przyjąć prawdę, nawet trudną. Gdy ktoś chce kochać - no to kocha. Jasne, nie jesteśmy doskonali, nie zawsze umiemy okazac miłość. Ale czym innym jest trudność w okazywaniu miłości, czym innym decyzja o nieokazywaniu miłości.
Trochę mylą mnie wciąż te momenty z ostatnich lat, gdy mąż okazywał mi miłość. I synkowi. Widocznie to były te krótkie chwile, gdy chciał kochać i to okazać. A potem już nie chciał. To cenne chwile i na zawsze je zatrzymam w sercu. Ale chwile.

Dziękuję ci z całego serca za to co napisałaś o okazywaniu miłości do męża wiernością. Nigdy tak o tym nie pomyślałam. Sporo myślałam w tym konktekście o moich własnych zasadach, o chęci dotrzymania przysięgi, o tym że tak chronię siebie, że pozostaję w zgodzie ze swoją wiarą, że nie wyobrażam sobie siebie z inną osobą, że chcę by synek został wychowany do życia w wierności małżeńskiej i nie miał wypaczonego obrazu zobowiązania małżeńskiego, że czuję, że wolę czekać, nawet nie znając rezultatu tego czekania, że mój mąz nadal jest dla mnie wazny i nasze małżeństwo także, że nadal go kocham. Jakoś nie wpadłam przy tym na to, że pozostając wierną mężowi okazuję mu miłość.

Pomogło mi to przestać szukać innych pomysłów na to, jak jeszcze mogłabym tą miłość okazać. Pomyślałam, że gdyby mąż w odwrotnej sytuacji pozostał mi wierny, dbał o naszego synka i modlił się za mnie - uznałabym to za piękne świadectwo miłości i nie potrzebowałabym niczego więcej, by poczuć, że jestem kochana.

Problemem jest zapewne to, że będąc w kryzysie swoje działania związane z alimentami, niezgodą na odurzanie się przy dziecku pewnie odebrałabym jako wrogie - ksiądz Dziewiecki potwierdza, że tak jest i że trzeba to po prostu przyjąć. Że osoba w kryzysie nałogu nie widzi miłości, a tylko to, czy działamy według jej potrzeb - które ograniczają się do otrzymywania pomocy w kontynuacji nałogu. Wtedy tylko w wypaczonej wizji uważa się za kochaną, gdy pomagamy jej kontunuować uzależnienie. I wiem, że to jest bolesną i trudną prawdą. Ale prawdą.

Coraz mniej myślę też o tym, czy mąż wróci. Coraz więcej jest we mnie zgody na to, że tak może się nie zdarzyć. I nie sądzę już, że moje życie będzie przez to gorsze. I nie ma we mnie już zgody, by wracać do tego co było. A był czas, gdy wolałabym być z mężem w ciężkim kryzysie i znosić to co przedtem, niż żyć w separacji przez resztę życia. Choć nadal jest we mnie nadzieja i ufność w Panu - że jeśli taka możliwość się pojawi, pomoże uzdrowić nasze małżeństwo, nawet gdy będzie potrzebny cud.

Wróciłam do modlitwy za męża. Prosiłam o pomoc z Góry, pytając w duchu, jak ja mam z tym sobie poradzić i co robić. Dostałam dwukrotnie dokładnie ten sam tekst zachęcający do kontynuowania modlitwy za osobę za którą się modlimy, nawet gdy pojawia się wewnętrzny opór, od dwóch niezależnych od siebie osób. Dziś z kolei na mszy na kazaniu ksiądz mówił o tym, że jesteśmy współodpowiedzialni za zbawienie małżonka. Uznałam, że to wystarczy, bym uznała to za wskazówkę. No to łamię swój opór - i lecę dalej.

Ale za księży nie przestanę się modlić - podjęłam się konkretnej liczby modlitw i dokończę. Tylko wolniej. Zwłaszcza, że tu akurat można modlić się bez pośpiechu w swoim tempie. I tak nie miałam ostatnio żadnej takiej stałej modlitwy w ramach wspólnotowej akcji. Ta akcja jest zatwierdzona oficjalnie przez władze Kościelne. By wziąć w niej udział wystarczy około 10-15 minut dziennie. Polecam :)
https://15koronek.pl/

I za ciebie z przyjemnością się pomodlę. Jesteś bardzo mądrą kobietą. I bardzo ci dziękuję.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: marylka »

Droga Ruto
Z uwagą śledzę Twój wątek i czytam każdy Twój post
Pozwól że napiszę Ci coś z drugiej strony i o Tobie

Według mnie jesteś osobą głęboko współuzależniona nie rozumiejącą o co chodzi w nałogu.
Każdy nałóg ma swoje mechanizmy i każdy współuzależniony też.
Gdybyś zanurzyla się w lekturze doczytałabys że z osobą uzależniona nie ma co ustalać, umawiać siè i na cokolwiek liczyć. Nie ma co słuchać składanych obietnic
Powinnaś zrozumieć że dla osoby uzależnionej nie jesteś powodem do zmiany - leczenia nałogu.
Jedynym bodźcem który może zmienić twojego męża jest TYLKO JEGO WŁASNY BÓL.
Nie twój ani dziecka.
On śmiertelnie ukochał swój nałóg.
O tym mówi ksiądz Dziewiecki - jest bogactwo w necie o wspoluzaleznieniu.
Puszczam według mnie bardzo mądry wykład o wspoluzaleznieniu - są 3 części. Polecam też inne cykle - o dzieciach, jak sobie pomóc itd.

Chciałam Ci zwrócić uwagę, żebyś przemyślała czy postepujesz właściwie.
Czy masz świadomość że twoje smsy i maile nie wzruszaja uzależnionego męża?
Bo jego myślenie jest inne.
Ale jest jeszcze bardziej niepokojąca sprawa
Twój syn mówi że NIE chce się spotykać z ojcem
A ty z tym ojcem ustalasz jakby miał się spotykać.
Posłuchaj sobie o dzieciach nałogowcow- jak naznaczeni i obciążeni wchodzą w życie.
Po co to tam pchasz jak syn instynktownie broni się przed spotkaniami?

skąd wiesz czy jest bezpieczny?

Rozumiem jak powinno być.....i do tego dazysz - pełnej rodziny.
Natomiast jesteś gdzie jesteś w takiej a nie innej rodzinie.
I powinnaś reagować adekwatnie do sytuacji.
Bo to ty jesteś trzeźwo myśląca w tej rodzinie.

Mi bardzo te wykłady pomogły. Myślę że można je wkleić do wątku psychologicznego. To odnosi się głównie do alkoholu ale każdy inny nałóg można tam podstawic. a wspołuzależnienie dotyczy też jwspołmałżonków których ci drudzy opuszczaja. To ewentualnie do decyzji moderacji
Pozdrawiam

https://youtu.be/ufoZV6_1JxM
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Avys »

Ruta,
W takim razie z góry dziękuję za modlitwę :-)
bo jej potrzebuję.
Przyszła mi jeszcze taka myśl odnośnie tego myślenia o naszych Mężach. Nie mam pojęcia czy to, że o swoim Mężu myślę niemal codziennie jest jeszcze „problemem uzależnienia od Niego” bo kurcze nie czuję się uzależniona już. Umarł równo rok temu, radzę sobie bez Niego o wiele łatwiej niż z Jego szantażami finansowymi. Niestety nie minęła mi jeszcze radość z tego, że się nade mną nie znęca. Piszę „niestety” bo to utrudnia mi modlitwę za Nim i tęsknotę. Naprawdę wolałabym tęsknić za Nim (choć takie chwile się zdarzają na szczęście) niż cieszyć się z tego, że Nie znęca się nade mną. Tak czy siak zdarza mi się jak jestem sama w samochodzie krzyczeć do Niego, że dobrze, że umarł i nie zrealizował swoich strasznych planów wobec mnie. Pierwszy raz w życiu złoszczę się na Niego bez lęku. To mi chyba potrzebne. Piszę o tym dlatego bo myślę, że częste myślenie o Mężu nie musi oznaczać, że jesteś dalej uzależniona. Myślę też o swojej Babci bardzo często akurat od Niej na pewno nie byłam uzależniona :-) Od Męża byłam na 100%. Nie wiem czy to jest wiarygodne ale naprawdę mam świadomość, że umarł i Go nie ma. Potrzebuję na pewno jeszcze czasu żeby przestać się tak cieszyć że mnie już nie dręczy i że Go nie ma i każdą chwilę łez tęsknoty za Nim i modlitwę uważam za drogocenną.
Na pewno nie jestem gotowa na nowy związek. To wiem i nie podejmuję na razie żadnych kroków w tym kierunku, zajmuję się dziećmi i im poświęcam wolne chwile. Potrzebna mi praca nad sobą i wzmocnienie się, aby nie uzależnić się od kogoś innego. Muszę przepracować w sobie wszystko to co powodowało takie łatwe uwieszenie na innym człowieku. Żyje mi się teraz nieporównywalnie łatwiej niż po odejściu Męża do kowalskich. To był dla mnie koszmar jak z horroru. Mam nadzieję, że kiedyś będę chciała czegoś więcej niż tylko braku kłopotów:-) Na razie Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i podziwiam wytrwałość i niesamowitą siły jaką masz w sobie!
Moja sytuacja wydaje mi się „pestką” w porównaniu do Twojej.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Ewuryca,

ta moja analiza w jakim stanie jest mąż płynie z poczucia zgrożenia. W zalezności od jego stanu - moge się spodziewać z jego strony różnych rzeczy. Dla niego kontakty orzeczone przez sąd - częste - kontakty to furtka do tego, by nas nie zostawiać w spokoju. Choć wiem, że mąż tak tego nie postrzega. Ale dla mnie i dla dziecka taki jest efekt. Brak spokoju, niepokój.
Aczkolwiek mąż cały miesiąc się po prostu nie pokazał, poza jednym pokazem siły. Co jest dużym postępem. Z mojej i z jego strony.

Czy mogłabym nie myśleć o mężu? Szczerze mówiąc, chyba nie to jest moim celem. Raczej to, by nie myśleć o nim w sposób współuzalezniony. To proces, w którym czasem wręcz się cofam do początku. Ale jednak jakies postępy robię. Dobrze już radze sobie z panicznym strachem o to, że coś mu się stanie. Koszmar większości współuzależnionych. I już w dużej części za mną. Ale strach, lęk przed tym co zrobi, czy ja sobie poradzę z jego atakiem fizycznym słownym - jakimkolwiek, czy dziecko sobie poradzi, poczucie, że musze sprostowac jego kłamstwa, bo jak tego nie zrobię, to użyje maili przeciwko mnie w sądzie - to wszystko we mnie jest. I jest męczoce - i trudno przy tym o wytchnienie.

Czy działam tak by nie stracić kontaktu z mężem? - raczej wolałabym brak kontaktu. Jest mi wtedy łatwiej. Ale w obecnej sytuacji to nie jest możliwe, mamy razem dziecko i te nieszczęsne kontakty... Z takim orzeczeniem na karku jak my mamy, znacznie trudniej wyjść ze współuzależnienia. Ale z drugiej strony na pewno więcej okazji do ćwiczeń, wzmacniania siebie i swojej woli. Więc sa i plusy.





Ewuryca pisze: 31 sty 2021, 10:56 Ruto a nie myślałaś żeby na chwilkę w ogóle wyłączyć myślenie o mężu? Mam wrażenie że nie dajesz sobie przestrzeni na odpoczynek, nie tylko fizyczny ale psychiczny. W twoich postach przejawia się nieustanna analiza męża, czy jest w ciągu, czy jest trzeźwy, czy jest groźny, czy łagodnieje... myśle tez, że być może podświadomie szukasz tego kontaktu z mężem, bo tez albo mu piszesz długiego smsa, albo długiego maila, albo maila do kochanki, i nawet kiedy teraz mąż jest w ciągu to piszesz mu twoje stanowisko. Śmiem twierdzić ze mąż twoje stanowisko zna bardzo dobrze, nawet jeśli temu zaprzecza, nawet jeśli chce je zmieniać to na pewno je zna. Kiedyś ktoś w wątku Ukasza pisał o kiju i marchewce, i mam wrażenie że ty tak troszkę jednak działasz, cokolwiek robić byle by nie zerwał ci się kontakt z mężem, byleby nie zapomniał ze jesteś. Może wąsaty dać sobie trochę wytchnienia, skoro mąż nie szuka kontaktu to zostawić go samego, bez maili, smsow, i innych wiadomości.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

marylka pisze: 01 lut 2021, 10:18 Według mnie jesteś osobą głęboko współuzależniona nie rozumiejącą o co chodzi w nałogu.
Każdy nałóg ma swoje mechanizmy i każdy współuzależniony też.
Marylko, dziękuję Ci, bardzo cenię twoje wypowiedzi. Do dziś korzystam z twoich "dialogów".
Wybacz, że potnę twój post by ci odpowiedzieć i zrobię to w punktach.

1. Jestem osobą głęboko współuzależnioną. Pracuję nad tym. I robię postępy. Ale przede mną jeszcze mnóstwo pracy, by z tego wyjść.

2. "Gdybyś zanurzyla się w lekturze doczytałabys że z osobą uzależniona nie ma co ustalać, umawiać siè i na cokolwiek liczyć. Nie ma co słuchać składanych obietnic"

Wiem, że z osobą uzależnioną nie ma co ustalać. Od jakiegoś czasu stosuję nową metodę, oznajmiania. Po prostu informuję męża, że jesli zrobi coś tam, to ja wtedy zrobię inne coś tam. Tylko potem konsekwentnie to robię. To działa. I teraz mąż zyskał pewnośc, że to moje coś tam nastąpi - i coraz częściej nie próbuje wyskawiać ze swoimi "cosiami", by nie narazić się na moje.

Od dawna nie było już sytuacji, gdy mąz próbował brać małego do samochodu, udając, że nie jest odurzony narkotykami. Teraz, gdy mocniej postawiłam granice i zaznaczyłam, że nie odstąpię, mąż w ciągu pokazał się tylko raz. Zaczynaliśmy od tego, że niezaleznie od stanu mąż zabierał dziecko, mały często przeżywał bardzo niemiłe rzeczy, a ja cały weekend odchodziłam ze strachu od zmysłów. Teraz mąż po prostu się miesiąc nie pokazał. To duża zmiana. Dla nas wszystkich.

3. "Powinnaś zrozumieć że dla osoby uzależnionej nie jesteś powodem do zmiany - leczenia nałogu.
Jedynym bodźcem który może zmienić twojego męża jest TYLKO JEGO WŁASNY BÓL.
Nie twój ani dziecka."

Wiem o tym. Takie hasło wisi u nas w salce na honorowym miejscu " Nie przez ciebie pije, i nie dla ciebie przestanie".
Dlatego jedną ze zmian w moim zachowaniu jest nie chronienie męża przed konsekwencjami. Nie pomaganie mu. Bardzo trudne dla mnie zmiany. Miłośc podpowiada dokładnie odwrotnie. Ale i tu zrobiłam duże postępy.
Natomiast jest mi lepiej, gdy napiszę czasem męzowi o tym, co robi i jak to wpływa na mnie i na dziecko. Nie mam nadziei, że go to zatrzyma. Ale mi to przynosi ulgę - a nie wszystkie moje zachowania muszą być nakierowane na męża, co kiedyś wcale nie było dla mnie takie oczywiste.

4. "On śmiertelnie ukochał swój nałóg.
O tym mówi ksiądz Dziewiecki - jest bogactwo w necie o wspoluzaleznieniu."

Wiem, słucham jak najwięcej. Natomiast jest też prawdą, że sporo z tego modyfikuję. A częśc muszę modyfikować - bo w naszym przypadku nie jest możliwa pełna izolacja - mąz ma orzeczone bardzo często kontakty i mimo moich próśb nie zostały zmienione. Raz na jakiś czas się sądowi przypominam z tym, opisuję co się dzieje - bez skutku. Zdaniem sądu nie ma takiej sytuacji w której kontakty dziecka z ojcem nie byłyby dobrodziejstwem. Czasem sobie myslę, że Sądowi dobrze zrobiłaby doba w jednym mieszkaniu z moim męzem, gdy jest na głodzie, i druga gdy jest na fazie i trzecia, gdy jest na tzw. zejściu. A potem dopiero miałaby sens rozmowa o tym, czy to na pewno dobrze dla rozwoju małego chłopca, który nie umie się przed tym obronić...


5. "Czy masz świadomość że twoje smsy i maile nie wzruszaja uzależnionego męża?"

- Mam. Ale nie ukrywam, że mimo to mam nadzieję, że kiedyś coś załapie. Pomagają mi także - w tym bym nie nosiła w sobie róznych rzeczy. Oddaję je mężowi - a co on z tym zrobi jego problem.
Natomiast to co do męża dociera - to konsekwencje. Więc na swoje problemy jest wrazliwy. I jak z tego co piszę wynika, że może relanie jakies ponieść - to czasem zmienia swoje postępowanie. Powoli, ale te zmiany się utrwalają - i robimy mały krok.
Jasne - izolacja byłaby lepsza - ale nie odizoluję się, dokąd są te kontakty.


6. "Ale jest jeszcze bardziej niepokojąca sprawa
Twój syn mówi że NIE chce się spotykać z ojcem
A ty z tym ojcem ustalasz jakby miał się spotykać.
Posłuchaj sobie o dzieciach nałogowcow- jak naznaczeni i obciążeni wchodzą w życie.
Po co to tam pchasz jak syn instynktownie broni się przed spotkaniami?"

Nie pcham. Nie mogę wprost zakazac konatktów. Za to grożą mi poważne kary finansowe. Nie stać mnie na nie. A to jest coś co mąz od dawana zapowiada. Mogę więc przekonywac męża, by nie przychodził nietrzeźwy, mogę starać się by się nie opłacało mu przychodzić nietrzeźwym na kontakty - by się bał konsekwencji.

Udało mi się wydostać od męża oświadczenie, że także uważa, że zmuszanie małego do kontaktów nie ma sensu. I że nie będzie tego robił. Co nie znaczy nic tak naprawdę - zdanie może zmienić za parę minut. Ale dla sądu, który chyba uważa, że uzaleznienia to mit telewizyjny, a jak mój mąz nie wygląda jak ostatni łach spod sklepu, to na pewno nie może byc uzalezniony - to może mieć znaczenie.

7. "Skąd wiesz czy jest bezpieczny?"
Nie mam pojęcia. Raczej uważam, że nikt nie jest bezpieczny z naćpanym kierowcą i nikt nie czuje się dobrze i bezpiecznie i człowiekiem w czynnym nałogu, szczególnie gdy od tego człowieka jest zależny i na niego zdany.
Zdaniem sądu jednak jest - kontakty sa orzeczone poza moim miejscem zamieszkania - bez wskazania gdzie dokładnie. Czyli mąz może zabierać gdzie chce dziecko a ja nie mam nawet prawa wiedzieć gdzie. Dlatego musze lawirować między tym, że jestem zobowiązana wykonywac wyrok, stanowiskiem dziecka, męża - i moim rozsądkiem. Często godząc sprzeczności, których pogodzic się nie da.
Aczkolwiek te negocjacje z mężem przynoszą efekt - i mąż coraz rzadziej dziecko zabiera wbrew jego woli. choć i postawa dziecka ma znaczenie - bo mały się wzmocnił w swojej terapii i nie daje się tak łatwo manipulować.

Przygotowuję sie do kolejnej rundy z sądem. Bo przy takim orzeczeniu nadal z dzieckiem funkcjonujemy w cyklach trzeżwości męża - a już dawno moglibyśmy inaczej.

8. Rozumiem jak powinno być.....i do tego dazysz - pełnej rodziny.

Nie, nie, nie. To juz dawno zostawiłam. Zastąpiłam hasłem "zdrowa rodzina".

Choć tak jak napisałam - ja jednak modyfikuję tą twardą miłość. Trochę muszę. Ale są obszary, gdzie chcę - choć teraz negocjuję sama ze sobą nowy zakres. Jak choćby zgoda na obecność męża w święta. Czy ogólnie spędzanie z mężem czasu, gdy jest trzeźwy. Może i nawet wtedy tez nie powinnam z nim spędzać czasu nic a nic - od nowa to sobie układam.

Mały powiedział, że ma dość i albo tata się zgodzi na testy, albo pójdzie na terapię i wtedy on dopiero może myśleć o widywaniu taty. Natomiast to mały człowiek, kocha tatę i nie sądzę, by długo w takim postanowieniu wytrzymał. Choć bywa bardzo zacięty i uparty i ma dużo samodyscypliny. Więc nie wiem...Zobaczymy...

Trudna jest twarda miłość. I nauka jej także jest trudna. Natomiast wersja hard twardej miłości nie zawsze się sprawdza. Wielu uzaleznionych po prostu umiera, gdy akcent idzie w stronę twarda, a zapomina się, że to jednak miłość ma być twarda. Natomiast masz rację, że bezwzględna ochrona należy się dziecku. Tylko ja jeszcze muszę przekonać do tego... sąd.

https://youtu.be/ufoZV6_1JxM

Dzięki za link :)
[/quote]
ODPOWIEDZ