Kryzys malzenstwa czy choroba?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: marylka »

Z Synem Swoim nas pojednaj
Synowi Swojemu nas polecaj
Swojemu Synowi nas oddawaj
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Ruta »

Amen.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Angela »

5 miesięcy od operacji. Mąż czuje się lepiej,choć nie obyło się bez komplikacji. Teraz też jest w szpitalu i czeka na drobny zabieg.
Relacje między nami cechuje wyciszenie. W atmosferze szacunku do siebie zdrowieją też psychicznie dzieci.
Mąż w rozmowach nie chce wracać do przeszłości, ale chce skupiać się na dniu dzisiejszym i na naszej miłości. Jest pełen optymizmu, którego ja nie podzielam. Trzymam dystans, bo mam wrażenie, że mąż chce przeforsować tezę, że nic się nie stało. Nie mówi tego wprost ale ucina rozmowy o tym co było. Zatem odmawia mi prawa abym czuła co czuję. A jest we mnie bardzo żywa pamięć strasznych i dziwnych zachowań męża, zatem i strach, że najgorsze chwile mogą wrócić ze zdwojoną siłą
Z drugiej strony może faktycznie nie pamięta on jak się zachowywał, tak jakby to nie był on. Za to lubi odwoływać się do dobrych chwil sprzed kryzysu.
Zatem staram się cieszyć tym co mam teraz. Trochę robię to na siłę. Mam z tyłu głowy wciąż myśl, że to tylko chwila oddechu i nic dobrego mnie już w życiu nie czeka. Wiem, że obrażam dobrego Boga takim myśleniem, ale ono tak mocno mi się narzuca. Jestem po prostu bardzo zmęczona.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Ruta »

Angela pisze: 21 sty 2021, 0:07 5 miesięcy od operacji. Mąż czuje się lepiej,choć nie obyło się bez komplikacji. Teraz też jest w szpitalu i czeka na drobny zabieg.
Relacje między nami cechuje wyciszenie. W atmosferze szacunku do siebie zdrowieją też psychicznie dzieci.
Mąż w rozmowach nie chce wracać do przeszłości, ale chce skupiać się na dniu dzisiejszym i na naszej miłości. Jest pełen optymizmu, którego ja nie podzielam. Trzymam dystans, bo mam wrażenie, że mąż chce przeforsować tezę, że nic się nie stało. Nie mówi tego wprost ale ucina rozmowy o tym co było. Zatem odmawia mi prawa abym czuła co czuję. A jest we mnie bardzo żywa pamięć strasznych i dziwnych zachowań męża, zatem i strach, że najgorsze chwile mogą wrócić ze zdwojoną siłą
Z drugiej strony może faktycznie nie pamięta on jak się zachowywał, tak jakby to nie był on. Za to lubi odwoływać się do dobrych chwil sprzed kryzysu.
Zatem staram się cieszyć tym co mam teraz. Trochę robię to na siłę. Mam z tyłu głowy wciąż myśl, że to tylko chwila oddechu i nic dobrego mnie już w życiu nie czeka. Wiem, że obrażam dobrego Boga takim myśleniem, ale ono tak mocno mi się narzuca. Jestem po prostu bardzo zmęczona.
Angelo,
czy mąż ma obecnie objawy choroby psychicznej? Wykazuje jakiekolwiek patologiczne zachowania?

Nie jestem lekarzem, ale wiem - i sama to parę razy widziałam - jak bardzo fizyczna choroba potrafi destrukcyjnie wpływać na psychikę i na zachowanie człowieka. Psychozy nie zawsze mają podłoże psychiczne. Czasem podłożem jest zatrucie organizmu. Efekt psychozy potrafią wywoływać także niektóre rodzaje raka. Niektóre choroby nasilają lęk - wszystkie, które powodują zaburzoną pracę serca. Bo szybszy rytm serca jest jedną z reakcji fizycznych na bodziec wywołujący lęk. Więc gdy serce zaczyna bić szybciej lub "traci rytm" jest to interpretowane przez mózg jako "coś się dzieje" "trzeba się bać". Brak wyraźnego powodu do lęku nasila jeszcze lęk i niepokój. Te zaburzenia psychiczne które mają podłoże w ciele człowieka, zatruciu, chorobie - mijają jak ręką odjął, gdy dojdzie do odtrucia, wyleczenia choroby, powrotu do fizycznego zdrowia lub poprawy zdrowia. Znikają tak nagle, jak nagle się pojawiły.

Nie wiem z jakiego powodu niewielu lekarzy o tym mówi. Również niewielu psychiatrów przed postawieniem diagnozy wyklucza podłoże fizyczne objawów - poprzez zbadanie stanu organizmu pacjenta. A są przypadki, gdy do poprawy funkcjonowania psychicznego wystarczy uzupełnienie niedoborów. To wiem od mojej pani doktor, psychiatry. Sama jestem takim przypadkiem. Trafiłam do niej w kryzysie małżeńskim, gdy sobie nie radziłam. Wyszłam nie z receptą, ale z plikiem skierowań na badania. I naprawdę poprawa diety i powrót do przebywania na słońcu mi pomogły lepiej funkcjonowac w obszarze psychiki.

Piszę o tym tak szczegółowo - bo jest to jedna z możliwości. Że w związku z chorobą twój mąż miał zaburzenia psychiczne, natomiast po ustąpieniu choroby właściwej, zaburzenia te odeszły.

Jeśli tak jest - mąż może czuć niechęć do wracania do przeszłości - bo wszystkie te zachowania są jakby "nie jego". On sam może ich do końca nie rozumieć - i czuć wstyd, gdy ich temat wraca. Mąż sam może nie wiedzieć z czego mogły płynąć jego zachowania. I sobie na bieżąco z tym nie radzić emocjonalnie. Stąd może płynąć potrzeba męża do "zamykania tematu", niekoniecznie zaś z tego, by to tobie nie dać czuć tego co czujesz. Stąd też może płynąć jego potrzeba skupienia się na teraz i chęć by to teraz było dobre.

Jesteś w tym wszystkim jednak także ty - ze swoją perspektywą. Jak piszesz - z tym, że masz w pamięci żywe obrazy tego co mąż robił, jakie straszne to wszystko było. Z lękiem, że to się powtórzy. Że znów będziesz ty i dzieci, przeciwko całemu światu, który nie będzie dostrzegał waszej krzywdy, który będzie usprawiedliwiał postępowanie męża, który nie będzie widział tego, co się dzieje w ukryciu.

To bardzo trudne przeżycia. I budzą silny lęk. Wiem o tym - bo sama żyję z "podwójnym" mężem. W naszym przypadku podłożem problemu są uzależnienia męża i to, że on regularnie przyjmuje trujące substancje. Za tym idzie agresja, groźby, i cały pakiet bardzo niszczących zachowań, które są destrukcyjne i dla mnie i dla dziecka. Na zmianę ze stanami w których mąż odtruty - funkcjonuje lepiej, nie przejawia agresji.
Za jednym wyjątkiem - dokąd nie jest poruszany temat jego zachowań z okresu nietrzeźwości. On ich nie pamięta, a nawet gdy pamięta, to na trzeźwo się z nimi nie identyfikuje. Mechanizm uzależnienia i mechanizm "ochrony dobrego wizerunku ja" powoduje wtedy, że z perspektywy męża osoby, które o tych jego zachowaniach - przecież niedawnych i realnych - mówią, są podstępne, wmawiają mu coś, chcą by poczuł się winny, źle. Do tego dochodzi mechanizm wypierania nałogu, wiedzy o swoim uzaleznieniu i destrukcyjnych skutkach.
Gdy poruszam temat agresji męża i destrukcji z czasu ciągu - mąż zaczyna czuć potrzebę by się bronić. I tak rodzi się u niego kolejna psychoza. By jej uniknąć - muszę za każdym razem sama w sobie przepracowywać co działo się w ciągu, gdzić się z tym, że na tym etapie nie ma powrotu. U nas temat jest bardziej skomplikowany - bo jest pewność, że kolejny ciąg nastąpi. Mąż jest nadal chory.
To powoduje, że do jego zdrowienia, mojego zdrowienia i naszego wspólnego wyzdrowienia konieczne jest takie moje wzmocnienie się, bym nie bała się otwarcie mówić o przeszłości, o tym co nałóg u męża powoduje. Ale w taki sposób, by w mężu nie wzbudzało to agresji, lęku, poczucia bycia oskarżanym - za coś nad czym on w swoim odczuciu nie panuje i za co winy nie ponosi. (I niestety jest to prawdą, że choroba czy uzależnienie częściowo, a czasem w znacznej części, wyłączają świadome kierowanie zachowaniem - im mniej dojrzały człowiek, tym bardziej).

Jest też w tobie być może, byłoby to naturalne, potrzeba rozmowy o tym co się działo, zrozumienia co się działo, wyjasnienia ze strony męża, może przprosin, może zadośćuczynienia. I także z tego powodu, gdy mąż zamyka temat - możesz mieć poczucie, że to jest przeciwko tobie, że mąż chce cię takich "naturalnych uprawnień" pozbawić. Nie chodzi o to, by z tego rezygnować. Ale zapewne - jeśli zachowania twojego męża płynęły z choroby - potrzeba znacznie więcej czasu dla męża - by on sam mógł to w sobie przepracować, uświadomić sobie co się działo. I dojrzeć do zadośćuczynienia. Częsciowo może się starać przez to, by dbać o teraz.

Czy macie szansę umówić się z dobrym terapeutą, z księdzem, z kimkolwiek zaufanym przy kim swobodnie będziecie mogli porozmawiać, otwarcie wyrazić swoje uczucia i ostrożnie powoli, bez ranienia się i z uwzględnieniem, że patrzycie z dwóch róznych perspektyw - powoli spokojnie poruszać temat trudnej przeszłości? Jeśli nie - to możecie radzić sobie sami. Wystarczy na początek, że ty sama mniej więcej ograniesz wewnętrznie właśnie to - że macie w tej sytuacji różne perspektywy, różnie patrzycie i róznie interpretujecie, ale bez złej woli. Ważne jest też by nie nadinterpretować - na przykład, że mąż odmawia ci prawa do twoich uczuć.

Angelo, istnieją też oczywiście ryzyka - na przykład, że przyczyna psychoz męża jest inna - i one mogą wtedy wrócić. Albo, że racjonalizacja męża odnośnie przeszłości pójdzie po najmniejszej linii oporu - czyli, na przykład że widocznie coś było na rzeczy i działanie męża nie było takie nieuzasadnione, nawet jeśli przesadzone i nie trzeba do tego wracać, bo winni jesteście oboje. Wtedy możesz nie uzyskać zadośćuczynienia i mieć poczucie krzywdy - co może wpłynąć na trudności w odbudowie relacji.

Ja nauczyłam się, by się nadmiernie nie przejmować takimi trudnymi scenariuszami, nie tworzyć ich - i reagować tylko na to co się dzieje, a nie na to co może się stać i nie na to, czego się obawiam, że może się stać. To trudne - szczególnie, po tym jak doświadcza się lęku przez długi czas i braku wsparcia i zrozumienia ze strony otoczenia.

Piszesz, że masz poczucie braku siły. To dość ludzka reakcja na wszystko co się w życiu twoim i twojej rodziny działo i przecież nadal się dzieje. Myślałaś by zadbać o siebie - udać się po pomoc dla siebie? Jakiś czas temu pisałaś, że terapetka sugerowała konsultację u psychiatry - może warto z takiej pomocy skorzystać. Porozmawiać o swoich lękach, obawach, przewlekłym stresie. Profilaktyka depresji jest lepsza niż jej leczenie. Warto też wesprzeć się stałą terapią.

Zobacz tyle już przeszłaś, tyle udźwigęłaś. Gdy jest chwila ulgi, czasem właśnie wtedy nagle dopada nas poczucie, że nie mam już sił. Na swojej terapii dowiedziałam się, że to naturalny mechanizm - rozsypanie się, gdy jest lepiej - bo dopóki jest źle, to rozsypać się "nie można".

Pomodlę się dzisiaj w twojej intencji, po południu mam w planach adorację. I część tej adoracji z chęcią odbędę w twojej intencji - sił dla ciebie, spokoju i pogody ducha i otrzymania potrzebnych ci w twojej sytuacji łask. A zaraz będzie u mnie moja ciocia, z którą będę się także modlić - w intencji naszych rodzin i innych rodzin - i także obejmiemy intencją całą Twoją rodzinę.
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Lawendowa »

Angelo,
cieszę się, że się odezwałaś. Takie silne uczucie zmęczenia, gdy krytyczna sytuacja się wyciszyła jest naturalne. Bliskie mi jest to co Ruta napisała. Twój organizm z jednej strony włączył teraz tryb "regeneracja" , z drugiej "oszczędzanie sił" na wypadek gdyby znów były potrzebne. Oczywiście to jest spore uproszczenie, ale u mnie w fazie najgorszego kryzysu też podobnie to działało. Dopiero jeśli były dłuższe okresy spokojniejsze, to po takiej fazie obezwładniającego zmęczenia powoli organizm wracał do względnej równowagi i wracała życiowa energia, radość i chęć do działania.
Warto w tym czasie nie wymagać od siebie zbyt dużo i zadbać w miarę możliwości właśnie o siebie, o swoje zdrowie, emocje, ale i stronę duchową itd. i wykorzystać ten spokojniejszy czas na zregenerowanie sił. Jeśli masz takie możliwości to bardzo warto pomyśleć teraz o terapii dla siebie, by się wzmocnić; warto wybrać się na spotkanie w którymś Ognisku (często są on-line, więc dojazd nie jest przeszkodą); o spotkaniach z przyjaciółmi; o znalezieniu czasu na jakieś swoje pasje, które przynosiły radość,a może odkrycie czegoś nowego dla siebie. Ja potrzebne wyciszenie, ukojenie i nowe siły czerpałam bardzo często z Adoracji, bo wtedy odkryłam, że w maleńkim kościółku kilka kilometrów ode mnie jest całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu.
Z całego serca Ci życzę, by ten spokój był trwały, by każdy kolejny dzień wlewał w Twoje serce nadzieję i Boży pokój.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Angela »

Ruta, Lawendowa,
Ja jestem przekonana, że w dużej mierze powodem tej naszej,, apokalipsy'' było poważne pogorszenie zdrowia fizycznego męża. Frustracja, że się pogarsza, diagnoza i strach, że się chciało jeszcze tyle zrobić a to może końcówka życia. Tylko że mąż miał zawsze tak wielką potrzebę niezależności i stąd złość, że może ja będę korzystać z pełni życia już bez niego. A skąd taka śmiała teza? Bo często powtarzał, że chce się ze mną zestarzeć i najlepiej umrzeć też razem. Kiedyś odbierałam to jako wyznanie miłości. Teraz widzę to inaczej, jako strach przed odrzuceniem u człowieka, który nie zaznał zbyt wiele czułości w dzieciństwie.
Tu potrzebna obojgu nam terapia i mąż sam to już proponował. Ale musimy poczekać aż w pełni ustabilizuje się zarówno zdrowie męża jak i koronawirusowa sytuacja. Przy mocno obniżonej odporności męża ograniczamy kontakty z innymi. A wideokonferencje to porażka.
Teraz skupiam się, w miarę sił, na dobrej atmosferze w domu. I widzę, że i mąż się stara. Bardzo jeszcze daleko do pełni wzajemnego zaufania, ale łączy nas troska o dzieci, bo zbyt mocno ucierpiały w naszym konflikcie.
Janek38
Posty: 15
Rejestracja: 30 gru 2018, 19:06
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Janek38 »

Angela mam nadzieję że twój mąż w pełni wyzdrowieje. Dużo siły wam życzę od Pana Boga.

Ruta, ciekawe jest to co napisałaś. Tylko gdzie znaleźć solidnego i rzetelnego lekarza-psychologa/psychiatrę który postawi odpowiednią diagnozę. Duży niedobór witaminy D (słońce) o którym piszesz także i mi nie ułatwia funkcjonowania. A chciałbym polepszyć swoją kondycję fizyczno-psychiczną. Tym bardziej że mi to będzie potrzebne w niedalekiej przyszłości.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Angela »

Kochani oceńcie, czy dobrze myślę, bo mąż mi robi wodę z mózgu.
Po przeszczepie mąż wyzbył się wszelkiej agresji słownej, jest uczynny i uprzejmy, dogadujemy się w sprawach finansowych i dzieci, razem odmawiamy różaniec. Ogólnie sielanka.
Ale chore jego myśli pozostały: On wykazuje miłosierdzie chrześcijańskie ,,niewiernej żonie'', ma przekonanie, że z mojej winy nasze małżeństwo jest nieważne, ale nie składa wniosku do sądu biskupiego, bo dzieci by to mocno przeżyły. Na znak sprzeciwu wobec mojej domniemanej rozwiązłości od 4 lat nie podejmował ze mną współżycia. Kilku znajomym oznajmił, że jesteśmy w separacji, choć mieszkamy razem.
Ostatnio jednak ustąpiły wszelkie komplikacje po operacji i mąż czuje się świetnie. Zaproponował powrót do współżycia i nie chce zrozumieć mojej odmowy. Nazywa ją grzechem ciężkim i przerzuca całkowicie na mnie winę za niemożność naprawy małżeństwa.
Ja mam poczucie, że w tym względzie już wypełniłam swoją powinność rodząc 6 dzieci i mając jeszcze 4 w niebie. Teraz, gdy moja płodność wygasła, zanikły też moje potrzeby w tej materii. Jako troskliwa żona powinnam mieć na względzie powrót potrzeb męża, ale nie gdy wszystko stoi na głowie. Nie ma wzajemnego zaufania i dla mojego męża raz jestem jego żoną , raz nie.
Dla mnie intymność, to stanięcie całkiem bezbronnym wobec drugiej osoby w całkowitym jej zaufaniu.
Tu tego nie ma. Współżycie 4 lata temu było dla mnie traumą. Chciałam wtedy być dobrą żoną i spełniałam obowiązek. Po wszystkim mąż stawał się pobudzony, agresywny i wulgarny. Twierdził, że łatwo daję się namówić, bo ,,lubię te sprawy i jest pewien, że własny mąż mi nie wystarcza.''
Panicznie boję się powrotu tych sytuacji.
Czy mam prawo zatem odmówić współżycia?
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Monti »

Dla mnie słowa takie jak „powinność” czy „obowiązek” w ogóle nie pasują do afery miłości, także seksualnej. Uważam, że mąż próbuje Tobą manipulować, wmawiając Ci, że odmowa współżycia jest grzechem (zresztą jeśli twierdzi, że Wasze małżeństwo jest nieważne, to konsekwentnie nie powinien podejmować współżycia z Tobą jako nie-żoną). Jakość współżycia zależy od kondycji związku w ogóle i słusznie piszesz, że trudno o satysfakcjonujący seks, jeśli Wasze relacje (mimo poprawy) ciągle stoją na głowie. Najpierw trzeba chyba uporządkować wszystko inne. Natomiast uważam też, że nie ma co definitywnie zamykać się na perspektywę powrotu do pożycia, bo w końcu może się stać tak, że mąż zacznie rozładowywać swój popęd w inny sposób.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Angela »

Monti pisze: 13 sie 2021, 20:59 Najpierw trzeba chyba uporządkować wszystko inne. Natomiast uważam też, że nie ma co definitywnie zamykać się na perspektywę powrotu do pożycia, bo w końcu może się stać tak, że mąż zacznie rozładowywać swój popęd w inny sposób.
Ale czy to moja odpowiedzialność? Nie służy też jedności, gdyby to miał być jedyny powód współżycia, bo na uporządkowanie relacji nie ma szans. Mąż nie widzi potrzeby terapii.
Jest we mnie wewnętrzny opór przed naprawą małżeństwa jakby od końca i przeczucie, że odniosłoby to przeciwny skutek.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Ruta »

Angela pisze: 13 sie 2021, 22:34
Monti pisze: 13 sie 2021, 20:59 Najpierw trzeba chyba uporządkować wszystko inne. Natomiast uważam też, że nie ma co definitywnie zamykać się na perspektywę powrotu do pożycia, bo w końcu może się stać tak, że mąż zacznie rozładowywać swój popęd w inny sposób.
Ale czy to moja odpowiedzialność? Nie służy też jedności, gdyby to miał być jedyny powód współżycia, bo na uporządkowanie relacji nie ma szans. Mąż nie widzi potrzeby terapii.
Jest we mnie wewnętrzny opór przed naprawą małżeństwa jakby od końca i przeczucie, że odniosłoby to przeciwny skutek.
Zgadzam się, że motywacja do podjęcia życia intymnego w małżeństwie na nowo "żeby nie poszedł do innej" nie brzmi zachęcająco. W moim odczuciu nie o to chodzi w tym rodzaju bliskości. NIe chciałabym już więcej takiej bliskości. A zdarzało się w naszym małżeństwie, że miałam takie motywacje w naszym życiu intymnym, bo bardzo bałam się zdrady. Nie budowało to między nami bliskości. I nie czułam się z tym dobrze. Burzyło to moją radość z bliskości z mężem.

Z drugiej strony mąż odrzucony w tej sferze także może czuć się zraniony. Gdy czytam co piszesz, mam wrażenie, że intymność z jednej strony to dla twojego męża ważna sfera życia, z drugiej strony jest w niej pogubiony i niepewny. Jak większość z nas współcześnie. W tej niepewności jak piszesz mąż ma przykry zwyczaj wypowiadania swoich lęków, na przykład, że go zdradzasz, przez atakowanie ciebie, tak jakby było to prawdą. Jest dla mnie zrozumiałe, że po tak trudnych i przykrych doświadczeniach masz obawy, że takie sytuacje mogą się powtórzyć. I że chcesz ich uniknąć. Zapewne gdy temat jest tak trudny i drażliwy, szanse na otwartą spokojną rozmowę nie sa zbyt duże.

Czy macie szansę na to, by wspólnie obejrzeć jakąś konferencję o budowaniu bliskości i intymności małżeńskiej? Jeśli nie, spróbuj może sama posłuchać na przykład pana Jacka Pulikowskiego. On bardzo mądrze mówi o tej sferze małżeńskiej relacji. Tak generalnie wskazuje, że wbrew obiegowym opiniom, specjalistkami od budowania intymności są kobiety. I to do nich naturalnie należy rola przewodniczki. Tylko, że współczesnym mężczyznom trudno to uznać, potrzebują sami czuć się w roli specjalistów. Pan Pulikowski mówi sporo o tym, co może zrobić kobieta, by jednak delikatnie nakierowac mężczyznę na swoje potrzeby w tej sferze, w tym potrzeby emocjonalne, potrzebę bezpieczeństwa, które pomagają w rozwinięciu relacji intymnej. Może coś w tych konferencjach naprowadzi cię na taki sposób postępowania, który pomoże wam obojgu...

Na pewno jest to trudne, gdy po obu stronach jest wiele zranień, lęków, trudnych doświadczeń z przeszłości. Ale całkowite zamknięcie się na tą sferę też raczej nie prowadzi do niczego dobrego. Podobnie jak jakiekolwiek działania wbrew sobie.

Poruszyłabym ten temat w swojej modlitwie. Przecież nasza seksualność jest Bożym darem, więc myślę, że rozmawiając z Bogiem o naszych trudnościach w tej sferze i prosząc o wsparcie w małżeństwie możemy dostać pomoc tak samo jak w innych sprawach.
Zawsze można modlić się o uzdrowienie zranień męża i swoich. Mamy taką modliwtę na sycharowskiej stronie, ponawiam ją raz na jakiś czas i za siebie i za męża: http://sychar.org/modlitwa-o-uzdrowienie-wewnetrzne/
I powoli różne zranienia się w nas zaleczają.

Ja jestem w innej sytuacji, żyję samotnie odkąd nie ma przy mnie męża, ale rozmawiam o swojej seksualności w modlitwach, i dostaję pomoc na drodze czystości. Dla mnie to bardzo ważna pomoc, bo tak po ludzku było to dla mnie bardzo trudne. Odejście męża traktowałam jako okradzenie mnie z tej sfery życia. I bardzo trudno było mi wyobrazić sobie celibat, to znaczy siebie żyjącą w czystości. I bez Bożej pomocy nie dałabym rady uporządkować w sobie tej sfery. Modlitwa i otwarte rozmowy z Bogiem bardzo mi pomogły. I nadal pomagają.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Monti »

Ja tylko wskazałem na takie ryzyko. Nie twierdzę, że to ma być motywacja podjęcia współżycia, podobnie jak nie powinna być nią jakaś tylko abstrakcyjna powinność małżeńska. Wiadomo że każdy ponosi odpowiedzialność za swoje czyny, ale ich konsekwencje dotykają już często całe rodziny. Sytuacja rzeczywiście jest trudna do rozwiązania, zwłaszcza, że ciężko z tego co piszesz o sensowną, szczerą rozmowę z Twoim mężem.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Pantop »

A gdyby żona PÓKI CO zapaliła mężowi w tunelu oczekiwania światełko nadziei?

.
.
.
:idea:
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: nałóg »

A ja podsuwam myśl:
Wieczorny seks zaczyna się od porannej kawy……. i to niekoniecznie tego dnia ……..
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Lawendowa »

Angelo,
przyjrzyj się temu co zacytowałam. Wiesz skąd, aż taka zmiana na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy?
Angela pisze: 22 sty 2021, 2:02 Tu potrzebna obojgu nam terapia i mąż sam to już proponował. Ale musimy poczekać aż w pełni ustabilizuje się zarówno zdrowie męża jak i koronawirusowa sytuacja. Przy mocno obniżonej odporności męża ograniczamy kontakty z innymi. A wideokonferencje to porażka.
Angela pisze: 13 sie 2021, 22:34
Monti pisze: 13 sie 2021, 20:59 Najpierw trzeba chyba uporządkować wszystko inne. Natomiast uważam też, że nie ma co definitywnie zamykać się na perspektywę powrotu do pożycia, bo w końcu może się stać tak, że mąż zacznie rozładowywać swój popęd w inny sposób.
Ale czy to moja odpowiedzialność? Nie służy też jedności, gdyby to miał być jedyny powód współżycia, bo na uporządkowanie relacji nie ma szans. Mąż nie widzi potrzeby terapii.
Jest we mnie wewnętrzny opór przed naprawą małżeństwa jakby od końca i przeczucie, że odniosłoby to przeciwny skutek.
Warto przyjrzeć się temu wewnętrznemu oporowi z czego on wypływa i nie bagatelizować tego, by siebie bardziej nie skrzywdzić. Być może warto byłoby to rozeznać z kimś, ale tutaj ze szczególną uwagą warto wybrać taką osobę (terapeutę, osobę duchowną, albo kogoś komu ufasz).
Robienie czegokolwiek dla tak zwanego "świętego spokoju" jest drogą na manowce.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
ODPOWIEDZ